
Poziomki (marnujące się w ogrodzie) zmusiły mnie do zainteresowania się podstawami gorzelnictwa, więc przytupałam na forum i od dłuższego czasu cierpliwie podczytuję, ucząc się tego, czego w rozmowach z dziadkiem pominęłam (i już nie nadrobię).
Mam ogród, sporo roślin, z których do niedawna tworzyłam przetwory dla dzieci - soki, dżemy, kompociki. Dzieci już dorosły, smaki im się zmieniły a mnie zrobiło się żal marnujących się owoców. Nalewki wydały się sensownym kierunkiem, a poziomkówka położyła mnie na kolana. Pyszna.
Tylko miałam mały kłopot z zaopatrzeniem w spirytualia - co ja ze sklepu z flaszeczka pod pachą wychodziłam, to zawsze jakaś znajoma twarz się pojawiała. I lekki zonk - np. sąsiadka z mlekiem - ja ćwiartka spirytusu, koleżanka wózek z warzywami - ja biała żubrówka w ilości litra. Stwierdziłam, że wstydu po wsi robić sobie nie będę i sama se wyprodukuję, co mi potrzebne. Teorię znam, od Was mogę uczyć się bez końca

Mam 30 litrowego kega, katalizator 30 cm zasypany miedzią, kolumna 100 cm zasypana KO od szymonli i głowice aabratek. Termometry w kegu, 10 półka i głowica - doprowadzają mnie szału, bo oszukują. Od niedawna korzystam z regulatora napięcia i mam z niego jedną sondę obecnie na 10 półce. Trochę się rozpędziłam i już myślę o rozbudowie pod zbożówki, bo Małż pija tylko whiskacze.
Pozdrawiam wszystkich (ale szczególnie ciepło tych z okolic Nowego Sącza i Łącka -sąsiadka zza miedzy)