Cześć,
To mój pierwszy post więc od razu się przedstawię - imię Michał, lat 26, zawodowo informatyk ale hobbystycznie "winiarz" z przymrużeniem oka. Lubię pić i nastawiać raczej słodkie wina a ulubione drożdże to bayanusy. Koneser nietypowych połączeń smakowych (przynajmniej nietypowe dla najbliższych) a mój największy sukces to wino arbuzowo-cynamonowe - nie, nie było rozwodnione, wręcz przeciwnie ale ogrom roboty. Unikam dolewania wody, pożywki (ewentualnie szczypta dla zachęty), piro i innych specyfików - uważam, że natura sobie poradzi nawet w najtrudniejszym środowisku
Teraz do sedna. W piątek (26.07 rano) przerobiłem jabłka na sok, wyszło 11L a baniak 15L. BLG sprawdziłem, obliczyłem kiedy i ile cukru dosypać, nastawiłem aktywne drożdże winiarskie, wlałem do baniaka i poszedłem spać. Nie przepadam za aktywnymi ale miałem większy zapas i chciałem się pozbyć. W sobotę rano cisza, żadnego bąbelka na powierzchni, żadnej wyczuwalnej nutki fermentacji, BLG a właściwie Oe z cukromierza ani drgnęło.
Sprawdziłem opakowanie po drożdzach i niestety rok przeterminowane. Pomyślałem, że może w tym opakowaniu całkiem padły więc nastawiłem 2 dodatkowe opakowania dla pewności i nie ruszyły. No cóż, nie używam ich więc swoje przeleżały w szufladzie.
Zanim to wszystko sprawdziłem i się upewniłem to trochę czasu minęło, że wszystkie sklepy gdzie mógłbym kupić inne drożdże były już zamknięte.
Na szczęście (lub nie) znalazłem drożdże gorzelnicze - swoją drogą, przeterminowane 2 lata - ale wystartowały! Uśmiech na twarzy od razu się pojawił, bo bardzo nie lubię marnować owoców a przede wszystkim czasu więc to była ostatnia deska ratunku dla mnie i moich możliwości w tej sytuacji.
Pytanie do Was, bo z drożdżami gorzelniczymi nie miałem wcześniej styczności a skąd to opakowanie mam to nawet nie wiem. Czy coś z tego będzie? Na rurki nie pójdzie bo nie mam. Z tego co wyczytałem to będzie większy woltaż i gorszy smak, ale w sumie więcej procentów na taki mały zastaw to czemu nie a jeśli chodzi o smak to ja i tak smaki słabiej wyczuwam niż "przeciętny Kowalski" - tak przynajmniej z moich obserwacji wynika.
Więc najważniejsze pytanie czy to będzie dla amatora smaków pijalne i czy klarowanie przejdzie bezboleśnie, bo też wyczytałem, że może być z tym problem. Chociaż wino z jabłek (z tych samych drzew co teraz) z zeszłego roku robiony na winiarskich zlałem po 3 miesiącach po burzliwej i w butelkach osadu nie mam. Jeśli problem z klarowaniem na gorzelniczych jest tylko w czasie, to jakoś przeboleję.
Pierwszy błąd w mojej "karierze" i sukcesywnie pogłębiałem problem krok za krokiem, mogłem od razu pojechać po winiarskie jak tylko zauważyłem, że nie ruszyło..
Drożdze gorzelnicze jako ostatnia deska ratunku
-
- Posty: 718
- Rejestracja: poniedziałek, 19 lip 2021, 02:57
- Podziękował: 196 razy
- Otrzymał podziękowanie: 139 razy
Re: Drożdze gorzelnicze jako ostatnia deska ratunku
Drożdże gorzelnicze ( pamiętasz może nazwę?) mają w opakowaniu zestaw mikroelementów, witamin, regulator kwasowości, czyli wszystkie składniki niezbędne do prawidłowej fermentacji, których nie ma w cukrze czy innej skrobii.
Krzywdy nie zrobiłeś, czy wino będzie gorsze? Nie sądzę. O klarowanie też bym się nie martwił.
Châteauneuf-du-Pape to nie będzie, ale sam twierdzisz, że wystarczy Ci wyższy woltaż i " pijalność". Będziesz Pan zadowolony.
Krzywdy nie zrobiłeś, czy wino będzie gorsze? Nie sądzę. O klarowanie też bym się nie martwił.
Châteauneuf-du-Pape to nie będzie, ale sam twierdzisz, że wystarczy Ci wyższy woltaż i " pijalność". Będziesz Pan zadowolony.
-
- Posty: 2716
- Rejestracja: sobota, 30 lip 2016, 16:57
- Ulubiony Alkohol: Zależy od nastroju i dostępności.
- Status Alkoholowy: Winiarz
- Podziękował: 253 razy
- Otrzymał podziękowanie: 467 razy
Re: Drożdze gorzelnicze jako ostatnia deska ratunku
Wino będzie gorsze, rodzaj drożdży ma spore znaczenie.
Tyle, że czytając jakie podejście do wina ma autor i biorąc pod uwagę, że
I jeszcze jedno:
I dlatego dodajemy pożywkę, dopasowujemy kwasowość, żeby otrzymać jak najlepszy efekt.
Wino nie ma walić po głowie, wino ma smakować, a jeżeli komuś zależy tylko na jak największym woltażu, to może lepiej kupić/zrobić spirytus?
Tyle, że czytając jakie podejście do wina ma autor i biorąc pod uwagę, że
to pewnie różnicy nie zauważy.a jeśli chodzi o smak to ja i tak smaki słabiej wyczuwam niż "przeciętny Kowalski" - tak przynajmniej z moich obserwacji wynika.
I jeszcze jedno:
Tak, poradzi sobie, tylko im bardziej drożdże będą miały "pod górkę", tym gorszy będzie efekt.Unikam dolewania wody, pożywki (ewentualnie szczypta dla zachęty), piro i innych specyfików - uważam, że natura sobie poradzi nawet w najtrudniejszym środowisku
I dlatego dodajemy pożywkę, dopasowujemy kwasowość, żeby otrzymać jak najlepszy efekt.
Wino nie ma walić po głowie, wino ma smakować, a jeżeli komuś zależy tylko na jak największym woltażu, to może lepiej kupić/zrobić spirytus?
Pozdrawiam z opolskiego.
Re: Drożdze gorzelnicze jako ostatnia deska ratunku
Dzięki za odpowiedź, nastawiałem się na tragiczniejszą sytuację ale jak będzie pijalne to będę spał spokojnie.
@jakis1234
Na zmysł smaku niestety nie mam wpływu, chciałbym mieć jak kiperzy ale geny poszły bardziej w wzrok.
Wino ma smakować - zgadzam się i dlatego dzięki doświadczeniu mojego dziadka który skutecznie próbował mnie zainteresować winiarstwem od najmłodszych lat, z wiedzy i z praktyk na węgierskich winiarniach oraz metodą prób i błędów doszedłem do swoich rozwiązań, dzięki czemu moje wina mi smakują, innym o lepszych zmysłach też. To nie są moje początki, prosiłbym, nie oceniaj mnie zbyt szybko i ze szczątkowych informacji Zgodę mamy - ma smakować.
Dzięki za odpowiedzi, wrzucę info jak to wyszło finalnie, może przyda się to potomnym co też gorzelnicze wrzucą i będą szukać pomocy
@HeniekStarr, to były te:Drożdże gorzelnicze ( pamiętasz może nazwę?)
Dzięki za odpowiedź, nastawiałem się na tragiczniejszą sytuację ale jak będzie pijalne to będę spał spokojnie.
@jakis1234
Na zmysł smaku niestety nie mam wpływu, chciałbym mieć jak kiperzy ale geny poszły bardziej w wzrok.
Mi nie zależy na największym woltażu (w tym przypadku to akceptuję bo i tak poszło nie po mojej myśli). Napisałem, że lubię bayanusy bo jeszcze mnie nie zawiodły i co bym nie nastawił to one i tak ruszą. To nie znaczy od razu, że na delikatniejszych nie robię.Wino nie ma walić po głowie, wino ma smakować, a jeżeli komuś zależy tylko na jak największym woltażu, to może lepiej kupić/zrobić spirytus?
Wino ma smakować - zgadzam się i dlatego dzięki doświadczeniu mojego dziadka który skutecznie próbował mnie zainteresować winiarstwem od najmłodszych lat, z wiedzy i z praktyk na węgierskich winiarniach oraz metodą prób i błędów doszedłem do swoich rozwiązań, dzięki czemu moje wina mi smakują, innym o lepszych zmysłach też. To nie są moje początki, prosiłbym, nie oceniaj mnie zbyt szybko i ze szczątkowych informacji Zgodę mamy - ma smakować.
Dzięki za odpowiedzi, wrzucę info jak to wyszło finalnie, może przyda się to potomnym co też gorzelnicze wrzucą i będą szukać pomocy
-
- Posty: 2716
- Rejestracja: sobota, 30 lip 2016, 16:57
- Ulubiony Alkohol: Zależy od nastroju i dostępności.
- Status Alkoholowy: Winiarz
- Podziękował: 253 razy
- Otrzymał podziękowanie: 467 razy
Re: Drożdze gorzelnicze jako ostatnia deska ratunku
Nie oceniam, zareagowałem tylko na Twoje
Przepraszam jeżeli tak odebrałeś, ale na tym forum było już sporo takich osób, dla których najważniejsze było to, żeby "wino" miało jak najwięcej procentów.
Fajnie, że Ty do nich nie należysz.
To w takim razie kilka rad ode mnie - oczywiście jako moje doświadczenia, w końcu od tego jest to forum, żeby dzielić się doświadczeniami.
Co do bayanusów, też na początku na nich nastawiałem, bo faktycznie pracują zawsze i to tak, że zjadają nawet fermentor , jest tylko jeden problem - spróbuj je później ubić.
Miałem wina, które po dwóch latach stania, po rozlaniu do butelek startowały i wysadzało korki, pomimo tego, że dodałem piro.
Dlatego obecnie staram się unikać bayanusów.
Co do piro - używanie ma więcej zalet niż wad. W winie i tak jest siarka jako naturalny produkt fermentacji alkoholowej a ilości jakie my stosujemy są kilka/kilkanaście razy mniejsze niż producentów win. A jednak zabezpiecza ona prze utlenianiem i pozwala winu trochę poleżeć, a przecież mamy na ogół nie najlepsze warunki do przechowywania.
I ostatnia sprawa - wino z jabłek baaaardzo ciężko się klaruje, moje stoi już dobrze ponad rok i nadal jest mętne. Tylko mnie to nie przeszkadza. Ja nie muszę mieć wino krystalicznie czyste.
Pozdrawiam i życzę powodzenia i oczywiście informuj jak wyszło i generalnie dziel się doświadczeniami - w końcu masz je od pokoleń
, ale fajnie, że chodzi Ci o smak a nie ilość alkoholu
Przepraszam jeżeli tak odebrałeś, ale na tym forum było już sporo takich osób, dla których najważniejsze było to, żeby "wino" miało jak najwięcej procentów.
Fajnie, że Ty do nich nie należysz.
To w takim razie kilka rad ode mnie - oczywiście jako moje doświadczenia, w końcu od tego jest to forum, żeby dzielić się doświadczeniami.
Co do bayanusów, też na początku na nich nastawiałem, bo faktycznie pracują zawsze i to tak, że zjadają nawet fermentor , jest tylko jeden problem - spróbuj je później ubić.
Miałem wina, które po dwóch latach stania, po rozlaniu do butelek startowały i wysadzało korki, pomimo tego, że dodałem piro.
Dlatego obecnie staram się unikać bayanusów.
Co do piro - używanie ma więcej zalet niż wad. W winie i tak jest siarka jako naturalny produkt fermentacji alkoholowej a ilości jakie my stosujemy są kilka/kilkanaście razy mniejsze niż producentów win. A jednak zabezpiecza ona prze utlenianiem i pozwala winu trochę poleżeć, a przecież mamy na ogół nie najlepsze warunki do przechowywania.
I ostatnia sprawa - wino z jabłek baaaardzo ciężko się klaruje, moje stoi już dobrze ponad rok i nadal jest mętne. Tylko mnie to nie przeszkadza. Ja nie muszę mieć wino krystalicznie czyste.
Pozdrawiam i życzę powodzenia i oczywiście informuj jak wyszło i generalnie dziel się doświadczeniami - w końcu masz je od pokoleń
Pozdrawiam z opolskiego.
Re: Drożdze gorzelnicze jako ostatnia deska ratunku
Mi dziadek zawsze powtarzał - wino to sztuka, poezja ze smaków i uczta dla podniebienia, jak chcesz się upić to wlej spirytus do kompotu
Z bayanusami nie mam problemów, wyliczam ile potrzebują cukru aby wyrobić podany procent, niekiedy przestrzelam się zwykle o kilka BLG, dosładzam do pożądanego finalnego poziomu i już ani drgnie. Trzymam 2-3 miesiące dla pewności, ale nie zdarzyło mi się, żeby wystartowały w nieoczekiwanym momencie. Przestrzelam się, bo zależnie ile BLG ma sok, jak ma za dużo to robię kilka MD (na tym samym soku, bez wody) na jeden nastaw, czekam aż się rozkręcą i wtedy z wszystkich wlewam do soku i ruszają jak pendolino na sterydach. Burzliwa bez rurki bo wysadza ją z wiaderka. Takim sposobem wyciągam tylko te najsilniejsze co poradzą sobie z danym stężeniem cukru (MD co chwile dosładzam, aby było w miarę stałe stężenie jak w soku), uprzedzam - czasochłonne. Procenty według moich obliczeń wychodzą większe niż na opakowaniu, ale to jakby efekt uboczny Dla tego lubię bayanusy bo dopiero na syropie z daktyli co miało na oko 70blg (musiałem próbkę rozwadniać bo cukromierz się kładł) miały spory problem a z tymi delikatniejszymi to pewnie by padły szybciej niż by się przebudziły.
Mi wino z jabłek bardzo szybko się klaruje, właściwie po burzliwej już większość jest na dnie a reszta opada w przeciągu 2-3 miesięcy. Tylko, do większości win jak i do jabłkowych zawsze dodaję na oko pół szklanki mocno zaparzonej z dużej ilości czarnej herbaty i jedno espresso na 10L. Taki mój fetysz smakowy. Może to w jakimś stopniu pomaga. Za to wszelkie przyprawy, daktyle, rodzynki i inne takie "suche" dodatki długo utrzymują zawiesinę. Cynamon chyba najgorzej.
Co do piro - byłem uczony, żeby nie dawać i tak mi zostało. Kiedyś próbowałem dodawać, ale później wyczuwałem siarkę na gardle, taki posmak pozostawał, nawet po porządnym wymieszaniu. Może źle dodawałem albo za dużo, ale niesmak do tego pozostał.
---
Co do tego wina z tematu - nie napisałem tego wcześniej, ale wsypałem na oko 1/4 albo 1/3 opakowania, na pewno mniej niż połowę bo jakoś logiczne mi się wydawało, że to za duże opakowanie jak na moje 11L a wolałem nie przesadzać bo nie wiedziałem jak to dokładnie działa. Fermentacja ogólnie jest ciekawa, pieni się jak nalewany do kieliszka szampan i bąbelki dużo mniejsze. Syczy a nie bąbelkuje. BLG z 17 spadło mi 2, dosypałem cukru i jeszcze bardziej się pieniło i syczało. Chyba głodne były.
Smak - oprócz posmaku drożdży to mocno wyczuwalny alkohol który jak na razie kompletnie zasłania smak jabłek. Alkohol to nie taki w miarę delikatny, komponujący jak mam w innych winach ale bardziej jak dolany chamski spirytus, drapiący w gardło. Niby rozwodniony, ale w gardle uczucie jakbym z gwinta pił. No i srogo nagazowany takimi malutkimi bąbelkami i w ogromnej ilości - to akurat fajne uczucie ale też dodatkowo spycha smak jabłek na daleki plan.
Aż jestem ciekawy co to z tego będzie. Za szybko na ocenę smaku, ale jakby teraz odgazować i udawać, że alkohol nie jest taki chamski to tak na rozluźnienie będzie. Chyba, że to nie alkohol tak pali tylko coś innego
Z bayanusami nie mam problemów, wyliczam ile potrzebują cukru aby wyrobić podany procent, niekiedy przestrzelam się zwykle o kilka BLG, dosładzam do pożądanego finalnego poziomu i już ani drgnie. Trzymam 2-3 miesiące dla pewności, ale nie zdarzyło mi się, żeby wystartowały w nieoczekiwanym momencie. Przestrzelam się, bo zależnie ile BLG ma sok, jak ma za dużo to robię kilka MD (na tym samym soku, bez wody) na jeden nastaw, czekam aż się rozkręcą i wtedy z wszystkich wlewam do soku i ruszają jak pendolino na sterydach. Burzliwa bez rurki bo wysadza ją z wiaderka. Takim sposobem wyciągam tylko te najsilniejsze co poradzą sobie z danym stężeniem cukru (MD co chwile dosładzam, aby było w miarę stałe stężenie jak w soku), uprzedzam - czasochłonne. Procenty według moich obliczeń wychodzą większe niż na opakowaniu, ale to jakby efekt uboczny Dla tego lubię bayanusy bo dopiero na syropie z daktyli co miało na oko 70blg (musiałem próbkę rozwadniać bo cukromierz się kładł) miały spory problem a z tymi delikatniejszymi to pewnie by padły szybciej niż by się przebudziły.
Mi wino z jabłek bardzo szybko się klaruje, właściwie po burzliwej już większość jest na dnie a reszta opada w przeciągu 2-3 miesięcy. Tylko, do większości win jak i do jabłkowych zawsze dodaję na oko pół szklanki mocno zaparzonej z dużej ilości czarnej herbaty i jedno espresso na 10L. Taki mój fetysz smakowy. Może to w jakimś stopniu pomaga. Za to wszelkie przyprawy, daktyle, rodzynki i inne takie "suche" dodatki długo utrzymują zawiesinę. Cynamon chyba najgorzej.
Co do piro - byłem uczony, żeby nie dawać i tak mi zostało. Kiedyś próbowałem dodawać, ale później wyczuwałem siarkę na gardle, taki posmak pozostawał, nawet po porządnym wymieszaniu. Może źle dodawałem albo za dużo, ale niesmak do tego pozostał.
---
Co do tego wina z tematu - nie napisałem tego wcześniej, ale wsypałem na oko 1/4 albo 1/3 opakowania, na pewno mniej niż połowę bo jakoś logiczne mi się wydawało, że to za duże opakowanie jak na moje 11L a wolałem nie przesadzać bo nie wiedziałem jak to dokładnie działa. Fermentacja ogólnie jest ciekawa, pieni się jak nalewany do kieliszka szampan i bąbelki dużo mniejsze. Syczy a nie bąbelkuje. BLG z 17 spadło mi 2, dosypałem cukru i jeszcze bardziej się pieniło i syczało. Chyba głodne były.
Smak - oprócz posmaku drożdży to mocno wyczuwalny alkohol który jak na razie kompletnie zasłania smak jabłek. Alkohol to nie taki w miarę delikatny, komponujący jak mam w innych winach ale bardziej jak dolany chamski spirytus, drapiący w gardło. Niby rozwodniony, ale w gardle uczucie jakbym z gwinta pił. No i srogo nagazowany takimi malutkimi bąbelkami i w ogromnej ilości - to akurat fajne uczucie ale też dodatkowo spycha smak jabłek na daleki plan.
Aż jestem ciekawy co to z tego będzie. Za szybko na ocenę smaku, ale jakby teraz odgazować i udawać, że alkohol nie jest taki chamski to tak na rozluźnienie będzie. Chyba, że to nie alkohol tak pali tylko coś innego
-
- Posty: 718
- Rejestracja: poniedziałek, 19 lip 2021, 02:57
- Podziękował: 196 razy
- Otrzymał podziękowanie: 139 razy
Re: Drożdze gorzelnicze jako ostatnia deska ratunku
Proszę, kolego:
https://winodomowedwazero.blogspot.com/ ... 1.html?m=1
do dziadkowej wiedzy i tych praktyk madziarskich.
A tu o taninach,
https://winodomowedwazero.blogspot.com/ ... e.html?m=1
to Ci się Twój fetysz smakowy wyjaśni. Herbata również, jak Ci pewnie wiadomo, zawiera taniny.
I zdecyduj się, czy wino to " sztuka, poezja ze smaków i uczta dla podniebienia", czy " jakby teraz odgazować i udawać, że alkohol nie jest taki chamski to tak na rozluźnienie będzie".
Bo dysonans poznawczy nam tutaj Waść aplikujesz.
https://winodomowedwazero.blogspot.com/ ... 1.html?m=1
do dziadkowej wiedzy i tych praktyk madziarskich.
A tu o taninach,
https://winodomowedwazero.blogspot.com/ ... e.html?m=1
to Ci się Twój fetysz smakowy wyjaśni. Herbata również, jak Ci pewnie wiadomo, zawiera taniny.
I zdecyduj się, czy wino to " sztuka, poezja ze smaków i uczta dla podniebienia", czy " jakby teraz odgazować i udawać, że alkohol nie jest taki chamski to tak na rozluźnienie będzie".
Bo dysonans poznawczy nam tutaj Waść aplikujesz.