Kawusiowa psota ;)
-
- Posty: 102
- Rejestracja: czwartek, 9 lut 2012, 14:27
- Krótko o sobie: Miedź, miedź i jeszcze raz miedź
- Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Lokalizacja: Ropczyce
- Podziękował: 1 raz
- Otrzymał podziękowanie: 3 razy
Re: Kawusiowa psota ;)
Już coś takiego miałem na rurkach http://alkohole-domowe.com/forum/psota- ... t6126.html potrzeba tylko czasu na leżakowanie z dębem
-
Autor tematu - Posty: 887
- Rejestracja: środa, 19 wrz 2012, 00:23
- Krótko o sobie: Psotnik, dłubacz i leń patentowany.
- Status Alkoholowy: Destylator
- Lokalizacja: Warszawa
- Podziękował: 97 razy
- Otrzymał podziękowanie: 171 razy
Re: Kawusiowa psota ;)
Czyli w zasadzie jak u mnie .
Proces jest w trakcie, trwa kapanie 2 partii surówki (nie chciałem lać pod korek 10,5 litra płynu do 12 litrowego szybkowara).
Obserwacje po pierwszej części: miedź w deflegmatorze wyłapuje sporo syfu bo czernieje intensywnie, za to w surówce praktycznie nie wyczuwam siarkowych aromatów. Trąci nieco drożdżem no ale to normalne bo ciągnę %% do końca (dokładniej - 99,5 stopnia na termometrze w kociołku). Wydajność zbliżona do zakładanej, z 5,3 litra nastawu wyszło 1,3 litra 47% surówki, więc nastaw musiał mieć około 11,5-12%.
Największa ciekawostka to fakt że zapach kawy jest bardzo słabo wyczuwalny przez większość procesu. Dopiero w okolicach 97-98 stopni to co kapie z chłodnicy zaczyna pachnieć intensywniej i bardzo przyjemnie kawą. Stąd wniosek że za aromat naparu kawy odpowiadają jakieś substancje wrzące w temperaturach bliskich wrzeniu wody. Na szczęście to pot-still, więc jakieś ich ślady mam nadzieję odessać w trakcie drugiego grania i że coś z tej dobroci w finalnym napitku zostanie .
Dam znać co i jak dalej po psoceniu z cięciem na frakcje.
Edycja:
No to po zabawie. Trzeba przyznać że destylat jest dość kapryśny i wymaga nadzoru w trakcie procesu .
Jedziemy: wymienioną wyżej surówkę rozcieńczyłem do 30% i zacząłem grzać. Odebrałem z czystej ostrożności ślepotkę w ilości 50 ml (mimo że oddzielałem ją też w trakcie wstępnego odpędu). Następne 100 ml trafiło do butelki gdzie zbieram odpady do ponownej przeróbki. Zapach był zbyt ziemisty i trącący nieco za mocno chemią. Następne 100 ml nadal utrzymywało lekko ziemisty zapach ale już akceptowalny i jest to aromat wyczuwalny czasem w czasie parzenia kawy naturalnej. Prócz mnie degustowała Aga i stwierdziła że smak i zapach jest ok .
Jak okej, to lecimy.. i tu zasadzka! Ładnie leciało, miałem zamiar przyjrzeć się dokładniej temu co kapie w okolicach 94*C ale na szczęście odbierałem w małych porcjach i coś mnie podkusiło sprawdzić wcześniej, w okolicach 93*C. Odlałem kilka kropel, rozcieńczyłem, próbuję i pfuuu! Smak i zapach jakbym przypalił w środku oponę i kawał styropianu. Gumowo - plastikowy posmak, kompletne paskudztwo! Nieco mnie to zdziwiło bo wcześniej ładne kawowe aromaty odezwały się w okolicy 97 stopni.. Na gorąco analizując sądzę że kolejne gotowanie mogło porozkładać część pożądanych substancji a poza tym pogon jest tu bardziej skondensowany.
Jakby nie było, udało się odebrać około 1,3 literka 73% dobrotki o naprawdę przyjemnym posmaku kawy i lekko likierowych nutkach. Jutro pomyślę co z tym dalej zrobić, ale prawdopodobnie podzielę po rozcieńczeniu na porcje i każdą potraktuję inaczej. A jak? Z tym problemem muszę się przespać!
3majcie się Psotniki!
Proces jest w trakcie, trwa kapanie 2 partii surówki (nie chciałem lać pod korek 10,5 litra płynu do 12 litrowego szybkowara).
Obserwacje po pierwszej części: miedź w deflegmatorze wyłapuje sporo syfu bo czernieje intensywnie, za to w surówce praktycznie nie wyczuwam siarkowych aromatów. Trąci nieco drożdżem no ale to normalne bo ciągnę %% do końca (dokładniej - 99,5 stopnia na termometrze w kociołku). Wydajność zbliżona do zakładanej, z 5,3 litra nastawu wyszło 1,3 litra 47% surówki, więc nastaw musiał mieć około 11,5-12%.
Największa ciekawostka to fakt że zapach kawy jest bardzo słabo wyczuwalny przez większość procesu. Dopiero w okolicach 97-98 stopni to co kapie z chłodnicy zaczyna pachnieć intensywniej i bardzo przyjemnie kawą. Stąd wniosek że za aromat naparu kawy odpowiadają jakieś substancje wrzące w temperaturach bliskich wrzeniu wody. Na szczęście to pot-still, więc jakieś ich ślady mam nadzieję odessać w trakcie drugiego grania i że coś z tej dobroci w finalnym napitku zostanie .
Dam znać co i jak dalej po psoceniu z cięciem na frakcje.
Edycja:
No to po zabawie. Trzeba przyznać że destylat jest dość kapryśny i wymaga nadzoru w trakcie procesu .
Jedziemy: wymienioną wyżej surówkę rozcieńczyłem do 30% i zacząłem grzać. Odebrałem z czystej ostrożności ślepotkę w ilości 50 ml (mimo że oddzielałem ją też w trakcie wstępnego odpędu). Następne 100 ml trafiło do butelki gdzie zbieram odpady do ponownej przeróbki. Zapach był zbyt ziemisty i trącący nieco za mocno chemią. Następne 100 ml nadal utrzymywało lekko ziemisty zapach ale już akceptowalny i jest to aromat wyczuwalny czasem w czasie parzenia kawy naturalnej. Prócz mnie degustowała Aga i stwierdziła że smak i zapach jest ok .
Jak okej, to lecimy.. i tu zasadzka! Ładnie leciało, miałem zamiar przyjrzeć się dokładniej temu co kapie w okolicach 94*C ale na szczęście odbierałem w małych porcjach i coś mnie podkusiło sprawdzić wcześniej, w okolicach 93*C. Odlałem kilka kropel, rozcieńczyłem, próbuję i pfuuu! Smak i zapach jakbym przypalił w środku oponę i kawał styropianu. Gumowo - plastikowy posmak, kompletne paskudztwo! Nieco mnie to zdziwiło bo wcześniej ładne kawowe aromaty odezwały się w okolicy 97 stopni.. Na gorąco analizując sądzę że kolejne gotowanie mogło porozkładać część pożądanych substancji a poza tym pogon jest tu bardziej skondensowany.
Jakby nie było, udało się odebrać około 1,3 literka 73% dobrotki o naprawdę przyjemnym posmaku kawy i lekko likierowych nutkach. Jutro pomyślę co z tym dalej zrobić, ale prawdopodobnie podzielę po rozcieńczeniu na porcje i każdą potraktuję inaczej. A jak? Z tym problemem muszę się przespać!
3majcie się Psotniki!
-
Autor tematu - Posty: 887
- Rejestracja: środa, 19 wrz 2012, 00:23
- Krótko o sobie: Psotnik, dłubacz i leń patentowany.
- Status Alkoholowy: Destylator
- Lokalizacja: Warszawa
- Podziękował: 97 razy
- Otrzymał podziękowanie: 171 razy
Re: Kawusiowa psota ;)
Uuups.. Faktycznie, obiecałem i zapomniałem .
Sprawy mają się tak: Uzysk z destylacji rozcieńczyłem do około 50%, co dało dwa litry wyrobu, następnie wlałem do słoja i odstawiłem w celu przegryzienia. Po dwóch tygodniach sprawdziłem i.. tragedia. Guma, ziemia i diabli wiedzą co jeszcze. Jako że nie miałem nadziei na cokolwiek dobrego, połowa wylądowała w słoju na odpady do ponownego przerobu. Drugą połową, jako że słój się zapełnił, w akcie rozpaczy zalałem resztki pigwy które zostały po zasypaniu cukrem i odzyskaniu syropu. Do tego dodałem nieco cynamonu i gałki muszkatołowej oraz dwa goździki. Tak spreparowana mikstura trafiła do szafki i na kilka miesięcy została zapomniana. Dokładnie do czasu aż przyjechała pod moją nieobecność teściowa i siostra mej Pani . Zostały potraktowane wyżej opisaną "trucizną " i.. Były zachwycone! Kiedy się o tym dowiedziałem, czym prędzej zdegustowałem i faktycznie, nastąpiła znaczna poprawa. Jeszcze nie do końca to było "to", ale stało się pijalne. Czym prędzej odfiltrowałem z wszelkich farfocli, zlałem do czystej butelki i znów odstawiłem. Na dzień dzisiejszy została już może 1/4 objętości, a ja pluję sobie w brodę że calutki litr poszedł na kompost. Trunek się pięknie ułożył, pigwa praktycznie zanikła, za to pięknie zbudował się kawowo-korzenny aromat.
Kiedy będę powtarzał eksperyment, a zrobię to na pewno, część zrobię tylko z przyprawami, część tylko z karmelem a część z tym i tym. Być może poeksperymentuję też z miodem .
Po raz kolejny potwierdziło się, że czas potrafi w magiczny sposób przemienić niepijalny preparat na muchy w pyszną okowitkę.
Zdrówko!
Sprawy mają się tak: Uzysk z destylacji rozcieńczyłem do około 50%, co dało dwa litry wyrobu, następnie wlałem do słoja i odstawiłem w celu przegryzienia. Po dwóch tygodniach sprawdziłem i.. tragedia. Guma, ziemia i diabli wiedzą co jeszcze. Jako że nie miałem nadziei na cokolwiek dobrego, połowa wylądowała w słoju na odpady do ponownego przerobu. Drugą połową, jako że słój się zapełnił, w akcie rozpaczy zalałem resztki pigwy które zostały po zasypaniu cukrem i odzyskaniu syropu. Do tego dodałem nieco cynamonu i gałki muszkatołowej oraz dwa goździki. Tak spreparowana mikstura trafiła do szafki i na kilka miesięcy została zapomniana. Dokładnie do czasu aż przyjechała pod moją nieobecność teściowa i siostra mej Pani . Zostały potraktowane wyżej opisaną "trucizną " i.. Były zachwycone! Kiedy się o tym dowiedziałem, czym prędzej zdegustowałem i faktycznie, nastąpiła znaczna poprawa. Jeszcze nie do końca to było "to", ale stało się pijalne. Czym prędzej odfiltrowałem z wszelkich farfocli, zlałem do czystej butelki i znów odstawiłem. Na dzień dzisiejszy została już może 1/4 objętości, a ja pluję sobie w brodę że calutki litr poszedł na kompost. Trunek się pięknie ułożył, pigwa praktycznie zanikła, za to pięknie zbudował się kawowo-korzenny aromat.
Kiedy będę powtarzał eksperyment, a zrobię to na pewno, część zrobię tylko z przyprawami, część tylko z karmelem a część z tym i tym. Być może poeksperymentuję też z miodem .
Po raz kolejny potwierdziło się, że czas potrafi w magiczny sposób przemienić niepijalny preparat na muchy w pyszną okowitkę.
Zdrówko!