Strona 1 z 1

Gin wypędzony na ziołach z odzysku.

: czwartek, 11 mar 2021, 20:21
autor: Fiflak
Zostało mi sporo ziół po odcedzeniu gowanusowego maceratu. Nie wyrzuciłem botaników i dziś rano postanowiłem przeprowadzić kolejne szalone doświadczenie. Do ginówki włożyłem lidlowski stalowy zmywak. Trochę trza go było spłaszczyć, żeby sitko dokładnie przykrył. Chodziło mi o to, aby nie zapaskudzić sitka. Pomyślałem sobie;
Po procesie druciaka się pozbędę i po kłopocie. Błota załadowałem pod dekiel. A co tam, jak eksperymentować, to na 100%. Najwyżej mi przez odpływ drobiny z ginem popłyną. No to wówczas po prostu sprzęt wyłączę. Do wkładu ginowego nalałem około 2,5 litra czystego spirytusu otrzymanego z single maltowych pogonów. Całość zamknąłem i odpaliłem graty.
Zredukowałem grzanie, gdy puszka zaczęła się rozgrzewać. Rura konkretna, więc parę minut to zabrało. Zaczęło w końcu kapać, zatem na chwilę całkowicie wyłączyłem grzanie. Regulowałem nim tak, żeby gin powstawał w niezbyt szybkim tempie, tzn. cienkiego strumyka. Najpierw moc 600 watów, później 800 a na końcu i kilowat przekroczyłem. Praktycznie przez cały czas termometr wskazywał nieco poniżej 77°C. Dosłownie powstał aromatyczny spirytus. Cudownie po prostu, ale mi wciąż mocnych wrażeń brakowało, więc zwiększyłem moc do 1,5 kilowata i czekałem dalej. Coraz gorętsza woda parowała i porywała z sobą wielce aromatyczne cząstki etanolu uwięzione w roślinnym mule. Wyłączyłem grzanie, gdy zaczął powstawać ginowy hydrolat.
To moja kolejna zwariowana innowacja. Być może powinienem pozyskać nieco więcej tego eliksiru, lecz stwierdziłem, że co za dużo, to niezdrowo. Poza tym deko się bałem, iż szczęście mnie opuści i zepsuję towar na sam koniec. Czyt. chłodnica rzygnie tym kompletnie rozgotowanym zielskiem. Mniej więcej po kwadransie od wyłączenia kotła, odkręciłem chłodnicę. Tu następne zaskoczenie na plus.
Dosłownie nic się z ginówki nie wydostało.
Najkrócej pisząc;
Eksperyment uważam za w pełni udany.
Smak ginu ocenię najwcześniej jutro. Spróbowałem oczywiście świeżego, bez rozcieńczania do 40% mocy. Po mojemu łagodny wyszedł, ale mam świadomość, że to opinia o praktycznie zerowej wartości. Lubię gorzkie piwa.
Yerby i kawy z zasady nie słodzę. Mój gust kulinarny jest wybitnie niereprezentatywny. Zazwyczaj okazuje się, że to co oceniam jako niewyraźne w smaku i aromacie, pozostali konsumenci często uznają za bardzo charakterne.
Drugą, nieco mniejszą, porcję ziół, wstawiłem do lodówki w zamykanym słoju ze szklanym przykryciem. Jeżeli ten chmielowy gin, że tak powiem, po bombajsku przepędzony, zyska uznanie, to drugie psocenie w najbliższych dniach wykonam. Na dziś, to by było na tyle.
cdn.

Re: Gin wypędzony na ziołach z odzysku.

: czwartek, 11 mar 2021, 21:11
autor: jakis1234
O to byśmy się dogadali, jak robię piwo dla siebie, to celuję w takie IBU, że inni nie mogą tego pić, a dla mnie jest gorzkawe, a ostra papryka to podstawowa przyprawa :)
Świetny eksperyment, :respect: . Czekamy na kolejne zwariowane pomysły.

Re: Gin wypędzony na ziołach z odzysku.

: czwartek, 11 mar 2021, 21:12
autor: MASaKrA_Domingo
Brawo! Eksperymentom mówię zdecydowane tak!
Za Cieślakiem:
1:
Nie można twierdzić, aby gorzki smak wyrobów dogadzał gustowi odbiorców. Rozpowszechnienie bowiem wyrobów o mniejszej lub większej goryczy w smaku tłumaczy się zakorzenionym i nie pozbawionym słuszności poglądem o ich pożytecznym działaniu na organizm ludzki. Duża ilość surowców roślinnych, w szczególności kory, korzenie i kłącza jak również i zioła dają nalewy gorzkie lub bardzo gorzkie. Destylaty surowców roślinnych goryczy nie wykazują, gdyż substancje gorzkie nie są lotne. Do zawierających specjalnie dużo goryczy należą:
kora chinowa, drewno drzewa Q u a s s i a, kłącza goryczki, ziele drapacza lekarskiego, tysiącznika, piołunu i bobrka trójlistnego.
2:
Zdarza się, że paląca ostrość niektórych surowców, szczególnie z rodziny pieprzowatych (P i p era ceae), jest połączona z pewnym uczuciem chłodzącym.na języku,co wydaje się rodzajem jak gdyby przeciwreakcji. Jako przykład może służyć kubeba wywołująca obydwa wrażenia, jedno po drugim. Poza tym inne surowce, jak mięta, wywołują wybitne wrażenie chłodzące na błonę śluzową jamy ustnej, co należy przypisać zawartości w niej mentolu. Substancje wywołujące smak chłodzący są lotne i dlatego uwydatniają się zarówno w nalewach, jak i destylatach.
Podsumowując, ekstrahowałeś z zielska dużo składników, których wcześniej się nie udało. Wiele z nich jest lotnymi, jak widać na załączonym obrazku.

Re: Gin wypędzony na ziołach z odzysku.

: czwartek, 18 mar 2021, 14:49
autor: Fiflak
Pozostałe błoto przedestylowałem następnego dnia, czyli w piątek dwunastego marca. Dosypałem na górę 2 dekagramy trawy cytrynowej, żeby znów nabić towaru pod dekiel. Ilość spirytusu podobna, procedura pędzenia również. Nieco dłużej odbierałem hydrolat, czyt. wodną fazę destylacji parę minut przeciągnąłem. Powstał gin, nazwany przeze mnie, cytrusowym. Odróżnia się od pierwszego produktu, dlatego postanowiłem ich nie mieszać. Niech każdy zachowa swoją tożsamość. Tamtego dnia rozcieńczyłem tego chmielarza. Co do smaku i aromatu tego "piwnego" trunku;
Pozbieram więcej relacji konsumenckich, to jakieś wnioski wyciągnę. Jestem niemal pewien, iż samogon zostanie oceniony jako solidnie dosmaczony. Faktycznie zapach jest mocny, a smak intensywnie ziołowy. Owa ziołowość destylatów niekiedy bywa określana goryczą. Sam takiego skrótu myślowego używam. Opis nie oddaje przecież stanu faktycznego, jedynie przybliża odczucia żłopiącego.
Jakby to zatem podsumować;
Destylaty nie mogą być gorzkie, w faktycznym znaczeniu tego słowa. Uważam jednak, iż stosowanie słowa goryczka, w odniesieniu do tej ziołowości, nie stanowi jakiegoś językowego błędu, czy nadużycia. Nagotowałem ginu, że tak powiem, przy okazji. Naprawdę na plus mnie efekt zaskoczył. Przepędzanie w aromatyzerze pomaceratowych botaników jest kolejnym bimbrowniczym zagadnieniem wartym zgłębiania. Życia nie wystarczy, aby to wszystko zbadać, ale próbować trzeba.

Re: Gin wypędzony na ziołach z odzysku.

: czwartek, 18 mar 2021, 17:40
autor: rozrywek
Fiflak. Jesteś piepsznięty.
Dosłownie. A spróbuj zmądrzeć to zobaczysz.


Myślę że słodko gorzki w twoim wydaniu nabierze innego znaczenia.

Nie pomyliłem pojęć. Nie słodko kwaśny.


Słodko gorzki.

Próbować trzeba........ot i to jest kwintesencja tej gorzkiej słodkości.


Tak trzymaj.

Re: Gin wypędzony na ziołach z odzysku.

: czwartek, 18 mar 2021, 20:47
autor: Fiflak
Słodko-gorzki powiadasz Waszmość;
Tak na szybko, w dyskutowanym zagadnieniu, to przyszedł mi na myśl gowanusowy burbon. Trunek sporządziłem tradycyjnie, wręcz tą procedurę podkręciłem, bo cały alkohol zalewowy wypędziłem z żytniego słodu. Gdyby surowcem był biały burbon...
Faktycznie, mogłoby się to powieść. Żywię nadzieję, iż "pozostanę człowiekiem pieprzniętym", czyt. wciąż myślącym twórczo. Bimbrownictwo, jeżeli ma zaowocować wybitnymi samogonami, wymaga właśnie takiej pracy umysłu. Przynajmniej ja tak uważam. Kolejne doświadczenia wyłącznie utwierdzają mnie w tym poglądzie.

Re: Gin wypędzony na ziołach z odzysku.

: poniedziałek, 19 lip 2021, 18:20
autor: Fiflak
Państwo wybaczą, wpis pod wpisem, zamiast edycji, jednak istnieją przesłanki usprawiedliwiające moje postępowanie.
Mianowicie;
Poczyniłem pewne postępy w wiedzy o produkcji ginu na ziołach, nazwijmy to, odzyskanych z maceracji i zamierzam się dziś tymi informacjami podzielić.
1. Cały eksperyment przeprowadziłem tydzień temu, więc obecnie, na spokojnie i pewny swoich racji, stwierdzam:
Kontynuowanie eksperymentów tego rodzaju ma sens. Zastosowałem zioła pochodzące z zabarwiania absyntu. Zapodałem do puszki mielony jałowiec a do wkładu ginowego wlałem czysty spirytus. Efekt przeszedł moje oczekiwania. Trunek łagodny w smaku i wyrazisty w zapachu. Brakowało mi w nim cytrusów.
2. Dlatego następnego dnia przepuściłem przez resztę zmielonego jałowca litr nalewki sporządzonej na skórkach cytrusów, przede wszystkim pomarańczy. Dopiero po zmieszaniu dwóch samogonów otrzymałem znakomity gin. Po rozcieńczeniu deko ponad 6 litrów o mocy 40%.
3. Pierwszym patentem, który sprawdził się zarówno w maceracji, jak i w aromatyzowaniu oparami są jednorazowe filtry papierowe do zaparzania ziół. Szczerze polecam ten wynalazek wszystkim, którzy chcą uniknąć żmudnej filtracji maceratu, lub czyszczenia puszki po pędzeniu, albo jednego i drugiego równocześnie. Botaniki oddają aromat przez papier bezproblemowo.
4. Ciekawym pomysłem jest podział ziół na poddawane maceracji i traktowane oparami. Następny gin, już bardziej klasyczny, planuję właśnie tym sposobem pozyskać. Jałowiec w puszce a reszta botaników macerowana w rozrobionym do 70% mocy spirytusie.
5. Polecam stosować destylację wodną, zwłaszcza przydatne w metodzie bombajskiej, że tak pozwolę sobie ją określić. Idzie mi o giny, w których część, lub wszystkie botaniki, są umieszczane w puszce. Przepuszczenie pary wodnej przez aromatyzer daje smakowitsze efekty od rozcieńczania gotowego ginu. Woda aromatyzowana wnosi niesamowite akcenty ziołowości, pewnej egzotyki, które są warte poświęconego na jej uzyskanie czasu i energii, że o wodzie do chłodzenia nie wspomnę. Fatyga się opłaca, bowiem powstaje gin naprawdę niepowtarzalny.
6. Oczywiście do idei ginu na ziołach z odzysku zamierzam, w bliżej nieokreślonej przyszłości, powrócić. Np. jałowcówka z udziałem botaników znanych jako zioła szwedzkie. Jeżeli coś powstanie, to relację oczywiście w niniejszym wątku zamieszczę.

Re: Gin wypędzony na ziołach z odzysku.

: środa, 21 lip 2021, 23:08
autor: MASaKrA_Domingo
Mam pytanie - jak oceniasz różnicę między przepuszczaniem przez puszkę wody, a przepuszczaniem alkoholu? Chodzi mi o różnice w smaku, kiedy tą wodą rozcieńczasz alkohol, a kiedy rozcieńczałeś zwykłą wodą destylat?
Chodzi mi o sugestywne wrażenia smakowe.

Re: Gin wypędzony na ziołach z odzysku.

: czwartek, 22 lip 2021, 23:33
autor: Fiflak
Rozcieńczanie wodą smakową, w porównaniu ze zwykłym, skutkuje ginem bardziej złożonym. Po prostu lepszym, według mego gustu ma się rozumieć. Poza tym fascynuje mnie w opisanej powyżej metodzie jej egzotyczność, unikalność. Coś, czego nie spotkamy w wyrobach przemysłowych.