Kucyk śliwowicę lubi i robi, więc czuje się w obowiązku odpowiedzieć na post Formy, choć wie, że zaraz zostanie posądzony o sprzyjanie Winiarkowi. Aby było wszystko jasne, i w celu zaoszczędzenia adwersarzom czasu na zgadywanie komu Kucyk kibicuje, Kuc oświadcza, że trzyma stronę Klubu Strusia Pędzibimbra i jest stronniczy nie stroniąc od alkoholu.
Już czuję jaka zaraz awantura się zacznie...
Na początek taka opowieść niezbyt związana z tematem, choć nie do końca.
Byłem ze 12 lat temu w gospodarstwie agroturystycznym, gdzie gospodyni szczyciła się tym, że sama masło wyrabia i zaprosiła nas do pomocy. Dźwigaliśmy wiadra z mlekiem, potem kręciliśmy dzielnie korbą wirówki do śmietany (wirówka była tradycyjna - na korbę a nie elektryczna), w końcu na zmianę "trzepaliśmy gruchę" mieszadłem w maselnicy - klasycznej, dębowej z klepek, z obręczami kutymi przez kowala. Następnie gospodyni masło odcedziła, przepłukała, ugniotła i dała nam do spróbowania. Jakież rozczarowanie nastąpiło. To, o czym marzyliśmy - czyli o 1000 razy bardziej aromatycznym i 10000 razy smaczniejszym masełku niż to ze sklepu - okazało się triumfem naszej naiwności nad rzeczywistością. Nasze, wyprodukowane tradycyjnie, bez użycia techniki masło okazało się obrzydliwe, o konsystencji gruzełkowatej z lekką nutką krowiego wymiona w aromacie...
Czy aby zjeść prawdziwą, tradycyjną szynkę naprawdę należy wybrać się na polowanie uzbrojonym będąc jedynie w dzidę i przepaskę biodrową? Świniaka zadźganego pochlastać kościanym nożem albo rękami rozszarpać, a ogień w wędzarce rozniecić łuczkiem i kręconym patykiem? O drewnie użytym do wędzenia wspomnę tylko, że trzeba je zrąbać kamiennym toporkiem... Chyba nie o to chodzi, aby stać się ekstremistą tradycjonalnym, bo wszelkie formy skrajne są w życiu niewskazane. "Tradycyjnie" nie oznacza "bez zastosowania zdobyczy ludzkości".
Ad rem, bo czasu szkoda!
Czemu beczki z zacierem nie można by ogrzać inaczej niż za pomocą fermentacji gnilnej obornika? No, chyba, że przedostawanie się do beczki różnych takich "soczków" stanowi o wyjątkowości śliwowicy? Aby nie zarzucano mi nadmiaru sarkazmu stwierdzę, że w to nie wierzę.
Jestem tego samego zdania co Kolega Winiarek co do używania drożdży i to z rygorystycznym stosowaniem właściwej rasy, a nie opieranie się na niepewnych dzikich szczepach. Moje uwagi co do fermentacji śliw są zawarte z resztą w poprzednich postach w tym temacie.
Co do uwagi Kolegi Froma, że:
śliwy muszą skisnąć a nie fermentować...
odpowiem, że kiśnienie to proces zgoła odmienny od fermentacji wywoływany przez bakterie kwasu mlekowego, w którym nie powstaje ani gram alkoholu, więc do naszych celów ów proces będzie przydatny jedynie podczas kiszenia ogórów na zagrychę.
Co do procesów przebarwiania się destylatu, to znów mam równie mieszane odczucia, jak Kolega Winiarek, bo to trochę niemożliwe, aby kolor pojawiał się ot tak, znikąd, no, chyba, że się destylat w drewnianej beczułce przechowuje, albo zaprawi ociupinka karmelu, to wtedy rozumiem...
A co do Górali i robionego przez nich syfu, to nie ulega wątpliwości, że Górale dla
ceprów nie za bardzo są skłonni do poświęceń, raczej do zarobienia na nich
dutków przy minimalnym wysiłku i nakładach, ale to już wykracza poza temat śliwowicy...
Pozdrawiam tych, co wytrwali do końca posta!
Janusz.