Czytuję forum juz od lat, a od kilku miesięcy nawet zarejestrowałem się żeby oglądać obrazki. Po dziesiątkach przewertowanych miodowych tematów wydaje mi się że już wiem `czym to się je`, postanowiłem więc zweryfikować nabytą wiedzę. Na pierwszy ogień poszedł sycony trójniak panieński.
Surowce
Na jednym z aukcyjnych portali zaopatrzyłem się we wszystko co było potrzebne:
- Miód wielokwiatowy wiosenny nadburzański - wpisany na liste produktów tradycyjnych (niestety jeden słoik nie przetrwał transportu, udało mi się odratować ok. połowę) Gąsior 10l z osprzętem (rurki, korki, wężyki, cukromierze itp.) Drożdże do miodu (Professional mead yeast - bayanus) i pożywka
- Około 3.3 litra miodu trafiło wraz z nieco mniej niż 4 litrami kranówki do garnka (8l to największy jaki mam)
Brzeczka była bardzo gorąca. Jako że z cierpliwością u mnie na bakier (co nie jest za dobrą cechą w miodosytnictwie ) postawiłem ją na pół godziny przy wiatraku (który i tak chodził na najwyższych obrotach ponieważ temperatura powietrza przekraczała mi w mieszkaniu 42*C). Jako że w tej temperaturze nic nie miało szansy wystygnąć, oraz z racji tego że nie posiadam sprzętu akwarystycznego którym mógłbym nastaw napowietrzyć (co wyraźnie każe robić instrukcja na opakowaniu drożdży) postanowiłem wlać zawartość do gąsiora, chwilę poczekać, po czym przelać wszystko z powrotem do garnka i powtórzyć czynność kilkanaście razy. Pomogło.
Wystudzony nastaw przelałem do gąsiora i uzupełniłem prawie całą potrzebną wodę (żeby utrzymać trójniakowe proporcje, jednak bez ok 200ml potrzebnych do drożdży)
Przyszedł czas na drożdżową pożywkę. Opakowanie ma 20 gramów, proporcje które znalazłem w internecie (oraz na opakowaniu) polecają 4gramy na 10litrowy nastaw. Nie posiadam niestety wagi kuchennej, rozdzieliłem więc całość na 5 równych (lub prawie równych) części. Rozpuściłem ją w 1/4 szklanki letniej wody i dodałem delikatnie do gąsiora.
Następnie odmierzyłem odpowiednią ilość drożdży (1g/1l powinno być wystarczające przy trójniaku), wymieszałem je z połową szklanki wody. Delikatnie, lejąc po łyżce, wlałem je do gąsiora, na powierzchnię brzeczki.
Wszystko zatkałem korkiem z rurką fermentacyjną i wyniosłem do skrytki na strychu, gdzie w towarzystwie nalewek dam mu trochę czasu na dojrzewanie. Po około godzinie zaczęło się bulgotanie, póki co spokojnie, około 3-4 bulgnięć na minutę. Startowe BLG 31. Resztę relacji będę zdawał w czasie rzeczywistym. Trzymajcie kciuki !
Gotując początkowo na średnim, później odpowiednio zwiększanym, ogniu usuwałem wszystko co zdążyło się wytrącić na powierzchni. Po około godzinie dodałem sok z jednej cytryny.
Po około 2.5h cokolwiek przestało się wytrącać.
Tutaj jeszcze mała uwaga z mojej strony - ciężko było mi znaleźć jakąkolwiek informację na temat temperatury w której powinno się odbywać sycenie, spróbowałem więc na chłopski rozum - mam kuchnię indukcyjną, początkowo ustawiłem więc grzanie na '4' (w skali do '9'), po około pół godzinie na '9', gdy zaczęło mocniej bulgotać wróciłem na '4', pod koniec zmieniając na '7' żeby upewnić się że nic więcej sie nie wytrąci, nawet w wyższej temperaturze