Strona 1 z 1

Winogrona - brandy.

: niedziela, 18 lis 2012, 17:47
autor: pokrec
No, to raport:

Pod koniec września zebrałem winogrona z krzaków. W tym roku nie było ich jakoś oszałamiająco dużo, a że wina mam w zapasach dość sporo, postanowiłem zrobić owocówkę.

Miałem w sumie 2 czubate skrzynki jednej odmiany i 3 wiadra drugiej. Umyłem, odszypułkowałem. Z tej drugiej prasą wycisnąłem sok, mam w rodzinie abstynentkę i chciała mieć sok. Wytłoczki + winogrona ze skrzynek wrzuciłem do beczki 50 l i powierciłem wiertarką z mieszadłem aż zrobiła się pulpa.

Razem wyszło ok. 44 kg pulpy, BLG było 19 (ale po poprawce na niecukry - 15). Wzmocniłem półtorej litrem wody i kilogramem cukru. BLG wzrosło do 21 (bez niecukrów - 17). Zaszczepiłem nastaw drożdżami winiarskimi "Burgund" sprzed 6 lat :-O. Bardzo ładnie się rozmnożyły po 2 dniach w butelce. Koło trzeciego dnia dodałem jeszcze nową matkę "Malaga", bo nie chciały ruszyć. Ruszyły dopiero czwartego dnia. Dodałem kilo cukru i litr wody.

Po 3-ch dniach dosypałem kilo cukru i rozbełtałem go wiertarą.
Po następnych 2 dniach - 2 kilo cukru.
Po 6 dniach jeszcze kilo i po następnych 3 dniach jeszcze kilo na wiwat.

Razem w porcjach dodałem 7 kilo cukru i 2,5 litra wody.

Wczoraj przetarłem zawartość beczki przez sitko i otrzymałem ponad 30 l. zawiesistego nastawu + z 5 kilo pestek ze skórkami. Dziś puściłem to na deflegmatorze 140 cm, zerowy refluks.
Wyszło 8 litrów 70% urobku. Pachnie obłędnie. A smakuje - no, jak klasyczna brandy.

Tylko jedno mnie zastanawia: pod koniec gotowania, kiedy jeszcze trochę pogonów zostało w kotle, deflegmator zaczęło zalewać na potęgę. Przez rurkę leciała zawartość kotła. Choć pracowałem na jakichś absurdalnie małych mocach typu kilkaset W. Nic nie pomagało. No, trudno, nie mam pogonów, dobra, ale co powodowało zalewanie? Podejrzewam, że zawartość kotła wściekle się pieniła, choć keg 30 l. był wypełniony w połowie (robiłem na 2 razy). Czy mam na przyszłość dodawać espumisan?

Teraz wleję to do damy, zarzucę szczapkę dębu (a może palona czereśnia będzie lepsza?) i poczekam ile dam rady...

Re: Winogrona - brandy.

: niedziela, 18 lis 2012, 17:59
autor: popcorner
Dzięki za raport. Ależ Ci zazdroszczę tego brandy/koniaku! Marzy mi się taki produkt, stąd prosiłem kogoś, kto z Włoch przywoził moszcz, by odświeżył kontakt i coś w tym okresie skombinował. Oby się udało!

A co drożdży - ja byłbym już posikany po takim czasie. Ja robiąc Starkę, wystarczyło bym się spóźnił dosłownie kilka godzin i temperatura zacieru spadła do około 30oC (zamiast 35) to już zaczynały startować dzikusy. Jeden fermentator tak straciłem. Nie byłem w stanie już ich w opanować, a gotować ponownie nie było warto.

Re: Winogrona - brandy.

: niedziela, 18 lis 2012, 19:15
autor: pokrec
Ja wykorzystałem nasze, polskie winogrona. Na import z Włoch mnie trochę nie stać :-)
A co do drożdży - i tak nie miałem wielkiego wyboru - ruszą albo nie ruszą. Kiedyś jak nastawiałem wino, to w miazdze też ruszały mi 3 dni. Choć dałem pięknie namnożoną matkę drożdżową. Tym doświadczeniem się sugerowałem i dzięki temu nie musiałem prać bielizny ten jeden raz więcej. Spoko.

Re: Winogrona - brandy.

: czwartek, 21 lut 2013, 08:48
autor: darth_y2k
W połowie września pozbierałem winogrona, które rosną na mojej działce od czasów, gdy rodzice posadzili je 25 lat temu - 4 gatunki ciemnych i jasnych (po dwa z każdego koloru). Odszypułkowałem, zmiażdżyłem i miazgę zadałem drożdżami burgund. Po około tygodniu przecedziłem całość, dodałem wody (było nieco kwaskowe) i cukru, zakorkowałem balon 20l i niech sobie pracuje. Zlałem winko po około 2 miesiącach, spróbowałem i... niestety... Mimo, że dolałem około 10% wody, to nie było już to co lubię w winie. Ale zostawiłem - niech dojrzewa. I stało sobie w 16 stopniach do końca stycznia. Spróbowałem ponownie i... nie da się. Cóż, straty dużej nie będzie, bo mam kolumnę, więc nastawiłem winko i odebrałem nieco ponad 2 litry 70% koniaczku ;-)
Smak - wyraźnie wyczuwalne winogronka, lekko słodkawy, klarowny, ale nieco ostry (cukier???). Stwierdziłem, że czas zrobi swoje. Podzieliłem całość na 2 części i rozlałem do 2 butelek po 1.5 litrowym (h)amerykańskim "winie" CR. Do jednej dorzuciłem dębu, a do drugiej dębu, kilka suszonych śliwek, 2 ziarnka ziela angielskiego, 2 ziarnka pieprzu, liść laurowy i trochę wanilii (przepis na domowy koniak znaleziony w internecie, ale u mnie zamiast bimberku był destylat winny).
Wczoraj z ciekawości odkręciłem jeden i drugi. Wersja z samym dębem nabiera zapaszku, aczkolwiek w pierwszej chwili stwierdziłem, że bliżej temu zapachowi do łiskacza, aniżeli do koniaku. Natomiast trunek wzbogacony... zapach rewelacja. Czuć owoce, czuć dąb i jest PRAWIE jak koniak :-) Wiem, że prawie robi różnicę, ale nawet moja żona, która sceptycznie podchodzi do moich wyczynów stwierdziła: "to może być dobre", po czym umoczyła paluch i stwierdziła, że jak nieco zmniejszę woltarz, to ona już może pić. Ale póki co nie zamierzam zmniejszać - niech siedemdziesiątka wyciąga to co najlepsze. Rozcieńczyć zawsze można, ale póki co niech leży i dochodzi. Za dwa lata stuknie czterdziestka - będzie jak znalazł na toast :-)
Szkoda, że pozostałe 30 litrów wina z winogron, które zebrałem u teścia jest dużo lepsze, bo zapewne też pokusiłbym się o jego zmianę w koniaczek.

Przepraszam za polskobrzmiące nazwy, ale nie odważę się pisać cognac czy whisky w stosunku do moich produktów.