Strona 1 z 1

Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: sobota, 1 sie 2020, 16:42
autor: rozrywek
Tytułem wstępu:
Dużo nas tu dosyć starszych, i z pewnością niekoniecznie dziadków ale tych co sporo przeżyli. I warto o tym opowiedzieć.
Wielu z was zapewne posiada wiele wspomnień.
Nasz przecudowny kraj dał nam mistrza. Bareję.
Te wszystkie spilbergi tarantiny i camerony mimo ich dorobku mogą go cmoknąć. W piętę.
A dał nam Prl i mistrzyni parę.
Joanna Chmielewska. Niesamowity dorobek literacki. Jej umiejętność walki z cenzurą była rewelacyjna. Maria Czubaszek. Ta to waliła prosto z mostu.
A my mieliśmy zbuntowani coś w stylu Ucieczka z kina wolność.
Zapraszam zatem do wspomnień.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 07:17
autor: bociann2
Migawka 1
Śpię w niedzielę do 9 rano. Matka mnie budzi i mówi:
- synu,zobacz co jest, bo telewizor nie działa.
Po krótkich poszukiwaniach na ekranie pojawia się pan w zielonym mundurku i czarnych okularach. Czyta z kartki jakieś głupoty
Że co? Wojna? Kto z kim??? A, my sami ze sobą. Uff. Pierwszy lockdown. Ferie zimowe o 3 tygodnie dłuższe. Gitara, ale i strach. SKOTy na ulicach, wszędzie żołnierze i mylycjanty

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 07:41
autor: Kasko
A mi utkwiły wizyty w pewex-ach. Co tam nie było,wszystko.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 07:49
autor: radius
Moja migawaka:
Stan wojenny. Ja, kierowca w wojsku, jadę na patrol. Dwóch żołnierzy + jakiś tam sierżancina z milicji jako dowódca patrolu.
Po godzinie łażenia po Łodzi, dowódca patrolu stwierdza, że trzeba coś zjeść. Wchodzimy do dość przyjemnej restauracji a na nasz widok wyskakuje kierowniczka, blada jak ściana i zaprasza na zaplecze. W ciągu pięciu minut na stoliku znalazły się frykasy rodem z Pewexu (szynka Krakus) i butelka najlepszego koniaku, za chwilę wjechały talerze z żarełkiem. No, nie powiem podjedliśmy do syta tylko, że patrol popijał wszystko koniaczkiem a ja, biedny kierowca, tylko hamerykańską Coca Colą :mrgreen:
Uprzedzę pytanie :)
Oczywiście nie zapłaciliśmy ani grosza :mrgreen:

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 07:50
autor: bociann2
Migawka 2
Wrocław. Przebiegam z kumplem na czerwonym świetle przez ulicę koło placu PKWN. Spieszymy się na zajęcia. Skądś wyłania się szczyl w niebieskim mundurku(pewnie odrabiał wojsko) i haczy nas o dokumenty. Wiem, że kumpel nerwowy i pyskaty, to mówię do niego po cichu: spoko, ja to załatwię.
Podajemy mylycjantowi legitymacje studenckie, on je otwiera, gotowy do przepisania ich do notesu i rzuca tekstem:
-Taa, studiujemy, co?
Kumpel na to( nie zdążyłem go zahamować):
- Tak, ale tylko my dwaj.
Po stówie mandatu na twarz i do widzenia. A mogło być tak pięknie...

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 09:49
autor: bociann2
@Radius
Fajne. Ja mialem wtedy 17 lat i byłem za młody do woja, ale zawsze żal mi było tych chłopaków, pilnujących na siarczystym mrozie i śniegu po kolana poczty w mojej O. Ludzie z okolicznych budynków przynosili im cieplą herbatę i ciasto, żeby nie pomarli na tym mrozie. Pierwszy i w sumie jedyny raz widziałem żołnierzy w kożuchach.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 11:12
autor: radius
No, to opowiem jak mając 18 lat, pojechaliśmy z kolegami pod namiot nad morze. Nie pamiętam już w jakiej to było miejscowości, bo co kilka dni przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce, ale pewnego razu zatrzymał nas patrol i pierwsze pytanie było o dokumenty. Oczywiście przy sobie nie mieliśmy, więc spisywanie danych wyglądało tak;
- Nazwisko!
- Pisz (tak się nazywał jeden z kolegów :D ).
- Co mam pisać?
- No, nazwisko.
- Jakie?
- Pisz.
I po tym "wyznaniu", najpierw były po dwie pały na nogi a dopiero później wyjaśnianie nieporozumienia :mrgreen:
Fajne to były czasy :crazy:

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 13:25
autor: Wojtek5
To może pamiętacie zatłoczone pociągi w okresie urlopów letnich rodziców a Naszych wakacji. Pamiętam jak w połowie lat 80 jechaliśmy kilka razy nad morze i mimo wykupionych miejscówek w pociągu na Centralnym wsiadało się oknem - do dziś pamiętam jak ojciec mnie nim wepchnął do przedziału. Miałem wtedy może z 8 lat. Gdzie w rzędach siedzeń w przedziale powinny siedzieć 3/4 osoby w zależności od klasy, a siedziało ich 10-12 po jednej stronie, po drugiej tyle samo i jeszcze w pełni zagospodarowane miejsce stojące pomiędzy siedzeniami. Ludzie w korytarzach upchnięci jak sardynki. Pamiętam jako dziecko gdzie całą podróż z Warszawy do Koszalina przesiedziałem na zagłówku wciśniętym pod półki na bagaże - tak tym oddzielającym głowy - w pierwszej klasie były to szerokie zagłówki, a na końcu podróży ściągał mnie z niego jakiś facet bo nie byłem w stanie się ruszyć. Teraz takie coś byłoby nie do pomyślenia, ale wtedy każdy się cieszył że jedzie. Pamiętam też jak z matką i siostrą jechaliśmy w kiblu w wagonie i to była dobra miejscówka bo przestrzeń mieliśmy całą dla siebie - był taki tłok, że nawet nie było jak dość do przedziału w którym i tak nie byłoby już miejsca.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 14:36
autor: rozrywek
A ja za trzepanie dywanu po 22 zarobiłem i to ostro. Ja młodszy od was trochę ale świetnie do tej pory pamiętam te przemówienie pana w ciemnych okularach. Kanały telewizyjne były dwa.
A w dzień święta wojska Polskiego wręczaliśmy tym szeregowym fajki. Najtańsze sporty czy popularne.
Ja z miasta które było pierwszą stolicą Polski po wojnie. 10 dni tylko ale zawsze.
Jak na wariata tynkowali tył gmachu pkwn.
I ponastawiali betonowych pomników.

A za co największy wpierdziel dostałem? Ja wam muszę opowiedzieć od początku:
Pochód pierwszomajowy. To była bzdura dopiero. Popierdzielona propaganda. A ja byłem w klasie sportowej. W szkole extra mielony ale nie o tym.
I idziemy na biało czerwono ubrani a od trenera dostalìśmy te hulahop koła. I polecenie aby przechodząc obok trybun podnieść te koła do góry. A ja to zmieniłem oczywiście jako że niby trener kazał. Mamy te koła rzucić w ich stronę. I jedno z tych kół trafiło prosto w pysk jednego aparatczyka z Kw.
A mojego kolegę z klasy Gierek pogłaskał po głowie jak przybył na oddanie 10-cio tysięcznego mieszkania, wyłysiał potem. Nie Gierek, kolega.
Się działo.
Radius a ja mam kumpla co nazywa się Pisz. Ten to miał przesrane. Jak go spisywali. Nazwisko? Pisz. Obywatelu nie jesteśmy na ty nie tykajcie. W ogóle cała forma liczby mnogiej i bezosobowej...Towarzyszu.
Dobra zmiana w inną stronę.
Kto teraz jeździ pod namiot? Która dziewczynka gra w gumę czy klasy.
A który chłopczyk gra w bacę? Zbiera kapsle czy pogra w kapsle. Woskiem zalewane.
A i coś takiego jak trzepak i fikołki na nim.
A teraz to chodzą i zbierają pokemony gówniarze. Na srajfonie.
Zbieranie makulatury też było niezłe. Nazbierać i do skupu. Bo dawali płytę Oddziału Zamkniętego.

I dowcip z życia: zatrzymuje patrol dwóch łepków. Nazwiska: Wilk i Zając. Gdzie mieszkacie? W Lesie. Wpierdol dostali i się okazało że Las to wioska obok Żywca.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 14:36
autor: mtx
Wojtek5 pisze:Teraz takie coś byłoby nie do pomyślenia, ale wtedy każdy się cieszył że jedzie.
No to patrz, i to ledwie 10lat temu ;)

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 14:53
autor: Wojtek5
Kurcze, niemal jak wspomnienia z tamtych lat, ale wydaje mi się, że to i tak mało jak w tamtych latach, choć nie mam osobistego porównania, bo ostatni raz na wczasy jechałem pociągiem chyba w 96 roku, potem już tylko lepsze lub gorsze autko

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 15:37
autor: Krychu35
Witam.
Ja pamiętam jak co środę, kiedy do szkoły szedłem na 10 chodziłem pod garaż sklepowy i stałem w kolejce z workiem butelek.
Różne różniste, ponieważ wszystkie brali. Miałem tego bardzo dużo bo ojciec pracował w PGR-ach i zbierał co wypili.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 17:43
autor: Wojtek5
Z tymi butelkami to była jazda :) Pamiętam jak szedłem z rowerem obwieszonym siatami z butelkami na kierownicy, bagażniku i plecaku na plecach by je sprzedać w skupie. Butelki, mniejsze, większe, słoiki - masz racje wszystko brali. Byłem wtedy w czwartej klasie, a w kolejce raz spotkałem swoją nauczycielkę od matematyki - jakoś wtedy nikt się tego nie wstydził, było to całkiem normalne. Teraz mówią o ekologi, surowcach wtórnych, ale skupu nie ma, a jak są to tak powszechne i ogólnodostępne, że ze świeczką w ręku szukać

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 18:01
autor: Drupi
Wtedy miałem malucha, zardzewiał i trzeba było robić blacharkę całych boków. Wyczekałem się aż będzie dostawa i wysłałem matkę żeby pojechała autobusem 25 km i autobusem mi przywiozła elementy. Odebrała cały bok malucha i szła już po ciemku przez park bo stacja była obok parku. Bała się jak nie wiem, bo tam byli różne zbiry. Idzie a za plecami słyszy : " patrz jaka odważna, ta baba gdzieś po ciemku rozbroiła samochód". :D

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 18:25
autor: rozrywek
Pociągiem to się objeździłem w życiu mnóstwo. I to samego przodu jako małolat bo mieszkałem przy torach i mnie zabierali maszyniści w trasę. I wrzucałem szuflą węgiel do paszczy ciuchci. A w wolnych chwilach na tory podkładanie pod szyny podkładki i pięciozłotówki.

Co jeszcze z pociągami związane? Parowozownia. Stamtąd braliśmy takie rurki szklane, idealnie pasowały średnicą do jarzębiny.
Tym to się idealnie pluło w okna moherom. Tylko czekaliśmy jak umyje okno a potem puf puf puf.
A skupy butelek to było coś. Zarabialiśmy kawałkiem czegoś ściągając te obrączki z butelek. Na co? Na lody Calipso. Takie w kostkach sprzedawane. Zawsze na skupie była meta. Na każdym.
Wrócę do Jarzębiny na chwilę. Takie coś jak kieszonkowe. Mama mi daje. Widać że nie ma, masz synku kup sobie loda Włoskiego. Nie chcę jedziemy z chłopakami pozrywamy jarzębiny i sprzedamy na skupie. Albo co inne skupują teraz. I wróciłem z bochenkiem chleba, kostką sera i jakimś drobnym prezentem dla mamy.

A co do absurdów. Moja mama pracowała jako główna księgowa w zakładach obuwia.
Te same partie butów szły do ruskich po 50zł i wracały tym samym wagonem po ile?
1300zł.
My w weźmiemy od was tabor węgla a w zamian przyślecie nam 20 wagonów. Stali.
Puk sie gda budiec slonce.
Od nas wpierdziel dostawał każdy kto miał stopnie z ruskiego powyżej 3.
To była hańba. Cdn.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 2 sie 2020, 19:38
autor: Krychu35
Pamiętam jeszcze jak nie było szklanek w domu ani w sklepach.
Piło się wtedy z musztardówki z grubym dnem A mama z ciotką dwa razy do roku jechały do huty szkła po zapas.

Co do mamy to nigdy nie zapomnę jak dostałem wpierw...l za wzięcie 100 czerwonej z portmonetki.
Przyjechał wóz objazdowy na wioskę, taki jak stały na odpustach, jarmarkach z różnymi faktami do wygrania na kole.
Jaki to byłem gość jak stałem i prawie wszystkie losy rzutki itp. wykupowałem. Za tą stawka wygrałem tylko taki metalowy pstryczek i wtedy pojawiła się ona.
Moja mama z policyjnym pasem, który ojciec dostał od szwagra milicjanta.
Do domu miałem 200 metrów i całe 200 mama trzymając mnie za rękę lała gdzie popadło.
Od tamtego czasu nie biorę nic co nie moje.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 3 sie 2020, 10:22
autor: rozrywek
Pół litra jako środek płatniczy. To było to.
Albo stanie nocami dla kogoś w kolejce po telewizor.
Absurdem było kupienie bananów. Do sklepu z książeczką zdrowia i zaświadczeniem że masz krzywicę.
Kartki żywnościowe, i wymiana sąsiedzka. Ja ci dam kartkę na papierosy a ty mi na cukier czy mięso.
I stanie w kolejkach nie wiedząc czy coś kupisz.
A tysiące ton wszystkiego zalegało w magazynach. Mięso, cukier cokolwiek.
U mnie były dwa wielkie zakłady. Obuwia i 5 tyś pracowników i cementownia gdzie było 10tyś.
Ani butów ani cementu nie dało się kupić. To gdzie to wszystko szło?
Najlepsza robota w Prl to kierownik sklepu typu społem i nocny cieć na budowie.
A specjalne sklepy były. Jak pan Winnicki z Alternatyw 4. Pełna lodówka.

Obok Jaworzna jest jeziorko główne ujęcie wody dla Bielska Białej. Teren zamknięty. I tam był ru...nik dla władz z KC. Jak tam przyjeżdzali chlać i sie zabawiać to dzień wcześniej wpuszcano tonami pstrągi aby sobie dziady połowili. Ech. Jeszcze tych opowieści się trochę znajdzie. Cdn...

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 3 sie 2020, 14:52
autor: Skir
W absurdach zabraknąć nie może oczywiście WYKOPEK! Na początku było nawet śmiesznie, jakiś papieros za przyczepą, a póxniej wino owocowe. Ale w szkole średniej zaczęło mnie to wqrwiać. Deszcz, zimno, a my mamy zapierniczać jak w ruskim kołchozie, bo szkoła dostanie jakąś kasę, a belfer worek pyrów. I w dodatku miałem wspomagać naszą PeeReLowski kołchoz. No to bunt. W drugiej klasie sprawowanie obniżone do prawie najniższego. W trzeciej, ze względu na ilość nieusprawiedliwionych "enek" i tak miałbym prawie naganne, czy jak tam to się wtedy zwało, to załatwiliśmy zwolnienia lekarskie, ze względu na ... chory kręgosłup. Dyrektor też się postawił i stwierdził, że jak nie możemy dźwigać worki, to będziemy sprzątać przed szkołą. Tylko raz sprzątaliśmy, bo cała szkoła w oknach przyglądała się wygłupom dość specyficznych siedmiu debili (w długich włosach, z kolorowym postawionym, łysych), którzy "walczyli" o papierek, pozdrawiali ("sprzątający pozdrawiają uczących się"), gonili się z miotłami itp. Potem dyrektor stwierdził, że to nie był dobry pomysł i coś innego wymyślił, ale nie pamiętam już co, bo znów nie udało mi się przez jakiś czas trafiać do szkoły.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 3 sie 2020, 16:21
autor: rozrywek
Skir mam wrażenie jakbym z tobą do klasy chodził. Byłem i nieklasykowany za wagary nawet.
U mnie były wycieczki do lasu i sadzenie drzewek. To uważaliśmy za dobre i fajne.
Ale grabienie liści w parku za darmochę to już nie. Wykopek u nas nie było. Tak grabiliśmy aby sobie nagrabić.
Akcja społeczna. Albo malowanie siatki wokół szkoły. Na lekcji wf. A kto się zbuntuje to 5 okrążeń wokół szkoly. Szkoła wielka 4 boiska.
W życiu tak zabiegany nie byłem. Te gnojki bo ja byłem w klasie sportowej to mieliśmy trochę inny grafik i więcej lekcjii wf specjalnie nas tak planowali. Niedoczekanie wasze.

A wysmarowanie tablicy szkolnej smalcem. Nic się na tym pisać nie dało. To były czasy.
A jeszcze co. Rakietkami do badmintona zbijaliśmy chrabąszcze wieczorem obok szkoły. I co? I pełny słoik taki ze 2L wylądował w klasie rozbity. Wcześniej potelepane aby je pobudzić. Jak te dziewczyny piszczały.

Lekcja muzyki: ja na cymłbałkach mam coś zagrać. To zagrałem i zaśpiewałem:
"Na chuj nam swoboda ruskiego naroda, gdy nie ma co palić i nie ma co pić.
Niech Lenin i Stalin polecą się walić.

Topienie marzanny stylizowanej na jaruzela to było coś. W dzień wagarowicza oczywiście.
Prl mimo zrytego systemu i propagandy miał urok.
A jeszcze co. Narysowanie na lekcji plastyki dupy z uszami z podpisem Urban.
Cdn...

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: środa, 5 sie 2020, 15:15
autor: rozrywek
Nie może zabraknąć tutaj absurdu o którym chciałem napisać sam czyli o obowiązkowych zagrychach. Ale niechcący wynalazłem taką perełkę i nie ma co jej zmienać. Wklejam opowieść:

Zimne nóżki, sałatka warzywna, śledź w śmietanie albo koreczki serowe. Czasem wystarczała kromka chleba, albo pół jajka na twardo. Nikt nie określił, czym ma być zakąska do podawanego w lokalach PRL alkoholu. I nikt nie określił, do jakiej ilości alkoholu jaka obowiązuje zagrycha. Wiadomo tylko, że musiała być, bo tak stanowił przepis.

Władza próbowała trzeźwić coraz bardziej trunkowy naród i wymyśliła, że na pusty żołądek łatwiej się urżnąć, więc niech naród przymusowo pogryza, jeśli chce pić. A jak zakąska zuboży kieszeń konsumenta, to na wódę zostanie mniej i obywatel trzeźwiejszy opuści lokal. Obywatele radzili sobie jakoś z przeciwnościami losu.

Łeb karpia przechodni

Z marchewką w pysku. Klientowi pić się chciało, nie jeść, a już na pewno nie rybie łby, więc zamawiało się 50 g wódki i rybi łeb na zagrychę. Jedno i drugie szło w rachunek, wódka do gardła, łeb wracał do lady chłodniczej i przepisom stawało się zadość. I czekał na następne 50 g, zamówionych przez klienta. Długo nie czekał, a w godzinach szczytu to klient musiał czekać na łeb, bo napić chcieli się wszyscy, a łeb był tylko jeden. Co bardziej pazerny klient wyżerał ze łba marchewkę, ale łba nie ruszył nikt. Taka konsumencka solidarność lat 80.

W Hotelu "Rzeszów", po którym zostały czułe wspomnienia wdzięcznych klientów, zagrycha do wódki też była, bo być musiała. Restaurację i tak otwierano dopiero o godz. 13., więc nikt tu nie łamał zakazu sprzedaży alkoholu przed ustawowym czasem, ale kawiarnia działała od godzin przedpołudniowych.

- Kto znał kierownika sali, a kierownik jego, nie miał problemu z "klinem" - zapewnia były kelner byłej legendy rzeszowskiej gastronomii. - A jak miał, to szedł po sąsiedzku do peweksu i za pół dolara kupował pół litra. Potem to już było za dolara. I mógł łyknąć w hotelowym pokoju.

Stół obfitości i biedy

Nasz rozmówca pamięta czasy, kiedy w ramach obowiązkowej zagrychy do setki podawano golonkę.

- Jak zaopatrzeniowiec hotelowy przesadził z zamówieniem, to trzeba było towar "wypchnąć", zanim się zepsuł, więc golonkę przymusowo dodawano do alkoholu - opowiada. - Była taka chwila, że dostaliśmy mnóstwo kawioru, nikt tego nie chciał jeść, bo drogie. To pakowało się łyżeczkę tego na pół gotowanego jajka i była zagrycha do każdej pięćdziesiątki wódki.

Tatary często szły do wódki, bo ich termin przydatności do spożycia był krótki, wypchnąć trzeba było. Nawet, jak ktoś nienawidził tatara, a chciał się napić, to musiał zamówić znienawidzoną potrawę.
Róg obfitości pokazał dno w latach siedemdziesiątych: kartki na cukier, potem kartki na mięso i niemal wszystko inne. Na alkohole też i wtedy naród poczuł dramat sytuacji gospodarczej kraju. W restauracji hotelowej interes zamykano o siedemnastej, a i do tej pory klientela potrafiła opróżnić półki z butelkami. Bo tu bez kartek dawali. Dawno już skończyła się zagrycha na kawiorze, zaczęły się chude czasy, ale przepis o zakąsce do setki wciąż obowiązywał.

Galaretka drobiowa (słynne: "lorneta i meduza, proszę"), sałatka wielowarzywna i wielodniowa na ogół, nieśmiertelny śledź w śmietanie, albo jajko w majonezie. I bigos coraz bardziej jarski.

- Jakieś koreczki dawaliśmy na żółtym serze, drewnianych patyczków nie było, strugało się zapałki - wspomina pracownik Hotelu "Rzeszów". - W innych lokalach tak nie dbali o standard, więc czasem z koreczków wystawał łebek z siarką.

Potem było jeszcze gorzej: za zagrychę służył kawałek chleba z odrobiną masła, posypany jakimś zielskiem. W lepszych lokalach: kawałek chleba z twarożkiem. Czasem musiał wystarczyć barszcz solo w szklance, bo nic innego nie było.

Władza dba o trzeźwość narodu

Władza wydała nakaz zagrychy i oczekiwała respektu. W lokalach pojawiali się z niezapowiedziani pracownicy Państwowej Inspekcji Handlowej, siadali przy stoliku, konsumowali, badali, obserwowali.

- Można ich było wyczuć, starzy kelnerzy i szefowie sali zawsze ich wyczuwali - zapewnia pan Olek. - Siadał, nie szukał po menu, tylko od razu wiedział, czego chce, zachowywał się inaczej niż reszta klientów, na jedzenie się nie rzucał.

Czy obsługa dorzuca zakąskę do konsumpcji też badano. Czy obsługa odmawia się podawania alkoholu nietrzeźwym - też badali. Aż do przesady.

- Jednego popołudnia miałem takiego klienta, trochę złachany był, ale nie było czuć od niego, nie chwiał się, nie bełkotał, poprosił setkę, to mu podałem - opowiada były kelner.

- Dopadł do mnie taki przedstawiciel władzy ludowej, nakrzyczał, że pijanemu podaję, przepisy łamię, naganą straszył. Bo klient miał mocno czerwone oczy, pewnie pijany, takim nie wolno podawać. A klient - się okazało - spawaczem był, prosto po robocie przyszedł, oczy miał rzeczywiście czerwone, jak królik, od spawania.

W stanie wojennym do lokali zaglądały lotne brygady SB, ORMO i służb społecznych. - Zdarzało się, że pili "na legitymację", nawet zakąski się nie domagali - zdradza pan Olek.

W miarę, jak rozpadał się PRL, słabł nacisk władzy na przestrzegania rygorów sprzedaży wiązanej. Bo i zagrychy nie bardzo było z czego robić.

Wszyscy rżną wszystkich

Obsługa lokali rżnęła klientów, klienci obsługę, obsługa kontrolerów, a kontrolerzy... byli czujni. Czasem aż nazbyt.

- Zdarzało się, że czasem dolało się wody do piwa, ale to głupie było, bo jak PIH wykrył i sprawa trafiła do sądu, to nijak było się bronić - opowiada Stefan, który przez lata kelnerował w rzeszowskiej restauracji GS, dopóki nowa Polska jej nie wykończyła. - Lepiej było nie dolać wódki do kieliszka, z tego można się było wyłgać.

Szefowie restauracji jeździli do huty po specjalne kieliszki z grubym dnem. W takim wydawało się, że wódki jest ful, ale do pięćdziesięciu gram trochę brakowało. I z półlitrówki wychodziło dwanaście pięćdziesiątek, a nie dziesięć. Należność za dwie nadprogramowe szła do kieszeni obsługi.

- Stałym, dobrym klientom podpowiadaliśmy, żeby brali od razu pół litra w butelce - zdradza pan Stefan.
Za dużo szło wódy, kontrola czepiała się, że obsługa lokali rozpija naród i nie przestrzega ustawy o przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Za mało - kontrola czepiała się, że obsługa oszukuje państwo.

- Teoretycznie można było kupić alkohol w sklepie, w lokalu sprzedawać, jako restauracyjny i marża szła do kieszeni - tłumaczy pan Olek. - Mnie też raz przetrzepali służbową szafkę, czy nie trzymam w niej kupionej w sklepie wódki.

Czasem klienci zagrychę przynosili swoją, żeby się obsługa i kontrolerzy nie czepiali, że spożycie bez zakąski się odbywa.

- Dwóch panów przy stoliku siedziało, raz po raz zamawiali pięćdziesiątki, przed nimi kiełbasa na stole leżała, więc zakąska niby była - opowiada pan Olek. - Aż się krew polała. Jeden z gości kiełbasę miał w teczce pod stolikiem, sięgał pod blat, wyciągał pęto, ale tak, żeby nikt wokół nie widział. I trzymał. Drugi gość sięgał nożem pod blat i odcinał kawałek. Wszystko szło gładko, dopóki trzeźwi byli. W końcu ten drugi chlasnął pierwszego po palcach, że mało mu ich nie odciął. Sprawa się rypła, krew sikała, pogotowie, awantura.

Żadna kontrola nie była w stanie obliczyć, czy liczba zakąsek odpowiada ilości wypitego alkoholu. Dziesięć kolejek można było wypić pod dziesięć koreczków, albo pod jednego schabowego. Albo piętnaście pod golonkę. Pięć kolejek pod pięć sałatek wielowarzywnych, ale ile tego można zjeść? Toteż sałatki czasem wracały do kuchni, żeby na stoliku kolejnych gości pojawić się raz jeszcze. A potem może jeszcze raz u kolejnych pijących gości. I ta sama sałatka doliczana była kilka razy do rachunków.

- Te koreczki serowe czasem były tak umamlane przez kolejnych klientów, że z obrzydzeniem brało się toto do rąk, a co dopiero do ust - krzywi się pan Stefan.

Lewy interes na klientach klienci czasem sobie odbijali.

- Noże ginęły, widelce, serwetki, nawet talerze - mówi pan Stefan. - Codziennie wybierałem od szefa sali dziesięć zestawów sztućców, jak nie upilnowałem, to musiałem za nie płacić z własnej kieszeni.

Koniec komuny gastronomicznej

Zagrycha do wódki nie uchroniła narodu przed nadmiernym spożyciem alkoholu, więc w 1982 roku władza ludowo-wojskowa zarządziła, że sprzedawać i pić w lokalach można dopiero od godz. 13. Zakaz i tak nie miał sensu, bo naród z głupimi zakazami nauczył się sobie radzić.

- W monopolowym nie sprzedali przed trzynastą, ale w peweksie sprzedali - zapewnia pan Olek.

Nowa już władza zniosła zakaz na Andrzejki 1990 roku. Nakaz picia "pod zagrychę" sam umarł śmiercią naturalną nieco wcześniej, bo nikt nie określił, co to jest ta zagrycha i ile i czego trzeba zjeść.


Historia jest przepiękna dlatego wkleiłem całość. Miłej lektury.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: środa, 5 sie 2020, 17:06
autor: bociann2
Taa i wszyscy kierowcy PKS pobudowali domy w latach 80-tych. Taki bilet z bloczka, dziurkowany przez kierowcę to miał z 5 właścicieli
Jestem z wykształcenia zootechnikiem, tyle, że niepraktykujacym nigdy( z wyjątkiem 3 miesięcy we wrocławskim zoo)
Jest rok 1989. Jestem na praktyce dyplomowej w POHZ w...no, mniejsza z tym. Tematem mojej pracy jest z grubsza" Porównanie zdolnosci opasowej bydła rasy c-b z mieszańcami c-b z rasą HF( holsztyno-fryzyjską- wybitnie mleczna)"
W oborze 64 byki, każdy z metryką, kolczyki z numerami w uszach itd.
"Obsługuje" je ( tzn. wywala gnój i karmi paszą tresciwą z magazynu wg teoretycznie ustalonych dawek dziennych) Józek, prawie mój rówieśnik.
Szybko się kolegujemy i w któryś wtorek Józek mówi: jadę dziś do miasta.
Pytam się: po co?
Po olej i sól.
Ja na to: przecież jest we wsi sklep i w dodatku Twoja żona tam pracuje. Nie widzę sensu żadnego.
Józek na to:
Widzisz, w sobotę sprzedaję świnie. 17 sztuk. Na trzy dni przed skupem, jak im dop...soli do paszy, to piją wodę jak smoki i zawsze te 1-2 kilo na wadze więcej.
Ja:- no a olej?
Józek: - w piatek w nocy, jak je poleję po grzbietach, to do rana tak się nawzajem wyliżą, że są takie czyściutkie i różowiutkie, że zawsze łapię się na I klasę.
Znowu pytam: Józek, qrva, ale czym ty wykarmileś te 17 świń?
Zastrzygł czujnie uszami i mówi:
-no wiesz..., ziemniaków się uparuje, pokrzyw natnie
Tylko potem ja, na obronie pracy musiałem mocno b£ysnąć, żeby odpowiedzieć na pytanie profesora:
A jak Pan wytłumaczy trzykrotnie większe zużycie paszy treściwej w stosunku
do osiąganych przyrostów?

Wiadomo, Józek. Ale nie mogłem pójść na skróty

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 13 sie 2020, 19:59
autor: robert.michal
Wojtek5 odświeżył mi pamięć – PKP, PKS teraz to trzeba pojechać do Indii, aby sobie pojeździć na stopniach, czy dachu pojazdu.
Opiszę dwie moje podróże w latach 80, które miło wspominam.

ZIMA,
Jestem studentem pierwszego roku – jedziemy na uczelniany obóz narciarski w Ustrzykach. Próbujemy na dworcu wschodnim wsiąść do nocnego pociągu. Część grupy wsiada, część bez szans, zostaje na peronie. Stoimy jak sieroty, bo następny pociąg jest o 7 rano. Kolega, rzuca, myśl żeby pojechać do akademików na Jelonki i tam przeczekać. (Te akademiki to drewniane baraki po budowniczych pałacu kultury – żadnych recepcji, portierów – po prostu raj do waletowania.) Wsiadamy w pociąg podmiejski na dw. Zachodni, potem na Jelonki. Gdy pociąg ruszył, odłożyłem narty z przyczepionymi butami i chciałem zdjąć plecak. Zorientowałem się, że plecak został na peronie. Pociąg był jeszcze na rozjazdach więc nie osiągnął znacznej prędkości . Otworzyłem drzwi wyskoczyłem w biegu i wróciłem wzdłuż torów. W oddali zobaczyłem zeskakujących z peronu trzech obszczymurków z moim plecakiem. Odebrałem go im. Znikali w zaroślach, ale twierdzili, że właśnie nieśli go oddać. Gdy dotarłem na Jelonki, impreza była już rozkręcona, poznałem starsze koleżanki z wydziału, jedna mnie przygarnęła na nocleg. To wtedy piłem ten najlepszy bimber w życiu, który dostałem od kuzyna (pisałem już o nim w konkursie.) Prawdopodobnie miał i inne ukryte zalety - działał na kobiety ? . Rano już bez trudności załadowaliśmy się do pociągu. W Ustrzykach dotarliśmy do domu PTTK i okazało się, że ta grupa, która pojechała wcześniej nocnym pociągiem, jeszcze nie dotarła. Tamten pociąg jechał okrężną trasą, przez Chyrów na Ukrainie. Takie było połączenie – trakcja była jeszcze przedwojenna. Podczas przejazdu przez ZSRR nie można było otwierać okien, a na stopniach w tym zimnie stali żołnierze z kałachami i pilnowali . W końcu koledzy dotarli do PTTK. Wiadomo jak Polak się cieszy z cudzego nieszczęścia. Do dziś szczerzy mi się gęba jak sobie przypominam kolesia, który całą drogę w środku zimy przejechał w łączniku między wagonami. Był taki zesztywniały, że prawie go trzeba było wnieść do pokoju.

LATO
Ja, kolega i trzy koleżanki jedziemy do Wilkas na obóz żeglarski szkół artystycznych. (zostały im miejsca i się załapaliśmy).
Na dworcu okazuje się, że chętni nie mieszczą się na peronie. Podstawiają pociąg - ludzie walą drzwiami i oknami. Pociąg załadowany odjeżdża, ludzie nadal nie mieszczą się na peronie. Akurat wtedy były przysięgi , a w Giżycku było kilka jednostek wojskowych stąd te tłumy.
Przez megafon ogłaszają , że zaraz podstawią drugi skład. Teraz ludzie są już po rozgrzewce i bardziej zdeterminowani. Na szczęście Wiesiek dostał cynk od kierownika wagonu pocztowego i mamy szturmować ten Wagon. Obserwujemy spokojnie dantejskie sceny, na razie pakują wagon pocztowy, a my mamy wślizgnąć się na końcu. Udaje nam się, ale razem z nami pakują się, jeszcze ze 3 rodziny żołnierzy, jakieś 30 osób. Warunki są komfortowe, bo można siedzieć na podłodze, albo na paczkach, torbach. Natomiast pan, na noszach, któremu przysługiwał transport w tym wagonie jest mega wkurwiony, bo zostaje bezceremonialnie poprzestawiany, ktoś mu siada na noszach, uraża w chorą nogę. Wszyscy (minus inwalida) mega szczęśliwi , siadamy w kręgu, rodziny wyjmują wałówkę, napitki i robi się wspólna impreza. Rej wodzi dwóch potężnych , brodatych braci o tubalnym głosie. Nabijają się z nas, że urwaliśmy się z Batorego, ( Wyglądaliśmy dziwnie, lato upał , ale my przyszłe wilki mazurskie dla szyku byliśmy wszyscy w żółtych sztormiakach). Atmosfera robi się coraz weselsza, jemy kurczaki, kiełbasy, jaja i co wiozą dla głodnych żołnierzyków. Pełna fraternizacja. Wódkę pijemy z jednej szklanki, która krąży dookoła. Żeby zawartość nie zniknęła podczas podawania dalej trzeba coś mówić, śpiewać. Impreza bardzo się rozkręca, inwalida cały czas nadaje, więc próbują nosze postawić pionowo. Kierownik wagonu pocztowego jest przymuszany do picia, robi przerwy na wydawanie, przyjmowanie paczek, odprawę pociągu. Czasami o tym zapomina, pocztowcy na kolejnych stacjach nadający przesyłki robią wielkie oczy widząc co się dzieje w tym wagonie. Kierownik słabnie, zaczynamy pomagać wyrzucać i przyjmować paczki, na każdej stacji ktoś usiłuje wystawić nosze z inwalidą z wagonu podczas wydawania paczek. Ktoś przejmuje czapkę i lizak kierownika i daje sygnały do odjazdu. My już w zasadzie jesteśmy adoptowani, najpierw przysięga, potem pojedziecie na obóz. Inwalida w końcu zostaje wysadzony na właściwej stacji. Na koniec daje upust swojej złości.
My przegapiamy Wilkasy i wysiadamy razem ze wszystkimi w Giżycku. Po wylewnych pożegnaniach dajemy z buta do Wilkas. Przez kolegów artystów zostajemy docenieni, że w takim stanie zjawiliśmy się na obozie, potem wszyscy będą się chcieli z nami zakolegować, ze względu na nasze piękne koleżanki .

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 13 sie 2020, 20:35
autor: bociann2
@Robert.michal
Oj, pamiętam. Trzy lata pod rząd 1985-87 trasa pociągiem Wrocław- Przemyśl, a potem do Ustrzyk Dolnych przez Chyrow właśnie. Do 1952 to było w PL, ale zrobili jakieś "machniom" no i jest jak jest.
Ech, były czasy...

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 13 sie 2020, 21:38
autor: JanOkowita
W pociągu relacji Białystok-Warszawa w 1987 roku kupiłem z żonką odkurzacz i mixer. Mixer służy do dzisiaj, niezniszczalny.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: piątek, 14 sie 2020, 02:45
autor: rozrywek
Odprowadzaliśmy kumpla do woja.Do Dęblina.
Na korytarzu tak najarane że szok, nam się udało być w przedziale.
Siedzi babcia na wprost nas.
Nie mamy z czego pić.

Z butelki po wodzie zrobiłem kieliszek. Pocieliśmy sobie ryjki, bo tępym scyzorykiem rźnąłem tę butelkę.

Dawaj babciu tej jajka.
A ze skorupek od jajek wysiorbionych, zrobiliśmy sobie kieliszki.
A ta babinka miała paprykę zieloną na bazar wykupiliśmy od niej całość. I z obciętej papryki zrobiliśmy sobie kieliszki. Czubki.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: piątek, 14 sie 2020, 19:55
autor: Marian_jl
Odnośnie tych słynnych obładowanych do granic możliwości pociągów..
Rok 1979 pociąg relacji Gdynia -Lublin tzw włóczęga północy. Wsiadam w Elblągu już nie ma nawet jak do kibla przejść , całe 12 godzin ( tak 12h) spędzam w harmonijce między wagonami we trzech z żołnierzem i z gościem który wyszedł z pierdla .Oka nie zmrużyłem cała noc , cały czas gawęda i ktoś z nas wyskakiwał do Warsa po browar . W Lublinie wsiadłem do autobusu relacji Lublin -Rzeszów i miałem wysiąść na trasie , tylko usiadłem i przyciąłem komara ... i budzi mnie kierowca w Rzeszowie jako ostatniego w autobusie. Trochę już wyspany ale głodny i wciąż z dala od domu i czekanie na autobus w drugą stronę tym razem Rzeszów -Lublin. Dotarłem w końcu do domu i jak tylko położyłem się na wyrko ... budzę się 3 nad ranem a miałem zamiar udać się do remizy na wiejską zabawę bo to akurat była Niedziela.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: sobota, 15 sie 2020, 12:23
autor: rozrywek
To już nie prl ale warto wspomnieć.
Denominacja.
Pracowałem wtedy w sklepie monopolowym.
Prowadziłem go w zasadzie.
W 1995 roku.
Jak ludzie się mylili wtedy. Płacąc część starymi a część nowymi.
Takie manka czasem wychodziły a takie superaty że szok. Tu miliony a nagle złotówki.

A książeczki mieszkaniowe. Jak poprzeliczali.
Było sporo odłożone a kasując książeczkę wyszlo na dobrą imprezę jedynie.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 16 sie 2020, 19:45
autor: Robert09
Marian_jl pisze:Odnośnie tych słynnych obładowanych do granic możliwości pociągów..
Rok 1979 pociąg relacji Gdynia -Lublin tzw włóczęga północy.
Możliwe, że jechaliśmy wtedy razem tym pociągiem. ;) Ja jechałem w maju lub w czerwcu. Tym składem jechali kibice Arki Gdynia na mecz / chyba/ z Legią. Panowie, chociaż wysiadałem w Olsztynie, to była najdłuższa podróż w życiu. Co sieeee wyrabiało w tym pociągu, istny horror. Oj tam... było, minęło... :D

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 17 sie 2020, 20:13
autor: czytam
Jak o pociągach to
pośpieszny Ełk-Zakopane przez Olsztyn, Toruń, Łódź...
osobowy Olsztyn-Wrocław przez Toruń, Poznań. Ten w sezonie miał wagony z Ełku i do Szklarskiej Poręby.
To dopiero była jazda. Pamiętam jedną sytuację. Tłok niesamowity. Stoje/jadę z dwoma paniami w WC. Co jakiś czas ktoś się jednak tam przeciska aby załatwić swoją potrzebę (dzieci podawano górą, jak bagaże). Wtedy wychodziliśmy z przybytku ściskając się do niemożebnych granic w przedsionku. Do czasu. W końcu jedna z pań powiedziała -"Nie wychodzę". My, dwójka jej współpodróżnych, też podzieliliśmy jej zdanie. Przybysz, który musiał poświęcić wiele energii i czasu na przeciśnięcie się do przybytku zaczął więc załatwiać się w obecności osób trzecich. Po chwili jednak zrezygnował i wystękawszy "Nie mogę, gdy się ktoś na mnie patrzy" zaczął przeciskać się z powrotem.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 17 sie 2020, 20:54
autor: bociann2
No to taki hardcore.. Ale tak żyliśmy wtedy, taka prrawda...

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 15 mar 2021, 12:29
autor: gist
Oj miło poczytać ,powspominć ,moje lata.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 15 mar 2021, 13:25
autor: kiwitom23
Początek lat 80-tych, chyba jeszcze w stanie wojennym, choć nie jestem pewien. Przychodzi do mnie mój najlepszy kumpel z flaszką i nowiną, że wylosował Malucha na książeczkę samochodową. Dla młodszych wyjaśnię, że płaciło się za samochód, a później czekało na losowania jak w toto-lotku, miałeś pecha to zapłaciłeś za furę i czekałeś latami na szczęście w loterii. Kumpel prosi mnie, żeby go zawieść po odbiór auta do Krakowa (około 100 km). Chciał jechać w wyznaczony dzień odbioru, ale poradziłem mu żeby jechać jednak dzień wcześniej i całe szczęście, bo jak dotarliśmy wczesnym popołudniem pod PZMOT (tak się to chyba nazywało), to stał tam już tłum ludzi i były ustalone komitety kolejkowe. Na 2 zamkniętych parkingach było widać upragnione maluchy, na jednym z nich wszystkie w stanie nienaruszonym, a na drugim co niektóre wyglądały jakby po drodze spadły z wagonów. Okazało się, że ten pierwszy to za dewizy, a ten drugi to nasz. Samochodów było dokładnie tyle ile oczekujących, więc komitet kolejkowy, kto wejdzie pierwszy będzie miał szanse dorwać mniej uszkodzony egzemplarz. Co niektórzy już sobie upatrzyli sztuki przez siatkę. Była zima i w nocy temperatura spadła do -15*C, a my siedzieliśmy na krzesełkach turystycznych przy płocie. Ktoś z Krakusów zrobił zbiórkę kasy wśród oczekujących i pojechał na melinę kupić paliwo. Atmosfera się rozluźniła po kilku flaszkach i trochę cieplej się zrobiło. Wszyscy dzielili się alkoholem, gorącą herbatą i kanapkami, prawie jak w rodzinie.
Niestety nad ranem wszelkie odruchy ludzkie zanikły, a do głosu doszły najgorsze instynkty. Otwierano o 8:00 rano, już przed 6:00 zanikły wszelkie ustalenia kolejkowe i tłum zaczął napierać na bramę, był taki ścisk, że trudno było oddychać, ale zrobiło się przynajmniej cieplej.
Na kilka minut przed 8:00 wyszedł gość i zaczął otwierać zamki w bramie. Jego nawoływania, żeby się cofnąć nic nie dawały. Po przekręceniu kluczy w zamkach, tłum naparł na bramę z pełną mocą, ale brama nie ustępowała. Cieć podszedł do budynku, wziął długi 2, 3 metrowy drąg i z odpowiedniej odległości tym drągiem podniósł haczyk na bramie, który nieodwołalnie ją otworzył i uciekł do budynku. Zrozumiełem, że bez tego drąga ludzie by go po prostu stratowali. Tłuszcz rzuciła się na parking i jak ktoś znalazł coś mniej poobijanego to siadał na masce i rezerwował. Ci co słabo biegali mieli pecha. My z kumplem zaklepaliśmy dwa, ja jeden i on jeden, a później wybraliśmy ten lepszy. Mieliśmy farta, bo w naszym egzemplarzu była tylko szyba pęknięta, nie działały wycieraczki i zderzak miał wgniotkę.
Jak już każdy miał swojego Maluszka cieć wyszedł z budynku, co poniektórzy awanturowali się, zwłaszcza ci co przez brak kondycji dopadli te egzemplarze, które wyglądały jak po poważnym dzwonie. Na reklamacje cieć tylko mówił: "nie chcesz pan, to nie bierz" - czytaj "czekaj pan następne kilka, kilkanaście lat na szczęście w losowaniu". Wszystkie egzemplarze poszły, niektóre na wezwanych do pomocy lawetach.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 15 mar 2021, 14:19
autor: kiwitom23
I jeszcze jedna historia. Chodziłem do Technikum Elektronicznego w Krakowie przy Zielnej. W 1979 roku mieliśmy praktyki w Telpodzie, to firma która produkowała podzespoły elektroniczne, których notabene nigdzie nie można było dostać, no może tylko na krakowskiej Tandecie.
Pierwszy dzień na praktyce i widzimy, że cała załoga łazi z kąta w kąt, ruszają się jak muchy w smole, prawie nikt nic nie robi, a 5 pracownic zapierdziela jak automaty, praktycznie nie odchodzą od stanowisk pracy nawet w czasie przerw.
Pytamy kierownika o co to chodzi, czemu one tak zapieprzają. Kierownik na to:
"A bo, w ramach eksperymentu wprowadzili dla 5 osób akord, czyli ile zrobią, tyle zarobią."
Po chwili jednak dodaje:
"Ale to się kompletnie nie sprawdza"
"Dlaczego?" pytamy
"A bo przez 4, 5 dni wyrabiają cały przydział materiałów dla całego oddziału i reszta nie ma co robić, nie to się nie sprawdza..."

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 09:21
autor: Skir
Alem się uśmiał :)))_. Dzięki koledzy za wspomnienia z lat świetności PKP :). Dorzucę parę moich.
* oprócz tras dalekich, istnieją też połączenia lokalne, na trasie ok 30-40 km. Z mojej miejscowości taka ciuchcia jechała do odległego o 40km miasta X prawie 1,5 godziny. Oczywiście lokomotywa parowa. Czasami z okna mojego domu widziałem jak bana (pociąg) nie wyrabia pod małą górką w lesie i trzeba było ściągać spalinowóz, żeby ją wepchnęła na górkę. Potem już sobie radziła. Jako gówniarze jeździliśmy nią nad jezioro. Siedziało się na podeście za drzwiami ostatniego wagonu i piło tanie wino machając nogami w powietrzu. Jak na dzikim zachodzie.
* powroty z koncertów w latach 80-tych. Wchodziło się przez okno! Tu było groźnie. Pechowo, jeżeli cześć ekipy się rozdzieliła, a trafiło się na większość wracających z koncertu z wrogich rejonów Polski (w moim przypadku należało unikać Szczecina). Można było nieźle zarobić. Przy okazji pozdrawiam kolegów ze Szczecina - kiedyś w dwójkę pojechaliśmy na jakiś mały festiwal na Wybrzeżu i przygarnęła nas właśnie ... ekipa ze Szczecina :).
* klimat przepełnionych pociągów do Zakopanego! Walka o miejsce w umywalni... Plecak ze stelażem pod głową.... Charakterystyczny smród toalet... Górale wracający z bazarów w Poznaniu i wspólna wódka/bimber pity w podróży. Obozy wędrowne jadące na miejsce pociągiem, a nie jak dziś autobusem. No i kolejowe przygody :). Jechaliśmy w grudniu w Tatry połazić. Po drodze przysiedliśmy się do wycieczki szkolnej pań (sic!) z policealnej pielęgniarskiej. wyjęliśmy flaszkę, koleżanki kubki i rozmowa się rozkręciła. W pewnym momencie korytarzem przeszła dziewczyna, a one mówią, że to ich koleżanka z klasy, ale taka niedostępna i dzika i w ogóle. No to moi koledzy, że zakład o flachę, że Skir ją poderwie. Jak chłopaki się postawiły, to mimo wątpliwości wyszedłem ma korytarz i czekam aż będzie wracać. Noc, ciemno, światła w korytarzu przygaszone. Czekam na zombie. Idzie! No to gadka i zaczynamy rozmawiać. Po 10 minutach zauważam, że dziewczyna całkiem sobie i niegłupia. I wtedy otwierają się drzwi od przedziału, wyłania się brodata morda mojego kumpla, który lekko bełkocząc mówi: Qrna, Skir, przegraliśmy. To nie ta!

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 15:12
autor: rozrywek
Kartki żywnościowe. Cud natury. Kreatywność ludzka nie znała granic.
Sąsiedzka wymiana.

Mama dorabiała wydajac te kartki.

Drobne pijaczki odbierając te nowe od razu wymieniały te swoje na te poobcinane z cukru słodyczy i miesa. Tytoń i wódka.
Rano na metę a po 13ej do sklepu.

Absurd wszystkiego. Miliony ton miesa w zamrażalnikach. Setki tysięcy ton cukru.
Cukrownie zasypane cukrem. A w sklepie ocet. I musztarda.

Tak się narodem sterowało.

Magazyny pełne towarów a w sklepie nic.

U mnie była i jest ogromna cementownia.
Gdzie sie kupowało cement? U ciecia na budowie. Czy to nie absurd?

Cdn....

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 16:00
autor: rastro
Mamy wuj pracował w fabryce mebli, jak to wtedy trudno było kupić cokolwiek w sklepie więc wuj kupił jako pracownik dokładnie to co mama chciała - wszystko na pełnym legalu, ale odbiór przez przez płot z tyłu zakładu, żeby tłumek w czekający na ochłapy w sklepie firmowym nie rozdeptał.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 16:07
autor: kiwitom23
rozrywek pisze:Rano na metę a po 13ej do sklepu.
Pamiętam taki rysunek Mleczki. Stoi dwóch robotników przy wykopie opartych o łopaty i jeden mówi do drugiego: "My tu gadu, gadu, a 13 minęła"

Kto teraz to zrozumie?

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 16:11
autor: rastro
Współcześni budowlańcy mogą zrozumieć ;). Pracowałem z jednym takim co uciekł z tej branży, opowiadał że mieli zbrojarzy co po 14 nie wchodzili na górę, w jednej firmie jak szykowały się redukcje zatrudnienia to kierownik puszczał plotkę że alkomat poszedł na kalibrację... a po obiadku okazał się że już działał. Niektórzy dwa dni z rzędu w to uwierzyli i problem zwolnień grupowych został rozwiązany.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 16:16
autor: jakis1234
- Panie majster
- Co?
- Która godzina?
- Nie wiem, ale też bym już coś wypił!
Dowcipy z tego okresu :)

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 16:33
autor: lesgo58
A-propos 13.00.
W 1979 po skończonej nauce trzeba było podjąć pracę. Taki był obowiązek. Załapałem się do komórki budowlanej na PKP. Oczywiście musiałem przejść roczny staż ( takie to były miłe czasy) we wszystkich możliwych zawodach będących aktualnie w komórce w której podjąłem pracę. Od pomocnika murarza, ślusarza, zbrojeniowca, stolarza po działy biurowe. Kadry, projekty, majstrowanie, i zarządzanie całą komórką. itp.
Pewnego dnia gdy pracowałem z murarzami woła mnie stary wyjadacz, co to niejedna betoniarkę zajeździł. I w te słowa - "... już 13,00 - młody skocz no na róg po butelkę wina...'" i daje mi 10 złotych. Oczywiście wino było tylko dla niego. Ja mu na to że wino jest po 20zł. Na co on mi odpowiada - no to dołóż te 10zł...
A-propos betoniarki. W tamtych czasach betoniarka była włączana na rozpoczęcie pracy i wyłączana dopiero na fajrant. Hałas musiał być cały dzień.
Swoją drogą - to nawet na stacjach benzynowych sprzedawano borygo i po 13... :D :hahaha:

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 16:38
autor: kiwitom23
lesgo58 pisze:Swoją drogą - to nawet na stacjach benzynowych sprzedawano borygo i po 13... :D :hahaha:
Przemysławkę szło dostać przed 13:00 :D

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 16:40
autor: Góral bagienny
rozrywek pisze: Rano na metę a po 13ej do sklepu.
Rozrywek przepłacałeś :D w Pewexie za bony była od rana :D

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 16:52
autor: bociann2
Przemysławkę szło dostać przed 13:00 :D[/quote]

A wodę brzozową już od samego rana :)

Kiosk we Wrocławiu ok. 7. rano. Stoję w kolejce po fajki. Przede mną żul, kupuje "Popularne" i pyta: A woda brzozowa jest?
Pani odpowiada:- Jest.
On na to : to daj pani jedną.
Odchodzi za kiosk. Ja kupuję fajki i coś jeszcze i widzę przez szklane ściany kiosku jak delikwent ciągnie z gwinta 100 g onej brzozowej.
Wraca przed okienko i już za mną mówi:
-Daj pani 10 sztuk.
:)
Znaczy, degustacja batcha przebiegła pozytywnie.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 17:03
autor: czytam
Z używek to aknosan z pepsi. Dla spragnionych innych wrażeń krople Inoziemcowa.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 17:39
autor: Skir
Stara fabryka, gdzie w czasie szkoły miałem praktyki::
* Czasy kiedy wódka na kartki a w fabryce dawali biały denaturat do wypalania zwojów transformatora. Jak tylko przywieźli (a był biały, nie barwiony) ekipa elektryków rzuciła się co by zajumać 35% towaru i dolać wody. Zadowoleni z genialności kradzieży, bo przecież po wylaniu na trafo i tak się będzie palił, wychodzą przed warsztat popatrzeć jak kobity wyleją denaturat , podpalą a będą, nie pamiętam czy ściągać uzwojenia czy czyścić. Ale wylany denaturat się nie pali. Miny zrzedły, ale obok stoi wartat mechaników i też mają jakieś zaskoczone miny.
- zwinęliście spirytus?
- Tak, ale jakis słaby był!
- My też!
* W tej samej fabryce, a była to odlewnia żeliwa, kobity układają formy. A że biuściaste były (bo to kobity), to na koszulach flanelowych, pochylając się co jakiś czas nad stołem z formami, zostawały ślady w miejscu styku wybrzuszenia na koszuli z podłożem. Mój kolega aż oczy otworzył na taki cud obfitości, na co majster strszelając go w łeb:
- Co, młody? Na starej piczy młody uj się ćwiczy? :))

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 20:40
autor: kiwitom23
Jednym słowem to było:

Obrazek

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 16 mar 2021, 20:47
autor: Skir
@kiwitom23 no kobity jakby podobne! :mrgreen: :mrgreen: :hahaha:

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: środa, 17 mar 2021, 17:33
autor: rozrywek
Góral bagienny pisze:
rozrywek pisze: Rano na metę a po 13ej do sklepu.
Rozrywek przepłacałeś :D w Pewexie za bony była od rana :D

Góralu
A czy bony i istota istnienia Pewexu
Sama w sobie absurdem nie była.???

Wódka Żytnia kupowana na wesele gdzie? W pewexie. Za co? Za bony.

Coś co nie byłą walutą nawet
Bony.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: środa, 17 mar 2021, 19:06
autor: rozrywek
Siedzimy na ławce i wcinamy ziarnka słonecznika. Sąsiadka taka przemiła zadzwoniła na milicję. A kolega wczesniej przyniósł wody z domu. Tylko że w butelce po wódce. I te barany wychodzą z radiowozu i do nas. Picie w miejscu publicznym. Do radiowozu...a kolega...tego co właśnie odjechał? Ci się odwracają a im nyska z górki spierdziela. I jeb w slup. Barany na luzie zostawiły.
My w smiech i dyla.

Nie darowali nam. Wylapali nas nad ranem. Przesiedzieliśmy pół dnia na komendzie.

I potem nas wzieli na rozpoznanie. Czyli stoimy w szeregu. Za szybą kobita co ją napadli i wyrwali torebkę. I nas 3 czubkow roześmianych. Jeden bandyta. Jeden milicjant i my. Kurwa komedia.

I wchodzi pies z psem. Będą wąchać. I ten biedny piesek obwąchuje nas. Doszedł do tego milicjanta...powachal mu jajka i prychnął odwracajac łeb. Padliśmy ze śmiechu.

Nic nas nie mogło powstrzymać. Ci nas lali pałami a my spontaniczny smiech.

Ten bandzior co tej kobiecinie wyrwał torebkę tarzał się razem z nami.

Potem przesłuchanie. Ja pytam jakie zarzuty. Czy picie wody jest zakazane?

Wrzuć na luz....a temu się nyska przypomniała. Zrobili mi bydlaki szafę grającą. Ale warto było być niesfornym.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: środa, 17 mar 2021, 20:15
autor: JanOkowita
Patrząc z perspektywy dzisiejszej na tamte czasy łza w oku się kręci. Oczywiście tylko w oczach tych, którzy pamiętają ówczesne lata jako w miarę dorosła młodzież. Było może strasznie, dziwnie i beznadziejnie z dzisiejszego punktu widzenia - ale jakże prawdziwie. Dotykaliśmy świat nie przez LCD smartfonów, nie przez VOD, bawiliśmy się na podwórku w prawdziwe gry fizyczne, rywalizowaliśmy w szkole realnie - a nie w mediach społecznościowych. Mieliśmy swoje kumpelskie paczki, a nie 500 znajomych na gówno-mediach.
Pamiętaliśmy numery telefonów do wszystkich swoich przyjaciół, do pracy rodziców, do babci i dziadka. Potrafiliśmy przynieść z kiosku papierosy dla wujka jeśli nas po nie posłał, bo pani kioskarka nie srała po gaciach ze strachu. Ktoś w ogóle odczuwał jakiś strach wychodząc w nocy na podwórko po godz.22-giej? A może bawiąc się w zabawę nożem w pikowanie pomiędzy paluchami ktoś zwrócił uwagę naszym rodzicom? Nie, bo oni w tym czasie nie wykazywali nadgorliwości i chorej nadopiekuńczej trzęsawki nad losem potomstwa.
A co mamy dzisiaj? Postęp jako ludzie? Jako rodzice?

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: środa, 17 mar 2021, 20:29
autor: Wojtek5
I wszech obecna wyobraźnia w zabawie, rozwijanie zdolności manualnych nie klikanie w klawiaturę czy pada. Recykling może z innego powodu niż obecnie, ale były skupy, butelki, słoiki, nakrętki szły. Pięciu dzieciaków pijącyh oranżadę z jednej butelki i nikt nie zastanawiał się czy to niehigieniczne - no może to niezbyt dobry przykład, ale nikomu nigdy nic nie było.
Czy było lepiej, nie, ale było zdrowiej, dla ducha i ciała

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: środa, 17 mar 2021, 20:35
autor: JanOkowita
Dzisiaj jestem już dziadkiem i tak się zastanawiam, w jaki sposób uchronić wnuki przed zniewoleniem myślenia i postępującym świadomym ogłupianiem ludzi, które obserwujemy już od dłuższego czasu. A pandemia tylko to przyśpieszyła.
Takie próby rozwalenia człowieka już były w historii, chociażby to: https://kronikidziejow.pl/porady/kalend ... -miesiecy/
Obecnie historia wraca jak to zwykle. Bo koło historii toczy się zawsze.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: środa, 17 mar 2021, 21:13
autor: kiwitom23
JanOkowita pisze:A co mamy dzisiaj? Postęp jako ludzie? Jako rodzice?
Jasiu "Mądrego to aż miło poczytać....", tak nieraz się zastanawiam, że ludzie sami sobie zakładają kagańce, ograniczają swoją wolność. Ja odsiedziałem parę lat w komunie za NZS, ulotki itp, ale jak by mi ktoś w tamtym czasie przedstawił dzisiejszą rzeczywistość, to chyba nie byłbym zachwycony. Mam i miałem zawsze niepopularne dzisiaj bardzo poglądy liberalne i to w kwestii politycznej, jak i gospodarczej.

Facebooki, czyli książkowy przykład fizycznego i psychicznego ekshibicjonizmu, srajfony (to czego nienawidzę, po prostu mam alergię na te gówna - mimo że też muszę używać, ale traktuję to jako telefon), które inwigilują teraz wszystko i wszystkich, gdzie się poruszasz, gdzie robisz zakupy, ile wydajesz, badają puls, więc gdzie się wkurwiłeś, co czytasz, no długo by wymieniać. Najdziwniejsze jest to, że nikt właściwie tego żadnym dekretem nie narzucił, że ludziska sami sobie to zrobili.
Możliwe, że gdyby tak to porównać, to nie wiem czy by nie wyszło mimo całego syfu, zakłamania i absurdów poprzedniego systemu, że poziom zmierzonej wolności osobistej, był wtedy większy.

Czasem zastanawiałem się, czy chciałbym mieć teraz 20, czy 30 lat i doszedłem do wniosku, że nigdy!!! Zastanawiam się, czym to wszystko się zakończy i jakie przejebane życie będą mieć nasze dzieci i wnuki.... oj nie zazdroszczę im i uważam się za szczęśliwca, że mam już bliżej, niż dalej... To już nie nasz świat...

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: środa, 17 mar 2021, 22:08
autor: rastro
JanOkowita pisze: Pamiętaliśmy numery telefonów do wszystkich swoich przyjaciół, do pracy rodziców, do babci i dziadka.
Tak to nie było trudne... bo ówczesne województwo w którym mieszkam miało cztero cyfrowe numery telefonów... a z tych powyżej wymienionych to zwykle tylko trzeba było pamiętać tel. do rodziców do pracy, bo tylko oni mieli telefon (w pracy), a i to nie koniecznie bo najbliższy telefon był na poczcie albo u sołtysa ;). Zależy co bliżej. :hahaha: :hahaha: :hahaha:

Taki dowcip był popularny:
- Pański nr. tel:
- Dwa razy w rynnę trzy w parapet

W obecnych czasach karetka dojedzie szybciej niż wtedy ktokolwiek był w stanie w ogóle je wezwać.

A i jeszcze pamiętam jak rodzice opowiadali co to w pobliskiej miejscowości kombajn zmielił dzieciaki operatora z SKR'u bo ten nie chciał ich przewieźć w budzie to się pochowały gdzieś w maszynie. Ale tak żadna gazeta o tym nie napisała... bo w tamtych czasach takie rzeczy przecież się nie zdarzały.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 09:31
autor: rozrywek
Pamiętaliśmy numery telefonów? Nie tylko.
Pamiętaliiśmy o imieninach. Urodzinach.

Temat jest i o absurdach i o pięknościach.

Zamiast telefonu była umiejętność gwizdania na palcach.

Na urodziny do kogoś to się po prostu wbijało na chatę. Z flaszką i gitarą pod pachą.

Jak nie było nic to byliśmy kreatywni.
Tabliczkę mnożenia każdy znał.
Bez kalkulatora w telefonie.

Kreatywność. To było coś.
Ten skombinował to drugi tamto. I już winko się robi.

A kromka chleba ze śmietaną i cukrem?

Albo z samym cukrem?
Cała zima na dworze. I nie było wirusa kataru. Pandemii.

Nie było tysiąca reklam leków w tv. Bo nie było tv. Nie ma choroby a już gotowy lek.
Na sraczkę. Padaczkę. Alergię i nerwicę.



Ujmę to tak. Nic nie było i wszystko cieszyło. Teraz jest wszystko i nie cieszy nic.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 09:54
autor: Skir
Kiedyś zgarnęli nas z parku. Często zresztą przychodzili nas spisać i postraszyć. Ot tak sobie, bo ciekawie wyglądaliśmy. Przy okazji zgarnęli o parę lat starszego kolegę M, lekko pijanego. Kierujący Nyską chciał się popisać i na zakręcie nieźle nas zarzuciło, a M: "Ej, qrwa, pyrki wieziesz?" . Oberwał za niewyparzoną gębę, ale warto było.
W Katowicach zgarnęło nas ZOMO na komisariat dworcowy. Żebyśmy poznali smak śląskiej pały. ZOMOwskie pały były dłuższe, zawijały się wokół nóg. Bili rączkami pały. Tam gdzie spadła pała była zwykła opuchlizna, tam gdzie odbiła się rączka było na początku białe. Po walnięciu z rączki miało się tylko jedną myśl: byle nie w to samo miejsce. :)) Potem poszliśmy na jakiś seans w prawie pustym kinie. Oglądaliśmy i popisywaliśmy się, kto ma lepsze siniaki :).
A pamiętacie co oznaczały skróty?
MO - Mogą Obić
ORMO - Oni Również Mogą Obić
ZOMO - Zwłaszcza Oni Mogą Obić

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 10:13
autor: JanOkowita
Nasze matki karmiły również naszych kolegów z podwórka. To było normalne, że szło się często na obiad do jednego czy drugiego domu. Chodziliśmy z poobijanymi kolanami, umorusani ale wiecznym zadowoleniem na twarzach. W domu siedziało się najczęściej za karę gdy się coś nabroiło na dworze.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 14:46
autor: rozrywek
Akcja ziemniaki do piwnicy. Normalnie się całą paczką szło i znosiło sąsiadowi. Każdemu się pomagało.
A co zrobił sąsiad? Jak obrzuciliśmy jajkami radiowóz i spierdzieliśmy na naszą ławkę?
Wyszedł i powiedział to nie oni. Siedzą tu cały czas. A szanowany obywatel był to go posłuchali. Nauczyciel. Buda odjechała a ten nam winko przyniósł. Matka kolegi z krzykiem gdzie moje jajka...a sąsiad..pani Teresko...ja pożyczyłem.


Jakie to dziwne że ormowiec jedyny u nas miał zawsze mało ciśnienia w oponach.


Kolega mówi chodżcie poprzebijamy mu opony. A ja ....nie. pospuszczajmy trochę z jednej. Kolega..a co to da? Mówię zobaczysz. Cierpliwości. Ormowiec jebany miał codziennie trochę popuszczane z koła.

Wulkanizacji zaliczył parę. A to nie były czasy gdzie na Orlenie napompujesz koło.
Nie było takich rzeczy.

Zamień gnoju pałę na pompkę i dymaj.

A my na ławce paląc jednego Klubowego we trzech ubaw przedni. A ten dymał. Za każdą pałę na niewinnych plecach oddaną będziesz pompował.

A sąsiad notabene zastepca dyrektora szkoły. Szanowany człek. Stał w oknie i patrzył. Jak jebany ormowiec znowu przeklina bo mu powietrze zeszło.

Tutaj chciałbym przeprosić wszystkich za język i stylistykę. Ale milicjant. Rozumiem jego pracę. Bo też była potrzebna.

Ale Ormowiec? Zawsze musi być jebany ormowiec.
Na koniec jak nam się już to spuszczanie znudziło. To ja stwierdzam. Chodzcie przywiążemy mu sznurkiem do drzewa. Będzie śmiesznie jak nic.

Kolega stwierdził...dobra ja to zrobię.

I zrobił. Ale nie kurwa sznurkiem a łańcuchem. I nie do drzewka a do latarni.


Wyrwał sobie jebany ormowiec cały tylny most. Ruszając.
A taką miał fajną Warszawę. Hamerykańską.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 15:50
autor: kiwitom23
JanOkowita pisze:Nasze matki karmiły również naszych kolegów z podwórka.
Dokładnie tak było, nieraz cała zgraja wpadała do mnie, a mama dla wszystkich przygotowywała papciu. Miałem kumpla, co dość często zwiewał z domu. Mieszkał wtedy pod namiotem i imprezował na całego bez kontroli rodzicielskiej. Przychodził zawsze do mnie rano na śniadania. Kiedyś zerwał się z domu wczesną jesienią i jak przyszły niższe temperatury, to potrafił wpadać na te śniadania o 3:00 nad ranem. Mama mu otwierała, gorące herbatki robiła i nawet słowa nie powiedziała.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 17:17
autor: rozrywek
Nasze kochane matki.

Macie rację. Jadało się u kolegów i koleżanek. Każdy dom był otwarty. U mnie kopytka tam pierogi.
Adam!!!! Tak proszę pani...czapkę załóż.
Zakładałem nieswoją i leciałem na ślizgawke.

O czym chciałem powiedzieć ważnym.

Jak nas system podzielił. Nie myśląc że nas scala.
My kontra oni. Partyjni zomowcy ormowcy i inni działacze kontra naród. Normalny. Zwykły. Pomocny.

Nikt partyjniakowi nie popchał samochodu w zimie. Nikt.
Całe osiedle patrzyło jak ten zyza ostatkami akumulatora.
Znieczulica? To słowo powstało dopiero potem.

Słuchaliśmy na potęgę Laskowika ze Smoleniem. To było coś.

Akcje społeczne. Grabienie liści w parku.


Sperdzieliłem na cmentarz. Na groby nieznanych żołnierzy. Cała szkoła poszła za mną. A ten kolektyw szkolny tylko patrzył.

Nic nam nie nie mogli zrobić. Posprzątaliśmy do ostatniego listka idealnie.

Nikt nie zapytał skąd mam zapałki w kieszeni. A zapalaliśmy te niedopalone ogarki zniczy.


A takie coś jak topienie Marzanny. Teraz jest czas. Jaruzel w czarnych okularach. Kiszczak i urban. Urban to było arcydzieło. 2 poduszki w poszwie i dorobione uszy.

Dupa z uszami.

Podpalić Jaruzela i do wody. Żegnaj zimo.
Kiszczak lądował zwyczajnie....a Urbanem to trochę trzeba było w piłkę pograć.


Ech kręci się ta lza w oku. Kręci.




Cdn.....

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 18:56
autor: zielonka
Absurdy - absurdalne to było że to w ogóle było. Myślę że każda młodość ma swoje przenajlepsze akcje. Nas dotknął PRL, innych kolegów lata 90 i bazary na maksa , yuma i zagranica. Inni jeszcze akurat przezywają swoje najlepsze akcje. Fajnym łącznikiem między pokoleniami jest nasze hobby. My którzy je mamy jesteśmy jak rodzina i na pewno nadal z jednego gara karmić się możemy jak ongiś bandy morusów na kolacji u mamusi gdzie jeden Wiktor ojebał tacę kanapek z jajkiem bo niie zajarzył że to dla wszystkich !
Mama jajek od sasiadki dopozyczyła i druga taca wjechała.Ja mam rekord bezczela bo kiedyś zapytany ile zjem pierogów z jagodami spytałem ile zjada cała rodzina pytającej -ona że 60 -to ja też 60. I zrobiła mi te 60 - a Ja -cóż, zjadłem choć po 40 tym już bardzo wolniutko. Najgorsze co może nam się trafić to dyskusja o wyższośći PRL nad innymi okresami. Inne czasy inni ludzie ? Nie, inne potrzeby inne zachowania. A jak się ma wspólne korzenie to ..... no właśnie. trzeba krzewić te międzypokoleniowe łączniki bo ulegamy rozbiciu na coraz mniejsze grupki i coraz większe odosobnienia. Nie dajmy się.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 20:21
autor: rastro
Generalnie, jest tak że rodzice nie do końca rozumieją dzieci... bo jak mówisz inne czasy inne potrzeby no i inne możliwości, kto z nas za 40+ miał tyle zabawek co nasze dzieciaki.., i to nie dlatego że rodzice nie chcieli żebyśmy mieli, zwyczajnie nic nie było, później jak już zaczęło być to nie było na to kasy... Tak wiec co było robić brało się ze stodoły sznurek od snopowiązałki czy prasy, kawał kija z leszczyny albo lepiej z jałowca, do tego strzały z jakiejś trzciny z gwoździem na końcu i ganiało po pobliskim lesie. O ile fajnie się to wspomina, to ja jednak nie chciał bym żeby moje dzieci się tak bawiły, sam do tej pory nie wiem jak to się stało, że każdy z nas wciąż ma wszystkie oczy całe.

Generalnie, moi rodzice do tej pory nie rozumieją na czym właściwie polega moja praca, ale nie jęczą z tego powodu na prawo i lewo, tak jak nie jęczeli na początku lat 90-tych, pomimo tego że się nie przelewało, to wyskubali jakąś kasę żeby kupić komputerek najpierw jeden a niedługo później drugi... nie jęczeli że spędzam przed tym dużo czasu... dzięki temu utwierdziłem się w przekonaniu że coś o czym gdzieś mimochodem poczytałem jest moją pasją, która stała się docelowo wykonywanym zawodem.

Dlatego ja wyznaję zasadę że nowe pokolenie nie jest w niczym gorsze od tego naszego, czy jakiegokolwiek innego, jest zwyczajnie inne bo i świat jest inny niż ten z naszej młodości. Gdyby wszyscy tak gloryfikowali to co było... to pewnie wciąż byśmy kopali doły żeby wpadło do nich coś czym można napełnić brzuch. Wtedy to byśmy naprawdę fizycznie obcowali z naturą, a nie tylko przez LCD smartfonów, i nie potzrebowali byśmy social mediów bo przecież las się nie kończy, albo zaraz za nim jest przepaść bez dna, a w naszej osadzie i pozostałych dwóch sąsiednich wszystkich znamy z widzenia.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 21:18
autor: kiwitom23
Zdarzenie szkolne z udziałem mojego kumpla Romka w podstawówce, chyba 7, albo 8 klasa:

Pani wywołuje do tablicy Romka na matematyce i mówi:
- Powiedź co ci ten wzór mówi?
Romek stoi, po chwili bardzo powoli przykłada ucho do tablicy i mówi:
- Proszę pani, albo ja jestem kuźwa głuchy, albo on nic nie mówi.

Skończyło się na wizycie i dyrektora i wezwaniu rodziców

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: czwartek, 18 mar 2021, 22:35
autor: Skir
@rasto po części masz rację, ale świat strasznie przyspieszył. a wydaje mi się, że w tym przyspieszeniu człowiek nie nadąża, nie zauważa zagrożeń, bo za szybko wszystko się dzieje. świat się skurczył i człowiek, szczególnie młody nie zauważa, że oprócz korzystania z pozytywnych aspektów, są też niebezpieczeństwa.
Np komórki - genialna rzecz, mam po prostu kompa w kieszeni. Ale może powodować uzależnienie dzieci. Kompy i gry komp rozwijają, ale w umiarze. Kiedy to przestaje się ogarniać, następuje załamanie relacji międzyludzkich, a nawet niedorozwój fizyczny. Są autentycznie negatywne skutki, które wcześniej nie zauważano: depresje, wynaturzenia, dostęp dzieci do porno i przemocy, brak zainteresowania światem rzeczywistym (żyją w wirtualnym).
Dziś dzieciakom nawet nie chce się chuliganić, robić jaj, broić... Co najwyżej przemoc.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: piątek, 19 mar 2021, 08:08
autor: rastro
@Skir - ale to jest tak że świat w pewnym sensie przyspieszał w każdej epoce, ciągle pojawia się coś nowego. Z całego tego postępu zawsze wynika coś złego i coś dobrego. Najgorsze co można zrobić w takiej dyskusji i to co zauważył zielonka to zacząć używać takich argumentów: "A kiedyś było lepiej...", "Kiedyś to wszytko było lepsze...". Problem takich tez jest taki że opieramy się na wspomnieniach... a człowiek ma to do siebie że zupełnie nieświadomie wypiera to co złe i wspomina to dobre. Moja śp. babka zwykła mawiać że nigdzie nie miała tak dobrze jak w niewoli u Niemca (ale fakt, była u bauera, w tej bardziej w południowo zachodnią stronę, i ten człowiek dbał o ludzi - dawał im jeść i woził do szpitala jak chorowali).

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: piątek, 19 mar 2021, 09:57
autor: Skir
@rastro to podobnie jak z pobytem w wojsku - kiedy żołnierz odbywał służbę, klął na czym świat stoi. Potem, we wspomnieniach same superlatywy. Bo był młody. Bo nie było problemów. Bo było zabawnie. Wspomnienia są zawsze subiektywne.
Nie jestem przeciw postępowi. Tylko boję się, że człowiek nie zauważa konieczności monitorowania jego skutków ubocznych.
Ale przyspieszenie jest dziś inne niż kiedyś. Zobacz: człowiek z np. 1521 roku bez problemu dogadałby się z człowiekiem z 1621. Podobnie 1721 z 1821. Ale 1921 a 2021 to już kosmos. Co ja mówię? 1970 a 2021 to już kosmos. Zupełnie inny model życia. Wyobraź sobie w 1970 roku, że mówisz o adopcji dzieci przez pary homoseksualne, o zagrożeniu asocjalizacją przez świat wirtualny, o negowaniu istnienia płci biologicznej, o zagrożeniu darknetem, zalewie Europy przez ludność azjatycką i afrykańską, o ateizacji i jednocześnie islamizacji itp. Wydaje mi się, że nie jesteśmy przygotowani na przyspieszenie, które nas dotknęło.
Wiele rzeczy, o których sobie wspominamy było normalnością, którą dziś się neguje. A z drugiej strony pewne syndromy rzeczywistości, uznawane dziś za normalne (tylko dlatego, że powszechne czy "postępowe") są niebezpieczne.
Nie chcę wywoływać dyskusji politycznej, ale zauważasz, że pojawia się cenzura wypowiedzi niemainstreamowych, nie"postępowych"? Już pojawia się jedna, słuszna opcja postępowa.
Czy nie używać słowa "kiedyś było lepiej"? Za komuny nie było lepiej! :) Ale TRZEBA mówić o sferach życia, które były lepsze i do których TRZEBA wrócić. Na osiedlach likwidują piaskownicę, bo dzieci się nie bawią. Boiska zamieniają na parkingi - bo ważniejsze jest miejsce dla drugiego samochodu, a dzieciak w piłkę pogra - ma kompa i FIFĘ!

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: piątek, 19 mar 2021, 10:21
autor: rastro
Skir pisze:Na osiedlach likwidują piaskownicę, bo dzieci się nie bawią. Boiska zamieniają na parkingi - bo ważniejsze jest miejsce dla drugiego samochodu, a dzieciak w piłkę pogra - ma kompa i FIFĘ!
Ha o piaskownicę na osiedlu jeszcze pamiętam batalię... jaką przeszliśmy najpierw zlikwidowali jeden plac zabaw w zamian tego dzieci dostały mniejszy, ale zabawki przynajmniej były bezpieczniejsze, później musieliśmy stoczyć kolejną batalię bo niezbędny był kolejny parking. Plac zabaw ostatecznie udało się uratować... ale gdyby nie zaangażowanie garstki rodziców to byśmy mieli jeszcze większy parking. A dzieci bawią się w piaskownicy i na placu.

Z drugiej strony mamy te wszystkie Orliki i z tego co widzę to naprawdę nie stoją one puste - przynajmniej na tym moim przedmieściu. Za moich szkolnych też pod szkołą było boisko, tylko co z tego jak trawa rozław kępach o które można było się potknąć i piłka zmieniała tor jak w nie trafiła.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: piątek, 19 mar 2021, 12:36
autor: rozrywek
Piłka i telefon.

Jeszcze przed lockdown jak zabrałem syna do siebie. Razem z siostrzeńcem
Równolatki
Wtedy miały 11 lat. Idziemy na obiad.
W restauracji jeden i drugi na telefonie.
Szlag mnie trafił.
Idę do baru. 2 razy 50 zamawiam i mówię...Kasiu weż im te telefony bo zaraz mnie coś trafi.

Przychodzi Kasia z jedzeniem i zabiera telefony gówniarzom. Łącznie z moim.

Wychodzimy i ja mówię...pokażę wam historyczne miejce.
Idziemy na boisko. Tu była bitwa... o mysz.

Tato...wujek jaka mysz? Zdechła mysz i my graliśmy o nią mecz.
Blok 19 kontra 23.


A tu ciach. Przychodzą dzieciaki z bidula. Z piłką. I zaczynają sobie grać. Ja jedyny dorosły podzieliłem ich szybko na drużyny. O co gracie? O frument i drożdżówki z serem.

Obce dzieciaki haratały w gałę.

A ja z taką przyjemnością patrzyłem. Jakby mi Claudia Schiffer po udzie bosą stópką jeżdziła.

Przegrani polecieli do sklepu.
Drożdżówki zjedzone.

Wieczorem stwierdzam...dostaniecie telefony..od 19ej do 20ej. Potem oddajecie.
Ja spoglądam na swój. 17 nieodebranych połączeń od mojej jp. Nie lp. Jp. To nie literówka.

Oddzwaniam...gdzie jesteście? Na placu zabaw. O tej porze? Do 22 mają czas. Daj mi go do telefonu...a mały...mamo nie teraz bo ja właśnie walczę w powstaniu. Taki brzdąc.

Bez telefonów i neta. Gowniarze zaczeli pranki. Najpierw mi zmienili hasło w telefonie. Potem mi pourywali filtry w papierosach. Wyciągnęli mi kamień z mojej Zippo zapalniczki. Raniutko pomalowali mi flamastrami paznokcie u nóg. Ostro udawałem że śpię.
Przeszczęśliwy że kreatywne małolaty.

I dowalilii mi go kawy pieprzu. Wiedząć że rano u mnie kawa i papieros.
Spierdzielili na plac zabaw..jak zacząłem się drzeć. A to wszystko w jeden dzień bez telefonu.
Wołam tych diabełków. Lecicie do sklepu. 6 bułek rzodkiewka i nałęczowianka gazowana.
A tu wychodzi sąsiadka...panie Adamie..ja ich tu pilnowałam. Zrobili zakupy. I sąsiadce i nam. I jeszcze popodlewali jej kwiatki w ogródku.

Zaznaczam że telefonów nie mają dalej.
A w nagrodę na basen. A na wieczór pizza.
I tak dzień za dniem bawiły się gówniarze. Robiąc mi różne numery.
Guzik w spodniach odciety.

3 tygodnie z konrolowanym reglamentowanym telefonem. Od 19 do 20ej. Pod koniec tej sielanki...chłopaki macie telefony....tato. wujek.
.możemy na plac zabaw? Ale proooszę. Do 23ej. Łzy w oczach stanęły...zobaczyłem wtedy siebie. Dziś możecie do północy.

I te łzy w oczach.


Tato wujek. Możemy jeszcze zostać.??

Nie. Do szkoły trzeba chłopaki. Mały płakał jak wysiadał
Takie miał wakacje.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: sobota, 20 mar 2021, 22:45
autor: rozrywek
Kojarzy ktoś taki przedmiot szkolny jak wybrane zagadnienia gospodarcze socjalistycznych republik. Czy jakoś tak to szło. Kolega był w Ohp i miał taki przedmiot.
Z absurdów i prawd to u nas było hańbą mieć 4 z Ruskiego. Trója i tyle.
Z zabawnych historyjek to na lekcji Geografii bylo pytanie o bogactwa naturalne Szwecji. To wypaliłem że Abba i Volvo.

A nauczycielce chodziło o stal i jakieśtam minerały.
Z absurdów można dodać obowiązkowe przynoszenie makulatury do szkoły.
Dzieciaki targały te paczki gazet i absurdem było że niektórzy kupowali gotowe paczki...na skupie makulatury.
Paranoja. Ale trzeba się było wywiązać.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 21 mar 2021, 19:38
autor: MASaKrA_Domingo
rozrywek pisze: Dzieciaki targały te paczki gazet i absurdem było że niektórzy kupowali gotowe paczki...na skupie makulatury.
Paranoja. Ale trzeba się było wywiązać.
Ha! Jak to pięknie opisał Sołżenicyn w jakże brutalnie prawdziwym tomiszczu "Archipelag Gułag".
Może nie będzie to cytat, bo z pamięci ale skrótowo:
Co więc robiliśmy, aby dorwać się do pierwszego kotła, gdzie oprócz zupy z rzepy można było liczyć na skromnego kartofla? Te same drzewa, już zastemplowane ponownie przerabialiśmy, użynając końcówkę i ponownie je stemplując. To oczywiście rodziło problem z nadprogramową liczbą ściętych drzew, których w rzeczywistości nie było. Nie mniej, brygadzista również korzystał z pierwszego kotła, więc wytłumaczyłem mu jak to zrobimy i nie będzie w tym problemu.
Tak więc całą wiosnę, lato i jesień zgłaszaliśmy wyrabianie normy, a z kolei flisacy na poszczególnych punktach kontrolnych zgłaszali, że dostali znacznie mniej drewna do spławiania. To rodziłoby poważne konsekwencje, gdyby nie nasza zapobiegliwość. Otóż przez okres jesienny zgłaszaliśmy, iż praca wre tak bardzo, że nie jesteśmy w stanie spławić całego drewna, przez co zostało ono u nas. Norma wyrobiona, na papierze się wszystko zgadza, a że nie udało się go odebrać, cóż za problem? Tak więc przychodziło w końcu do zimy, gdzie szacowaliśmy koszta spływu z drewnem. Te zaś znacznie przekraczały budżet. Po długiej i mroźnej zimie zgłaszaliśmy zaś, że drewna jest masa, jednak jego stan, spróchnienie i inne parametry nie pozwalają na jego spływ, a i jakość pozostawiałaby wiele do życzenia.
Tak więc całe to drewno kazano nam zostawić u siebie i zająć się bieżącą produkcją. I tak to trwało całymi latami.
Przepraszam za niedoskonałość pamięci, ale całych stron nie przytoczę :)

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: niedziela, 21 mar 2021, 19:54
autor: JanOkowita
Ci którzy wówczas obrazili się na naukę języka rosyjskiego dzisiaj są biedniejsi o to, co stracili. Po 1989 znajomość rosyjskiego przydała się w biznesie wielu moim znajomym. Wielu wyjechało potem z kraju, jedni po studiach medycznych za darmochę w PL, inni emigrowali już po szkole średniej. Niektórzy pouciekali przed długami w PL których narobili w porywie w działalności gospodarczej za Wilczka.
Targanie makulatury do szkoły albo pokazanie kwitu z punktu skupu było wówczas pozornie durne - bo trzeba było zachowywać pozory. A z punktu podejścia ekologicznego byliśmy wówczas o wiele lat do przodu w stosunku do innych. Ale i tak było o niebo lepsze niż to co dzisiaj dzieje się na uniwersytetach i w szkołach - jak np. ze słowem Murzyn.
P.S. Dzisiaj usłyszałem, że YT zablokował kogoś za zlepek słów dotyczących rozgrywki szachowej. Białe biją czarne.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 22 mar 2021, 20:17
autor: MASaKrA_Domingo
Tak - chodzi o gościa o ksywie "agadmator". Faktycznie, 3x się odwoływał! Dopiero po upublicznieniu swojej sytuacji przyznano mu rację.

https://www.youtube.com/watch?v=KSjrYWPxsG8

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 29 mar 2021, 13:00
autor: rozrywek
JanOkowita pisze: Targanie makulatury do szkoły albo pokazanie kwitu z punktu skupu było wówczas pozornie durne - bo trzeba było zachowywać pozory.
Było durne i chamskie.
Ja świetnie rozumiem ekologię.

Zbieraj makulaturę chroń lasy.
Bardzo słuszna inicjatywa. Surowce wtórne. Do przerobu na gazety. Opakowania kartonowe i......papier toaletowy.
Gdzie absurd?

A tutaj: wszyscy dosłownie wszyscy wtedy czytali gazety.wszyscy zbierali makulaturę. A papieru do d nie było nigdzie. I to był absurd. Teraz makulatury nie zbiera nikt a papier wszędzie jest.
No z wyjątkiem tamtego roku przed pierwszym lockdownem. Gdzie chamy i debile w panice wykupywali ten towar wielkimi wózkami.

Zbieranie makulatury czy złomu czy butelek było fajne. Bo kreatywne. Nasze zarobione pieniążki. Sąsiad nam też dawał gazety. Stary człowiek i macie chłopaki zanieście na skup.
I to jest właśnie piękność prl.
A absurd? A dlaczego mam daninę do szkoły dawać?
Gdyby były inne akcje. Np: lepszy stopień ze sprawowania. Pokaż kwit ze skupu a dostaniesz dobrą ocenę.
To by było bardziej budujące. I ekologiczne. I las caly. Co do lasu. Jest takie powiedzenie...co się drzesz w lesie jesteś? A w lesie cichutko się zachowujemy. Taki paradoks.

Janku zapytaj wnuka czy wie gdzie u ciebie w mieście jest najbliższy skup makulatury.
On nie będzie wiedział a ty tak.

Nastepny absurd: wyrób nr 1 i wyrób nr 2.
Odgórna dyrektywa. Niby tajne zarządzenie z Kc. I reglamentacja. Chodzi o wódkę i prezerwatywy.
Prezerwatyw nie szło kupić i jakoś tych niechcianych ciąż nie było więcej niż teraz.

Wódka od 13-ej a cały kraj nawalony w sobotę od rana.
I skacowany w Poniedziałek.

Jak widzisz sam. Nie tylko papier był do d.
System był do d.
Teraz system jest niby wolny. Mamy wolność a i tak wszystko jest do dupy.

Kiedyś było jakoś fajniej. Nawet pomimo tych absurdów.
Prl dał nam mistrza Bareję.
Bez tego chorego systemu nie nakręcilby nic. Może kiepski sitkom.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 29 mar 2021, 17:09
autor: czytam
W stanie wojennym były kontrole przy przekraczaniu granicy województwa. A było ich 49, więc o kontrolę łatwiej niż dzisiaj i to pomimo mniejszej społecznej mobilności. Dostaliśmy wiadomość, że w Bomisie (taki sklep z niepełnosprawnymi częściami elektronicznymi, z których można było złożyć pełnosprawny produkt końcowy; inne były tylko symbole np zamiast BC107 było bodajże C107; były też nieco sfatygowane obudowy czy obwody drukowane) w stolicy sąsiedniego województwa, które nota bene stolicą tegoż już nie jest, pojawił się ciekawy asortyment klamotów. Wsiadamy do pociągu i odbywamy godzinną podróż. Wagon z przedziałami, trochę się dłuży, to zaczynają się kawały o milicjantach. Jeden z nich zaczyna się pytaniem:
"Dlaczego zwykle milicjanci chodzą trójkami?"...
"Ano dlatego, że jeden potrafi czytać, drugi pisać a trzeci to ochrona uczonych." Śmiech.
Chwilę później otwierają się drzwi przedziału i pojawia się dwóch jegomości w charakterystycznych niebieskawych morach (takie stroje bojowe w drobne plamki) i spojrzeniu wyrażającym tęsknotę za rozumem. Proszą o dokumenty, to dajemy im te książeczki. Starsi zielone a my tymczasowe - czerwone, dowody osobiste. Ten, który je zebrał mówi do swojego towarzysza:
" To ja będę czytał a Ty pisz."
Na salwę śmiechu zareagowali natychmiast propozycją zdzielenia blondyną (tak nazywano ich przedłużone ramię sprawiedliwości). No może w nieco mniej parlamentarnych słowach - "Jak ci przypierdolę, to zaraz przestaniesz się śmiać", czy coś w tym stylu.
c.d.b.m.n.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 29 mar 2021, 20:59
autor: rozrywek
Absurdy jeszcze wystąpią. Czas na piękności.

Mieliśmy kolegę. Syna milicjanta.
Zatwardziełego zgreda. Kutafona jakich mało. Aparatczyka wpatrzonego w komunę jak w obrazek. Nie syn był zły ...ojciec.
Po prostu kutas.

Przepraszam za słownictwo ale czasem trzeba.

Chłopak się do nas garnął. Do naszej paczki.
Ojciec surowy i nie pozwalał. My łobuziaki wiadomo. Ten z utęsknieniem jak w więzieniu w tym domu patrzący przez okno. A my na ławce gramy w dupniaka.
Sytuacja: matko pali się. Wydziera się sąsiadka. Lecimy na złamanie karku ratować. A ten gnój. Odejdż od okna to nie twoja sprawa...a jedyny czy prawie jedyny miał telefon stacjonarny.
Taki gnój. Nie zadzwonił.
Tam nic się nie stało. Kobieta smażyła coś i olej jej wykipiał. W panice wybiegła a my to załatwiliśmy.

I ten gnojek regularnie nas zgarniał. Do nyski i na komendę. Bez powodu. Oczywiscie bez powodu. Tak przytrzymać nas po parę godzin. Przesłuchanie o niczym. Zawsze się stawiałem to oprócz wpierdziel to gówno mi mogli zrobić. Jedynie potrzymać dłużej. Za nic.

Co było piekne. Wychodzę z komendy a koledzy czekali na mnie za rogiem. Z butelką jabola czekali aż wyjdę. Taka to była paczka.

Raz zgarnęli nas wszystkich. Ktoś się włamał do kiosku ruchu.
Kioskarka...to pewnie oni. I nas zgarneli.
Przesłuchanie. Trochę krzyku. A my mielismy alibi. Ja oczywiście śmieję się w twarz..możesz mi naskoczyć. Pisz co chcesz ja zeznań nie podpisuję.

Acha. Przesłuchania jak wygladały. Komedia i parodia z farsą. O coś pyta coś notuje..i na końcu podpisz. Nic nie podpiszę. Nic.
Zarobiłem pałą. Podpiszesz. Nie.
Lali mnie gnoje w czterech. I każda ta pałka z czasem bolała coraz mniej. A ja bardziej płacząc przez zęby...i tak mnie chuje wypuścicie.
Ta butelka za rogiem po wyjściu smakowała bosko. Prosto z gwinta jakie to było pyszne.

Co zabawne. Kiosk opierdzielił brat tej kioskarki. Rąbnął jej klucze. Ukradł fajek trochę i porozwalał wszystko dla nie poznaki.
A druga zabawna rzecz? Jeden z tych zgarniętych to był syn tego milicjanta.
Stał obok nas przypadkiem. A jak do budy to wszystkich. I najpierw dostał wpierdziel zanim wyjawił kim jest. Się działo.
I chłopak już zawsze był nasz. W paczce ale jednak obok. Ale swoj.

Inna pięknośc Prl. Właśnie związana ze służbami. Zawsze na przerwie graliśmy w hacle. Hacele. Hacle. Takie do wkręcania w podkowy kuniom. Szlifowane na krawężnikach do połysku.
Oczywiście podczas gry one same się doszlifowywały.

Tarcie jeden o drugi. Tylko ręce brudne.

Inny syn milicjanta. Tylko jakiegoś na stanowisku.
Zazdrościł nam tej gry. I przyniósł swoje hacle.
Naboje starego z pistoletu.

Ewakuacja panika. Wrzaski i rozpacz.
Nazjeżdzało się radiowozów.
A ten bidny stoi z tym w ręku. Ja tylko tato pograć z chłopakami chciałem. Ojciec wściekły. Ale wytrzymał psychicznie. Do domu. Szlaban miał na miesiąc chyba.

Fajnie było.

To jest piękno Prl.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 29 mar 2021, 21:21
autor: rastro
rozrywek pisze: Stał obok nas przypadkiem. A jak do budy to wszystkich. I najpierw dostał wpierdziel zanim wyjawił kim jest.
O i tego brakuje w naszych czasach wiadomo nie wpierdziel, ale delikwent złapany na gorącym uczynku powinien dostać kwit alb skierowanie do sądu ;) Policjant nie powinien się zastanawiać czy przypadkiem bandzior nie ma immunitetu.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 29 mar 2021, 22:16
autor: rastro
Z absurdów to jeszcze pamiętam maluchy w wersji jak to się teraz mówi DIY ;) To już wtedy nie wychodziło taniej, ale części można było jakoś dostać w rok-dwa, a na kompletnego czekało się dłużej i do tego czasem już był cały zapłacony, ale inflacja i trzeba było jeszcze drugie tyle przy odbiorze dołożyć, jak się odbierało z placu po latach oczekiwania.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: poniedziałek, 29 mar 2021, 22:22
autor: rozrywek
Rastro. Zgadzam się w pełni. Aresztować oskarżyć i poczekać aż się skończy immunitet. I sąd. Nikt nie może być bezkarny.

Ale wracając do Prl. To był system. My po jednej stronie a aparatczycy milicja i partyjniacy z zomowcami i moimi ulubieńcami. Ormowcami na czele.
Dlaczego? Ulubieńcy bo to była OCHOTNICZA, nie praca wykonywana. Zawód. To nie Lekarz. Młynarz. Milicjant czy Cieśla.
To ormo.
My byliśmy łobuziaki. Psotniki. Zabawna paczka zbuntowana lekko.

Pokazanie dupy gołej przejeżdzającej nysce? To było wydarzenie.
I dyla, każdy w swoją stronę.
Zdyszani opowiadamy sobie potem jak było fajnie. I jak kumpel jeszcze siurdakiem pomachał.
To było jak.. Ucieczka z kina Wolność.

Skąd my wtedy znaliśmy słowa piosenki oryginalne i nie cenzurowane?

Wujek józek zmarł. Darowano resztę kar....
Nie było w treści...wiatr odnowy wiał.

Każdy wie który Józek.

Absurdem było zamykanie nas bez powodu. A pięknem było wychodzenie. Z obolałymi odbitymi członkami. I ten gest pozdrowienia w stronę tej komendy.

Co jeszcze pięknego?
A opowiadam mamie jak było.
Jak zdjęliśmy wszyscy gacie przed radiowozem.

Oczywiście mnie poucza ochrzania i opierdziela. Ale cieszyła się pod nosem.

A na drugi dzień? Pani ....to pani syn?
Proszę bez kolejki pani wejdzie. To oni wczoraj ten tego? Tej nysce? Nie wiem ja w pracy byłam. A mimika co innego mówi.

Mam pomarańcze. Dam pani parę.

Tak mama, wracała na skrzydłach. Dumna z syna. Co dalej? Mamo mogę wziąć 3 dla chłopaków? A twoja tu leży. Daj braciom młodszym. Podzieliła na pół tego pomarańcza. Zapach boski bo to egzotyczne i inne.

Ja niosę te trzy sztuki na ławkę.
Daję chłopakom.
Jeden leci na górę zanieść siostrzyczce.
Drugi leci do domu dać braciszkowi.
Trzeci jedynak. Nie potrzeba lecieć.

I tego pomarańcza opędzlowaliśmy na ławce. Cieknący pyszny kawałek owocu. Jak dzielenie się opłatkiem.

Takie to było piękno Prl.


Teraz cóż nikt nie wspomni jakiegoś gnoja co nakradł i cba go zgarnęło.

Daleki jestem od polityki i od razu zaznaczam. Ten temat w tą stronę nie pójdzie.
Ale wychodził ktoś za powiedzmy bibulę czyli ulotki. Jeszcze z domu nie wyszedł a już mu dzień dobry mówiliśmy.
Szacunek i respekt był.

Re: Absurdy i piękności Prl. Wspomnień czas

: wtorek, 30 mar 2021, 11:11
autor: czytam
Z tymi milicjantami to było różnie. Co prawda już po PRL, bo rok 1992 ale milicja i funkcjonariusze wciąż ci sami. Ojciec z wielkim bólem użyczył mi ciężko zapracowanego i wyczekiwanego samochodu na wyprawę do Włoch. Był to tak zwany cygański wóz czyli Dacia 1300. Jednym z charakterystycznych jej komponentów był zbiornik wyrównawczy na płyn chłodniczy wykonany ze zwykłego zakręcanego słoika. Chyba trochę więcej niż litrowego ale zwykły też pasował. W mieście Łodzi zaniepokoił nas niezbyt przyjemny hałas gdzieś z trzewi tego wehikułu się wydobywający. Zjazd do bocznej ulicy, pobieżna kontrola i nic. Jedziemy dalej i znowu ten niepokojący dźwięk. Tym razem udało się zidentyfikować usterkę. Oberwał się tłumik zamocowany na takich gumach. Na szczęście jechał z nami bardziej doświadczony w drogowych realiach kolega i stwierdził, że na naszych (wtedy) drogach w odległości 100 metrów musi znaleźć się kawałek drutu. Jak powiedział, tak wyruszył na poszukiwania, znalazł i tłumik zamocował. Nie muszę dodać, że prowizorka wytrzymała drogę tam i z powrotem. Trochę już zmęczony poprosiłem go o zamianę na miejscu kierowcy, ale i on na wysokości Kozichgłów stwierdził, że już nie widzi, mimo zapalonych świateł, drogi więc zjechaliśmy na pobocze. Ściślej zatrzymaliśmy się nieco dalej pod czyimś płotem. Tam rozbiliśmy namiot i oczekiwaliśmy nowego, lepszego dnia.
Ale miało być o milicji. Więc rano budzi mnie potrząsanie namiotem i nieco znajomy głos. Wychodzę zaspany i nie wiem, czy dalej nie śpię. Bo zobaczyłem komendanta naszego wiejskiego, oddalonego o kilkaset kilometrów, posterunku MO. Jakbym był nad jeziorem w naszej gminie. Komendant, choć był bardziej znany z treningów bokserskich na miejscowych pijaczkach, tym razem wykazał się większym polotem. "Ach , to Ty" - stwierdził. "Właśnie wracałem ze Śląska i zobaczyłem na poboczu samochód Twojego ojca. Przyszedłem sprawdzić, co się stało." Wyjaśniłem, że wszystko jest w porządku ale do dzisiaj jestem zaskoczony jego reakcją. Czy dzisiaj byłoby podobnie (chodzi o reakcję tzw. stróżów prawa)?
O naprawie (w zasadzie serii napraw) i dalszej drodze być może, będzie ciąg dalszy.
c.d.b.m.n.