![Witam :witam:](https://alkohole-domowe.com/forum/images/smilies/witaj.gif)
Poziomki (marnujące się w ogrodzie) zmusiły mnie do zainteresowania się podstawami gorzelnictwa, więc przytupałam na forum i od dłuższego czasu cierpliwie podczytuję, ucząc się tego, czego w rozmowach z dziadkiem pominęłam (i już nie nadrobię).
Mam ogród, sporo roślin, z których do niedawna tworzyłam przetwory dla dzieci - soki, dżemy, kompociki. Dzieci już dorosły, smaki im się zmieniły a mnie zrobiło się żal marnujących się owoców. Nalewki wydały się sensownym kierunkiem, a poziomkówka położyła mnie na kolana. Pyszna.
Tylko miałam mały kłopot z zaopatrzeniem w spirytualia - co ja ze sklepu z flaszeczka pod pachą wychodziłam, to zawsze jakaś znajoma twarz się pojawiała. I lekki zonk - np. sąsiadka z mlekiem - ja ćwiartka spirytusu, koleżanka wózek z warzywami - ja biała żubrówka w ilości litra. Stwierdziłam, że wstydu po wsi robić sobie nie będę i sama se wyprodukuję, co mi potrzebne. Teorię znam, od Was mogę uczyć się bez końca
![Respect :respect:](https://alkohole-domowe.com/forum/images/smilies/respekt.gif)
Mam 30 litrowego kega, katalizator 30 cm zasypany miedzią, kolumna 100 cm zasypana KO od szymonli i głowice aabratek. Termometry w kegu, 10 półka i głowica - doprowadzają mnie szału, bo oszukują. Od niedawna korzystam z regulatora napięcia i mam z niego jedną sondę obecnie na 10 półce. Trochę się rozpędziłam i już myślę o rozbudowie pod zbożówki, bo Małż pija tylko whiskacze.
Pozdrawiam wszystkich (ale szczególnie ciepło tych z okolic Nowego Sącza i Łącka -sąsiadka zza miedzy)