Kolumna półkowa według lesgo58
: środa, 2 mar 2016, 16:22
Postanowiłem wykorzystać tę oto kolumnę półkową http://alkohole-domowe.com/forum/post13 ... ml#p138456 do ekstrakcji owoców.
Przeprowadziłem dwa procesy i nasunęły mi się już pewne spostrzeżenia.
Ale od początku.
Na pierwszy ogień poszedł macerat z derenia. Gotowałem tylko rzadkie, bo w takiej postaci go otrzymałem od naszego pasjonata dereni - czyli kolegi @kochanek Kranei.
Postanowiłem użyć tylko dolną część kolumny, bez żadnych półek. Zaś bezpośrednio do niej przykręciłem głowicę.
Na początku odbierałem wszystko jak leci, bez refluksu. Po około połowie odebranego alkoholu jednak przykręciłem zaworek aby wymóc refluks. Zrobiłem to dlatego iż alkohol zmniejszył odczuwalnie swoją moc. Bałem się też, że w związku z tym pogorszy swoje walory organoleptyczne. Dlatego robiłem już tak do końca procesu. Nie mam żadnego doświadczenie w tak prowadzonym procesie dlatego moje działania były bardziej intuicyjne i na wyczucie.
Rezultat był następujący. 1/3 tego co ukapało było świetne tak w zapachu jak i smaku. W następnej porcji dało się już wyczuć niepokojące aromaty i smak. Nie wiem czy jest to prawidłowe, i charakterystyczne dla użytego owocu czy po prostu coś jednak coś robiłem robiłem źle. Czas pokaże. Ostatnia część zdecydowanie pogorszyła swoją jakość. Wyczuwało się już "nuty pogonowe" chociaż nie był to destylat tylko ekstrakt. Myślę, że być może swój udział miała woda użyta do rozcieńczenia spirytusu, którym zostały zalane owoce. Następny znak zapytania. Trzeba to w przyszłości obadać...
Mając doświadczenie poprzedniej destylacji zabrałem się za owoce po nalewkowe. Na pierwszy rzut poszły wiśnie z czarna porzeczką. Udział czarnej porzeczki w nalewce był ok 20%. Dało się to później wyczuć w odparowanym alkoholu. Ale o tym później.
Tym razem pomyślałem sobie, że lepiej będzie jak założę półki. Chciałem w ten sposób lepiej odseparować końcówkę (można to nazwać pogonem?) od tych właściwych aromatów. Założyłem więc 3 półki. Wsadem było 20 kg owoców i 4 litry wody, którą to płukałem naczynia. Chociaż w pierwszej chwili nie chciałem w ogóle nic dolewać.
Uruchomiłem maszynerię. No i w końcu zaczęło kapać. Pierwsze 3 litry o mocy ok. 88-90% kapało z dość dużą prędkością. Powiem szczerze nie mierzyłem dokładnie, ale po obrotach na zaworku mogę wnioskować, że kapało ok. 3 litrów/ godz.
Nie leciałem na maksa, bo wychodziłem z założenia, że lepiej jak wszystkie półki będę miał ciągle zalane. Po tych 3 litrach zacząłem delikatnie zmniejszać prędkość kapania i odbierałem już w małe po 200 ml buteleczki. Praktycznie przykręcałem po zmianie każdej buteleczki. Przykręcając zaworek kierowałem się wskazaniami temperatury na 2 i 3 półce oraz w głowicy. Powodem była chęć utrzymania jakości, a także wychwycenie, od którego momentu będzie lecieć to wredne. I czy utrzymanie stałego refluksu pomoże w utrzymaniu jakości. Czy nie stracę coś z aromatów i smaków.
Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, że leciało dobre do samego końca. Do 100,25*C. I leciało ciągle o mocy powyżej 85%. Ostatnią buteleczkę przeznaczyłem już do następnej destylacji/rektyfikacji celem odzyskania spirytusu. Gotować skończyłem gdy w garze była już temperatura 100,65º C. Czyli że nie było już tam alkoholu. Na półkach miałem odpowiednio 90º C, 82º C i w głowicy 80º C.
Spostrzeżenia jakie poczyniłem.
- z 20 kg owoców po nalewkowych odzyskałem 4,5 litra ok 88% alkoholu.
- wykorzystując kolumnę półkową udało mi się utrzymać pełną jakość alkoholu do końca,
- zauważyłem jeszcze jedną rzecz. Najpierw leciał alkohol o zdecydowanym aromacie i smaku czarnej porzeczki. Z biegiem czasu zaczęła dominować wiśnia a dodatkowo w tle zaczął przebijać się aromat i smak pestki. A w końcu ostatnie buteleczki to już była sama pestka. Pestka jest tak intensywna jakbym gryzł pestkę prawdziwą.
Kolumna półkowa rulez!!!
Teraz będą następne owoce. a później surówki z zacieru kukurydzianego i zacieru żytniego.
Jeśli jeszcze Was nie zanudziłem to wszystko opiszę.
Przeprowadziłem dwa procesy i nasunęły mi się już pewne spostrzeżenia.
Ale od początku.
Na pierwszy ogień poszedł macerat z derenia. Gotowałem tylko rzadkie, bo w takiej postaci go otrzymałem od naszego pasjonata dereni - czyli kolegi @kochanek Kranei.
Postanowiłem użyć tylko dolną część kolumny, bez żadnych półek. Zaś bezpośrednio do niej przykręciłem głowicę.
Na początku odbierałem wszystko jak leci, bez refluksu. Po około połowie odebranego alkoholu jednak przykręciłem zaworek aby wymóc refluks. Zrobiłem to dlatego iż alkohol zmniejszył odczuwalnie swoją moc. Bałem się też, że w związku z tym pogorszy swoje walory organoleptyczne. Dlatego robiłem już tak do końca procesu. Nie mam żadnego doświadczenie w tak prowadzonym procesie dlatego moje działania były bardziej intuicyjne i na wyczucie.
Rezultat był następujący. 1/3 tego co ukapało było świetne tak w zapachu jak i smaku. W następnej porcji dało się już wyczuć niepokojące aromaty i smak. Nie wiem czy jest to prawidłowe, i charakterystyczne dla użytego owocu czy po prostu coś jednak coś robiłem robiłem źle. Czas pokaże. Ostatnia część zdecydowanie pogorszyła swoją jakość. Wyczuwało się już "nuty pogonowe" chociaż nie był to destylat tylko ekstrakt. Myślę, że być może swój udział miała woda użyta do rozcieńczenia spirytusu, którym zostały zalane owoce. Następny znak zapytania. Trzeba to w przyszłości obadać...
Mając doświadczenie poprzedniej destylacji zabrałem się za owoce po nalewkowe. Na pierwszy rzut poszły wiśnie z czarna porzeczką. Udział czarnej porzeczki w nalewce był ok 20%. Dało się to później wyczuć w odparowanym alkoholu. Ale o tym później.
Tym razem pomyślałem sobie, że lepiej będzie jak założę półki. Chciałem w ten sposób lepiej odseparować końcówkę (można to nazwać pogonem?) od tych właściwych aromatów. Założyłem więc 3 półki. Wsadem było 20 kg owoców i 4 litry wody, którą to płukałem naczynia. Chociaż w pierwszej chwili nie chciałem w ogóle nic dolewać.
Uruchomiłem maszynerię. No i w końcu zaczęło kapać. Pierwsze 3 litry o mocy ok. 88-90% kapało z dość dużą prędkością. Powiem szczerze nie mierzyłem dokładnie, ale po obrotach na zaworku mogę wnioskować, że kapało ok. 3 litrów/ godz.
Nie leciałem na maksa, bo wychodziłem z założenia, że lepiej jak wszystkie półki będę miał ciągle zalane. Po tych 3 litrach zacząłem delikatnie zmniejszać prędkość kapania i odbierałem już w małe po 200 ml buteleczki. Praktycznie przykręcałem po zmianie każdej buteleczki. Przykręcając zaworek kierowałem się wskazaniami temperatury na 2 i 3 półce oraz w głowicy. Powodem była chęć utrzymania jakości, a także wychwycenie, od którego momentu będzie lecieć to wredne. I czy utrzymanie stałego refluksu pomoże w utrzymaniu jakości. Czy nie stracę coś z aromatów i smaków.
Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, że leciało dobre do samego końca. Do 100,25*C. I leciało ciągle o mocy powyżej 85%. Ostatnią buteleczkę przeznaczyłem już do następnej destylacji/rektyfikacji celem odzyskania spirytusu. Gotować skończyłem gdy w garze była już temperatura 100,65º C. Czyli że nie było już tam alkoholu. Na półkach miałem odpowiednio 90º C, 82º C i w głowicy 80º C.
Spostrzeżenia jakie poczyniłem.
- z 20 kg owoców po nalewkowych odzyskałem 4,5 litra ok 88% alkoholu.
- wykorzystując kolumnę półkową udało mi się utrzymać pełną jakość alkoholu do końca,
- zauważyłem jeszcze jedną rzecz. Najpierw leciał alkohol o zdecydowanym aromacie i smaku czarnej porzeczki. Z biegiem czasu zaczęła dominować wiśnia a dodatkowo w tle zaczął przebijać się aromat i smak pestki. A w końcu ostatnie buteleczki to już była sama pestka. Pestka jest tak intensywna jakbym gryzł pestkę prawdziwą.
Kolumna półkowa rulez!!!
Teraz będą następne owoce. a później surówki z zacieru kukurydzianego i zacieru żytniego.
Jeśli jeszcze Was nie zanudziłem to wszystko opiszę.