Strona 1 z 1

Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 6 lis 2015, 12:03
autor: JanOkowita
Obrazek

Zaczynamy nową zabawę literacką :) Temat jak wyżej. Zasady zabawy są następujące:

- uczestnik zabawy umieszcza w tym wątku opis najciekawszych, śmiesznych lub strasznych przygód związanych z szeroko pojętą tematyką alkoholową. Długość opowieści dowolna, lecz nie zanudzająca w lekturze "na śmierć"

- używać należy poprawnej polszczyzny, w miarę możliwości bez wulgaryzmów i bez treści obrażających uczucia innych osób. Utwory zawierające treści rasistowskie, nawoływanie do przemocy, itp. - zostaną usunięte przez Administratora Forum

- każdy uczestnik ma prawo umieścić dowolną ilość utworów, mogą to być również opowieści w odcinkach lub w formie np. rymowanej lub jakiejkolwiek innej dopuszczonej w literaturze

- opowieści nie muszą być prawdziwe, można dowolnie fantazjować zgodnie z własną wyobraźnią

- 3 najlepsze prace zostaną wyłonione przez Jury składające się z Moderatorów, Admina oraz JO

- zakończenie zabawy 12 grudnia 2015, tak aby nagrody (niespodzianki...) do Zwycięzców dotarły jeszcze przed Gwiazdką (wysyłka jedynie na terenie Polski)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 6 lis 2015, 15:06
autor: divastion
Zachęcony kolejną zabawą opiszę swoje perypetie, które miały miejsce stosunkowo niedawno...

Dotychczasowe koncertowania (jak na dopiero raczkującą "kapelę" :lol: ) miały miejsce w starym domu. Sprzęcicho prościutkie, aż do bólu - potstill na szklanym deflegmatorze i chłodnicy; proste? działa? skoro tak, to jedziemy z koksem.
.
.

Mijały kolejne miesiące, a wraz z nimi godziny spędzane przy aparaturze i wszystko by było pięknie i sielankowo, gdyby nie ludzkie lenistwo i zuchwalstwo :odlot: . Zaczęło się jak zwykle: "aaaaaaaaaaa do licha, siedzieć cały czas i patrzeć jak kapie; toż to czyste marnotrawstwo czasu..." no to cyk - zaglądnę tutaj raz na 15 minut i powinno być okej :D Człowiek to taki twór, co błyskawicznie przyzwyczaja się do dobrego, a że lepsze jest wrogiem dobrego... Po co mam zaglądać raz na 15 minut - wszystko jest elegancko, to będę zaglądał raz na godzinkę, a co! I tak jak w tej reklamie na czasie: :klaszcze: (brawo Ty, brawo JA) :lol: Szczęśliwie mijały kolejne dnie, noce, aż trzeba było dojść do apogeum głupoty i zuchwalstwa :respect: Gdzie tam grzanie otwartym gazem, gdzie tam opary - było dobrze? będzie dobrze... No chyba jednak nie - szybko dostałem solidną nauczkę. Szczyt nastąpił wtedy, gdy "czas zlewczy" potrafił się przedłużyć do całej nocy zostawienia aparatury na gazie... Tak wiem, (niektórzy z Was też wiedzą) jest na to parę takich dosadnych epitetów, które faktycznie oddają stan tej wręcz blokady umysłowej... U nas można to podsumować tak: ":klaszcze: ZORRO"... Mniejsza o moje umysłowe tabula rasa, wracamy do tematu. Tak więc kolejna próba, rozpalam pod "PGKoPa7l - Piekielnie Głębokim Kotłem o Pojemności aż 7l", ehhh co tam, tyle nastawu, to będzie się chyba z tydzień podgrzewało. Zapomniałem o bożym świecie przy okazji innych robót, a że skleroza też potrafi okazać czasem łaskę: "...Ja p%^$%$%^ przecież to było nastawione na full gazie bez jakiegokolwiek chłodzenia, Ty $^@#$^@#$^%" Możecie sobie śmiało wyobrazić mnie w tej chwili na podium biegów na 100m techniką dowolną. Wpadam do starej chatki i w ułamku sekundy słyszę przez drzwi jak syczy itd itp... sekunda zawahania (tak tak, właśnie wtedy mnie olśniło, że przecież jak otworzę drzwi, to dostarczę tam świeżego powietrza w dużej ilości), :respect: dla geniusza fizyki i chemii; sekunda później drzwi stają otworem, z wnętrza bucha potężny obłok gorących gazów i wtem zaczyna się magia. Słup ognia bucha spod stilla, wędruje pod sufit i płomień zaczyna żyć własnym życiem :bardzo_zly: W głowie: :krzycze: odetnij gaz!!!!! w tym czasie jak w matrixie oceniam sytuację: pot still to jeden wielki smok ziejący ogniem, żeby było ciekawiej - plujący też palącymi się kroplami etanolu, włosy na głowie liżą płomienie z oparów pod sufitem, na ziemi kałuża ognia, firanki zaczynają się zwęglać :help: Szybki skok geparda w stronę butli z gazem - udało się zakręcić, wokoło już niewesoło - wszędzie ogień, wężyki od aparatury zaczynają się palić... Pierwsza lepsza szmata w rękę i próbuję gasić :bardzo_zly: a płomienie do mnie :fuckyou: tą szmatką, to możesz się za przeproszeniem podetrzeć; jest źle, bardzo źle, myśl, myśl!!!! GAŚNICA Z AUTA!!! Wypadam przez drzwi, gonię do auta, patrzę i... JEST! kolejne urządzenie stworzone chyba tylko w gablotę do muzeum - ilość tego "pierdnięcia" wystarcza na 5 sekund... W środku już firanki w płomieniach, meble zaczynają się "zajmować" - panika! przecież nie dam sobie z tym rady... Zadzwonić pod 998, to pójdę siedzieć za produkcję :crazy: Szybko do jednego sąsiada, do drugiego i wszyscy z wiadrami, miskami, woda w chałupce odkręcona na maxa i wszyscy gaszą... bieganie, panika, nawet lokalna studnia poszła w ruch... Jakimś cudem się udało.
.
.

Suma summarum:
* straty finansowe i materialne - aparatura, cały pokój spalony, a następnie zalany przynajmniej kubikiem wody, meble, firanki, ściany, plastiki
* straty moralne: nie do opisania... a na końcu tego wszystkiego, że sąsiedzi "wiedzą", co wiąże się z zaprzestaniem podejmowania kolejnych działań w tym hobby... Nikomu nie życzę, tego co ja przeszedłem i możecie śmiało się uczyć na moich błędach - nigdy więcej :klaszcze:
* kupić większą gaśnicę!!!

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 6 lis 2015, 15:30
autor: divastion
Kolejna historia, może nie tyle straszna, co czarny humor :D
.
.

Rodacy do pracy - każdy z nas wie jak to jest, większość zna własnego szefa. Mój jest piekielnie cięty na alko. Nie ma pijanego pracownika w pracy, nie ma tym bardziej picia w pracy, ani też nie może być tak, że czuć woń alkoholu. Kolejny piękny dzionek - jako, że nie mam z powyższym żadnych problemów, to zawsze czyste sumienie. Ale, jak to zwykle bywa - tego poczęstujesz, tamtemu dasz spróbować. Jeden chce od Ciebie więcej, to proponujesz wymianę itp. Tego dnia kolega zamówił dla babci 3l mocnego bo ok 90% produktu (nie oszukujmy się - na pot stillu spirol? :ok: ) Nie musiał powtarzać 2x i z dobrymi chęciami i swoją wylewną szczodrością przemyciłem mu do roboty 3l elegancko pod sam koreczek, niech babcia ma na zdrowie! Przekazałem koledze buteleczki, no to on myk do szafki! Nie minęło z 40 minut, co do licha... jeszcze mi ręce alko śmierdzą?? Patrzę na kolegę, on na mnie i obaj wiemy o co chodzi - coś jest nie tak! Czemu tu tak ostro pachnie alko w powietrzu?! Wzrok w dół na szafkę - rodem wody z Lourdes (tutaj wóda z lurt :odlot: ) widzimy małe źródełko biorące swój początek gdzieś w meandrach tego poczciwego mebla z IKEI... Szybko otwieramy, chcąc się dowiedzieć trochę więcej o tym niesamowitym zjawisku - było 6 butelek po 0,5; jest 3 butelki, reszta popękane, wyrwane denka itp :shock: :shock: :shock: Nie będę się rozwodził nad szokiem jaki przeżyłem z kolegą, ale tak to jest jak się zasypia na fizyce.
.
.
W ręce poszło wszystko co chłonie - papierowe ręczniki, szmatki, pudełka kartonowe... okna na oścież i my się w tym babramy... Oczywiście los lubi płatać figle, no bo jakby inaczej? :D Wpada prezes - my przy podłodze szorujemy tą rzeczkę, w oczach łzy - tak opary dają... Mina przełożonego bezcenna :twisted: a my we dwóch w jednej chwili, "ajajajajaj takie z nas niezdary i rozlało nam się trochę benzyny ekstrakcyjnej, musimy teraz to pościerać... hahahahaha (śmiech idiotów)" Prezes łypnął spod oka, a że cudem stała butelka benzyny ekstrakcyjnej tuż obok na drugim stole... Do tej pory nie wiem, czy to kupił, ale jeszcze z kolegą we 2 pracujemy ;)
.
.
Należy przy tym dodać, że wtedy, gdy byliśmy zajęci ogarnianiem tego bałaganu, wynoszeniem tych nasączonych tektur itp, strzeliła sobie jeszcze jedna butelka... Kolejne brawa :klaszcze: za nie zapobiegnięciu kolejnej "tragedii" przez otwarcie, tudzież rozszczelnienie butelki :bicz:

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 6 lis 2015, 19:42
autor: JanOkowita
Duże :klaszcze: :klaszcze: :klaszcze: dla pierwszego Uczestnika!

Dla zachęty zdradzam jedną z nagród w naszej zabawie: https://alkohole-domowe.pl/product-pl-8 ... -inox.html

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 6 lis 2015, 23:42
autor: zielonka
HMM no cóz to było tak :
Lat mając ledwo 18, i nic , bądź cokolwiek wiedzy o sobie
z Tatem wpadamy do sąsiada- bo oni we dwóch już” to robią”.
tato z sąsiadem znaczy się w latach gdzieś około 80siąt.
A tam Ci ONA w odwiedziny do wujka wpadła , no nie dziecko.
No cud natury, piękna, miła, i biust dorodny (duży) miała
No tom się musiał ja popisać i na strasznego wyszłem(szedłem!) wała.
Tatko z sąsiadem lali szczodrze a miało to coś ze sześćdziesiąt,
Dla mnie wychylić 10 lampek? To żeden problem był poniekąd.
Więc podziw u niej był mi dany,
Myślała sobie że ja nigdy nie będę tak jak oni pijany.
Że się myliła czas pokazał i byłem bardziej niż zalany.
Lecz co to ? już dobranoc mówi i odjeżdżania głosi porę ?
Kto jej pozwoli od nas uciec ? wszak ja mam teraz czas AMORE.
Lecz jednak jedzie i na dworzec targam te jej walizy spore,
No przecież Ciebie nie zostawię – to słowa moje –I ---Padole!!!
( znaczy świecie) Miejsce zajmuję jej w pociągu i siadam obok –świat chromolę.
(dlaczego?wiecie !!!!wszak nie przepuści nikt kobiecie)
I tu zaczyna się historia co wiele uczyć może wszystkich ,
Wsiadałem Ci ja do pociągu nie tylko w celach towarzyskich,
Lecz zamiast bawić się słowami lub reką wodzić tu i ówdzie
Zasnąłem jak ostatni osioł i na nic me zamysły jurne
Nad ranem zaś z pasażerami jąłem omawiać rzeczy durne.
Minęło godzin może cztery i pełen wreszcie ja zapału
Wysiadłem z nią na polu szczerym by podać bagaż ?
Nie tak chciałem !
Mąż ją odebrał i powiedział słowa co je zapamiętałem
cztery godziny z NIĄ w pociągu i spałeś? – CHŁOPIE ŻAŁUJ.

Wódzia zbroi wódzia radzi ? wódzia z nas każdego zdradzi.
Pozdrawiam
ZIELONKA
P.S.
Żałuję do dzisiaj.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 8 lis 2015, 23:02
autor: damian_w202
No ta też Wam opowiem. Było to naprawdę lata temu. Byłem w wojsku i.... nie, nie, nie robiliśmy tam nic niedozwolonego. :-)

Ale po kolei. Po szkółce zostałem na jednostce jako starszy do nauki kadetów maszerowania i innych tego typu spraw. Jeden z "młodych" poprosił o możliwość wyjazdu do siostry na weselicho na jakąś wioskę pod Wrocławiem. Wstawiłem się u szefa bo dobry był to żołnierz. Szef zezwolił i wysłaliśmy żołnierza na PJ-kę 72h. Pojechał wybawił się, rozkochał kilka niewiast bo za mundurem panny sznurem. No ale do brzegu. Po powrocie ten żołnierz przywiózł dla mnie w podzięce (wcale się tego nie spodziewałem) kontrabandę. Bo dziadek zrobił i kazał zabrać. No to jak dziadek kazał... :-) Przyjąłem poczęstunek od żołnierza i skrzętnie ukryłem go pod grubą warstwą ziemi zawinięte w grubą folię. Poczęstunek był zacny, złotawy o piekącym zapachu. I tak przez dość długi czas dochodził na środku boiska. Gdy kończyłem służbę, zaprosiłem jednego z kolegów na małe co nieco. Wykopałem i opłukałem buteleczkę zacnego trunku. Schowaliśmy się w opuszczonej sali. Ja, Tomek, jakiś sok do zapicia i dwa kubki no i królowa. Nie wiem jak to się stało, że prawie pod koniec imprezki wpadł do nas oficer dyżurny. :-( Zapalił światło i biegiem do naszego stolika. Było grubo po 23. Łapie za nasze kubki, wącha i nic nie mówi. Dziwnie się patrzy. W nas krew się gotuje, 500 myśli na minutę i ogólnie gorąco będzie. Nadmienię, że po każdym rozdaniu flaszeczka lądowała pod poduszką (sala gotowa na przyjęcie wojska).
Jedno pytanie usłyszałem.
- Co Wy tu robicie?
- Chm... melduję, że niedługo kończę służbę i chcę się z kolegą pożegnać.
- Przy soku?
- Panie majorze przecież nie wolno inaczej...
- Dobra tylko nie siedźcie za długo i posprzątać ten sok. I z dziwnym głupkawym uśmieszkiem oddalił się...

Do dziś nie wiem jak on to zrobił, że nie wyczuł zapachu bimbru. Oboje do teraz się nad tym zastanawiamy.

Po około 30 minutach przyszedł podoficer i powiedział, że oficer kazał już kończyć to posiedzenie. Nam to nie przeszkadzało, bo flaszeczka już pustką świeciła. Na koniec oficer podobno kazał nam pomieszczenie wywietrzyć bo "strasznie rozpuszczalnikiem waliło" :-) jak to oficer skomentował.
Podejrzewam, że uratował nas remont, który faktycznie odbywał się na holu głównym. Malowane były lamperie farbą olejną. Stąd pewnie oficer pomylił zapach bimbru z rozpuszczalnikiem.

W każdym bądź razie takie historie pamięta się aż po grób. I zdecydowanie wzmacniają one więzi między dwoma kuplami.

Serdecznie pozdrawiam Tomka i dziadka tego sławnego żołnierza. :-)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 9 lis 2015, 14:39
autor: JanOkowita
Moja śmieszna przygoda z alkoholem własnej produkcji miała miejsce w roku 1985, w czasie gdy mieszkałem w akademiku.

Było już wiosennie, ciepełko za oknem, koleżanki studentki zakładały coraz krótsze sukienki więc i mnie naszło na małe szaleństwo. Postanowiłem zrobić podpiwek!
W pobliskim sklepie "Społem" nabyłem magiczny ekstrakt, do tego drożdże domowe. W kuchni akademika (mieliśmy po jednej wspólnej na każdym piętrze) przygotowałem porcję bodajże 10 litrów i zgodnie z przepisem rozlałem do butelek.
Butelki były szklane, zakręcane, po wodzie mineralnej Mazowszanka - w tamtych czasach praktycznie wszystkie napoje sprzedawano w szkle.

Napełnione flaszeczki grzecznie ustawiłem w szeregu na parapecie w pokoju, tuż nad kaloryferem. W końcu było napisane, że pierwsze 2 dni mają stać w cieple ( a kaloryfery jeszcze odrobinę grzały pomimo wiosny - nikt nie odważył się poruszać zaworem od kaloryfera, gdyż groziło to zalaniem pokoju).

Dumny ze swoich kulinarnych osiągnięć położyłem się wieczorem spać, a mój tapczanik stał właśnie pod parapetem... :cry:

Śpię. Śni mi się wojna, jestem w jakimś budynku, w którym wybuchają bomby, sypie się szkło. Czuję je fizycznie we włosach, jakaś taka lepkość i wilgoć. :womit:

Nagle budzę się ze snu i widzę na parapecie kilka strzaskanych szklanych butelek, z których leje się na mój tapczan podpiwek. Czy prędzej upuściłem gaz z ocalałych flaszek i reszta nocy zeszła mi na sprzątaniu pokoju.

Dzisiaj, starszy o 30 lat nadal z uśmiechem wspominam tę przygodę z młodych lat :)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 11 lis 2015, 13:59
autor: Chlniencie
Rok 2015, też mieszkam w akademiku
Butelka po wodzie pięć litrów nie wylądowała na śmietniku
Bo jak przystało na porządnego chłopaka,
Zrobiłem w niej „Pysznego Pięciopaka”.
Nalałem wody, wsypałem ryż,
Cukier i drożdże dodałem tyż.
Zaprawionych wiśni niestety nie miałem,
Ale że można dać dżem, w komentarzu przeczytałem
Niestety, nie zamontowałem fermentacyjnej rurki,
Która ditlenek węgla odprowadza do chmurki
Korek odkręcony jednak lekko był
Żeby mój fermentator za bardzo nie tył
Bo gdy poziom ditlenku w środku jest zbyt duży,
To i wróżbita Maciej nic dobrego nie wróży.

Fermentacja zwolniła, opadają drożdże
Pomyślałem, że z winem będzie bardzo dobrze
Nawet, gdy je dokręcę i schowam pod łóżko
Na którym śpię wraz z kołdrą i poduszką
Chciałem je schować szybko, spiesząc się do pociągu
Myśląc już o zakupie wężyka do obciągu
Żeby, jakby tu przyszedł ktoś z administracji,
Nie pomyślał, że to nastaw do nielegalnej destylacji
Pomyślałem, że przyjdzie ktoś od naprawy karnisza
Bo którejś nocy przerwana została cisza
Gdy mój współlokator poprawić chciał zasłonę
Wróciwszy po melanżu, bo są zapalone
Przez całą noc za oknem latarnie w kształcie kuli
Przez takie badziewie dużo się na prąd buli
Pociągnął lekko za zasłonę, a karnisz się urwał jak
Pociągnięty przez rybę nazbyt silną hak
Choć rok temu był remont, to wciąż coś odpada
A dróżdż niechaj sobie na dno butli opada.

Wróciłem, a on pyta, czy tu miałem wino
Mówi, że tej nocy coś głośno strzeliło
Myślał, że to od gitary jego jedna ze strun
Ale leżąc w łóżku, poczuł jakiś smród.
Rano, gdy się obudził, zauważył że
Wszędzie na podłodze ryż znajduje się
Zapach podobny, mówił, do czerwonego wina
Co zrymować? Wiem! Byłem na wiecu Gowina!
Współlokator nie był zły, chociaż rano musiał
Posprzątać po Pięciopaku, który się zesiusiał
Wieczorem dokończyłem, co jeszcze zostało,
Napiliśmy się wina, które się ostało.

Teraz robię raz drugi, dając ten sam ryż
Bo podobno tak można, a poza tym gdyż
Zrobiony po raz drugi trunek ów jest mocniejszy
Zamontowałem rurkę, by był bezpieczniejszy
A do ukrycia go przed światłem i widokiem
Wystarczy, że zakryję go na śmieci workiem.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 11 lis 2015, 14:14
autor: ufik666
To i Ja napiszę była wiosna 2003 rok , przyszedł do mnie kumpel co lubił bardzo moje winko domowe, wiec wysłałem go po buteleczkę do piwnicy w bloku, po 30 minutach przyszedł w pobitym okiem, więc zacząłem pytać Piotr co się stało , no wiesz jakaś banda dresów była w piwnicy i …. , no okej ale co z winem ? Piotr smutnym głosem odpowiedział ze zabrali po czym szybko zasną na krześle, zdziwiło mnie to bardzo więc obwąchałem goi poczułem winogronowe rocznik 2002, nie wytrzymałem i zacząłem go budzić dopytując co się tak naprawdę stało, przyznał że przy próbie odkręcenia nakrętki , ta wystrzeliła prosto między oczy a wino….. ;)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 13 lis 2015, 14:02
autor: klepa
Delirka po marynarsku

Czas i miejsce akcji.
Jest przepiełkny rok 1987. Rok jest przepiełkny, bo to pierwszy rok studiów! A na studiach, szczególnie na pierwszym roku, wszystko jest piełkne. Akademik na warszawskich Jelonkach (to dla tych, co nie kojarzą) to baraki pamiętające budowniczych Pałac Kultury i Nauki. Baraki miały być rozebrane, ale „na tymczasowo” zamieszkali w nich studenci. I tak jest do dzisiaj. Pałac się rozsypie, a baraki pewnie przetrwają. I jak kiedyś, po przyłączeniu rdzennie rosyjskiej Białorusi, przyjdą nas wyzwolić, to znajdą trwałe artefakty własnej kultury materialnej. Barak jest długi, po obu stronach pokoje, a na środku jakaś kuchnia i łazienki, w których nigdy nie ma ciepłej wody. Jeśli ktoś chce się wykąpać, to musi czekać do 2.00 – 3.00 w nocy. Wtedy jest względnie ciepła.

Osoby dramatu
Mieszka nas tam kilku z jednego roku w jednym baraku, ale porozrzucanych po różnych pokojach. Dość szybko przypadamy sobie z jednym z kolegów (Adamem) do gustu, ze względu na podobne zainteresowania. Młodzieży trzeba wiedzieć, że w owych siermiężnych czasach światem rządziło Królewskie (było takie piwo żółcią chmielone), a pomroczność jasną dawała Vistula, wódka – straszna rzecz!), przy której bimberek mógł spokojnie uchodzić za buraczaną brędy. Ja mieszkałem z zupełnie niehobbistycznymi kolegami, a Adam z jeszcze gorszymi, z których niekorzystnie wyróżniał się jeden. Mirek był… garbaty. I pewnie to przez tę ułomność, był paskudnym charakterologicznie typem. Niski, pokraczny itd., a na dodatek złośliwy i upierdliwy, bo zazdrosny i niepogodzony, a może wyprowadzany z równowagi jakimkolwiek, choćby nawet wyimaginowanym śladem współczucia.
Prawdziwe jednak osoby dramatu mieszkają gdzie indziej. I to Adam właśnie ich wynalazł – naszych starszych kolegów, co skończywszy wprzódy studia magisterskie, teraz oddawali się nowej pasji – podyplomowym studiom dziennikarskim. Boże! Jakie to było piełkne!! Trzech starych wyjadaczy, nas dwóch z pierwszej klasy i nieustająca impreza. Jak kolorowy film, gdzie Vistula była wywoływaczem, a Królewskie utrwalaczem. Aż do urwania filmu…
Osobną postacią był ich kolega Marek – student (czy jak go tam nazwać) Akademii Marynarki Wojennej, który do nich (do nas) zaglądał, bo razem z nimi studiował to dziennikarstwo. Tylko nocował w jakichś koszarach, bo on przecież wojskowy. Chłop głośny i rubaszny, a przede wszystkim rosły jak ruski matros. No naprawdę duże bydle, które w drzwiach musiało opuszczać głowę, żeby nie zaliczyć czółenka. Bydlę, które samo wypijało morze wódki i przez cały czas musiało kokietować samego siebie, że on tyle nie może, bo to już późno, ten mundur i trzeba mu zaraz do jednostki na Radiowie itd. „No dobra. To jeszcze po jednym, ale to już ostatni.” – i tak do czwartej rano…

Dramat
Zdarzyło się podczas jednego z tych „męskich wieczorków”, że po wyczerpaniu wszystkich tematów niecierpiących nieomówienia – Jaruzelski i Solidarność, meandry seksu analnego i wyższość Pink Floyd resztą świata, zeszło się na delirium, białe myszki i pająki. Zaczęliśmy sobie opowiadać, jak to pewien facet miał wizje i z balkonu kamieniczki przy głównym placu pewnego miasta przemawiał do swego ludu na golasa głosem proroka Eliasza. Ktoś inny opowiastkę o fryzjerze – alkoholiku, który brzytwą wyłupił sobie oko, bo mu szatan kazał.
Leciały więc przy wódeczce bardzo wesołe i budujące opowieści, aż wreszcie odezwał się nasz marynarz, który z posępną miną rzekł, że nie ma co sobie robić jaj, bo nie wiadomo, co nam samym jest pisane. A wszystko przez te pieprzone geny! Wódę i geny. Jego dziadek zmarł na wódkę, jego żółty ojciec już leży ma marskość, stryj przez wódkę skończył u czubków, a starszemu bratu właśnie rozleciała się rodzina. Więc nie ma k* z czego robić jaj, bo to jest k* nieszczęście i jeszcze różnie k* może być! – powiedział dla zwiększenia scenicznego efektu poszedł się odlać. A że życie nie znosi pustki, więc już po chwili pod sufit znów tryskały rozradowane studenckie śmiechy pomieszane z wesołym pijackim guglotaniem.
Ile czasu minęło to nie wiem, ale zarejestrowałem go już siedzącego na swoim miejscu. Zgięty wpół, ni to trzymał się za bolący brzuch, ni to przytulał sam siebie. Kiwał się przy tym lekko, jakby dotknięty chorobą sierocą. Na pytania, czy mu dolać, kręcił przecząco głową i coś mamrotał pod nosem, z czego wyłuskać się dało tylko „O k*…” i „O Juzu…” Gdy najbliżej siedzący dotknął jego ramienia, odepchnął rękę, z jakimś szaleństwem w oczach zerwał się od stołu z krzykiem, gdzie jest jego płaszcz. No wiadomo, że wybił tym wszystkich z relaksacyjnego nastroju. Po chwili dał się usadzić z powrotem, ukrył twarz w dłoniach i kręcił tym ogromnym łbem, jakby opędzając się od natrętnych pytań. Kiedy nie dało się po dobroci, któryś z kolegów burknął, że zachowuje się dzieciak. I pomogło, bo oto nagle to wielkie chłopisko rozbeczało się jak małe dziecko. Tak szczerze i prawdziwie, jak to tylko dorosły i pijany chłop rozpłakać się potrafi. Rozmazgaił się, uślinił i usmarkał, a kiedy wreszcie spazmy przeszły w pijacką czkawkę, wydukał, że chyba się zaczęło. No delira, bo jak poszedł się wyszczać, to w kiblu spotkał… gołego, garbatego karzełka!!

Epilog
Epilog jest oczywisty – niemilknąca salwa śmiechu z turlaniem po podłodze, po której Marek dziarskim, marynarskim krokiem idzie (a właściwie to ma zapier*) do nocnego. Marek poszedł siku i spotkał Mirka.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 13 lis 2015, 19:51
autor: Tołdi1929
To i ja swoje 3 grosze dorzucę.

Wycieczka

Moi drodzy przyjaciele,
dziś historią się podzielę,
jak jechałem na wycieczkę,
bimbru miałem pełną teczkę,
a właściwie pełną torbę,
bym mógł wypić dzienną normę,
w każdej butli inny trunek,
trzeba dbać o wizerunek,
niechaj ludzie z mojej paczki,
znają psoty różne smaczki,
jedna myśl mnie wciąż dręczyła,
czy ekipa będzie piła,
trunek w domu wytworzony,
dotąd pili zakupiony,
ten niedobry z banderolą,
od którego głowy bolą,
dnia pierwszego więc nieśmiało,
stawiam buteleczkę małą,
potem drugą, trzecią, czwartą,
przyznam szczerze - było warto,
morze szumi, nogi miękkie,
zachód słońca - och jak pięknie,
tak to sobie wymyśliłem,
że gdziekolwiek się ruszyłem,
butelczynę z sobą brałem,
do plecaka ją chowałem,
gdy się trafił ktoś znajomy,
zawsze odszedł napojony,
plecak jak stworzenie żywe,
dostał nawet swoją ksywę,
"czarną dziurą" go nazwali,
ci co dobrze go poznali,
taką on zaletę ma,
że tak jakby jest bez dna,
tak więc trwała ta sielanka,
od wieczora, aż do ranka,
i od ranka do wieczora,
czas wycieczki to jest pora,
gdzie się trzeba wyluzować,
nie ma sobie co żałować,
szybko trzy dni przeleciały,
każdy wrócił zdrowy, cały,
minął miesiąc, może dwa,
kumpel mi mówi, że brzoskwinie ma,
że trochę przywiezie, jeśli mam ochotę,
ale je muszę przerobić na psotę,
ładne mi to trochę - 100 kilo z haczykiem,
stanąłem wtedy przed brzoskwiń Bałtykiem,
powiedział mi tylko: "cukier, drożdże, beczka,
przecież w przyszłym roku znów będzie wycieczka".

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 13 lis 2015, 20:52
autor: JanOkowita
Goły garbaty Mirek z plecakiem "Czarna Dziura" to dopiero byłby tandem :piwo:

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 13 lis 2015, 21:25
autor: ramzol
Oj wydaje mi się e nikt trafiony ;) by od gołego, garbatego nic nie wziął za darmo tym bardziej z plecak zwanego "czarna dziura". Pomijam już fakt; "Zrobiłem samemu, spróbujesz??" (drapiąc się po lewym gołym pośladku) :lol:

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: wtorek, 17 lis 2015, 20:18
autor: JanOkowita
Odświeżam temat. Czy naprawdę nikt nie trafił np. do izby wytrzeźwień przez przypadek ? W końcu to przecież ludzka sprawa.

Przyznam się, że piłem kiedyś w Harendzie na Krakowskim Przedmieściu i stałym bywalcem w tej "kawiarni" był Jan Himilsbach. Któregoś wieczoru (za czasów studenckich) mój kumpel po kilku głębszych wyjął indeks i poprosił Himilsbacha o wpis. Ten mu walnął wpis i "5-tkę" z literatury, a kumpel wówczas studiował prawo na UW.

Dumni, na miękkich nogach potoczyliśmy się z powrotem do akademika... Eh!!!

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: wtorek, 17 lis 2015, 20:32
autor: zielonka
Na izbę nie ale do anzla w wojsku jak najbardziej , tylko że to długa historia w stylu wojaka Szwejka.
Byłby długi rozdział.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: wtorek, 17 lis 2015, 20:36
autor: zielonka
To na razie dorzucę z wojska coś co mam w pamieci zawsze:

ZDERZENIE Z ABSOLUTEM

Rok 1980. Jednostka wojskowa na dalekiej północy (okolice Ostródy)
Czekając od miesiąca na poborowych zajęliśmy się piciem.
Poniżej dialog z pokoju podoficerów-(kaprali po prostu)
Nie no k….a panowie ja dzisiaj odpadam już mi wątroba wyszła i w oczy zajrzała z politowaniem.
Co racja to racja, ja też robię się pijany jak tylko pomyślę ile kazaliśmy przywieźć na dzisiaj.
A niechby tak oficer dyżurny do nas teraz wlazł to by od oparów złapał z 5promili.
No i macie rację panowie chyba czas zacząć trzeźwieć. Już dwa dni na stołówce nie byłem.
O, a Sylwek jeszcze śpi, ręka mu na podłogę opadła. Spytajcie go dla jaj czy chce wypić.
Sylwek, Sylwek wstawaj , przynieśli. –
Nnnie chyyyyba nie dam rady………wstać, do ręki mi szklankę włóż.
No k…..wa niemożliwe on jeszcze będzie pił ?
Sylwek ile ty możesz k…..wa wypić ?
Słychać bełkot szuranie szklanki po podłodze(ta opadła ręka już ją ściska)
i pada tekst godny każdego wojaka- Ile jest.

Pozdrawiam .

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: wtorek, 17 lis 2015, 22:13
autor: JanOkowita
zielonka pisze:Na izbę nie ale do anzla w wojsku jak najbardziej , tylko że to długa historia w stylu wojaka Szwejka.
Byłby długi rozdział.
Sądzę, że warto wytłumaczyć wielu Forumowiczom, co to znaczy trafić do "anzla". Obstawiam, że 70% nie rozumie tego wyrażenia.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: wtorek, 17 lis 2015, 23:01
autor: zielonka
Każdy się pewnie domyśla to po prostu areszt wojskowy.
Trafia się tam za różne grubsze i lżejsze (ja dostałem 6 dni na imieniny) przewiny.
Moja opowieść o sposobie w jaki tam trafiłem i co było potem jest długa bo obejmuje
2 dni przed i 6 owego aresztu gdzie działy się rzeczy od komedii po horror.
Nie wiem czy dałbym radę to opisać w miarę krótko a jednak oddać te emocje.
Mam zamiar spróbować może zdążę do 12 tego?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: wtorek, 17 lis 2015, 23:20
autor: zielonka
Jednak boję się że nie wszyscy zechcą tyle czytać. Może mógłbym pisać w odcinkach ?
Jakby było zainteresowanie to pisałbym ciąg dalszy a jak nie to trudno.
Cała historia jest oczywiście prawdziwa w 100 proc.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 08:20
autor: divastion
Zielonka pisz śmiało, myślę że nie tylko ja, ale też inni forumowicze w wolnej chwili by chętnie poczytali Twoje przygody ;)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 12:31
autor: Taj_pan
Właśnie dokładnie jak to ujął Zielonka "anzel" to areszt wojskowy. Też w latach siedemdziesiątych trafiłem tam raz na 7 dni, bo pojechałem na samowokę i trochę za późno wróciłem :D :D :D Wcześniej dostawałem tylko więcej lub mniej dni ZOMZ-u. Jednak w anzlu to były prawdziwe wczasy (bez cudzysłowu), ale podobnie jak u Zielonki to jest bardzo długa historia.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 16:06
autor: zielonka
No więc chyba będę musiał napisać o tych wydarzeniach bo widzisz Taj-pan mój pobyt w anzlu zaczął się od wczasów a jak się kończył tośmy się modlili o powrót na kompanię. Jak już pisałem wyżej ood komedii do horroru. Sami sobie zresztą byliśmy winni :)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 17:58
autor: zielonka
To na początek może konspekt serialu :
1 Antydiabelski plan i szybcy kurierzy czyli dlaczego zwiad żyje tak krótko
albo Ludwik i Kasza u babki.
2 Szokujący poranek i niewiarygodne prezenty.
3 „Pogoda dla bogaczy” czyli aresztanckie kino.
4 Jak to nuda prawie że zabija czyli Strzelaj podchorąży! strzelaj!!
5 W nagrodę pozbawiony dowodzenia i przydziału.
6 1szy w historii wyrzucony z wojska za karę do cywila.

Pisać ten odcinek pierwszy bracia ? czy czytać hadko ?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 18:09
autor: cviat
Pisz @zielonka nie daj się prosić bo za chwilę będzie tu więcej spamu niż opowieści.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 19:41
autor: JanOkowita
@zielonka

Tytuły wielce intrygujące, dawaj opowieści.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 21:15
autor: Lootzek
Jadziem, panie Zielonka! :D

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 21:26
autor: Taj_pan
Samochód.
Dawno, dawno temu, za polami i rzekami, w środku Puszczy Augustowskiej, nad pięknym jeziorem mieszkał rybak Jan wraz z żoną Zofią i córką Ireną. Ich syn Marian był leśniczym i mieszkał w leśniczówce oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów. Brat rybaka Henryk był również leśniczym i mieszkał w leśniczówce oddalonej o półtora kilometra.
Pewnego wiosennego dnia przed chatę Jana zajechała czarna wołga. W chacie zapanowała panika.
-Kto to mógł przyjechać? W gminie maja tylko nyskę, w powiece w Sejnach jeżdżą dużym fiatem albo nyską. W Suwałkach podobnie.
Strach przejął wszystkich domowników. Pewnie przyjechali z województwa z Białegostoku.
- Czego mogą od nas chcieć, drżącym głosem spytała żona rybaka?
Gospodarz ukradkiem wyjrzał przez okno . Jego strach przerodził się niemalże w panikę. Samochód miał warszawską rejestrację.
Czarne myśli z zawrotną prędkością przebiegały przez mózg rybaka. Pewnie Bezpieka. Jan oblał się zimnym potem. Serce podeszło mu do gardła i waliło z prędkością karabinu maszynowego. Zaraz przyjdą aresztują i zamkną do więzienia. Żeby chociaż wiedział kilka minut wcześniej, zdążyłby schować się z rodziną do zamaskowanej ziemianki, którą wybudowali z ojcem w czasie wojny.
Na ucieczkę było już niestety za późno. Jan kazał schronić się żonie i córce w ostatniej izbie chaty.
Z podwórka dał się słyszeć odgłos trzaskających drzwi samochodu, liczne kroki i nawoływania.
Ktoś intensywnie zaczął dobijać się do drzwi. Gospodarz na chwiejnych nogach jak skazaniec poczłapał wyjąć zatyczkę ze skobla, którą wcześniej w pośpiechu zatknął w nadziei, że może przybysze pomyślą, że nikogo nie ma i sobie pojadą. Drżącą ręką wyciągnął drewniany kołeczek i podniósł skobel.
Drzwi stanęły otworem.
Jakież było jego zdziwienie i ulga, gdy ujrzał przed sobą panią Jadzię, dyrektorkę Biblioteki w Sejnach. Jan stał osłupiały jak posąg, jeszcze nie wierzył, czy go wzrok nie myli. Odruchowo przetarł oczy.
- Dzień dobry panie Janie. Odezwała się pani Jadzia.
- Co słychać, jak zdrowie po zimie.
- Dziękuję jakoś przetwaliśmy, ale zapraszam do chaty.
- Najpierw przedstawię państwa Nowaków: to jest pan Stanisław, jego żona Alicja i ich syn Hubert.
- Zapraszam do środka, trochę chłodno tak stać w sieni, a i porozmawiać lepiej na siedzący.
Wszyscy weszli do środka i usadowili się po na drewnianych ławach obu stronach stołu.
- Przyjechaliśmy do Was takiej sprawie - powiedziała pani Jadzia - ja przeprowadzam się do Białegostoku i nie będę już mogła tutaj przyjeżdżać na tą moją działkę nad jeziorem, dlatego postanowiłam sprzedać ją państwu Nowakom z Warszawy. Teraz oni będą właścicielami tej działki, dlatego przyjechałam z nimi, aby Was wzajemnie poznać.
Pan Jan spode łba patrzył na państwa Nowaków i z niedowierzaniem słuchał tego co mówiła pani Jadzia. Przez te kilka lat, odkąd tutaj przyjeżdżała, zdołali się poznać i zaprzyjaźnić. Miał do niej zaufanie, teraz jacyś obcy ludzie będą przejeżdżać przez jego gospodarstwo i będą się tutaj wszędzie panoszyć . Na dodatek są z Warszawy, nie można im wierzyć.
Pan Stanisław widząc malujące się na twarzy Jana na przemian: zakłopotanie, gniew, wrogość i niedowierzanie skinął na syna. Ten poszedł do samochodu i za chwilę postawił na stole pół litra żytniej z kłosem. Za chwilę na stole pani Alicja położyła duży kawał szarlotki własnego wypieku.
Na twarzy Jana pojawił się uśmiech.
- Zośka, Irka chodźcie no tu czym prędzej. Nastawcie herbatę nakryjcie do stołu.
Za chwilę na stole pojawiły się talerze i sztućce firmowane nadrukiem GS oraz kieliszki z grubego szkła dla pań i musztardówki z charakterystycznym prążkowanym dołem szklaneczek dla panów.
Hubert odkręcił butelkę wódki , w tym momencie pani powiedziała
- Myślę, ze dla pań będzie lepszy ten trunek i wyjęła sporą butelkę nalewki poziomkowej zrobionej dwa lata wcześniej z poziomek zebranych w tutejszym lesie. A i panowie może spróbują po kieliszku.
Pani Jadzia nalała każdemu porcję. Po chacie rozszedł się magiczny zapach, jakby przed chwilą ktoś przyniósł z lasu koszyk świeżych poziomek.
Wszyscy spróbowali wspaniałej nalewki, w ustach rozszedł się poziomkowy smak z lekką goryczką zmieszaną ze słodyczą.
-To jest pyszne pochwaliła pani Alicja.
- Pani szarlotka też jest bardzo dobra stwierdziła pani Jadzia.
Pani Jadzia nalała paniom po następnym kieliszku i poprosiła pani Alu może wypijemy brudzia?
- Bardzo chętnie odparła pani Ala.
Panie wypiły uściskały się i
- Ala
- Jadźka
Wzajemna przyjaźń została zawarta.
- Musisz mi dać przepis na tą nalewkę
- Bardzo chętnie, a ty mnie na Twoją szarlotkę.
W międzyczasie Hubert polał solidna porcję wódki do musztardówek. W tym czasie pani Zofia i Irena zakrzątnęły się i na stole wylądował: swojski wędzony boczek, słonina wędzona i marynowana, swojska kiełbasa, ryby w marynacie, wędzone sielawy, chleb i masło domowego wyrobu, do tego kwaszone ogórki , marynowane grzyby i kiszone rydze.
- Za dobrą znajomość zaproponował toast pan Stanisław.
Panowie wypili po solidnej porcji. Pan Stanisław spróbował marynowanej słoniny i zrobił zdziwioną minę, widząc to pan Jan stwierdził:
- Słonina nietęga, bo loszka tylko dwa i pół metra miała.
- Bardzo dobra odparł pan Stanisław, nigdy w życiu takiej nie jadłem.
- u nas to wszystkie ludzie robią.
- Sam bym taką sobie zrobił, gdybym wiedział jak powiedział pan Stanisław.
- Będzie na to czas, chyba będziecie tutaj przyjeżdżać odparł pan Jan.
- Oczywiście, bardzo piękna okolica, lasy jezioro, marzenie.
W tym czasie Alicja i Jadzia dyskutowały z drugiej strony stołu:
-Wiesz Alu, przepis na tą nalewkę jest dość prosty. Poziomek w lesie jest tutaj mnóstwo. Wybieraj tylko te dobrze dojrzałe, zasyp cukrem i postaw w oknie na słońcu. Gdy po kilku dniach puszczą sok
Odcedź go i dodaj troszkę kwasku cytrynowego, żeby pozbawić go goryczki i niech sobie postoi jeden dwa dni. Później powoli, często mieszając dodawaj spirytus zmieszany z wódką pół na pół.
Odcedzone owoce zalej taj samo spirytusem z wódką, dodaj też trochę kwasku i odstaw. Po dwóch – trzech tygodniach odciśnij owoce z nalewu i zmieszaj obie nalewki. Sprawdź czy słodkość Ci odpowiada, możesz wtedy dosłodzić. Odstaw wszystko niech nabiera smaku, im dłużej będzie stało tym lepsze. Ta nalewka ma 2 lata.
- Jadziu jest wyśmienita, muszę taką w tym roku zrobić.
Panowie w tym czasie opróżnili już drugą butelkę żytniówki, pomagała im przy tym pani Zosia, bo uznała, że nalewka z poziomek jest dla niej za słodka. Wtedy pan Jan wstał i poszedł do ziemianki i przyniósł dwie butelki. Najpierw nalał z pierwszej, ale tylko panom, stwierdziwszy, że dla pań to się nie nadaje. Miał rację, był to trunek dość podły w smaku o mocy ok. 60-70 % i mocno pachnący drożdżami. Pan Stanisław i Hubert skrzywili się jak po wypiciu nafty.
- Wiedziałem, ze tak będzie, to nie na Wasze miastowe gardła, spróbujcie tego – z uśmiechem nalał brązowego trunku z drugiej butelki.
Był dość mocny i łagodny w smaku, ze słabym charakterystycznym posmakiem drożdży.
- co to jest? – spytał Hubert
- kurze ziele odparł Jan
- A co to jest te kurze ziele?
- To taka roślina rosnąca w głębi lasu. Jak będziesz chciał to Ci ją pokażę.
- Czy wystarczy dodać tego kurzego ziela do bimbru, żeby zmienił smak.
- Tak, trzeba kłącze kurzego ziela wykopać, wysuszyć , utrzeć na tarce. Dodać ok. 1 łyżki i musi postać z miesiąc, co kilka dni trzeba mieszać lub potrząsnąć. Później odcedzić i odstawić w chłodne miejsce.
Po kilku kolejnych „kieliszkach panowie: Jan i Stanisław przeszli na Ty.
- Wiesz co Jasiu dałbyś mi przepis na tą słoninę marynowaną.
- Dobrze Stasiu, ale nie dzisiaj, bo i tak nie zapamiętasz.
- Może nie zapamiętam, ale zapiszę - i pan Stanisław poszedł do samochodu, przyniósł notes –
- Dyktuj Jasiu
- No to pisz:
Na litr wody :
10 dkg soli
Kilka ziaren ziela angielskiego ( płaska łyżeczka)
Łyżeczka z drobną górką pieprzu naturalnego ziarnistego
Ziarna jałowca tyle co pieprzu
Ziarna kolendry 1 łyżeczka
Kilka liści laurowych pokruszonych
Gotować wszystko ok. 10 minut na wolnym ogniu, ostudzić, dopełnić do 1 litra, dodać szczyptę saletry,.
Słoninę pokroić w słupki ok. 4x4x15 cm i ułożyć w kamiennym garnku, przekładając plasterkami czosnku. Zalać przygotowaną zalewą i trochę zamieszać, żeby zalewa dotarła do każdego kawałka słoniny. Postawić w chłodnym miejscu. Przekładać słoninę co kilka dni. Kontrolować stan zalewy. W razie potrzeby zalewę wymienić. Po około miesiącu słonina powinna być gotowa.
Po kilku kolejkach, gdy skończyły się trunki Jan wszyscy zaczęli się żegnać. Po wyjściu z chaty Stanisław i Hubert stwierdzili ze zgrozą, że nie ma samochodu. Nagle w głowach pojaśniało, co się stało z samochodem? Wszyscy zaczęli poszukiwania. Brama była zamknięta, więc gdzie wyparował samochód? Przecież pan Stanisław był jeszcze niedawno, żeby poszukać notesu.
Rozpoczęły się intensywne poszukiwania. W świetle latarek po śladach kół doszli do samochodu. Ze zgrozą stwierdzili, ze stał przednimi kołami w bagnie zawieszony miską olejową.
Po przyjeździe pan Stanisław zostawił samochód na biegu, bo myślał, że niedługo pojadą dalej, dlatego nie zaciągnął ręcznego hamulca. W trakcie poszukiwań notesu nieopatrznie wyłączył bieg i wrzucił na „luz”. Samochód stoczył się z górki prosto do bagna, które było poniżej.
Pozostało tylko zabezpieczyć samochód przed dalszym zsunięciem się do bagna i dalszą akcję ratowniczą pozostawić do rana
Rano okazało się, ze cały przód auta utknął w bagnie. Jan pojechał motorem do sąsiada pożyczyć traktor. W końcu udało się wyciągnąć nieszczęsny pojazd z powrotem na podwórko. Tak mniej więcej odjechał ok. 80m.
Po umyciu, wydłubaniu zielska i osuszeniu okazało się, że samochód nie doznał specjalnych szkód. Po naładowaniu akumulatora, który się rozładował ponieważ, część instalacji znajdowała się w wodzie udało się go odpalić . Szczęście w nieszczęściu, mogło być gorzej. Nauczka na przyszłość, jak idziesz pić to samochód zabezpiecz przed wszelkimi możliwymi i niemożliwymi sytuacjami.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 21:29
autor: zielonka
Odcinek pierwszy 1 Antydiabelski plan i szybcy kurierzy czyli dlaczego zwiad żyje tak krótko
albo Ludwik i Kasza u babki.
6dni anzla w prezencie ?
No cóż to możliwe jak się bilet do wojska dostaje w primaaprilis!!!! to służba musiała tak wyglądać (fakt i do tego autentyczny:))
To i areszt może być prezentem na imieniny. Mijało już drugie moje lato na mazurskiej ziemi i zaczynałem się tu czuć całkiem dobrze. Choć z jezior to widziałem tylko jeziora kałuż na przykoszarowym poligonie. Byłem sobie dowódcą drużyny zwiadu i zbliżały się moje imieniny. Wszyscy wiedzieli że będziemy chcieli je uczcić i trzeba było to tak zrobić żeby DIABEŁ jak mówiliśmy o dowódcy kompanii nas nie złapał .(mały czarny z wąsami , cztery gwiazdki na pagonach, czapka z orzełkiem wciśnięta z 5cm za mocno, no nic ino diabeł). Co prawda wieść niosła że w imieniny Diabeł nie karał ale lepiej było tego nie sprawdzać.
W mojej od zawsze przyzwyczajonej do kombinowania głowie (w końcu nasze forum to w większości tacy kombinatorzy dlatego tu jestem po latach) ZRODZIŁ SIĘ ANTYDIABELSKI PLAN Zrobimy imprezę zanim nas złapią czyli............dzień prędzej. Ha.
No i spoko, zamówiłem dwóch najszybszych kurierów do babki (instytucja babki była w owym czasie powszechna i przypominała całodobowy alkoholowy za podwójną cenę)
Dwóch bo w zwiadzie już taka tradycja że na dwóch dociera z powrotem jeden albo nawet żaden. To zapamiętałem na zawsze dzięki kolegom z drużyny.
Taka bowiem była historia sprzed roku jak to jeszcze jako elewi (kandydaci na kaprala)
szeregowi Ludwik i Kasza do babki poszli. Składkę zrobiła cała drużyna od obierania ziemniaków i miało tego być ze dwie butelki. Niestety zaginęli w boju.
Koło 22giej za to ktoś namierzył że Ludwik centralnie placem apelowym (na który widok mają wszystkie budynki koszar a nawet oficer dyżurny) koła ogromne zatacza ale nieuchronnie zmierza na pododdział. Drużyna nasza zgrana była to szybko chłopaki Ludwika bez wpadki dotaszczyli na nasze 2gie piętro.
Ludwik niestety niewiele mógł mówić ale udało mu się wydukać że Kasza leży za płotem jednostki od strony przykoszarowego poligonu. Po 20tu minutach i Kasza był uratowany,
Ale stan jego szybko zmierzał do odwodnienia. Jeśli wiecie o czym mówię.
Po całonocnej walce o postawienie obu na nogi wreszcie Ludwik mógł zeznawać.
Czemuście całą wódkę wychlali zdrajcy? pytamy oburzeni
Bo się baliśmy że nas z tą wódką złapią i szkoda by było. A na cały pluton to i tak tyle co nic.
Powiedział to Ludwik a na twarzy uśmiech mu się rozmalował anielski, że nic tylko w pysk dać.
To po cholerę lazłeś przez plac apelowy nawalony jak ruski plecak?
To co nie pamiętacie szkolenia? ktoś musi dotrzeć z powrotem za wszelką cenę taka jest zasada w zwiadzie. Kasza już leżał więc wypadło na mnie.

Nie muszę chyba dodawać że wychlali litra z gwinta pod papierosa .
Pozdrawiam. cdn. jeżeli oczywiście brać zechce.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 18 lis 2015, 21:36
autor: zielonka
Puenta
Oficjalna wersja w wojsku głosi że zwiadowca w artylerii żyje w czasie wojny około 48 godzin a z wysłanych na przeszpiegi wraca najwyżej połowa albo nikt.
Prawda jest jednak taka że mordują ich koledzy za samowolne wychlewanie łupów.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 19 lis 2015, 14:29
autor: zielonka
Więc po powrocie moich wysłanników od babki(zresztą tej samej co rok wcześniej Ludwikowi sprzedała) wracajmy na imieniny.

Odcinek drugi
Szokujący poranek i niewiarygodne prezenty.

No więc wszystko gra moi zwiadowcy wrócili obaj więc wigilia imienin jest okazała.
Z paczki co tam mama przysłali wszystko na stół i polewamy. Jest pieknie, żyć się chce ale cholerka gości trochę sporo przyszło z zaprzyjaźnionych radiowców i robi się sucho.
Godzina już spora po północy ale co tam wojakowi godzina. Wpadam do moich elewów co to z nich mam kaprali porobić na wzór i podobieństwo swoje i rzucam-
rzecz jest do zrobienia trudna albo i niemożliwa
(mając na mysli płoty straże i zasieki poligonowe do obejścia)
– a oni na to -wiemy, wódka się skończyła,
masz tu kapral litr spirytusu na imieniny od drużynki.
Ha tośmy uratowani.
Dobrze ich wyszkoliłem, duma mnie rozparła.
Ale jak spiryt pić? No z wodą zmieszać trzeba , nie może być zwykła musi być przegotowana, co jeden to pomysł ma inny. Dobra wstawiać czajnik i gotować te wodę. Niestety nie było czasu studzić i spiryt po wypitej już wódce mieszaliśmy z ciepłą wodą.
Tu mi się zapis się urywa.

NICOŚĆ NICOŚĆ NICOŚĆ I PUSTKA na dodatek.

Film pojawia się w chwili jak idę korytarzem na plac apelowy jest już ranek, spieszymy się.
Nie wiem jak przebiegła pobudka, zaprawa poranna i kto moich wojaków pogonił na zbiórkę.
Zajmuję swoje miejsce między kolegami i widzę jak Diabeł świdruje mnie wzrokiem a jakiś oficer cosik mu tam melduje. Ktoś mnie szturcha i mówi -woła Cię do siebie, ja jak na razie fonii nie odbieram. Idę choć powinienem maszerować w końcu to wojsko jest.
Diabeł wskazując na mnie do tego oficera –to ten ?
Ten, mówi facet co go pierwszy raz w życiu na oczy widzę.
Coście kapralu powiedzieli porucznikowi jak was na zaprawę poranną budził ?
Hmmm ummm niic. (z fonią lepiej ale z napięcia mówić nie bardzo, poza tym ta nicość)
Nic ? powiadacie nic a sp…….alaj trepie to kto mi powiedział. Odezwał się z takim jakimś żalem w głosie że w zderzeniu z naszym Diabłem wzbudził we mnie śmiech idioty.
Parsknąłem mu prawie w twarz i zatkałem szybko usta kułakiem bo oczy Diabła właśnie mnie zabijały. Kapral wróć do szeregu- padło krótkie wojskowe.
Wróciłem bladziutki. Po wszystkich tam odczytaniach co kto dzisiaj robi w czym moja świadomość i tak nie bierze udziału znowu mnie ktoś szturcha. Kazał Ci wystapić z szeregu.
Jezu błogosław, jak ja wyjdę przed ten szereg jak mnie organizm kompletnie olał.
A oficjalne WYSTĄP to nie takie tam, to trza jakimś specjalnym krokiem idąc przed siebie trzy razy łupnać o ten cholerny beton. Łupaj, jak kac we łbie że motyla w locie nawet słyszę.
Ale dobra wywalam te przepisowe 3 naprzód prawie że defiladowym. Fonia nadal zdupiona, ale po jakimś „iaeszu” rozróżniam WSTĄP.
No, toś pomógł, w mordę, wystąp przy tym to perfuma, tu trzeba jeszcze jakieś w tył zwrot zrobić i dopiero się nie zabij.
Kto był w woju to wie że regulaminowe w tył zwrot zabiło więcej szeregowców niż niejedna atomówka. Ale jakoś bez wywrotki jestem z powrotem.
No i o co tam Diabeł? pytam kolegów. 6 dni aresztu Ci dał i się cieszy jak dzidziuś –odpowiadają koledzy kaprale też roześmiani od ucha do ucha.
A to to „iaeszu” dni aresztu znaczyło się. Zaraz? jak ?Jak 6 dni aresztu?
Jak nie dość że miał w imieniny nie dawać to jeszcze odznaki Wzorowego Żołnierza nie zabrał. Ha „wzorkę” mam, to nie pójdę do anzla. On już takich z wzorką wsadzał pada ze strony starszego służbą dziadka. To co teraz będę Wzorowym Żołnierzem w areszcie?
To mu powiedz po apelu może coś wymyśli. Dobra, apel się kończy, zaczynam trochę panować nad mową ale na boki to mnie zarzuca jak marynarza w sztorm.
Łapię kontakt wzrokowy z Diabłem. Pojawia się na jego twarzy wyraz takiej anielskiej błogości że natychmiast kojarzę z Ludwikiem. Już wiem, nikt mi tego nigdy nie powiedział,
ale się na nim poznałem, to jest uśmiech sadysty. Ludwik też wtedy rozkoszował się naszym bólem. Też się uśmiecham. To jest uśmiech przez łzy. Obywatelu kapitanie a dlaczego do anzla ? przecież w imieniny obywatel kapitan nie powinien mi dać kary.
Ide na całość już mi nie zależy.
Jak to? to ty imieniny masz ? Czemu nie powiedziałeś rano?
Twarz wesoła ale w głosie chyba szczery żal.
Nie powiedziałem bo nie mogłem jeszcze mówić- mówię i mam nadzieję że się roześmieje.
Hm nie wiedziałem, no nieładnie jest kogoś karać w imieniny, obiecałem sobie że nie będę tego robił. Myśli, myśli i ……no wiecie już, pojawia się błogość na srogim obliczu i wypala – Teraz to już nie mogę cofnąć tego anzla bo wszyscy słyszeli ale to w sumie dla kaprala to taki wypoczynek to masz ode mnie w prezencie, a jak wrócimy z poligonu to Ci akta wyczyszczę.
I rozjaśnia się dumny ze swojego salomonowego wyroku a jeszcze bardziej zadowolony że jednak pójdę do tego anzla, bo bardziej mu zawsze zależało na opinii sadysty.
A więc wyrok zapadł.
P.S.
Dla kaprala areszt faktycznie był wczasami bo nie musiał nic robić. Po prostu nie nocował tam gdzie zwykle i nie miał żadnych zajęć w dzień.
Chyba że………..ale o tym w kolejnej odsłonie.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 19 lis 2015, 23:04
autor: zielonka
No i nie wiem znowu. Nie przynudzam ? dawać trzeci odcinek ?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 19 lis 2015, 23:14
autor: Lootzek
Po prostu wszyscy czekają, a Ty się nie kryguj jak panienka na wydaniu, tylko opisuj dalej tę zacną historię! :D

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 19 lis 2015, 23:33
autor: zielonka
O Bóg ci zapłać za dobre słowo bo naprawdę nie umiem się znaleźć w tej sytuacji.
W takim razie proszę bardzo trzeci troszke na rauszu pisany zaraz daję.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 19 lis 2015, 23:35
autor: zielonka
Odcinek 3

„Pogoda dla bogaczy” czyli aresztanckie kino.

Wprowadzenie.
No więc po tym jak wyrok zapadł, już po egzaminach pożegnałem moich dzielnych elewów już jako kaprali. Na wczasy do anzla przed poligonem nie zdążyłem bo ktoś musiał ich do egzaminów przygotować a na poligonie ostateczne sprawdziany z celowania moździerzem do różnych ogromnie wrogich kartonów lub zabójczych desek. No i lipa, teraz jak spokój w jednostce, roboty zero to mi kazali się zgłosić do aresztu. Strach w duszy był ale morda spokojna i idę. Areszt był u sąsiadów czołgistów, znałem ich tylko z tego że próbowali mnie i moją drużynę parę razy rozjechać na poligonie przykoszarowym którego pokonanie było warunkiem sine qua non zakupu alkoholu u babki. Zawsze byli u niej przed nami.
Ale nosił wilk razy kilka to ….ano znowu mi się off top zakłada, ale co ja mam zrobić jak wojak Szwejk przy mojej służbie to po prostu nudziarz. Myślę że to ten primaaprilisowy żart komisji wojskowej tak mną pokierował. Opiszę w dużym skrócie bo szkoda by było żebyście nie poznali jaki duch w czołgach był. Któregoś wieczora mieli ćwiczenia i ganiali tymi czołgami w te i we wte po ćmaku , no i jedna załoga wydumała że bez jednego czołgu to i tak wojnę wygramy więc ruszyli do babki, ale chyba musieli słyszeć coś o Ludwiku naszym bo postanowili wychlać na miejscu. Zrobiło się całkiem ciemno i chłopaki chcieli na skróty żeby było szybciej, pykali powoli pykali na te skróty aż coś chrupnęło i czołg się zapadł w jakiejś dziurze, to wyjrzeli , patrzą – siedzą w stodole, ściana jakaś z desek rozjechana , e tam co za problem w końcu to czołg. Gazu i wsteczny , pech chciał że stodoła podpiwniczona była.
Czołg podjechał do ściany i zaczął się ślizgać po betonie, to mechanik na półsprzęgle próbował wyskoczyć no i sprzęgło po iluś nerwowych podejściach się spaliło.
Czołgu chłop pilnował do rana bo bał się że mu nocy go porwą i odszkodowania nie zobaczy.
Zresztą rację miał bo podobno taki plan u czołgistów wdrożyć chciał ichni dowódca.
Acha a ja w końcu docieram do tego ich anzla. Wchodzę, stresa mam jak cholera choć nie pierwszy to mój pobyt będzie w areszcie, ale tamto to jeszcze w cywilu i do tego na ochotnika to chyba się nie liczy.
Cholera znowu ciekawa historia się przypomina. Byłoby pod tytułem „O tym jak dzielny zielonka po przyjaciół do aresztu miejskiego chadzał” Ale no muszę chyba skończyć wam o tym areszcie. Chyba że nie ? Może jakies głosowanie zrobić? Sam nie wiem czy pisać te poboczne tematy czy po prostu robić spis tytułów i opowiadać w razie zainteresowania?
Nie chciałbym zanudzić wesołego bractwa. Proszę o podpowiedzi jak prowadzić ten serial.
Czy to ma być szybki Hans Kloss czy jednak wielowątkowe Miasto Grzechu.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 19 lis 2015, 23:56
autor: Lootzek
Może dojdź już do tego anzla, bo idziesz i idziesz, a areszt cywilny dodaj po tym odcinku do zwiększenia napięcia przed kolejną częścią historii? ;)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 00:01
autor: zielonka
No dlatego pytam jak traktować wątki poboczne, dawać im tytuły i czekać na zapytania czy wplatać odwlekając bieg wydarzeń?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 00:37
autor: zielonka
Boże, Lootzek prosi o zwiększenie napicia, sorry. napięcia, ale jak? , skoro i chronologia wydarzeń jest dramatyczna i wątki poboczne nie mniej? Zasuwanie do finału ma jedną wadę, finał sie pojawia.
Co robić bracia co robić ? Zasuwamy do finału ? Czy mając w końcu obiecane jeszcze ze dwadzieścia dni opowiem kilka historii które tylko z racji tytułu i umiejscowienia mojej opowieści nie mają tu racji bytu ?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 12:20
autor: Taj_pan
Zielonka opisuj swoje przygody, cały czas czytam :D
Mam co prawda refleksje, ze byłeś w jakimś innym wojsku niż ja. Mnie przyszło służyć chyba w najgorszym okresie. Pamiętam że 13.12. 1981 o godz. 02.00 ogłoszono alarm.
Wszyscy oczywiście oleli, bo przecież w niedzielę NIE ogłasza się alarmów. W pewnym momencie gruchnęła wieść, że to wojna. Wszystkich ogarnął strach. Wojna z kim???
No i przy takich różnych rozważaniach i domysłach kompania stanęła na zbiórce alarmowej już ok godz. 3.30 :D :D :D Niezły czas :D :D
Pułk był już gotowy do apelu o 4.00 wtedy odczytano rozkazy i dowiedzieliśmy się, ze ogłoszono stan wojenny. W trosce o dobro obywateli i w celu zachowania porządku w państwie.
Wiązało się to z różnymi komplikacjami np. ze zorganizowaniem "zaopatrzenia", ponieważ wstrzymano przepustki, a za samowolkę już nie był ZOMZ, PPK czy SPK, tylko co najmniej ancel.
No ale to już inna bajka. Jak będziecie zainteresowani to napiszę parę słów w wolnej chwili.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 20:15
autor: zielonka
Taj_pan ja byłem pół roku przed Tobą i miałem wyjść na wiosnę ale mnie za karę wyrzucili(pierwszy w Polsce i może jedyny wywalony za karę z wojska).
Będzie o tym w dalszej części.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 20:18
autor: zielonka
Odcinek ?? –ciąg dalszy i tyle

Kolego Lootzek dotarliśmy do tego wreszcie


No dobra dotarłem do anzla. Doprowadzał mnie tam szef kompanii i jakieś papiery sobie z dowódcą aresztu w stopniu sierżanta bodajże, poomawiali, nagadał na mnie co tam chciał i poszedł sobie. Na odchodne rzucił –3m się na tych wczasach , nie musisz sprzątać aresztu ani chodzić do pracy bo jesteś podoficerem.
Kapral to ma życie klawe jak mówi piosenka o cysorzu.
No i fajnie jak mówią w mc donalds, teraz tylko sznurówki z butów, wszystko z kieszeni na stół, pas zdjąć i do celi.
Cele areszt miał na pięterku wzdłuż wąskiego korytarza po obu stronach drzwi z wizjerami, wizjery chyba zasuwane były, nie do końca już dobrze pamiętam. Większość cel była pusta ale pootwierane były i tak wszystkie. W ostatniej kwitło jakieś życie towarzyskie bo usłyszałem „no i k……wa full na dupkach z asami, dawać kasę”.
No to widzę Ci się nie nudzą.
Dla mnie przeznaczona była cela środkowa jednoosobowa. Nie dla mojej wygody a dla bezpieczeństwa, wielu szeregowcom na widok dowolnego kaprala włącza się agresor.
Więc taki przepis wojsko wymyśliło żeby choć paru uratować.
No i docieram do tej celi co to Lootzek tak na nią czekał i………. o kurwa, wyrwało mi się.

Cela
Do ściany na kłódkę przypięta-
prycza jak zwykła decha dobrze nie orżnięta
Przy niej szara, ponura, szafka jakaś skopana
Do podłogi czymś płaskim jakby przyspawana
Obok król wypoczynku z nogami ze stali
również one w podłogę daleko sięgały,
stał obok czegoś co miało być stołem
piękny na swój sposób- WOJSKOWY TABORET.
O sprzęty wy biedne coście zawiniły ?
Że was gorzej ode mnie te trepy zwięziły?
Ledwo dwa metry nadwa i okienko małe
Gdzieś hen pod sufitem siatką otulone
I to już cela cała, miejsce osławione,
miejsce przez tak wielu Polaków zwiedzone.

Cdn.
(purystów językowych przepraszam za k..wę ale to musiało być mocne)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 20:29
autor: zielonka
Taj_pan , widzisz po mnie to pojechali że anzla nie objaśniam a u Ciebie i ZOMZ się pojawił i PPK i SPK
i nikt nie pyta więc ja muszę. Co te skróty oznaczają to jedno a co się za nimi kryło naprawdę to drugie.
Ja miałem szczęście że trafiłem na szkołę podoficerską gdzie dowodzili normalni, i kaprale i trepy też.
Miło tych ludzi wspominam, nawet DIABŁA bo on jak dawał komuś karę to aż promieniał.
Ale jak byłem na praktyce w jednostce wojennej (1 szego rzutu) to widziałem pare akcji ZOMZiarzy że włos sie jeżył. Opisz te skróty może .

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 21:04
autor: klepa
Taipan ty już nic nie pisz- to przez ciebie weszliśmy do unii 20 lat po czasie :) że ofiar nie liczę.
. Z drugiej strony- może pędzenie na własny użytek byloby legalne? Czas leczy rany, tylko, że z drugiej strony to szkoda tego czasu.
Zielonka- jedziesz!

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 21:23
autor: zielonka
No na dzisiaj już dałem
muszę trochę popi popisać znaczy się bo juz mi inny wyraz właził.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 21:52
autor: szatajoh
Byłem kapralem druźyna a potem dowódca plutonu zwiadu 77/79 mogę potwierdzic realia się pokrywają z tym co było w realnym swiecie kopmunistycznej armi.
Krzeslo w celi bylo zabetonowane w podloge mogles je kopac z bezslinosci aby sie wyżyć nic to nie pomogało tylko stopa bolala. :)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 20 lis 2015, 22:37
autor: zielonka
szatajoh czyżby na mazurach ?
Ciekawi mnie czy na tym forum jest ktoś kto był w JW 2459 (byłem w dwóch jednostkach ale myslę że to nr miejsca akcji) tego drugiego nie pamiętam ale leży wprost naprzeciw na mapie

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 05:28
autor: lesgo58
Ja służyłem w tych samych koszarach po drugiej stronie placu chyba naprzeciwko Twojej jednostki. Służyłem w JW 2336 - 19 Dywizjon rakiet taktycznych( tzw.Cyrk) . Byłem z rocznika, który niestety służył pół roku dłużej z powodu stanu wojennego. Mnie się udało wyrwać w czerwcu po 18 miesiącach służby( 6 miesięcy Orzysz i 12 miesięcy Morąg)- jeszcze przed stanem wojennym ze względu na zdrowie.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 10:34
autor: zielonka
To patrzyłem na ten wasz cyrk z okien pokoju na 2gim piętrze.Dokładnie naprzeciwko.
Współczuję pobytu bo w tym waszym cyrku non stop alarmy i areszty, podobno nawet koń dostał dyche? Słyszałeś o tym ? to też piękna historia. A ten Orzysz to za karę czy normalnie zaliczyłeś?
Przez pewien czas zapewne byliśmy tam jednocześnie. Mnie wyrzucili za karę w lutym 81-go. Wszyscy którzy musieli dosługiwać robili to niestety chyba przeze mnie.
Bo jak mnie wyrzucali to twoje roczniki zagadywały że oni wyjdą w moim terminie czyli pół roku wczesniej a ja im na to- wy wcześniej ? jeszcze będziecie musieli dosłużyć za mnie.
No i stało się.
Przepraszam was chłopaki. Wtedy nie wiedziałem że mam taką moc.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 11:13
autor: lesgo58
W Orzyszu zaliczyłem szkółkę na podoficera. Po czym Cyrk w Morągu.
Niestety ale w Orzyszu miałem okazję oglądać jak chłopaki z karnej - popularne "Tygrysy" - dostawali w dupę. Po każdej "beczce" ancel i izba chorych były pełne. Dla "Tygrysów" taki ancel to były wczasy.
P.S.
Beczka - marsz taktyczny w pełnym uzbrojeniu. Jesli dobrze pamiętam - Mała beczka=40km i Duża beczka=80km.
Musiałbym się trochę skupić i uruchomić szare komórki pamięci, bo zielonka swoimi opowieściami przypomniał mi czasy i historię związaną z Orzyszem i alkoholem a dotyczącą mojego powrotu ze ślubu (własnego) z wałówą i oczywiście słuszną porcją wódki i bimbru. Tak, tak - hajtałem się w wojsku. Bo do wojska byłem wzięty z łapanki. Brakowało im stanu do pełnego poboru.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 11:39
autor: zielonka
Mi też się wiele przypomina w miarę jak to piszę.
Jak byłem pół roku w bojowej jednostce na takiej jakby praktyce to zaliczyłem małą beczkę.
Uratował mnie jeden z kolegów z drużyny bo podpowiedział żeby założyć onuce.
Jak ci onuca się obsunie czy coś to poprawiasz i idziesz dalej a jak skarpetę szlag trafi to jesteś w szpitalu.
W takim razie skoro już znamy miejsce akcji to znalazłem coś ciekawego dla zainteresowanych
a Tobie lesgo58 pewnie pikawka przyspieszy poniżej link
http://fotopolska.eu/464815,foto.html
drugi po prawej to mój

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 15:13
autor: Taj_pan
Zielonka, muszę tutaj wyjaśnić te skróty, bo pomyliłeś np skrót ZOMZ -w mojej jednostce bardzo popularna kara czyli Zakaz Opuszczania Miejsca Zakwaterowania.
Pomyliłeś ten skrót ze skrótem ZOMO - Zmechanizowany Odwód Milicji Obywatelskiej.
Kategorycznie stwierdzam że z tą jednostką miałem tyle wspólnego, ze widziałem ich "występy w telewizji.
Widzę, że Twoja pomyłka już mnie drogo kosztuje, bo Klepa już się na mnie obraził (
chociaż nie wiem, za co :shock: )
Skrót PPK oznacza karę - Prace Poza Kolejnością
Skrót SPK to nic innego jak Służba Poza Kolejnością

Ja niestety miałem mniej szczęścia na początku trafiłem do szkoły podoficerskiej w Nowym Dworze. Zarówno trepy, jak i kaprale byli delikatnie mówiąc chamami z pod ciemnej gwiazdy.
Musiałem się jakoś zorganizować w tej sytuacji i jakoś mi się to udało, ale to już osobna historia.
Wyszedłem jako straszny szeregowy, kaprala jakoś nie chciałem dostać :D :D :D :D

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 16:42
autor: zielonka
Taj_pan POKAŻ w którym miejscu to uczyniłem ?
to raczej nie ja ja dobrze wiem co to ZOMZ
Skąd Klepa wymyślił że to ZOMO ?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 16:55
autor: Taj_pan
Zielonka wybacz, jeżeli źle zrozumiałem ten fragment:
"Ale jak byłem na praktyce w jednostce wojennej (1 szego rzutu) to widziałem pare akcji ZOMZiarzy że włos sie jeżył. Opisz te skróty może ."
Ale po odpowiedzi Klepy myślałem, że tak właśnie zrozumiałeś ten skrót. Przepraszam, widzę, ze obaj źle się zrozumieliśmy ;) :D
A tak swoją drogą to pomimo różnych jednostek ( ja w WOPK, Ty w zwiadzie) to przygody podobne. :D

A tak na marginesie jeżeli mógłbym nieśmiało zasugerować, to na takie dyskusje bardziej nadawałby się dział np." Rozmowy przy kieliszku" i np. temat wspomnienia z wojska" . Ale to wszystko raczej zależy od Admina i moderatorów.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 17:05
autor: zielonka
Nie wyjaśniłeś na czym polegały te kary.
ZOMZ -zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania
Karę odbywało się będąc gotowym jak na wojnę,
należało się stawić na każde zarządzone przez oficera dyżurnego wezwanie.
Jak trafił sie idiota na dyżurze to z ZOMziarzy zostawały marne resztki
bieg do upadłego, czołganie na czas, czy słynne żabki na placu apelowym żeby wymienić tylko te
pomysły takich idiotów. I to miałem na myśli pisząc że żal było patrzeć na ZOMZiarzy
a nie ZOMOWCÓW.
Przykro mi że kolega Klepa nieuważnie czyta, myślę że powinien Cię przeprosić

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 17:52
autor: JanOkowita
Panowie, pisać opowiadania prosimy, a sprawy wojskowe wyjaśniać sobie na PW lub też można założyć osobny wątek.
Pozwoliłem sobie zwrócić Wam na to uwagę, gdyż inni potencjalni uczestniczy zabawy, którzy nie byli w wojsku mogą poczuć się niekomfortowo będąc zdominowanymi przez ex-Wojaków-Szwejków ;)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 18:43
autor: zielonka
"Słuszna racja" Panie Janie ale też przecież nikogo nie blokujemy.
Powiem dla podrażnienia i zapewne na swoja zgubę że nie chcą pisać
bo poziom za wysoki:)
To oczywiście żart i faktycznie muszę założyć osobny temat na wątki poboczne i tam ciekawych będziemy odsyłali ale serial już dokończę na tym forum bo 2 tysiące ludzi ma swoje prawa.
Dziś miało być pusto bo chciałem o mistrzu ZOMZu napisać z powodu kolegi Klepa ale jako że z kolegą Tai_pan omówilismy to na chacie(czacie)to wracamy do......anzla oczywiscie

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 18:51
autor: zielonka
No to jadziem dalej

Po tym co ujrzałem jak się drzwi do celi otwarły takie mi się jakoś skojarzenie włączyło na widok ten straszny że tylko wierszem oddać można to było.
Jak żyć w tym miejscu ?
Ile możesz człowieku chodzić dwa metry w przód dwa w tył albo zasiadać na taborecie?
Taaa, kapral to ma klawe życie, nie musi sprzątać w areszcie ani chodzić do pracy ubrany w ubranie robocze jak szeregowi, no to teraz widzę że to właśnie jest wada a nie zaleta mojej sytuacji.
Ale jest na szczęście Bóg na niebie i oto dowódca warty, chłopak na luzie w te cudne odzywa się słowa-
Wiesz, tę kłódkę na wyrku Ci zostawię otwartą jakby jakieś trepy szły to zatrzaśniesz. Jak chcesz to mogę drzwi od celi też zostawić otwarte jak się nie boisz. Ja boję ?
Ja nikomu krzywdy w życiu nie zrobiłem to czego mam się bać ? zostawiaj otwarte.
Wizja domu bez tlenu była straszniejsza niż walka o życie z z wku…rw .m szeregowcem
Zostawił otwarte . Po kilkunastu minutach wstępu dopuścili mnie do gry w pokera.
No i rób co chcesz, jestem dopiero rok po szkoleniu u LUDWIKA i widzę że mogę ich spokojnie ograć jak chcę ale czy chcę ? No nie chciałem za bardzo więc po prostu sobie graliśmy. Ja nie wiem jak się to moje opowiadanie potoczy pewnie mnie w końcu zdejmą z anteny ale czuję się zmuszony kilka słów o Ludwiku napisać.
To po prostu postać wręcz niezwykła. Wysoki, w jednej czwartej blondyn w trzech spłowiały nijaki. Miał taką grupkę białych włosów nad czołem po jednej stronie.
Ludwik pochodził ze Słupska, miasta jak już dzisiaj wiemy, ludzi nietuzinkowych.
Miał za sobą jakieś tam nieukończone studia i przebogatą karierę imprezową.
Ludwik uczył nas w brydża grać i regularnie ogrywał w pokera.
Robił to zawsze z uśmiechem który wtedy lubiłem a dopiero dziś wiem że to był uśmiech sadysty. Nie krył się zresztą ze swoim sadyzmem i bardzo mu się podobało że mieszkamy w poniemieckich koszarach. Mówił że jeśli świat ma iść do przodu to one teraz powinny wychować większych sadystów niż byli Niemcy. Znał niemiecki, jak sam mówił- perfekcyjnie, i twierdził że kiedyś te koszary jeszcze usłyszą Deutschland uber alles.
Był jednak w odróżnieniu ode mnie z tamtego czasu człowiekiem który znał moc słowa.
Dlatego w obawie żeby nas Niemcy kolejny raz nie zajęli bo przepowiednia się zechce spełnić po prostu wykonał po pijaku w niedzielne popołudnie a capella ten szkopski hymn przy otwartych oknach aż echo niosło po ogromnym placu który można obejrzeć tu :
http://fotopolska.eu/464815,foto.html
Była afera bo akurat oficer dyżurny to słyszał i ...........no dobra powiem gdzie indziej.
Często mówimy że szuka się z kimś wspólnego języka czyli czegoś co obu łączy.
Ludwik miał jedną rzecz która pozwalała mu z każdym prawie Polakiem znaleźć coś wspólnego. Tym czymś były knajpy. Po prostu Ludwik był chyba w każdej knajpie w Polsce. Sprawdzaliśmy to wielokrotnie. Najdalsza odległość do wspólnej knajpy w której był Ludwik i ktokolwiek z pytanych wyniosła 20 kilometrów. Podam na swoim przykładzie.
Ja jestem z Dolnego Śląska czyli od Słupska sporo. Ludwik zaczyna nawijkę -
ty jesteś z …………? acha, to jest tam u was w okolicy taka knajpa jakoś tam z drzewami
Pod dębem ? Pod dębami ? Myślę chwile i mam, no jest ,w Oleśnicy 15 kilometrów ode mnie. I tu już Ludwik zawsze opowiadał historię swojego tam pobytu. Do tego stopnia miał ciekawość ludzi i knajp że już po wojsku przyjechał poimprezować w naszej okolicy i musiałem go wozić motorowerem Komar po wioskach gdzie mieszkał jeszcze jeden z naszej drużyny niejaki Szwajcar (od tych co papieża pilnują).
No i tu kolejny off top bo teraz powinienem napisać o tym co połączyło Ludwika i Szwajcara a byłby to odcinek pod tytułem.
Cały pluton na lewiźnie czyli Szwajcar spier….amy!!!!

Nie no, jak sobie to wszystko przypominam to mam ubaw większy niż wtedy a historia jest godna opisania bo było to naprawdę coś niespotykanego a przynajmniej ja do dzisiaj o takiej akcji nie słyszałem. Nie wiem wracać do anzla czy dawać akcję z udziałem całego plutonu plus dowódcy drużyn ?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 21 lis 2015, 19:00
autor: zielonka
I to wcale off top nie będzie bo alkoholu to w tej akcji jest aż za dużo

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 22 lis 2015, 08:09
autor: rozrywek
Wycieczka do Oxfordu.
Tam się udałem,z pyszną pachnącą młodziutką małżonką. Ja byłem ciekaw miejsca, jej się nudziło. 60 mil,przecież niedaleko.
W mieście parkować nie wolno, także poinformowani przez pana ciecia w żółtym (prochowcu) iż parking monitorowany jest na obrzeżu miasta, a stamtąd kursuje regularnie tzw shuttle bus.
Zaparkowałem i pojechaliśmy zwiedzać, nawdychać się wiedzy, poczuć woń inteligencji.

Miasteczko stare, trochę nietypowe jak na Anglię, Wszelakie Uniwersyteta porozmieszczane w starych kamienicach. Szybko znudziło się zwiedzanie..a tu nagle..śliczna rzeczka, na zakolu skoszona trawka, łabędzie, kaczki, czysta przyjemność. Młoda rozbijamy obóz rzekłem.
Takeśmy uczynili. Dla mnie szklaneczka, dla młodej kubeczek. Zaopatrzeni odpowiednio..Irlandzka Redbreast Single Pot Still. Ja czystą, młoda z colą(brr) i jointa (drugie brr) na zagryskę polskie prawdziwe kabanosy i angielska sucha bułka ostatnia w sklepie. A polskie kabanosy w 98r w Anglii były naprawdę rarytasem.
Popijamy, odpoczywamy, ja odlatuję po szlachetnym trunku, Nicole po drinku i joincie. Słońce praży, trawa pachnie, łabędzie pływają dostojnie, kaczki skubią trawkę. Odpłyneliśmy.
Budzimy się pod wieczór, shuttle bus,na parking????? a tam naszego nowiutkiego dwuletniego auta nie ma!!!
Od A do Z przeszedłem wszystkie alejki, zarąbali mi mojego volkswagena, ja nietrzeźwy, młoda zakręcona jak paczka drożdży, cóż czynić? Dzwonimy na policję zgłosić kradzież.
Momentalnie przyjechali na 3 radiowozy, na mnie patrząc z powątpiewaniem...czy pan prowadził auto? tak odpowiadam, ale teraz będzie prowadzić małżonka, ponieważ ja wypiłem drinka( czyli flaszkę)
Dobrze, jeśli wasze auto się nie znajdzie podwieziemy państwa na dworzec, wrócicie pociągiem. Ech jak mam ci dziękować przyjacielu.
W trakcie rozmowy z policjantem moje kochanie zdąrzyło poturbować ciecia na bramie. Nieważne że rano był inny, zmiennik oberwał za kolegę.
Znaleźli nasze auto.................................na parkingu po drugiej stronie miasta.
Okazało się że były dwa, west oraz east parking.

Nicole...a prosiłem weź Szkocką....

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 22 lis 2015, 22:10
autor: zielonka
Na początek oficjalne zawiadomienie
utworzyłem specjalny temat HISTORE ZIELONKI i tam będę się starał pisać coraz wiecej lub szerzej. Na tym forum muszę jednak dokończyć chociaż ten pobyt w areszcie.
Utworzyłem też temat HISTORIE Z WOJA dla wszystkich którzy chcą się podzielić swoimi przygodami, aż dziw że dotej pory go nie było.

No to jadę w tym anzlu dalej

Dzień drugi się zaczął w tym więzieniu moim i z rana zwyczajna pobudka , mycie razem z wartą bo się nikomu nie chciało regulaminu używać śniadanie i zbiórka.
Rozdają ubrania robocze, coś na wzór amerykańskich więzień tylko nie pomarańczowe.
Podchodzi do mnie ten młody i pyta –Chcesz iść do roboty czy zostajesz ? A mogę iść ?
Pytam zdziwiony bo myślałem że jest zakaz. Jak chcesz to możesz, ale robota jest na łopatę.
Szlag, kto kocha łopatę? jak ojciec dom zbudował ze mną przy betoniarce?
Od 15 tego do 18 tego roku życia w każdej wolnej chwili pizgałem łopatą.
Budowali bliźniak z kolegą a właściwie to mama ze swoją koleżanką wymyśliły że trzeba dom wybudować i jak jest bliźniak to można razem przy tym pracować. Ta, razem, ja i tato a po drugiej stronie sąsiad co córkę miał w drugiej klasie a syna w przedszkolu.
Znaczy że zbudowałem dwa mieszkania. Z drugiej strony tej łopaty aż tak się nie boję dzieki temu.
Dobra dawaj te łachy idę.
Ubralim się na „wzór konspekt” jak mówił mój były dowódca drużyny i idziemy.
Zachodzimy na stację PKP a tam okazuje się węgiel d o przerzucania na nas czeka.
Już nie pamiętam cośmy z tym węglem mieli robić czy pod górę czy na dół zrzucać ale robótka była spokojna , nikt nie gonił, wartownik przydzielony do nas dawał zapalić bez problemu i ogólnie było bez nudy.
I pomyśleć że mogłem w anzlu zostać i sam tam siedzieć jak ciul.(śląskie)
Mieliśmy na szkółce dwóch ślązaków i było z nimi nawet dość wesoło choć Ludwik często im dokuczał. Jeden był Zeflik a drugi ….. no drugi bo pamięć zawodzi.
Ludwik doprowadzał tego drugiego do wściekłości pytaniami czy on jest Polak czy Niemiec
Zawsze mówił że Ślązak. Ale po chyba dwóch miesiącach nieustannych kłótni z Ludwikiem
Stwierdził- No dobra, jo jest Polok ino śląskigo pochodzynio.
To była radość posłuchać jak godają. No i podłapałem tego ciula bo to piękne słowo i takie mniej brutalne, a powiedziane przez prawdziwego Ślązaka ma też moc.
O Ślązakach może jeszcze coś napiszę jak znajdę czas.
Problem główny w czasie wolnym „we woju” to była telewizja. Nikt nie pytał co oglądać bo oglądało się wtedy wszystkie dwa programy. Pytanie gdzie jest telewizor.
U nas na świetlicy był radziecki kolorowy(chyba ze 21 cali miał?) i dwa pierwsze rzędy nieźle oglądały, reszta jakoś musiała dawać radę.
A w anzlu ? Co zrobić ? telewizora nie dały. A tu proszę państwa na tamte czasy serial stulecia leciał pod tytułem „Pogoda dla bogaczy” Kto wtedy tego nie oglądał ?
Ulice pustoszały jak na meczu Boniek –Reszta Świata.
Jak tu zaradzić. Przychodzą do mnie chłopaki z sąsiedniej celi i radzimy.
Słuchaj kapral pogadaj z dowódcą warty żeby jakoś na ten odcinek pójść.
Ta ale jak, przecież nas nie porozpuszcza na pododdziały bo zaraz się trepy dowiedzą i go zamkną. Trzeba jakiś myk zrobić w każdym razie, jak nie załatwisz to napadniemy wartę, zabierzemy broń a i tak pójdziemy na film.
O cholera , można im wierzyć, chłopy jak dęby a warta na luzie, łażą z bronią między aresztantami, jemy razem w jednej stołówce. Łatwo by było ich rozbroić i jednego po drugim pozamykać w tym anzlu. Dobra idę do dowódcy warty i zbadam sprawę.
Wchodzę i zagajam jakoś że nuda że przydałby się telewizor i w ogóle.
Koleś jakiś kumaty cholerka i od razu mnie rozgryza –co na „Pogodę- „ by się popatrzyło?
No jasne ale jak to zrobić? . Jak to jak, tak jak zawsze, i uśmiecha się z politowaniem że ja takich prostych rzeczy nie wiem. Zwyczajnie –każdy aresztowany ma prawo do kąpieli a widziałeś tu prysznice na wartowni? No nie. No i dlatego żeby nie łamać regulaminu prowadzamy aresztantów pod prysznice w innym budynku gdzie zwykłe wojsko się kwateruje. A co to ma wspólnego z telewizją ?
O Jezu kapral ty to chyba ze wsi jesteś, no dam wam wartownika i idźcie niby to na kąpiel a tak naprawdę na dowolną świetlicę, tam przecież i tak będzie taki tłok że nikt się nie zapyta coście za jedni. Zawsze tak robimy, ja tu warty mam już chyba z pół roku i niebyło żadnej wpadki. No i po kłopocie. Wracam na pięterko do kolegów aresztantów i od razu mnie napadają. No i co, jak, załatwiłeś coś? Ba, no ciężko było ale wykombinowałem że niby na kąpiel pójdziemy tylko mamy się słuchać we wszystkim wartownika.
Biorę zasługę dla siebie niech mnie trochę podziwiają że ja taki rozumny. Potrzebne mi to po tym jak mnie ten dowódca o te wieś posądził.
No i tak oto całkiem spokojnie obejrzeliśmy kolejny odcinek „ Pogody Dla Bogaczy” .
A po powrocie z filmu dowódca warty zawiadomił nas:
-Jutro wartę zdajemy podchorążym to będziecie mieli wesoło. I faktycznie mieliśmy.
To będzie rozdział „Strzelaj podchorąży –strzelaj, albo śmiech przez łzy.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: wtorek, 24 lis 2015, 03:02
autor: rozrywek
Zielonka mi przypomniał historię:
Opowieść jest nietypowa,ale prawdziwa.
Kiedyś dawni dawno temu zostałem poproszony o pomoc..mianowicie o dostarczenia alkoholu do więzienia, tak prawdziwego więzienia.
A że nasz kryminał jest 300m od mojego domu, obok ogródki działkowe(możliwość szybkiej ucieczki) zgodziłem się na pomoc.
Wigilia, wieczór jakże ważny dla nas, zapewne jeszcze ważniejszy dla osób za kratami.
Zamiast na pasterkę udałem się z kolegą pod mury kryminału.
Plan był prosty, więzień wyrzuca przez okno prześcieradło na 4 sznurkach(skrawkach prześcieradła), wyrzuca zapalony kawałek papieru oznaczając nam miejsce, a my wtedy przez mur na oko celując wrzucamy przez mur butelki z bimbrem, o,5L plastikowe butelki, z pysznym przednim 60% napitkiem. do tego przyklejone taśmą izolacyjną żyletki, prześcieradło jest natychmiast wciągnięte przez okno zawartość spożyta w expresowym tempie, do tego poprosili o cebulę, wrzućcie tyle cebuli ile zdołacie.....
Takeśmy uczynili, zaopatrzeni przez starzyznę i poinstruowani, po zgaszeniu świateł przystąpiliśmy do działania.
Z dedykowanych 10 plastików dotarło 4. reszta niestety trafiła poza prześcieradło. Do tego na wariata rzucaliśmy tą cebulą na oślep licząc że część trafi.
Oczywiście wyrzucone prześcieradło nie umknęło uwagi strażników i rozpętało się piekło, typowa atanda, trzepanie pod celami.
Alkohol został spożyty w trybie awaryjnym, śladu nie pozostało.
Zdaliśmy relację z akcji, i wtedy ja niewiedzący zapytałem...a dlaczego cebula? Wstał jeden niewysoki ale krępy i zbity w sobie gość, z nosem boksera i powiedział: A bo tam, po tamtej stronie cebula ma większą wartość niż złoto, czekolada czy nawet herbata.
Powiedział to tak grobowym głosem że od razu zrozumiałem że to naprawdę ważne i że mówi poważnie.
Dostaliśmy flaszkę bimbru na drogę, pamiętam że był niesamowicie mocny i że w środku pływały goździki.
Pytam kumpla który w tym towarzystwie obracał się dłużej: a wiesz gdzie tam jest spacerniak? Bo my zostawiliśmy pod murem tej cebuli prawie 3/4 worka.
Jest noc, choć porzucamy w tamtą stronę, czego klawisze nie sprzątną to ktoś zawsze coś pod celę zabierze.
Rzucaliśmy jak popadnie, aż siatka dno zobaczyła.
Minęło półtora roku, lato wieczór, wracam z boiska od chłopaków, nagle zaczepia mnie paru wyrostków, w moim wieku zresztą, najpierw pytanie o fajki, potem o drobne, szykuje się trzepanie po kieszeniach i ogólny oklep, nagle z ciemności wyłania się niewielkiej postury osobnik, strzał, obrót, drugi strzał i poprawka, 3 leży a dwóch patrzy jak wryta. Osobnik się odzywa..om jest od nas, następnie odwraca się do mnie, pamiętam cię kajtek,wtedy kajtek, pamiętam co zrobiłeś wszystko lukałem przez lipo, idziemy na piwo.
Usiedliśmy w obskurnym barze z serwowanym winem na szklanki, i wtedy on wyjaśnił mi dlaczego właśnie wigilia jest takim ważnym wieczorem, dlaczego cebula była tak pożądana i dlaczego ten alkohol wrzucony przez mur został podzielony na wiele osób, dosłownie po parę kropel.
I wtedy do mnie dotarło że pędzić trzeba, ale największa radość to umieć się tym z innymi podzielić.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: wtorek, 24 lis 2015, 06:47
autor: radius
@rozrywek, ku.wa, ale po co im tyle tej cebuli było :?: :o Co, przy wigilii wszyscy płakać chcieli :mrgreen:

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 25 lis 2015, 03:10
autor: rozrywek
Jak kumpel kumpla oszukać chciał, czyli kto dołki kopie.....
Działo to się w pracy, malowaliśmy konstrukcje stalowe w cementowni.

Zaczęło się niewinnie, od żartu, jak to przy wódce, opowieści alkoholowe, czegośmy w życiu nie próbowali,itp. rozważania o bimbrze, różnych dziwnych napitkach, śmiesznych wynalazkach z braku szkła...
Kolega Romek, bardzo serdeczny i przyjacielski jegomość stwierdził że własnych sików to by się napił, ale denaturatu nigdy.
Z kolei kolega Zygfryd (to nie żart, tak go starzy załatwili) nie lubiany przez nikogo, ponieważ pazerny niemiłosiernie na wszelakie dobra doczesne oznajmił że on się może napić ale jak się z Romusiem założy, nie lubił Romka bo był jego przeciwieństwem.
Od słowa do słowa doszło do zakładu, o pół wypłaty, oraz Litra dla świadków zakładu czyli nas. Romuś błagałem, nie wygłupiaj się, masz dzieciaki, od nas zawsze kasę pożyczasz bo ci braknie, ale Romuś honorowy i uparty.
Zygfryd miał plan, zdradził się dzwoniąc do małżonki, iż zamierza wy.....ać kolegę z pracy na kasę. Ktoś to niechcący podsłuchał i z oburzenia zdradził nam i Romkowi jego plan.
Przedmiotem zakładu było wypicie całej, pełnej szklanki denaturatu, nie wyrzyganie i nie wylanie. Pełna szklanka dykty. Była możliwość rozrobienia cieczy z wodą, ponieważ ciężko jest wypić szklankę spirytusu.
Nikczemny plan Zygfryda polegał na rozrobieniu wódki z sokiem, farbką szkolną, dolania odrobiny prawdziwego denaturatu dla zapachu, wlania do butelki po dykcie i wycyckania Romusia na kasę, tak przynajmniej wynikło z podsłuchanej rozmowy.
Ciapowaty, ale inteligentny Romuś wpadł na pomysł oszukania oszusta, zwyczajnie podmieniając jego flaszkę na prawdziwą butelkę z denaturatem, przytomnie odkręciwszy uprzednio aby zerwać zabezpieczenie w nakrętce.
Zygfryd zapewne nie pomyślał o tym iż jak otworzy przy wszystkich flaszkę nie będzie charakterystycznego trzasku zrywania nakrętki.

Zakład ustalony na dzień wypłaty po pracy, wszystko przygotowane, zagrycha, popitka.
Flaszka podmieniona, Zygfryd komisyjnie otwiera butelkę, szacownej komisji podstawiając pod nos, każdy z nas się skrzywił bo smród dykty drażni nozdrza, Zygfryd stwierdził że zgodnie z umową ma prawo rozrobić trunek z czym chce i jak chce.

Rozlał do dwóch szklanek po pół i dolał trochę soku z kartonu, aby nie za mocne było, na 3/4 szklanki ale też żeby cieczy nie było za dużo by to wypić, hehe, myślicie że ja durny jestem? stwierdził.

Plasterek cebuli, kawałek skórki od chleba, głęboki oddech i poszedł...ciągnie, ciągnie, twarz nabiera koloru pitego trunku i oczywiście wielgachny paw. :womit:
Paw miał ciąg jak silnik odrzutowy Boeinga 767, Zyguś leży na podłodze próbując złapać odrobinę powietrza, komisja poważna jak nigdy udaje że współczuje.

Zygfryd po dojściu do siebie stwierdził że chce ponowić próbę (pazerność ludzka granic nie zna).
Oznajmiamy że tak nie było ustalone, zakład przegrany i proszę przy świadkach wypłacić kasę.
Romuś zgarnął pulę, a nasz wyrywny Jurek centralnie z piąchy wypłacił Zygusiowi w ryj...ty szmato naszego Romusia chciałeś oszukać? najbiedniejszy z nas a zawsze wszystkim pomaga jak może...wyp.......aj stąd bo ci poprawię. Zyga zgarnął swój plecak i wybiegł.

Zygfryd na drugi dzień w pracy już się nie pojawił, a Romuś na święta miał extra finanse aby chociaż raz dzieciakom coś fajnego kupić.
A honorowo się zachował, bo na drugi dzień za Zygfyda sam przyniósł dla komisji nie litra, a dwa a z domu nasmażonych schaboszczaków od żony.

Nieuczciwość nigdy nie popłaca, a że nie wolno w pracy pić wódki to też jakieś przestarzałe przepisy :D Szczególnie pod koniec Listopada na otwartej stalowej konstrukcji 40 metrów nad ziemią przy przenikliwym wietrze.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 25 lis 2015, 16:13
autor: JanOkowita
@rozrywek

Co jest z tą cebulą wrzucaną do więzienia, bo nie wytrzymam...

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 25 lis 2015, 18:50
autor: zielonka
Podejrzewam że jest w cenie bo leczy uzdrawia i pewnie bimber tezda sie zrobić

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 25 lis 2015, 19:49
autor: lesgo58
A także jest źródłem brakujących witamin i soli mineralnych tak ubogich w diecie więziennej. Była ceniona zwłaszcza w czasach PRLu kiedy to wszystkiego brakowało i nie było takiej dbałości o więźniów jak dzisiaj.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 25 lis 2015, 20:28
autor: zielonka
Odcinek któryś tam z kolei

„Strzelaj podchorąży –strzelaj, albo śmiech przez łzy.

No właśnie i tu docieramy do tematu podchorąży. A któż to taki ? Otóż osobnik zwany podchorążym to przeważnie absolwent wyższej uczelni ZMUSZONY do odbycia przeszkolenia wojskowego i jakiejś tam praktyki w jednostkach wojskowych.
Męczyli ich chyba przez rok. W naszej jednostce pojawili się nagle jako SPR(szkoła podoficerów rezerwy) i jako chyba pierwszy rzut który nie miał dostać stopni oficerskich. Przeważnie taki inteligent miał stopień kapral podchorąży. Na naszej kompanii zakwaterowano nam jednego takiego, Kaliszewski czy jakoś tak(jakby czytał to pozdrawiam). Miał duży dystans do tych wszystkich regulaminów zasad i przepisów.
Największą zaletą naszego podchorążego było to że miał wolny wstęp do kasyna i w ogóle nie potrzebował przepustek żeby chodzić do miasta czy gdziekolwiek. Jako że był człowiekiem z natury uczynnym bardzośmy na tym korzystali jak chodzi o zaopatrzenie.
U babki obroty spadły pewnie o połowę po zakwaterowaniu podchorążych.
Jednym z lepszych pomysłów podchorążego było zapisanie się na zabawę chyba andrzejkową.Do kasyna!!!!!.
Któregoś dnia przyszedł i zawiadomił nas że zapisał dwie pary na andrzejki.
Jakie pary ? Skąd my tu jakieś pary stworzymy? Podchorąży odpowiada, –spokojnie panowie zapisałem dwie pary do brydża . Idę ja , zielonka , i jeszcze dwóch chętnych.
No w morde, coś ty, my do kasyna przecież to tylko dla trepów?
No to pojechał po bandzie , widać od razu że wojsko nie robiło na nim żadnego wrażenia a coś takiego jak podział na zawodowych i poborowych jest poza jego rozumieniem. Jest kasyno wojskowe i impreza dla wojska to się zapisał. A żeby nie siedzieć samemu wziął stolik czteroosobowy i teraz nas zaprasza.
Jak byliśmy na zajęciach i było gorąco to poszedł do kasyna przyniósł 5 piw –zimnych i z pełnym luzem poczęstował mnie i naszych elewów. Więcej kasy nie miałem ale na ochłodę w sam raz powiedział tylko. Facet po prostu bez grama stresu. Zacząłem go po prostu podziwiać, wiedza duża, spokój, koleżeński i wypić też potrafił( o Jezu i to prawie tyle co Sylwek jeśli pamiętacie Sylwka ABSOLUTA). Doszedłem do wniosku że widocznie te studia tak na ludzi działają. I dlatego jak usłyszałem że podchorążowie mają objąć wartę byłem dobrej myśli. Czas pokazał że jedna jaskółka wiosny nie czyni a co nasz podchorąży to nie wszyscy.
No już wpadli, są, chodzą, wszędzie zaglądają i trzymają się na dystans, nic dziwnego, taki aresztant to nie wiadomo kto. Siedzimy w jednej z cel po smutnej kolacji bo sami jedliśmy bez wart, jak do tej pory, i ktoś palnął – chodźcie sobie jaja porobimy z tych mądrali bo nudno tu że jasny szlag. No i się zaczęło.
Ty , podchorąży, ty tak z tą bronią włazisz do celi ?A co nie wolno ?
a masz pojęcie za co ten koleś tam siedzi ? widzisz on już z kilku aresztów uciekał.
Ma na sumieniu jakieś zabójstwo i zabór broni w poprzedniej jednostce. Broni do dzisiaj nie znaleziono.
No, to było zbyt grubymi nićmi szyte musi się połapać że to jaja.
Niestety nie łapie. Odsuwa się nieufnie i wychodzi, za chwilę słychać przytłumione rozmowy na końcu korytarza. Idą we dwóch. Aresztowani udać się do cel. Powiedział cicho i nieśmiało Co mówisz ?
Aresztowani proszę udać się do cel, powtórzył już głośno wyraźnie i zdecydowanym głosem.
Ten drugi stoi z boku i trzyma kałacha dwoma rękami lufą w dół i go jakby ubezpiecza.
Po schodkach wszedł ich dowódca warty jakiś plutonowy podchorąży czy coś takiego i patrzy. Pytam go więc, co robicie ? po jakiego do cel? Tak pisze tu w regulaminie aresztu.
Dobra no pisze to pisze a my tu sobie na korytarzu spokojnie siedzimy a wy jak nie chcecie z nami to spadajcie na dół i się nie widzimy. Wiem że to był błąd ale czasem tak mam że jęzor mam szybszy od rozumu. Na dokładkę ten przestraszony mówi –a ten z tyłu to podobno już zabił jakiegoś wartownika. No i stało się- „a więc WOJNA”.
Plutonowy otwiera szerzej akurat moją celę –czyja to cela – moja odpowiadam i patrzę na niego ze złością . Kapralu proszę do celi.
Zderzenie celi i proszę mnie rozśmiesza, parskam a on dostaje małpiego rozumu.
Wszyscy natychmiast rozejść się do cel, -bo znam regulamin i nie zawaham się go użyć dopowiadam głośno(znowu ten jęzor). O w mordę teraz na pewno już nie jest nudno.
A żebyś wiedział !! A znasz regulamin aresztu? Pyta. E tam znam, przeczytałem bo wisi na każdej prawie ścianie, regulamin i rozkład dnia ale żeby zaraz znać?.
To zanim skończę służbę wszyscy poznacie.
To już było jawne wypowiedzenie wojny.
cdn.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 26 lis 2015, 03:36
autor: rozrywek
Cebula, no cóż nie mam wyjścia, zmuszony jestem wyjaśnić.

Temat widzę się rozwinie,niechybnie. wyobraźmy sobie świat bez zwykłej popularnej pospolitej złotej cebuli, wyobraźmy sobie nasze kuchnie domowe, nasze potrawy, typowe polskie bez cebuli. Ciężko prawda?
Wyobraźmy sobie człowieka który wgryza się w cebulę jak w jabłko. Są tacy prawda?
Ciężko jest odmówić sobie kufla piwa z przyjaciółmi, ciężko odmówić szklaneczki dobrego napitku, wieczorem, po pracy.

Moje dzieciństwo, lata młodzieńcze, bieda, bieda ziemniaki smażone z cebulą. Same ziemniaki nie miałyby smaku, ale z cebulką? Pychota, coś dla biednych ale zapychające żołądek, pamiętam ten smak do tej pory. Aby tylko był smalec, czy odrobina oleju.

Cebula w zakładach penitencjarnych była towarem deficytowym, od kiedy pierwszy osadzony wpadł na to aby odgiąć warstwę wierzchnią i włożyć w niezauważalne nacięcie żyletkę. Towar jakże pożądany również.
Cebula jako pospolite i nie wzbudzające podejżenia warzywo, było przez długi okres czasu doskonałym atutem przemytniczym, rozbierane z szwajcarską precyzją na warstwy, szprycowane różnymi drobnymi narzędziami,następnie sklejane do kupy, czy to kurzym białkiem, czy klejem z kasztanów.
A jako towar automatycznie odrzucany przy kontroli, natychmiastowo stał się artykułem luksusowym. jak każda rzecz niedostępna staje się obiektem pożądania, taka już ludzka natura. elitarne warzywo, można by rzec.
Przytoczę opowieść: na pewnym oddziale więźniowie organizują strajk głodowy, sytuacja dosyć poważna. Jeden łamistrajk stwierdza że złamie osadzonych, nikt mu nie wierzy,ale cóż spróbować można. Zażądał kuchenki, butli z gazem, pomocnika, 10kg smalcu i worka cebuli. I to wszystko zaczął smażyć na korytarzu oddziałowym. Nikt nie wytrzymał, łaknienie było tak wielkie że strajk zakończył się bardzo szybko. osadzeni w nagrodę za uległość dostali do podziału garnek z zawartością. Takie magiczne właściwości ma cebula.
Nawet w historii starożytnej są wzmianki o cudownych właściwościach złotołuskiej, mimo że smak, zapach, oraz aromat pozostawia wiele do życzenia.
Czas na odpowiedź.
Panie Janie, jak dobrze kojarzę pańskie zamiłowanie do tradycji, dobrych smaków, wyobraża pan sobie swoją własną kuchnię bez cebuli?
Tak hmm..powiedzmy przez 3 miesiące. Gwarantuję że nie.

Ps: Nietypowe przygody alkoholowe, cóż coraz więcej nowych, młodych użytkowników, a dla wielu z was, picie wódki i zagryzanie łamanym chlebem oraz cebulą w grubych plastrach dobrze posoloną mogłoby być naprawdę przygodą.

Dla mnie przynajmniej było.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 26 lis 2015, 19:05
autor: zielonka
O i o to chodziło rozrywek :ok: , teraz możemy sie napić sadysto :kumple:
Ta, a słonina "we woju" z puszki to był rarytasik, albo i zwykła mielonka z puszki , pachniała na cały budynek. Od tamtej pory takiej konserwy jeszcze nie spotkałem.

no to do boju jadziem na wojnę z ...........

Ciąg dalszy ….. po wypowiedzeniu wojny przez plutonowego
!! A znasz regulamin aresztu? To było jawne wypowiedzenie wojny.
Już sam rozkład dnia w areszcie jest restrykcyjny a jeszcze jak cię warta nie lubi?
Pozamykali nas w celach. Nie wierzę sam w to co się dzieje. Przez jakiś czas debatują coś głośno. Idą na korytarz. Otwierają jedną celę i wyprowadzają kogoś na dół , wraca za jakiś czas i słychać że postawił wiadra i ścierki. Pootwierali cele i zarządzają SPRZĄTANIE.
Samo sprzątanie wydaje się być spoko przynajmniej się chłopaki widzą. Ja siedzę na zydlu zamknięty. Ale to przecież inteligenty, oni sprzątają co prawda cudzymi rękami, ale naukowo.
Ty myjesz schody, ty korytarz, ty kibel – powyznaczali każdemu konkretne zadania.
Jakby tak wojenne to sukces murowany. Potem jakaś zbiórka i czytają rozkład dnia na głos.
W zasadzie składa się on w 99 proc ze sprzątania. Teraz widzę że ta narada była udana.
Zajadą tych chłopaków samym sprzątaniem, na dokładkę porozstawiali ich tak że się chyba nie bardzo mogą komunikować. Wypada po wartowniku na jednego sprzątającego. I do tego ubezpieczają się nawzajem. Jakby co będą strzelać pewnie. Dobrze że aresztanci mają włączony luz bo zdają sobie sprawę że sami to wywołaliśmy.
Ale żeby aż tak? To co będzie jutro ? Przecież to dopiero początek warty.
Ranek w naszym stanie wojennym podobny do wieczora, na śniadanie prowadziło nas strzech z bronią trzymaną oburącz, każdy możliwy do wykonania fragment regulaminu został dopilnowany. Jemy i nabijamy się na głos z mądrali. Z drugiej strony przeraża nas całkowity brak u nich dystansu do wszelkich regulaminów i poleceń. Oni naprawdę wierzą w słowo pisane. Jak znajdą gdzieś punkt w którym będzie pisało że trzeba aresztanta na golasa po placu ganiać to to zrobią. Aresztanty ponabijały się na różne sposoby ze swoich strażników i szykujemy się do wymarszu do pracy. Dziś to prawie pierwszy biorę ubranie robocze żeby broń boże nie zostać z wariatami sam na sam. Znowu węgiel jak poprzednio.
Ja z dwoma chłopakami i wartownikiem zostaję na wielkim wzgórzu węgla, reszta dokądś poszła z drugim wartownikiem. Po naszym widać że jest wściekły ale i zdezorientowany.
Chłopaki nadal z niego na głos żartują. Po jakiejś godzinie spokojnej ale jednak pracy, jeden ze współwięźniów(za poważnie brzmi ale co tam) prostuje plecy i wyciąga papierosy i pali, na co ten drugi -Te wartownik(to był podstawowy zwrot jakim się wszyscy do nich zwracali) a co ty tak pozwalasz mu palić ? jest w regulaminie o paleniu coś ?
Wartownik zdezorientowany, system halted, patrzy bezradnie na nas, my olewamy,
Podjudzacz się pod nosem śmieje, koleś od papierosa postanawia dolać oliwy do ognia-
Ide się odlac, i schodzi z hałdy węgla w stronę gdzie go wartownik straci z oczu,
Podjudzacz ma mało wrażeń to woła –ucieka, wartownik on ucieka, ten zgłupiał całkiem, patrzy na nas błagalnym wzrokiem, palacz powoli ale zdecydowanie schodzi z hałdy,
Podjudzacz podpala ten kłębek nerwów –Strzelaj podchorąży, Strzelaj.
O kurwa. Bezpiecznik w dole, ręka na suwadle, (nauczyli gnoja to obsługiwać.)
STÓJ, KURWA STÓJ. – zamarł. Boże błogosław tych moich kaprali co kazali się godzinami drzeć na placu apelowym aż gardła chrypły a głos zmieniał się w narzędzie siejące strach i pożogę . Podchorąży oderwał wzrok od broni i stoi jak wryty.
Teraz nie zjebać, ale nie wiem co robić, zwycięża spokój –Marek nie wygłupiaj się oni tylko żartują, to kucharz i pomocnik, siedzą za przekręty na kiełbasie, jak ich nie zabijesz to Cię może podkarmią kiedyś, boś chudy. Mówię głosem słodkim jak matka do dziecka.
Skąd wiedziałem że ma na imię Marek, nie wiem.
Palacz- blady, podjudzacz- ma na twarzy głupawy uśmiech zakłopotania,
Jednak wartownik postanawia zawrócić z wojennej ścieżki i się blado uśmiecha.
No nie wiem on też chudy-wypowiada drżącym trochę głosem. Śmiejemy się wszyscy.
Warto było iść do wojska i chlać wódę z kolegami, jedno życie być może uratowane.
Po powrocie nastroje się troszkę poprawiły bo grupa która była gdzie indziej też wróciła bez luf skierowanych plecy. Musieli się jakoś dogadać, pewnie jakieś ziomki.
Jednak do końca ich warty regulamin był przestrzegany co do kropki.
Wierzcie mi można człowieka udręczyć samym sprzątaniem i ciągłymi zbiórkami i przeglądaniem cel.
Reszta anzla minęła mi bez większych wybojów, a potem nastąpił powrót w ramiona DIABŁA.

Może cd.?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 27 lis 2015, 11:10
autor: JanOkowita
II miejsce w naszej zabawie zostanie okraszone takim pasem na napoje:
pas_na_piwo.jpg

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 27 lis 2015, 11:23
autor: radius
@rozrywek, jakoś twoje wywody odnośnie cebuli w aresztach i zakładach zamkniętych, mnie nie przekonują ;)
Już bardziej to:
Cebulę, ze względu na właściwości lecznicze, ceni się od czasów starożytnych. W krajach, w których jada się dużo cebuli, ludzie słyną z długowieczności. W przeszłości warzywo to chroniło żeglarzy podczas długich rejsów przed szkorbutem, który wywołuje niedobór witaminy C w pożywieniu. W czasie II wojny światowej cebula chroniła także więźniów obozów koncentracyjnych przed awitaminozą i różnymi epidemiami. Przemysł farmaceutyczny wielu krajów stosuje cebulę do produkcji preparatów bakteriobójczych i przeciwszkorbutowych. Ma ona również wiele innych cennych właściwości - chroni przed infekcjami, działa przeciwzakrzepowo, obniża poziom cukru i złego cholesterolu we krwi, wzmacnia włosy, chroni przed miażdżycą, jest pomocna przy chorobach dróg oddechowych.
:ok:

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 27 lis 2015, 15:51
autor: zielonka
Radius ale jedno nie przeczy drugiemu, właśnie dzięki WSZYSTKIM tym właściwościom mogła być tak cennym i poszukiwanym towarem. Jak ją wszyscy dostarczali to mogła służyć do wszelakich celów do przemytu też. A swoją drogą ciekawe czy można z cebuli bimber zrobić ?
Pozdrowienia

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 27 lis 2015, 16:39
autor: Zosiaa
zielonka pisze:A swoją drogą ciekawe czy można z cebuli bimber zrobić ?
O matko, z cebuli?! Nie wiem, czy chciałabym tego próbować :))

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 28 lis 2015, 01:26
autor: Wald

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 29 lis 2015, 15:38
autor: rozrywek
Temat troszeczkę zszedł na bok. ja akurat lubię pisać, lubię na klawiaturę przelać swoje myśli.

Konkurs nie jest dla mnie ważny, ważny jest odbiorca i treść przekazywana.
Ja na własne życzenie żądam kategorycznie wyłączenia mnie w ocenie konkursowej.
Zwykłe podziękowanie w zupełności wystarczy.

Są filmy do których się wraca, ja mam takie do których wracam raz w roku: Seven, Przebudzenia, Schindler List, The Godfather.

Nie piszę tego bez powodu, zabawa zeszła na psy, kiedyś zaproponowałem konkurs, bez nagród, niestety nie przyjął się.
MOJE NIETYPOWE PRZYGODY ALKOHOLOWE. Kurwa mać ludzie pobawmy się!!!.
Do klawiatury biegiem marsz.

Nietypowe przygody? Tak się pochlaliśmy że kolega (znajomy) przyjechał do na rowerem, impreza super, kierowcę mieliśmy ogarniętego, i kolegę tak jak prosił zawieźliśmy na dworzec autobusowy, sam stwierdził że rowerem po pijaku nie pojedzie, bo nie warto.
Zostawiliśmy go w Krakowie na dolnym poziomie......

Impreza była w Radomiu, zawieźliśmy go do Krakowa, a chłopak był z Rzeszowa.
Nie do powtórzenia........lekko mu się pomyliły miejscowości, a w Krakowie tylko studiował, klasyk.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 29 lis 2015, 17:29
autor: Tołdi1929
Niezbyt się czuje w opowiadaniach, wolę rymować, ale co tam, spróbujemy.
"Trzymamy się razem"
Działo się to dobrych parę lat temu, kiedy to jeszcze byłem piękny i młody. No może tylko młody :). Czasy liceum, wakacje. Teoretycznie, żeby zarobić kilka groszy, a praktycznie, żeby się spokojnie wyszaleć jeździliśmy ekipą z osiedla na rwanie wiśni. Nocleg w stodole na sianie, na obiad ziemniaki z siadłym mlekiem, ogólnie sielanka. Jako, że byliśmy biednymi uczniami, a właścicielka sadu nauczona doświadczeniem, wypłacała mam kasę dopiero przed wyjazdem ( gdy wypłacała każdego wieczora, na drugi dzień nikt nie był stanie rwać wiśni), najbardziej popularnym trunkiem było wino marki wino. W weekendy w pobliskiej mieścinie (ok 10 km) odbywały się dyskoteki. Stwierdziliśmy, że najwyższy czas się tam udać. Jak postanowiliśmy, tak też uczyniliśmy. Żeby zaoszczędzić na biletach PKS zdecydowaliśmy się na spacerek. Co by droga szybciej minęła, każdy zabrał po winku. Było nas ok 10 osób, w tym dwóch braci i dwóch znajomych z okolicznych wiosek. Właśnie ci miejscowi ostrzegali, żebyśmy się trzymali cały czas razem. Na dyskotece jak to na dyskotece, tubylcy za obcymi nie przepadają. Tak więc sobie maszerujemy, opróżniamy butelki jakże "pysznego" napitku i przez 10 km ciągle powtarzamy "trzymamy się razem". Gdy doszliśmy do miasteczka, najpierw odwiedziliśmy bar, gdzie sprzedawali jakże "pyszne" wino na szklanki. Nie omieszkaliśmy wychylić po kilka. Dopiero po tym wbijamy się na imprę. Jeszcze piwko przy barze i na tym się skończyło trzymanie razem. Każdy nawalony polazł w swoją stronę. Spotkaliśmy się dopiero na drugi dzień w naszej stodole. I to nie wszyscy. Ja wróciłem maluchem (wyszedłem na tym najlepiej) przywieziony przez miejscowych chłopaków. Później dotarła reszta ekipy, ale bez braci. Jeden z kumpli opowiada, że młodszy brat wpadł do rowu z wodą, stwierdził, że on to pier...i i idzie do domu i gdzieś polazł. Potem kumpel spotkał starszego brata i opowiedział mu co i jak. No to brat poszedł szukać brata. Poszedł za nim do domu. Taki ponad 30-sto kilometrowy spacer. Niestety na darmo, bo w domu go nie zastał. Młodszy brat w międzyczasie dotarł do stodoły. Wyjaśniło się, że mówiąc do domu, na myśli miał stodołę. Tylko obrał zły azymut i dotarł nie do tej wsi i nie do tej stodoły. Spał sobie w najlepsze, gdy obudziło go wściekłe ujadanie psa. Usnął sobie słodko w stodole, metr od wilczura, któremu chyba niezbyt spodobała się ta wizyta. Na szczęście bydle było na łańcuchu. Tak więc wrócił chłopina przemoczony i nie wyspany. Zdjął koszulkę i mówi, żebym mu zdjął z pleców jakiś liść, bo chyba mu się przykleił, jak wpadł do rowu. Odwraca się tyłem, a tak plecy pocharatane od szyi do tyłka. Spadając musiał zahaczyć o jakiś drut. Na szczęście rana płytka, nie wymagała interwencji medyka. Ale był tak znieczulony, że nawet tego nie zauważył. Jak to się stało, że nikt nie dostał po pysku, nie mam pojęcia. Gdy wróciliśmy tam za tydzień, okazało się, że znamy większość miejscowych, a przynajmniej oni nas. My ich nie do końca zapamiętaliśmy :)

Mam nadzieję, że nie zanudziłem.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 29 lis 2015, 22:14
autor: zielonka
Tołdi1929 To zabawa literacka, poezja jest jej częścią. Dawaj rymowanki.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 2 gru 2015, 00:31
autor: zielonka
Witam ponownie
Jeśli są chętni to jutro postaram się dać kolejny odcinek serialu
"Przygody kaprala Zielonki czyli jak wywołałem stan wojenny"
Proszę się wpisywać jeśli nie zanudziłem do tej pory. Odcinek będzie miał tytuł
- W nagrodę pozbawiony dowodzenia i przydziału czyli Zielonka kustoszem.-
Jesli kogoś to ciekawi proszę dać znać.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 2 gru 2015, 17:10
autor: JanOkowita
@zielonka
Poproszę, z przyjemnością czytam Twoje utwory :)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 2 gru 2015, 17:35
autor: cviat
@zielonka
Nie kokietuj tylko dawaj następny odcinek. Jak Cię czytam to sobie myślę, że gdybyśmy pili razem to z zasłuchania bym Ci chyba polewać zapomniał :)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 2 gru 2015, 17:40
autor: zielonka
No to jadziem jak już ktos tutaj powiedział.
część piąta W nagrodę pozbawiony dowodzenia i przydziału. czyli Zielonka kustoszem !! No to jestem na kompanii, nuda jak byk, szykujemy nowym poborowym łóżeczka i pościel.
Jest sporo pracy ale na spokoju.
Oni tam w cywilu rządzą a tu już na szafkach imię i nazwisko.
Każdy już wie kogo będzie miał w drużynie, no właśnie każdy –ale ja nie.
Ciekawostka –zapomnieli o mnie czy co ? Pytam się szefa o co kaman ? a on tylko się śmieje.
Diabeł postanowił Cię wynagrodzić za poligon, za wyszkolenie żołnierzy. Mieli najlepsze czasy z moździerza. No to to przecież wiem, ale Diabeł i wynagrodzić ? Niech mi tylko pobyt w areszcie skreśli i wystarczy. Ale trzeba Diabła żeby wymyślić taki DIABELSKI wręcz rodzaj nagrody. Oto dowiaduję się na apelu o przydziale obowiązków –kapral Zielonka w nagrodę za wzorowe przygotowanie drużyny i b dobre wyniki strzelań zostaje -????????????? klękajcie narody -
KUSTOSZEM SPRZĘTU OPTYCZNEGO KOMPANII. Kara aresztu zostaje mu anulowana.
No ten kustosz to mnie rozwala, ale to skojarzenie z muzeum całkiem na miejscu te lornetki pamiętały jeszcze bitwę o Berlin, jedno urządzenie się prezentowało nieźle –teodolit ale średnio przydatny do latania po krzakach. Dalmierz widziałem na „Czterech Pancernych” taki sam.
Reszta z epoki zwycięstw Rosjan nad Napoleonem.
Super luz ale co? że drużyny już miał nie będę ?. Nie wiem co o tym myśleć i idę do szefa po apelu pytać. Szef co jest z tym magazynkiem? Cieszy się i mówi- idź do Diabła to się dowiesz- (brzmi nieźle co)
Ło matko kto lubi do ostrego dowódcy łazić ? a zwłaszcza po powrocie z aresztu.
Ale że jakoś tak blisko było to właże ....telu ...tanie z zapytaniem !!!!!! ryczę .
No podnosi znad biurka oczy i ? już wiecie ? Anielski uśmiech ozdabia te czarne wąsiki oczy się śmieją jak matce do dziecka –to już wiem będę miał przedupione.
Gadaj - rzuca rozanielony.(jakos nigdy duzo nie mówił)

Obywatelu kapitanie -Czemu nie mam drużyny ani żadnego przydziału-przecież magazynek to nie jest żadna funkcja.
Widzicie kapralu Zielonka , myślę ja o was co by tu zrobić abyście nie nadużywali zbytnio alkoholu więcej. I tak sobie pomyślałem że nie pije ten co nie ma za co, i zaśmiał się diabelsko. Za dowodzenie drużyną mieliście dodatek do żołdu to teraz po mojej nagrodzie już nie macie. Zrobiłem się biały, mord w mojej postawie nakręca go jeszcze bardziej.
Za co my wam tam jeszcze płacimy – no za dwójkę specjalisty i za …….wzorkę, dukam.
Ta dwójka to za rekord szkoły w moździerzu i praktyki w Budowie ? Tak jest.!!! Dumnie wygłaszam. Dlatego właśnie zostałem na szkole bo szybko liczę ( a że niedokładnie to im nie powiedziałem, w moździerzu to nic) Otóż aby wystrzelić z najbardziej niecelnej broni na świecie jaką jest moździerz trzeba najpierw przeliczyć odległość wg współczynnika kierunku między obserwatorem –to ja, a moździerzem –oni gdzieś za plecami i na skos, to jest jakieś tam 0.9 , czy 0,75 (zależy od rozlokowania) razy to co podaje dalmierzysta.
No i tu ich miałem skoro toto i tak leci gdzie chce a potem trza mierzyć o ile zdupiło, to co po moich milimetrowych wyliczeniach ? Na pierwszy strzał wystarczy pi razy oko.
I tak uczyłem moich elewów jak jest 0.85 razy 1200(najczęśtsze strzelanie między 1000 a 2000) to sumuj tylko 0,8 z tysiąca plus 2x80 i podajesz komendę do pierwszego strzału.
Zanim trep sprawdzi że troszkę zgubiłeś –pocisk w locie.
Moje elewy były z różnych szkół i niektórzy poza tabliczkę mnożenia nie wyglądali więc ten system dawał im przewagę nad innymi dokładniakami, co to matura na 5.
Na drugi strzał już warto pouważać gdzie spadło i żeby dalmierzysta widział lepiej niż mój mistrz ZOMZu -szeregowy Zawadzki w Budowie, to można zejść poniżej wymaganych………..uwaga …5 minut do trafienia w cel dawało bardzo dobry, 8 dawało zaliczenie. Ja dałem radę w 3,10 to się całe trepostwo zleciało że podobno nikt jeszcze u nich tak nie strzelał.
To chyba cała wojna w Gruzji Ruskim mniej zajęła.
Tylko że oni podejrzewam mieli kalkulatory a nam kartki z tabliczką mnożenia zabraniali :D
Ale tak było.Może myśleli ze po atomówce kalkulatory nie będą działały ? ale po co miałyby wtedy działać?
Z dwójką nic nie mogę ale wzorką się zajmę mruknał Diabeł.
No i fajnie jak mówią w mc Donalds, dostałem do zarządzania (czytaj czyszczenia i liczenia magazynek sprzętu optycznego) Zamiast dodatku do żołdu. I do tego w nagrodę . Nie no k…a Szwejk wysiada. I jeszcze ta groźba –wzorką się zajmę.
Spełnił to szybko, wystawił mnie na wartę z samymi dziadkami kapralami, ja byłem dowódcą a dziadki kaprale warta bo szeregowców jeszcze nie mieliśmy. To był bal na 24 fajery-nie miałem żadnych szans,
Wszyscy od razu poszli spać(trza odespac ciągłe chlanie), nie było kogo na posterunki wyprowadzać. 4ta rano przyjeżdża kontrolny, przy bramie nikogo, bo wszyscy poszli spać, pilnowaliśmy obiektu zamknietego, kontrolny mógł tylko do bramy dojechać, ale i tak przy niej nikogo nie było bo ja też zasnąłem.
Darł się, trąbił i walił aż ktoś go usłyszał , w panice bractwo spluwy jakie bądź połapało , nikt nie wiedział kto ma zmianę czuwającą kto dpoczywa a kto powinien być na posterunku.
To się tłok przy wyjściu na posterunki zrobił, a ten od bramy trąbi starem jak na wojnę.
Wszystko widział, ludzi za mało mi zostało bo większość spieprzyła jak nie drzwiami to oknem, więc jeszcze gorzej. Spokojnie mnie spisał, powiedział że mam dokończyć służbę i pojechał. Normalnie powinien mnie zdjąć. Połapałem się więc co znaczyło- wzorką się zajmę.
Nie zdjęli mnie co prawda ze służby( boby trep mój miał opierdol) ale wzorkę osobiście dowódca pułku w obecności Diabła , grożąc zawiadomieniem rodziców kazał odpiąć i zostawić na biurku.
(no to najlepsze, mieli wiarę że rodzice się popłaczą jak się dowiedza że synkowi wzorke zabierają-i troche kasy z żołdu).
No i po zabawie , nima wzorki ino dziura w kieszonce, nima drużyny, to akurat ujdzie choć paru złotych szkoda. Jaja to się zrobiły jak zrobili alarm, okazało się że kapral Zielonka nie ma żadnego przydziału na wypadek W. To oni ganiają jak kot z pęcherzem a ja wydałem lornetki, dalmierz i te inne duperele i…..spać w magazynku optycznym.
Nie no to to chyba Diabeł przegapił, ale dopóki nie wie jest dobrze.
Paraduję po jednostce z dziurą w kieszeni i okazuje się że jakbym Virtuti Militari nosił,
Dziadki mnie szanują bo widzą że nie pękam i nikogo nie wydałem (a Diabeł po cichu liczył że jeszcze jakiegoś Dziadka upoluje przed wyjściem), szeregowcy szanuja bo widzą że mnie trepy nie lubią, no nie ma co narzekać, te parę złotych odbiję na wypożyczaniu lornetek. :freak:
Wielu chłopaków chciało do domu pojechać i coś z wojska pokazać , a miałem dwie czy trzy prawdziwe lornetki, to zawsze flaszka lub dwie wpadały w niedzielę. Eeeech życie znowu stało się piękne.

cd. na życzenie choć nieuchronnie nadciąga .....

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 4 gru 2015, 17:06
autor: Zosiaa
Wald pisze:Co tam cebula, zobacz to: http://alkohole-domowe.com/forum/bimber ... t1774.html
Przepraszam Forumowiczów, że zbaczam z tematu jeszcze raz, chcę tylko szybko odpowiedzieć Waldowi :)

Zatem: czy ten wątek, który mi wskazałeś, jest na serio? :D Ja wiem, że nie za bardzo się znam na przygotowywaniu poważnych alkoholi, ale stara kołdra i pordzewiałe żyletki?!

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: piątek, 4 gru 2015, 17:43
autor: radius
@Zosiaa, oczywiście wątek podany przez Wald'a to są żarty, ale przeczytaj ten post http://alkohole-domowe.com/forum/post27492.html#p27492 i następne z odpowiedziami. Tam na serio dowiesz się jak zrobić bimber np. ze starych gazet :D

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 5 gru 2015, 14:00
autor: JanOkowita
:krzycze: Zaczynamy ostatni tydzień zabawy :czytaj: :piwo:

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 6 gru 2015, 06:47
autor: rozrywek
Jak kolegę do wojska odwoziliśmy:

W pięciu chłopa do pociągu i jedziemy do Dęblina. W przedziale my, oraz sympatyczna babcia.
Oczywiście alkoholu cały plecak, oraz jak zawsze nikt o szklance nie pomyślał, a nie były to czasy popularności plastikowych kubeczków.
Narzędziem operacyjnym był pilniczek do paznokci.

Z mozołem odpiłowany szczyt plastikowej butelki robił za szampanówkę.
Przy trzecim rozlaniu rozciąłem sobie wargę dwa razy....nie chłopaki tak to my pić nie będziemy.
Babcia w koszyku miała wiktuały, w tym paprykę.
Odkupiliśmy od starowinki 5 sztuk, każdy sobie rozciął, i miał i kieliszek i zagrychę.
Ogórki w occie, to nie papryka w spirytusie, smakowało obrzydliwie. Poborowy wyciąga kanapki, a tam eureka, ja patrze..jajka na twardo.

Warknąłem wściekły dawaj jajko. I mozolne piłowanie jajka pilniczkiem na pół.
Babcia podsikuje ze śmiechu, chłopaki drą łacha, a ja piłuje jajko, komedia jak film Rejs, tylko pociągiem.
Wchodzi konduktor, a ja piłuję pilniczkiem jajko!!! Nic nie powiedział. Wchodzi matka z córeczką, a rozrywek piłuje jajko!!!
Pani nie zdecydowała się podróżować x nami.
Dumny z siebie, po wydłubaniu zawartości skorupki, wyrównaniu zębami brzegów...mam kieliszek.
Chłopaki z rozpaćkanej papryki piją, a Hrabia Rozrywek z kurzego kieliszka.
Po trzech miarkach odstawiłem na chwilę dzieło sięgając po papierosa, i katastrofa, poborowy zamaszyści klepnął w siedzenie miażdżąc moje dzieło.
Moja mina bezcenna, babci aż robótki z rąk wypadły.
Gdzie jest ten kieliszek z butelki? warknąłem.
Konduktor wracając nakrył mnie w trakcie picia, pyta co robię, odpowiadam że piję wódkę, wiem że nie wolno, ale wysiadamy za 2 stacje, nie dymimy, jest ok. Pan konduktor z politowaniem popatrzył na krzywo urżnięty szczątek butelki i rzekł...a nie można mnie było o szklankę poprosić, przecież ja u siebie to tego pełno mam...............

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 9 gru 2015, 01:27
autor: Taj_pan
W formule tego wątku jest napisane, ze ma to być zabawa literacka. No chyba jest to racja, bo na zabawę półliteracką to bym się nie pisał :hahaha:
W pewnej chwili wpadł mi do głowy dwuwiersz, który zaczyna poniższy wierszyk. Proszę potraktować go z przymrużeniem oka, no przecież ma to być zabawa (pół)literacka :D :D :D

Jan Okowita,
każdy się pyta
Kiedy poczyta
Ad do syta
Jak bimber zrobić ,
Się nie narobić
By produkt dobry
Wyszedł z tej coobry
By bimber czysty
Fakt oczywisty
W ustach smakował
Byś nie żałował
Że pracy tyle
Zostało w tyle
Dlatego czytaj
I często pytaj
Na stronie Ade
Każdy da rade
Zrobić bimberek
Choćby literek
Albo i wiele
Chyba, żeś ciele
Wtedy kto pyta
Jan Okowita
Zawsze pomoże
Wszystkim Daj Boże

A moderator już nie przepuści
Zginie ten wierszyk w kosza czeluści

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 9 gru 2015, 20:14
autor: zielonka
Część 6

1szy w historii wyrzucony z wojska za karę do cywila.
No i proszę ani się człowiek obejrzał a tu rezerwa czyli STARY jestem. Wszyscy ciekawi ludzie poszli do cywila, zostałem na pokoju z byłym kolegą ze szkółki(ciul nad ciule się okazało, później opowiem) i paroma nowoprzybyłymi z praktyk. Nie powiem szacun mam, na zaprawy poranne nie chodzę, w zasadzie nawet na apel bym nie musiał bo i tak nic dla mnie w rozkazie nie będzie bo mnie po prostu nie ma. W rozmowie z szefem wyszło że to za karę za moje pyskowanie do trepów i picie również na zajęciach. Z tym piciem na zajęciach to oczywiście nie ja, tylko Sylwek Absolut, tak dał w palnik że go własne elewy przyniosły z poligonu przykoszarowego, niestety mieli pecha i ich jakiś trep dojrzał. Już mieli Sylwka do więzienia zamykać gdy jakiś przytomny zauważył że istnieje coś takiego jak Sąd Koleżeński Podoficerów. Słuchajcie –mówi, trzeba do Diabła zgłosić że my chcemy ukarać Sylwka ponieważ splamił honor (!) podoficerów Kompanii Dowodzenia. Wszystkim, jak to dzisiaj się mówi kopary opadły - cooo? Sąd koleżeński ? jest coś takiego w ogóle ?
I my zamiast Diabła mamy go ukarać ? Przecież Diabeł do tego nie dopuści.
Dopuści dopuśći, jest na parterze w kompanii haubic taki kapral partyjniak, to on musi wystąpić o sąd koleżeński dla Sylwka i wtedy Diabeł musi się zgodzić.(moc ludowej sprawiedliwości wielką była naonczas)
No i Diabeł nawet bez walki zgodził się na tę parodię.
Ukaraliśmy Sylwka jakąś naganą i czymś tam, w każdym razie sąd się nim nie zajmował a grozili mu nawet sądem wojskowym.
Eeeh sądem za zwykłe upicie się, to co powinni zrobić temu chłopakowi który wziął nasz cały pluton kociarstwa przed przysięgą i wyprowadził w miasto na lewiznę ?
Wspomniało mi się wtedy.A było tak:
Nasz dowódca dowódców drużyn Straszny Kapral miał już odejść do cywila i w zasadzie niczym się nie interesował- do pewnej niedzieli. Miał fantazję jak(zachowując oczywiście proporcje) nie przymierzając jakiś Kmicic czy inny zuchwalec. Pewnej pięknej niedzieli zaraz po śniadaniu zrobił zbiórkę plutonu i pyta –nas kotów nieopierzonych – a do kina byście koty nie poszli?
Do kina ? o matko do kina , my byśmy poszli gdziekolwiek byle poza jednostkę wyjść.
No to prawie sto procent że idą, że jasne. Jednak nie wszyscy mogli iść bo coś tam do roboty było. Paru zostało do pomocy(czytaj na posyłki) podoficerowi dyżurnemu.
Reszta gotowa iść natychmiast. Dobra ale nikt nie pyta na jaki film ? Żeby potem reklamacji nie było.A tam na jaki, byle wyjść z koszar choć sto metrów. No kino garnizonowe niewiele dalej.Film ma tytuł „Człowiek z karabinem” i jest o typie co całą rewolucję Lenina szukał .
Mówię to dla tych co nie zapamiętają akcji, bo będziecie o to pytani.
Forsę mi na bilety i napoje wziąć , kto nie ma- pożyczyć albo nie idzie.
Forsę brać, pytani o film ? HMMM dziwne ale kotom wsio ryba.
Dowódcy drużyn, na placu apelowym, drużynami - zbiórka !!! Ryknął jak nigdy wcześniej.
Na zbiórce uformowaliśmy kolumnę i pięknie czwórkami zasuwamy do bramy.
W bramie oficer dyżurny coś zagaduje a nasz Straszny Kapral(starszy kapral-3 belki)
Odpowiada-„ z rozkazu dowódcy szkoły Pluton Zwiadu Baterii Dowodzenia Szkoły udaje się do kina garnizonowego”. i salutuje oficerowi – Pluton naprzód marsz-ruszamy waląc jak opętani w asfalt , a mordy nam się cieszą -:BACZNOŚĆ – na to hasło pięknie równo i głośno robimy defiladę oficerowi. Takim krokiem defiladowym docieramy do kina wkurwieni że nam tak długo tupać kazał. Pluuuuuuton stój. Ostatnie tupnięcie ma być najgłośniejsze, nasze jest oznaką złości więc przybiliśmy jak atom. No dobra kociarstwo, jak mówiłem film ma tytuł człowiek z karabinem, kto chce może wejść i oglądać, Film jest za darmo.Powinniście wejść chociaż na pół godziny.
–A co potem ? i po co ta kasa ?
Potem Morąg jest wasz. Wszystkie trawniki ławki sklepy i knajpy są wasze. Ja będę w najdroższej. Nie interesuje mnie jak wrócicie do koszar i kto was złapie, o 18 tej wszyscy mają być na kompanii. Okaże się kto jest zwiadem a kto dupą.
Pluton rozejść się. I poszedł w stronę miasta.(czy tam ku zachodzącemu słońcu)
Cisza jak diabli, wreszcie pytamy dowódców drużyn co robić, jak się zachować ?
Nasz mówi żeby przemęczyć film i dopiero ruszyć w miasto bo i tak jest wcześnie. No to po ponad godzinie męki wyłazimy w miasto, pełni niedowierzania
– że jak to tak, po prostu jesteśmy wolni ? możemy iść gdzie chcemy ?
I co ważne możemy pić ? No dobra to hurra, dawaj gdzie tu jakieś knajpy są ?
Ten niedzielny dzionek miasteczko zapewne pamiętało długo bo ponad 20tu napitych hałaśliwych szaleńców w mundurach ganiających od knajpy do knajpy pewnie nawet tam nie było codziennym przeżyciem.
Naszą drużyną jakoś znaleźliśmy wyszynk i oczywiście wszystka kasa na stół i kupujemy co leci, wódka wino, piwo co tam mają.Panowie a wiecie gdzie ten nasz dowódca drużyny pije ? Warto by się z nim napić, porządny chłop.(pozdrawiam Cię Leszku P.)
To idziemy szukać, gdzieś go znajdujemy, teraz to nie bardzo wiem czy tych knajp jest dużo czy mało bo już szumi we łbie bardzo. Pij kapral pij, mojej się nie napijesz ? tak mu wciskamy że nawet jakby świętym był toby się upił , a on nie był. Schlał się Leszek zacnie i coś tam opowiada nie wiadomo komu. Nam mało wrażeń to idziemy szukać kolegów i tej najdroższej knajpy gdzie ma być fundator naszej wolności i szaleństwa. Dopadamy Ludwika –hej Ludwik pijesz z nami? –Teraz nie mogę umówiłem się z jakimiś goścmi na grę bo mi już kasa wyszła. Straszny Kapral siedzi jak basza a nasze koty mu zamawiają co tylko sobie zażyczy.Widzimy że mu niczego nie brakuje tośmy podziękowali i szybko się oddalili coby nas nie zapamiętał jako tych co nie stawiają i poszli dalej szukać wrażeń.
W zasadzie wyglądało na to że miasteczko zajęła banda pijanych Hunów, na każdej ulicy, na każdym skwerze, w każdej knajpie(było ich chyba ze 3 ale słabo pamiętam bo już w pierwszej się zdrowo upiłem) można było spotkać kogoś znajomego kompletnie pijanego z uśmiechem od ucha do ucha. I wyglądało na to że to szalone rozbiegane pijaństwo nie będzie miało końca gdy nagle w drzwiach knajpy gdzieśmy zaczynali picie i gdzie zajrzeliśmy doglądać kaprala Leszka pojawił się pomocnik podoficera
–kot elew z oczami jak koła do Stara-
Jezu wy tu chlejecie a ja zostałem bo nie lubie propagandy- ale mi szkoda.
To siadaj i pij. Dobra dawaj, ale to koniec imprezy. Co koniec ?, jeszcze czwartej nie ma a mamy powrót na 18tą.
No właśnie że już nie, na 16 tą zarządzona jest zbiórka kompanii.
Dowódca kompanii jest na szkole, wezwał go dowódca szkoły po tym jak oficer dyżurny nie doliczył się nas. Chłopaki z artylerii udawali pluton zwiadu na zbiórce i wyszło ich o kilku za dużo.(czujecie jaka solidarność była?) To zrobił zbiórkę całej szkoły i wtedy was nie miał kto zastąpić. Mam rozkaz oblecieć całe miasto i do 16 tej wszyscy mają się znaleźć. To lecę , dobre piwo dzięki, rzucił w drzwiach. A było tak pięknie.
Kto żyw niech umyka i przez płoty, straże, na kompanię głupa palić leci, ja z Gajowym bierzemy kaprala za wszarz i wrzucimy go za płot, niech tam ktoś czeka z tyłu.
Strasznego zawiadomi dyżurny to on sobie radę da bo nie był zbyt pijany.
Pierwsze moje szybkie wojenne decyzje budzą we mnie podziw dla samego siebie, poczułem że losy bitwy zależą teraz ode mnie i moich kolegów. Damy radę, uratujemy pluton i kaprali a może nawet cały Morąg.
Wleczemy pijani pijanego, kapral co chwilę łapie kontakt i pyta czy daleko do jednostki, wreszcie jak usłyszał że do bramy 300m ale my musimy obejść dookoła i gdzieś przez czołgi się przedostać a wpierw go za ten płot przetargać –mówi- Postawcie mnie do pionu. Próbujemy sami ten pion złapać i nie idzie, a ten znowu –szeregowy Zielonka postawcie mnie do pionu. Jakoś tak go podpieram że nawet trzyma ten pion. Odmaszerować komenderuje –Coooooooo ? kapral zgłupiałeś ? nie zostawimy Cie bo wpadniesz w łapy Starego albo oficera dyżurnego.
Nikt nie będzie kaprala Leszka jak szmatę przez płot przerzucał, pójdę prosto –trzymam pion ? pyta. Noo niby tak, odpowiadamy nieśmiało, wiedząc że pion to raczej mocne nadużycie. Właśnie i tym ich zaskoczę –odmaszerować, idę . Kapral zastanów się, trochę Ci pomożemy i będziesz bezpieczny.
W życiu, idę przez bramę a wy się kryjcie mali szeregowcy. No i poszedł . I nikt go nawet nie zaczepił na bramie bo wszyscy szukali brakujących szeregowców.
Po tym jak w cichym spokojnym kapralu urodził się zawadiaka stwierdziłem że zapewne większość naszych bohaterów narodowych została nimi po pijaku. Chwała Ci więc alkoholu który piją bohaterowie bo chwałę przynosisz.
Dostaliśmy się jakoś na kompanię a tu oczywiście bieganina i afera, jakieś niedobitki plutonu na placu apelowym stoją i nas też tam służbowi wyganiają.
Podoficer dyżurny wywala wszystkich na zbiórkę, to idziemy, paru naszych nadciąga chwiejnym krokiem, powoli dołączają, w końcu brakuje już tylko kilku. Sierżant-szef i dowódca krążą dookoła nas jak sępy i co chwilę pada BACZNOŚĆ , to my łapiemy ten niby pion , ale że każdy co innego pił to się coś te nasze piony rozmijają. Buty mamy równo bośmy se podosuwali, ale reszta jak wierzby na wietrze , widok z boku tam gdzie stoi szef- sierżant musi być cudny bo się śmieje sam do siebie. W końcu brakuje już tylko Ludwika, Szwajcara, hanysa NieZeflika (bo hanysów było dwóch nierozłącznych Zeflik i NieZeflik, NieZeflik zasłynął tym że zameldował 600 na stołówce, za co cierpiał sporo ale że twarde bydle było a sadystów jakoś u nas tępiły trepy to krzywdy nie zaznał) i brakuje jednego anonima (pamięć już nie ta bo na trzeźwo piszę ale chwała Ci).
Dowódca szkoły stoi gdzieś na uboczu z jakimiś trepami i patrzy w stronę naszego dowódcy kompanii.Ten staje przed nami i patrzy płaczliwie bo widać ma przed dowódcą szkoły pełne gacie. Boże co za beksę nam dali na dowódcę.Zaczyna jakąś mowę, my ledwo stoimy i nikt go nie słucha bo każdy usiłuje nie wylecieć z szyku.Wtem na tle porucznika pomiędzy budynkami od strony czołgów pojawiają się dwa pijane elewy, to Ludwik i Szwajcar usiłują się przekradać pod murem ale idzie im to jak mojemu wilczurowi chowanie się za krawężnikiem. W końcu Ludwik traci resztki usztywnienia i wypada na drogę przed placem , trepy się odwracają i wlepiają w Ludwika gały , Ludwik na nich też, ale rzuca go na boki tak że musi jakiś piruet zrobić żeby ustać , w końcu staje tyłem do trepów i widzi Szwajcara , więc drze się –Szwajcar -spierdalamy – i dają dyla do sąsiedniej jednostki czołgów. Płot który je dzielił miał przejścia co 100m więc nasza trepina na rower i jechał po drugiej stronie a Ludwik i Szwajcar uciekali aż do następnego przejścia i tu ich capnął i doprowadził. Stanął Ludwik ze Szwajcarem w naszym szyku i szef sierżant znowu podaje BACZNOŚĆ. No to wszyscy nieruchomieją, ale nie na długo, zaczynamy falować , ta świnia szef widać że wie o co chodzi bo znów staje z boku i czeka.................................
pierwszy wypada Ludwik, za nim ja , po mnie to już poszło. Padnij. Powstań. Padnij. Powstań. BAACZNOŚĆ.
Jasny gwint była szansa się ustawić ale za szybko dał baczność, teraz stoimy wężykiem, trepy, poza naszym, mają widać ubaw bo się śmieją.
Poruczniczyna poczciwina zaczyna klecić jakąś mowę ale nie dane mu jest jej zacząć-
Bo oto od strony bramy KROCZY POCHÓD –NieZeflik z obiema rękami wyciągniętymi jakby radiesteta wody szukał a w dłoniach –po dwa kufle z całkiem sporą zawartością piwa, za nim kroczy jakiś bardzo smutny nasz kolega a za nimi oficer dyżurny.
No procesja jak z Pograbka czy innego Jańcio Wodnika.
Ludwik parska śmiechem, trepy za to poważnieją, widać u nich kompletne niezrozumienie sytuacji.
Coś to przyprowadził? pyta dowódca szkoły oficera dyżurnego. Ten się zapala-
„Ano widzę że nadchodzą i jeden jakoś tak drugiego zasłania, a i tak te piwa widać, a oni cisną na biuro przepustek jakby nigdy nic, to pozwoliłem im wejść za bramę i dopiero wtedy zatrzymałem,-To ten hanys mówi że dla kolegi niesie bo mu go żal że w koszarach siedzi.
No patrzcie hanys hanysowi –piwonosem, a mówi się że sobie nawzajem lubią szkodzić.
Trepy pozwalają im dotrzeć w pobliże naszego szyku i tu poruczniczyna rozkazuje NiezZeflikowi wylać piwo –tak w trawę ?pyta NieZeflik, toż to piwo jest, naprawdę wylać ?
NieZeflik jakby nadal w knajpie był, droczy się pijackim głosem.Wtem dość wyraźnie i uroczyście mówi „Odmawiam wykonania tego nieludzkiego rozkazu.”
O matko Boska opiekunko nietrzeźwych szeregowców.
No to my bladzi jak nigdy w życiu, nawet Ludwik jęknął.Teraz nic tylko trep wyjmie spluwę i go zastrzeli. Tak sobie myślimy. Jednak nie miał spluwy i kazał sierżantowi wylać.
NieZeflik i smutny dołączają do szyku i wtedy ten smutny kopie NieZeflika niezdarnie ale mocno w dupę i mówi – a prosiłem weź tylko dwa hanysie.
Nie, nie da się tego ustać, i tak już krzywy szyk się połamał, lejemy ze śmiechu, dopiero spora dawka padnij powstań nas uspokaja.
Wreszcie dołącza do nas reszta tych co zostali na kompanii i po krótkiej przemowie i pobraniu wszystkiego co żołnierz ma na wypadek W,(co żołnierz ma?żołnierz ma się słuchać!! a co żołnierz je? żołnierz je odważny) nasz poruczniczyna na rowerku a my w OP1 opuszczamy plac w kierunku poligonu. Tak wyglądaliśmy
- https://pl.wikipedia.org/wiki/OP-1
Zaczyna się akcja kto kogo zmęczy, trep na rowerku twierdzi że ma dużo czasu, my mamy jeszcze więcej, a i zdrowie dopisuje. Czołgamy się po wszystkich kałużach, po godzinie po alkoholu śladu nie ma ale mordy suche zaczynają się robić. Tu pot pod OP1 cieknie a tu sucha morda w masce. Nagle jeden z nas zwinął się w kłębek i zaczyna się kulać jakby go brzuch bolał, porucznik każe go podnieść i zagląda mu w maskę, ściąga ją, a ze środka płacz, ja już nie mogę ja niewinny jestem, nic nie piłem a biegać muszę i płacze jak dzidzia.
(Ta sama menda jak zostanie kapralem będzie elewów dręczył jak żaden ze znanych mi kaprali. To o nim pisałem powyżej że ciul nad ciule,a uchował się na szkółce jako pisarz kompanii do mojego powrotu z praktyki. Dziś myślę że był kapusiem dowódcy lub sierżanta -szefa).
Maskę włóż – porucznik nie ulega, biegiem marsz, padnij, itd. , beksa biegnie chyba specjalnie zataczając się i pada jak najbliżej trepa pewnie po to żeby ten widział jak cierpi.
Wstaje Gajowy – zgłasza –Ja z zapytaniem – Mówcie. Widzę że tu się niewinnych torturuje a tak nie powinno być, ja zawiniłem ja chcę odcierpieć a jeśli niewinni koledzy mają być karani to biorę to na siebie. Co to znaczy na siebie ? No będę biegał za nich , ZA WSZYSTKICH –porucznik pyta niedowierzająco – Tak jest obywatelu poruczniku jeśli to możliwe za wszystkich odbiegam. To jest niemożliwe –Padnij.
No, no, pełen szacun –Gajowy pokazał klasę. Porucznik pomęczył nas dość sporo ale jak wracaliśmy do koszar tośmy walili tymi buciorami najmocniej jak się dało , niech słyszą wszyscy że nas nie zajechał. Cel osiagneliśmy, porucznik wściekły, chciał pokazać że umie dręczyć i nie wyszło. Naszym kapralom jakoś niewiele krzywdy się stało bo dowódcy woleli nie wiedzieć kto i jak się przysłużył. Pewnie żeby samemu nie oberwać od dowódcy szkoły.Wyszło na to żeśmy uciekli z kina samowolnie i oni nic nie mogli poradzić. Taka zresztą była umowa od początku. Nie bardzo mogli nas do więzień pozamykać bo podobno żołnierz przed przysięgą nie podlega ichniemu prawu.
cdn. jak zdążę bo mało casu kruca bomba..

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 10 gru 2015, 22:09
autor: Taj_pan
Poprzedni wierszyk wypadł "jak diabeł z pudełka" przy okazji pisania tego wierszyka.
Oczywiście potraktujcie go z przymrużeniem oka i wybaczcie błędy merytoryczne.

Bimber

Gdy chcesz zrobić bimber dobry.
Kup u Jana paczkę: coobry,
T3, Vodka, Moskwa style,
Musisz wiedzieć, które, ile?

Kup też cukru całą zgrzewkę
I przygotuj też mątewkę.
Osiem kilo wsyp do wrzątku,
Zacznij mieszać od początku.

Dodaj kwasek, mieszaj chwilę
Pomyśl, czy wystarczy tyle?
Jeśli masz już wątpliwości,
Czas na AD iść zagościć.

Przelej wywar do baniaka,
Dodaj drożdże, będzie draka.
Kiedy zacznie się buzować,
Tydzień musisz mu darować.

Wejdź na stronę A Domowe,
Wnet napełnisz swoją głowę.
Masz tu wszystkie wiadomości
oraz sympatycznych gości.


Po tygodniu, dobrze sklaruj
Tej czynności nie podaruj.
Wnet do kega nastaw przelej
Teraz będzie już weselej

Podłącz rurki, włączaj grzanie
Kilka godzin stracisz na nie.
Wreszcie kapie powolutku
Teraz pilnuj, aż do skutku.

Wylej pierwsze pół szklaneczki,
Nie wylewasz przecież beczki,
Ważne jest to też dla zdrowia,
By nie wzywać pogotowia

Dalej zbieraj po kropelce
Każdy sort w innej butelce
Przedgon, serce, pogon wreszcie
Do konsumpcji się zabierzcie.

Ale nim sięgniecie nieba
To posprzątać wszystko trzeba
Aby można znów od piątku,
Zacząć wszystko od początku.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 12 gru 2015, 11:33
autor: JanOkowita
Dzisiaj ostatni dzień zabawy.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 12 gru 2015, 12:34
autor: zielonka
i ostatni odcinek przygód kaprala zielonki

ostatni

No to tak sobie od czasu do czasu powspominałem a czas mijał mi na łażeniu na zmianę do magazynku spać i biblioteki. Pracowała tam cywilna bibliotekarka z rozmiarem powyżej średniej. Przez ten pociąg do płci przeczytałem Ulissesa , 100 lat samotności i trochę innej niż szkolna fajnej literatury. Któregoś dnia gdzieś w pobliżu grudnia (1980) dostałem wezwanie do samego Diabła.
Idę melduję się że na rozkaz itd.. Patrzę a tu z boku pod scianą trep jakis nieznany chudy ale w stopniu majora, młodszy widać od Diabła a wyżej szarża.
Diabeł nic, major chodzi i mówi – co sądzicie o sytuacji waszych rodziców jak was nie ma w domu. Hmm jakoś tak zawsze mam że wiem jakiej odpowiedzi się ode mnie oczekuje, psycholog jaki czy co ze mnie, w każdym razie odpowiadam że pewnie im ciężko bo jedyny syn poza domem a tu trzeba by jakieś może pieniądze zarabiać bo dom za kredyt postawiony. Kieruję rozmowę tak aby rozumieli że mój pobyt w wojsku wybitnie szkodzi rodzinie, na pewno woleliby żebym już w domu był. Gość słucha zadaje jeszcze pytania co myślę o tym że w sklepach jest drogo, no myślę że to niedobrze bo lepiej żeby było tanio. I tak sobie pieprzymy o tym że lepiej być zdrowym i bogatym niż biednym i chorym. Wreszcie koleś wyjmuje zza pazuchy czy tam skąd gazetę w której na ostatniej stronie jest Breżniew jako niedżwiedź, na kolanach stoją mu krasnale, czech, bułgar, enerdowiec i reszta demoludu a krasnal polak stoi mu na ramieniu i mu za głową V pokazuje.
http://pu.i.wp.pl/bloog/10345372/874311 ... ew_big.jpg
Pokazuje mi tę gazetę i pyta – a nie wiecie czasem dlaczego to do was adresowane?
Gazeta jest mi znajoma, to gazeta z mojego zakładu pracy który przez całe dwa lata przysyłał mi co jakiś czas Życie Załogi czy jakoś tak. Jako maturzysta napisałem kiedyś artykuł który tam wydrukowano i jakoś tak kontakt miałem. Przysyłali pewnie po to żebym do nich po woju wrócił.Teraz jak tam solidarność założyli to tym bardziej wysłali młodzieży gazetę.
Tak też powiedziałem trepowi ale jakoś nie bardzo mi wierzył.
Pewnie podejrzewał że to moje pyskowanie nie wynika z wady charakteru a z premedytacji. Pogadalismy jeszcze o róznych dla mnie obcych politycznych sprawach i w końcu kazali odmaszerować. Jakoś nie bardzo zwróciłem uwagę na to że ta rozmowa miała miejsce w czasie gdy ludzie protestowali domagając się zmian,czyli taniego mięsa i wódki.
Ja zajęty byłem ozdabianiem mojej miary krawieckiej w historyjki ze służby, bo ostatnie 150 dni to codzienny meldunek na stołówce i centymetr z FALI (czyli z tej miary) oderwany w talerzu oddawanym na zmywak.
Nie byłem politykiem a w małym miasteczku jak moje, ludzie zawsze sobie jakoś radzili. Ojciec pędził ohydny bimber za który można było załatwić w zasadzie wszystko, od cementu po odkurzacz z NRD, a wspólnie z mamą hodowali na działce koło domu zamiast kwiatów prosiaki i kaczki.
Sąsiad pomiędzy chodnikiem a płotem sadził ziemniaki, kwitł handel wymienny, hydraulik elektrykowi za instalację, wodę podciągał i wszyscy mysleli że to zwyczajny stan rzeczy. W błogiej nieświadomości stanu rzeczy za płotem jednostki dotrwałem do stycznia. W styczniu 1981 roku blady strach padł na całą jednostkę . Kontrola nad kontrole, podobno wszystko skontrolują , nawet kolor trawy ma być styczniowy (?).
Trepy w panice, całe wojsko sprząta , czyści, liczą wszystko, ładują akumulatory do starych Starów 66 i 266. Chodzą słuchy że taka kontrola to raz na 20 lat i że WSZYSTKO SKONTROLUJĄ.Nie wiadomo czy trawę malowac na zielono czy na biało. Matko boska co tu robić ? Mnie też pewnie skontrolują ? A kto ja jestem ? kapral dwukrotnie karany bez przydziału, specjalista drugiej klasy, KUSTOSZ?
Czy to brzmi dumnie?. No nie wiem.Lezę do Diabła i pytam ? Czy ja nie powinienem jednak mieć jakichś zadań? Przyjdzie kontrola wykonania alarmu i co ja zrobię ?
Zaśniesz w magazynku jak zawsze- Mówi rozluźniony i wesoły Diabeł . Aaaaaa, to jednak wiedział ? i tolerował to? -Ja Cię za karę za Twoje pijaństwo i pyskowanie oficerom pozbawiłem wszelkich możliwych dochodów i tak zostanie . Takie kontrole to już miałem, oni pojecia nie maja o wojnie i o działaniu artylerii, więc spokojna Twoja nieuczesana. No to spokojna.
No i jest osławiona i długo zapowiedziana kontrola. Nikt nikogo nigdzie nie widział.
Żadnych oficerów, generałów ani innego oficerstwa. Podobno jacyś grzebali w papierach przez 3 dni. Przybyli zobaczyli pojechali. A my i nasze trepy turbozadowoleni.Nie mięło dwa tygodnie a tu wezwanie do Diabła –
Kapralu Zielonka w wyniku kontroli która wykazała waszą nieprzydatność do działań naszej jednostki zostajecie zwolnieni do cywila. Jak to do cywila ? Ja tu kolegów mam. My wychodzimy w kwietniu. Razem. Niestety nie. Wy opuścicie jednostkę w lutym …go.
Znaczy widzę Zielonka że was za karę wywaliłem do cywila.
No to pięknie ale jak to możliwe ? Bo kontrola stwierdziła że żołnierz który nie ma przydziału służbowego powinien odejść do cywila, jeżeli odsłużył tyle a tyle dni.
Czyli po prostu za brak przydziału nagroda.
Wychodzę w lutym. Słyszał ktoś o tym żeby w lutym do cywila wracać ? Gdzie pijaństwo pożegnalne gdzie chustą powiewanie? Wracam na kompanię i mówię że mnie za karę wywalili z woja, a chłopaki od razu – no to teraz na nas kolej, my zamiast na jesień, wyjdziemy na wiosnę na pewno.Taa już to widzę, legenda od lat głosi że będą wypuszczać prędzej, a prawda jest taka że jeszcze za mnie będziecie dosługiwać.
Nawet nie przypuszczałem jak bardzo mam rację.
Na potrzeby stanu wojennego opóźniło się wyjście do cywila w całym chyba wojsku.
Wszyscy którzy musieli dosługiwać robili to niestety chyba przez tę przepowiednię.:)
Przepraszam was chłopaki. Wtedy nie wiedziałem że mam taką moc.
Wyszło nas wtedy do cywila z całej jednostki dwóch. Prawdopodobnie wywalili nas na wszelki wypadek jako element niebezpieczny lub po prostu zbędny.Kojarząc rozmowę z politycznym jesienią i kontrolę samej tylko dokumentacji w styczniu ze stanem wojennym można spokojnie wysnuć wniosek że stan wojenny był przygotowywany już co najmniej rok prędzej.
Co nie zmienia faktu że gdyby mnie nie chciał Diabeł ukarać tym brakiem funkcji toby mnie z woja nie wywalili. Dumnie więc noszę miano pierwszego wywalonego za karę.
Żeby nie było w mojej służbie nic normalnego to na do widzenia jak przyjechałem w cywilnych ciuchach po zwolnienie z wojska okazało się że nie ma kto wystawić dokumentów bo administracyjny jednostki zabił się w nocy jadąc po pijaku swoim samochodem.
Dwa dni go warta nasza na mrozie pilnowała zanim przyjechało WSW i go zabrali.
Trzy dni mieszkałem u kelnerek na stancji zanim jakiś p.o. nie wydał mi książeczki.
Tym przykrym akcentem zakończyła się moja służba krajowi, którą w całości można uznać za nietypową przygodę alkoholową.

Eeh łza się w oku kręci.
Była fantazja w narodzie. To i przygody alkoholowe były nietypowe.

KONIEC

P.S.
Kilka ciekawych wydarzeń nie miało związku z alkoholem więc ich tu nie umieszczałem.
Jak kto ciekawy to proszę dać znać, umieszczę w Historiach Zielonki.

Proponowane tytuły
„ Mistrzostwo świata w olewaniu kary czyli jak szeregowy Zawadzki porucznika wychowywał”
„Jebiona mać a gdzie tu okopy ? czyli nie ma to jak poligon w zimie.”
No i oczywiście proszę czekać na część drugą „bimbrowania ze zgredami” jak jeden z kolegów nazwał moją historię o przyłączeniu się do bractwa.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 12 gru 2015, 12:59
autor: zielonka
Dla wygody tych którzy nie czytali odcinków umieszczam całość
Dla tych co czytali ostatni odcinek jest w poście powyżej



Przygody kaprala Zielonki czyli jak doszło do stanu wojennego
Treść ukryta:


P.S.
Kilka ciekawych wydarzeń nie miało związku z alkoholem więc ich tu nie umieszczałem.
Jak kto ciekawy to proszę dać znać, umieszczę w Historiach Zielonki.

Proponowane tytuły
„ Mistrzostwo świata w olewaniu kary czyli jak szeregowy Zawadzki porucznika wychowywał”
„Jebiona mać a gdzie tu okopy ? czyli nie ma to jak poligon w zimie.”
No i oczywiście proszę czekać na część drugą „bimbrowania ze zgredami” jak jeden z kolegów nazwał moją historię o przyłączeniu się do bractwa.
„Ile kosztuje tani keg? czyli na ratunek ojcu”

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 12 gru 2015, 17:53
autor: rozrywek
Miałem pięć lat, spałem w łóżeczku.
Mój ojczym, nie stroniący od alkoholu nalał sobie do szklanki wódki i wyszedł po coś do kuchni.
Dziecko wstało, zobaczyło szklankę wypiło i poszło spać.
W domu awantura, ojczym oskarżył matkę o wylanie trunku do zlewu, ale cóż, mama dociekliwa powąchała dziecko a ten....wiadomo.

Opowieść jest autentyczna, z opowiadań mamy wynika że jako dziecko potrafiłem wytrąbić litrową flaszkę syropu, który podobno był obrzydliwy w smaku i żadne dziecko nie chciało tego pić. I wypiciu słoika benzyny nie wspomnę...skończyło się płukaniem żołądka.
I cóż, piłem jako pięciolatek, to jako czterdziestoparolatek miałbym przestać?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: sobota, 12 gru 2015, 19:16
autor: Taj_pan
Rozrywek, ja miałem podobnie jako 4 ro latek podczas imienin schowałem się pod stołem. Po imieninach, gdy wszyscy wyszli, rodzice jeszcze żegnali ostatnich gości przy drzwiach podobno wyszedłem
spod stołu i wytrąbiłem to co zostało w butelkach. Padłem oczywiście jak mucha i zasnąłem pod stołem. Wszyscy mnie szukali w końcu znaleźli. przez długie lata cała rodzima śmiała się z tego jak to się ubzdryngoliłem na imieninach ojca :D :D :D
Ja oczywiście tego nie pamiętam, pewnie dlatego, że film mi się urwał i nie zarejestrowałem wszystkich zdarzeń.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 13 gru 2015, 01:38
autor: Szlumf
Miałem raczej niewiele więcej (lub mniej) lat niż koledzy piszący wcześniej ale to wydarzenie było na tyle mocne, że do dziś pamiętam smak "soczku" z dzikiej róży który wydoiłem z flachy w spiżarni. Soczek okazał się winem babci a ja podobno zostałem ledwie odratowany przez pogotowie. Dzika róża to jest to.
P.S.1.
Niby byłem przy tym ale nie pamiętam. Podobno właziłem na 2,5m szafę (Wałbrzych, pozostałość po poprzednich lokatorach) i skakałem z dzikimi okrzykami na łózko na którym w końcu padłem nieprzytomny.
P.S.2.
Odbiegnę od tematu ale nostalgia woła. Pozdrawiam wszystkich z Dolnego Ślaska. i tych Wspaniałych Autochtonów dla których ważniejsza była ziemia na której żyją niż język którym mówią i tych przygnanych tam z różnych stron świata przez ślepy los. Przy mojej ulicy (Buczka) mieszkali Polacy (głównie z kresów), Żydzi i Grecy.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 13 gru 2015, 12:31
autor: Taj_pan
Drugą przygodę miałem w wieku 12 w czasie wakacji na Węgrzech. Pojechaliśmy na wycieczkę do winnicy w Badacsony, dorośli zostali zaproszeni do wielkiego stołu i tam podano im wino w szklanych dzbanach, szklanki, talerze i całą zastawę. Po zjedzeniu poczęstunku zacząłem się nudzić, dorośli siedzieli rozmawiali i popijali wino, Ja najpierw poszedłem do winnicy i najadłem się chyba za wszystkie czasy winogron prosto z krzaka. później zacząłem "zwiedzać" winnicę. Zaniosło mnie do piwnicy gdzie stały olbrzymie beki z winem. Krzątali się tam pracownicy. zaczęli do mnie mówić po węgiersku, ja oczywiście nic nie rozumiałem i tylko powtarzałem nem tudom, nem irtem. Jeden z pracowników miał taki długi szklany lejek zakończony szklaną bańką. Wszedł na drabinę włożył to naczynie do beki i ustami naciągnął wina do pełna. następnie wyjął naczynie zatkał dolny wylot kciukiem, podszedł do mnie i pokazał, żebym przystawił tą rurę do ust. Gdy wziąłem szklana rurę w usta wino zaczęło wypływać i chcąc nie chcąc musiałem wypić całą zawartość, a trochę tego było. Wszystko było w miarę w porządku gdy grasowałem po piwnicy. W końcu alkohol zaczął dawać o sobie znać i stwierdziłem, że muszę wracać do autokaru. Gdy wyszedłem na zewnątrz, gdzie panował upał około trzydziestu kilku stopni w cieniu, poczułem, że jestem nawalony jak sołtysowa stodoła.
Pomyślałem, ze będzie niezła chryja jak mnie rodzice zobaczą w takim stanie. Postanowiłem jak najszybciej ewakuować się do autokaru. Nie była to taka prosta sprawa, bo autokar stał ok 200 m dalej na parkingu. A do winnicy prowadziła długa gruntowa droga pomiędzy szpalerami winorośli. Droga była dla mnie zbyt długa i padłem w połowie między krzakami. Znaleźli mnie tam wracający do autokaru rodzice.
Wszyscy ze śmiechem stwierdzili że nawalony jestem dokładnie. Pomogli mi wrócić do autokaru i położyli mnie na ostatnich siedzeniach żebym się "wyspał". Drogi powrotnej do ośrodka oczywiście nie pamiętam.
Nie wiem jaki to miało wpływ, ale nawet teraz po wielu latach, gdy jestem w sklepie i kupuję wino, to przeważnie sięgam po węgierskie i jakimś dziwnym trafem wybieram te z okolic Badacsony.
Coś chyba w tym musi być.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 13 gru 2015, 18:45
autor: kochanek Kranei
Nim kołtuńska cenzura i tutaj dotrze w ramach solidarności z ponoć pornograficzną sztuką małe, grafomańskie opowiadanie erotyczne. Dozwolone od lat 18 i pod warunkiem, że nie cierpi się na syndrom kaczyński.

Drzwi do piwnicy otworzyły się, po chwili zamknęły się i po chwili słychać było ciche stąpanie po schodach.
- Hej - usłyszał kiedy stanęła przed nim ubrana we frotowy szlafrok. Nie odpowiedział. Niby dlaczego? To ona znowu sprowokowała cała awanturę. I to przy dzieciach. Podczas popołudniowej sobotniej kawy.
- Ciepło tu masz.
Andrzej dalej siedział w swym ulubiony starym fotelu i czytał swoje alkoholowe forum. Nie odpowiadał. Nadal był zły.
- Jędruś, nie kochasz już mnie? - zapytała stojąc między nim a kolumną.
Nie słysząc odpowiedzi, zabrała mu z rąk tablet, położyła na stole obok i usiadła mu na kolanach.
- Przepraszam - usłyszał po chwili i jednocześnie poczuł pocałunek na szyi.
- Bardzo się gniewasz?
Usiłowała pocałować go w usta ale szybko uchylił głowę patrząc na termometr przymocowany do głowicy. Złapała go za głowę i zdecydowanie patrząc mu w oczy powiedziała:
- Słuchaj, jestem twoją żoną i nie traktuj mnie jak kogoś obcego. To nie było fajnie co zrobiłam i jest mi bardzo przykro ale musisz mnie też zrozumieć. My się praktycznie nie widzimy. Ty w pracy, ja w pracy. W ciągu dnia więcej czasu spędzam z moimi kolegami niż z tobą.
Tu już nie wytrzymał:
- To nie moja wina, że masz taką pracę ale ja po szkole cały czas jestem z dziećmi. I to - tu wskazał na prawie nową kolumnę puszkową - to mój sposób na odprężenie.
- A przy mnie nie możesz się odprężyć? - spytała filuternie odchylając szlafrok. Chwyciwszy jego rękę położyła ją na swoich piersiach.
- Hm? Nie podoba ci się takie odprężenie?
A kiedy nastąpiła seria pocałunków przy jego uchu, wiedział już, że przegrał.
- Wiesz, ja nie mam nic przeciwko twojemu hobby, choć jako prawnik mam swoje zdanie na ten temat. Mi chodzi tylko o nas. A kiedy zauważyła, że znowu patrzy na termometr zapytała dlaczego ciągle tam zagląda.
- Nie udawaj, że cię to interesuje - odburknął.
- Wyobraź sobie, że owszem interesuje. Co będzie jeśli ktoś zadzwoni i będziesz musiał gdzieś pojechać?
Cwana bestia - pomyślał - nic dziwnego że jest adwokatem. Ale zabawa jego włosami z tyłu głowy też zrobiła już swoje. Zmiękł zupełnie.
- Muszę pilnować stałej temperatury która wskazuje mi, że Lola pracuje stabilnie.
- Widzisz Jędruś, to z zazdrości. Ty swoim aparaturom nadajesz kobiece imiona.
- Ale seksu z nimi nie mam - odparował.
- A skąd ja mogę wiedzieć co ty tu z nimi tu robisz?
- A co mam robić! Fiuta w gorącą kolumnę wsadzać? - odpowiedział obcesowo i ciągnął dalej - ja ci się do do pieczenia nie wtrącam.
- A może ja bym chciała żebyś się wtrącał?
- Nie rozerwę się. Nie mogę być tu i tam. Od kolumny nie wolno odchodzić. Ok, na chwilę ale tego - tu wskazał na aparaturę - lekceważyć nie wolno.
- Jędruuuuuuś - i z ustami przy jego uchu szeptała dalej - już dobrze, nie denerwuj się. Powiedz kto jest twoja ulubioną psotnicą?
I nim cokolwiek zdołał powiedzieć przyssała się do jego ust. A kiedy już chciał złożyć broń, wstała i ruszyła w stronę schodów.
- Zobaczę tylko co u dzieci i zaraz wracam.

Po kilku minutach ponownie otworzyły się drzwi. Nagle na posadzkę upadł szlafrok. Schodziła powoli po schodach naga z figlarnym uśmiechem i jednocześnie pełnym triumfu wyrazem twarzy. Stanęła przed nim i zapytała:
- Wiesz już z kim psocisz najchętniej?
Chwycił ją rękoma za pośladki i przyciągnął do siebie. Pocałował mocno, zaciągnął się mocno zapachem jej włosów. Odwrócił ją, złapał za piersi, mocno je tłamsił jednocześnie całując szyję. W końcu zaczął się rozbierać. Znowu ją objął, mocno przygarnął do siebie, zaczął głaskać jej plecy i pośladki. Słyszał jak coraz mocniej oddycha.
- Jędruś, musimy coś zrobić, żeby częściej być razem. Przyrzeknij mi to. Proszę!
- Zrobimy, obiecuję.
- Ale jak zrobimy... to? - zapytała nieco zmieszana.
Znowu ją odwrócił, pchnął lekko w stronę fotela. Kiedy pytająco odwróciła głowę, położył dłonie na jej szyi i delikatnie zmusił do uklęknięcia na fotelu. Po czym wszedł w nią i raz po raz powtarzał tą czynność wbijając palce w pośladki. Tyle lat już są razem ale Anita doprowadzała go nadal do szaleństwa. Słyszał jej wzdychanie, czuł jej gorąc i wilgotność, kiedy nagle położyła mu rękę na udzie.
- Za mocno? - zapytał zatroskany i przerwał.
- Nie, wszystko w porządku. Chcę cię tylko widzieć.
Kiedy wstała, chwyciła koc, którym przykryty był fotel, położyła go na stół, odwróciła się do niego tyłem, położyła obie dłonie na blacie i podniosła się na nadgarstkach, po czym opadła na stół rozszerzając zapraszająco uda. I znowu połączył się z nią i czuł jej bliskość. Jej piersi falowały za każdym razem kiedy się coraz mocniej wbijał w jej cudowne ciało. "Żeby to jak najdłużej trwało." - myślał ale kiedy zaczęła sama poruszać biodrami już po chwili było za późno. Wydał z siebie głęboki jęk a Anita momentalnie podniosła się, zatkała mu usta dłonią i do ucha szepnęła:
- Ciiiiicho, reszta świata nie musi o tym wiedzieć.
Andrzej ledwie trzymał się na nogach. Nagle dotarł do niego alarm termometru.
- Coś pipczy. To źle?
- To alarm. Muszę zmienić pojemnik. Reszta to pogony.
Kiedy starała się od niego uwolnić, uspokoił:
- To pierwszy odpęd. Dopiero przy drugim trzeba to zrobić szybko.
Pocałował ją delikatnie, odszedł krok do tyłu i pomógł jej zejść zsunąć się ze stołu. Podszedł do kolumny, wyciągnął silikonowy wężyk z 5 l damy i włożył go do butelki po grappie z napisem Pogony. Słyszał jeszcze jej kroki po schodach. Odwrócił się, spojrzał na pomieszczenie i pomyślał, że koniecznie musi tu znaleźć miejsce na jeszcze jeden stół, jakąś szafę i piec z piekarnikiem.
- Sorry Lola, Anitę kocham bardziej.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 13 gru 2015, 21:25
autor: klepa
Przepraszam najuprzejmiej, ale czy zachowały się może jakieś zdjątka z tego pędzenia?

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 13 gru 2015, 22:05
autor: kochanek Kranei
Ty zbereźniku! Wszelkie prawdopodobieństwo osób i czynności jest zupełnie przypadkowe i jest wytworem bezbożnej wyobraźni autora.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 14 gru 2015, 08:08
autor: rozrywek
Elixir filozoficzny.

W małym skrócie przedstawić muszę zamiast wstępu, co się wtedy w państwie Lachów działo, aby historyja sens miała i by czytelnik zbytnio znudzon nie był.

A działo się to wieku czwartego, roku pańskiego szesnastego, za niezbyt miłościwie panującego Jaroburego.
Jarobury jako człek niewielkiej postury, karłowaty wręcz, wielkie mniemanie o sobie miał, do tego człek mściwy i pamiętliwy, despotyczny
Zaciekłość jego wzmogła się jak mu brata Lechosława moskale w bitwie pod Smoleńskiem zasiekli.
Tak przynajmniej twierdził jego nadworny ochmistrz Antoni Mąciwoda. Człek to był szalony, słuchy chodziły że magicznymi ziołami się okadza, stad szaleńcze zapędy, spiskowe teorie i w obłokach bujanie.

Lechosław człowiekiem był spokojniejszym niż brat, mniej wyrywnym, jeno jak mu dziady do karocy wsiadać chcieli to im zawsze spieprzać kazał. Lechosław nastał po Aleksandrze Kwachopiju, który figurantem był jeno, choć dziewoję miał urodziwą i na salonach obytą.
Kwachopij nastał po Bolku wąsatym, hmm Bolko człek to był mężny w słusznej sprawie walczący, o wolność pospólstwa i zrzucenie moskalowego jażma, i nawet za to order dostał jako wielce zasłużony.

Jarobury okrutną mściwością pałał do Tuskopełka, pana ziem zachodnich, nadwornego pachołka Niemieckiej księżnej Angeli, co się z Sarmatami i Asyrianami bratać chciała.
Jarobury za wszystko obarczał winą Tuskopełka, który nic sobie z tego nie robił.

Lubelski Książe Jan Palipięt wielką żądzę władzy miał, a możny to pan był i magnat wielki.
Władać chciał światem całym, ale do tego złota i kosztowności mu nie stało.
I tu się nasza historyja zaczyna:

Palipięt miał prywatnego medyka, Hirusa Kacerza, który po nocach alchemikiem się stawał, uczony to był człek i rozumny. Lubił odkrywać, badać sprawdzać, wszelakie rzeczy miarkować.

Hirus kamienia filozoficznego szukał, przyzwolenie od Palipięta miał, który mu wikt i opierunek dawał, a kosztów na badania nie skąpił.
Rtęć z ołowiem, cyna, wszystko w tyglu mieszał, srebro z tego wydobyć chciał. Wenerowe skrawki dawał, złoto pragnąc sprawić. Dziwne substancyje, w różnych proporcjach próbował, nadaremno.

Wreszcie postanowił zbudować tygiel prawdziwy, kanałem z drugim mniejszym tyglem połączony, pomyślał że kamień filozoficzny uwięziony w metalu zostaje, oddzielić się nie może i stąd jego niepowodzenia.
I wdychał nocami opary metali, truł się biedny nie wiedząc o tym nawet, mizerniał w oczach, mało jadła, wiele wina, zrobiło z człeka marnotę, zamartwiał się, ale w poszukiwaniach nie ustawał.
Upiwszy się winem mocno, na pomysł wpadł.
Dlaczego kamień, a nie eliksir, przecież metal z płynnego twardym się staje. Potrzeba czegoś płynnego aby kamień filozoficzny wydobyć. Postanowił dolać wody, wszak wiadomo iż woda to życie. W mniejszym tyglu zebrał się płyn, ciekawy co, sprawdził, niestety tylko woda.
Węgle już przygasały, w butli wina dno się pokazało, sięgnął po następny antałek, odszpuntował przelał do butla, przechylił do gardła porządnie, jeszcze raz poprawił i przechylając trzeci raz potknął się i butla mu do tygla wpadła, rozbijając się. Zrezygnowany spać się położył.

Pędzimir był jak żywe srebro, dziecka wszędzie pełno zawsze było, w miejscu usiedzieć nie potrafił i dlatego takie mu miano dali, gdyż w połogu z łona matczynego wyskoczył nagle, od razu się do cyca przysysając, tak mu się pić chciało, i z tym piciem całe jego życie się potem związało. Ino nie mlekiem raczyć się resztę żywota miał.

Straszliwy lament go o południa zbudził, żona krzyczy, Pędzimir, Pędzimir nie dycha, coś ty dziecku zrobił? Hirusowi jeszcze wino szumiało, nie zorientowany co się dzieje przebudzić się próbuje, matka odszpuntowała beczkę, kwartę wina Kacerzowi wlała aby na nogi normalnie stanął.
Hirus za badanie syna się zabrał, dziecko leży jak nieżywe, powieki podnosi, oczęta czerwone.
Kacerz powąchał a z ust dziecka woń wina wyczuwa.
Matka, nie lamentuj, Pędzimir zwyczajnie upity jest. Dziecko przebudzone płakać zaczyna, tatko bić będziesz?
I się sprawa wyjaśniła, mały tygiel odłączony, a w środku dziwna ciecz się zebrała, czego chłopiec się trochę napił. Hirus powąchał, spróbował, a w gardle mu zagorzało. Cóż to za gorzałka? Mocne jak piekielny ogień. Ale dobre, posmakowało. Pociągnąwszy jeszcze jeden łyk w głowie mu się przejaśniać zaczęło. Rozbita butla z winem, tygiel, przygaszone węgle…


Jako człek uczony i w łacinie biegły, nazwał swój napój Okowita. Zrozumiał że to właśnie tego kamienia filozoficznego poszukiwał, jeno nie złota szlachetnego, tylko eliksiru, co jeszcze szlachetniejszym był.

Odżywszy nareszcie, za alchemię się z kopyta zabrał, tygiel oczyścił, miedzianych kawałków nawrzucał, cały antałek wina wlał. I warzyć powoli zaczął. Destylacyją ten proces nazwał. I zaczęła spływać okowita do tygla, odbieralnikiem zwanym.
Pędzimir wiernie mu pomagał i pilnie obserwował. Stary Kacerz szybko się zorientował że chłopiec powonienie ma dobre, a smak bardzo delikatny posiada, pozwalał synowi na palec ciecz brać i próbować czy dobre.
I tak księżycowali razem, Pędzimir doradzał jak destylacyja przebiega, czy jeszcze okowita płynie, czy tylko z wina resztki, które pogonem nazwali. Zbierali okowitę do beczki po winie, Kacerz suto zakrapiał i synowi po trochu próbować pozwalał.
Przyszła zima, dzieci na rzece w ślizgawkę się bawiły i nieszczęście się stało. Lód się załamał i Pędzimir do rzeki wpadł. Stary Hirus w tym czasie swoje experymenta czynił kiedy skostniałe półżywe dziecko mu przynieśli. Stary szybko dziecko rozebrał, szmaty na gorący aparat rzucił aby szybko wyschły, syna derką okrył i przy gorącym aparacie posadził.
Z tego nieszczęścia, szczęście się stało, dygocący z zimna chłopiec co rusz palce do tygla wkładał i na rozgrzanie oblizywał. Tatko, Tatko!!! Jakie to piekielnie mocne!!!
Hirus spróbował, czysty ogień trzewia pali, toż to spiryt z wina ulatuje.
I się zmiarkował co zacz. Zmarznięte szmaty ochładzały tygiel od góry, moc się zbierała i sam spiryt aparatura dawać zaczęła.
Kacerz szczęśliwy z odkrycia, pół kwarty sobie wlał, synowi ćwiartkę i dumać zaczął, jak tu destylacyję inaczej prowadzić aby mocy więcej dawało.
Okowita w głowie szumiała, ale rozum trzeźwy, węgla z popiołu wydobył i na ścianie rysować nową aparaturę zaczął.
Rectificatio musi się sprawić, a gorące u dołu i zimne na górze piekielnej mocy daje.

Zbudował nową aparaturę z Wenery, garniec wielki z balią na górze gdzie kawały lodu do chłodzenia wkładał. Do tego z drugim tyglem poskręcaną rurką połączone, i w drugiej balii z lodem zanurzone, cyną wszelakie dziury połatał. Mozolna to była praca, Pędzimir pilnie mu w pracy pomagał i zbudowali Alembicus prawdziwy.
Destylacyję co noc robili, spiryt do beczki wlewali, uczyli się, próbowali, a raczej suto się raczyli.

Przyszła wiosna, beczka pełna, nie ma gdzie już okowity wlewać. Stary Kacerz po pierwszy antałek sięgnął, ten co z pierwego jeszcze tygla urobek wlewali. Wylać chciał resztki , aby antałek napełnić od nowa.

Jakże zdziwion był, okowita złotego koloru nabrała, a smak łagodny i woń przyjemna. Pędzimira zawołał aby pierworodny, w smaku lepszy powiedział co zacz. Tatko, toż to delicyje!
Wspaniały trunek po czasie wyszedł, widać było że spiryt w beczce ambrozji dostaje, ino poleżeć musi.

Hirus Kacerz antałek spakował i do Pana Palipięta na zamek się udał.
Szlachta przy stole siedzi, winem się raczy, kiedy stary medyk antałek postawił. Panie znalazłem kamień filozoficzny, jest to złoto, ale nie takie jakiego szukaliśmy, do kielichów rozlał na próbunek złocistego napoju………i się historyja dopiero zaczęła.

Ja tam nie byłem, tego nie piłem, ale zapewne tak właśnie być musiało.
Następna historyja o pannie Śliwowicy będzie, co przez przypadek inną ambrozję sprawiła.

Zielonka w cywilu bimber i honor

: poniedziałek, 14 gru 2015, 17:49
autor: zielonka
Widzę że jeszcze można pisać to dodam odcinek

Zielonka w cywilu, bimber i honor.

Każda przygoda kiedyś się kończy także i moje wojsko dobiegło końca i wróciłem do cywila.
Wróciłem do pracy do tego samego zakładu dzięki gazetkom z którego wylali mnie z wojska.
Wróciłem ale na nowe miejsce pracy i do nowych kolegów. Jak tradycja od stuleci każe w nowym miejscu mus postawić tak zwane wkupne. Nowe miejsce to grupa ponad 10cio osobowa, praca na dwie zmiany więc ilość powinna być poważna.Tu pojawił się problem bo cały alkohol w Polsce wykupiły babki dla wojska i renciści i nie bardzo można było bez walki z mafią rencistów cokolwiek kupić. Problem stanął na rodzinnej naradzie, jak syn ukochany ma się w nowej pracy znależć bez alkoholu. Tato oczywiście proponuje swój ohydny bimber –w życiu tego do pracy nie zaniosę , zwariowałeś ojciec ? wyśmieją mnie i kto to będzie pił. Na ten moment wchodzi sąsiad do ojca w sprawie spożywania tegoż.
Bowiem w czeluściach piwnicy naszej ociec wespół z dwoma sąsiadami bomber robili i przeważnie od razu spozywali.
Coście tacy tu pozbierani? Narada jakaś czy co ? No narada bo widzisz sąsiad synuś ma nowe miejsce pracy i musiałby postawić ale nie ma jak kupić tyle alkoholu bo w sklepach wszystko znika. Znika, znika, wiem bo sam to znikam w końcu pracuje się w Gsie. Ile tam tego by trzeba ? No z 5, 6 butelek , symbolicznie po kielichu na przełomie zmian i do roboty.
Tyle to ja w tapcznie mam. Gdzie ? W tapczanie ? No w tapczanie trzymam żeby żona nie wiedziała że tyle mam bo zaraz rozda na różne łapówki za byle co. No to super , jakoś się potem rozliczymy. I tak dostałem 5 flaszek od sąsiada i poniosłem DO PRACY (wiem dziś to brzmi jak zmyślenia ale wtedy na porządku dziennym). Rozstawiłem kielonki i koledzy podchodzą klepia po ramieniu –zuch zuch aż 5 flaszek przytargał , pije jede pije drugi , cisza
Nikt nic nie mówi Jakoś tak podchodzi przyszłej żony wujek wychyla i ---oczy jak pięć złotych –jaja robisz ? jakie jaja / no przecież to woda !!! woda ? jaka woda wódka z zakrętkami i woda ? Próbuję sam i faktycznie woda. Patrzę na tych co już pili –a u waa też woda? Woda mówią ale nie chcieliśmy mówić bo może jakas zmyłka albo co.
O żesz k……wa jasny gwint , sąsiad mnie tak w ciula zrobił ? Taaaaaato ratuj.
Ludzie zaczekajcie nie idźcie domu zaraz będzie dobrze. Panika i przerażenie w mojej twarzy nie pozwoliły im pójść. Czekają .
Szybki telefon do wydziału gdzie tatowy pracował i płacz i lament „o jezusie jaki wstyd, jak ja teraz chłopakom w oczy spojrzę ? Dobra nie martw się chłopak, mam duży kanister fajnej 60tki to powinno pomóc. Faktycznie o dziwo nikt nie narzekał że bimber, akanister na tyle był duży żę druga zmiana już do maszyn nie podeszła. Po powrocie do domu zawiadamiam sasiada że masakra się stała. On mówi że może mu wódke sklepowe podmieniły na wodę, to był dość częsty proceder w GSach. No trudno. Mineło trochę czasu i sąsiad sa zżoną u nas na imieninach. Sąsiadka coś ojcu przymawia że bimber pędzi a on jej na to – no żeby nie mój bimber to syn by honor stracił przez wódkę twojego męża. Jaką wódkę ? No miałem trochę wódki i pożyczyłem chłopakowi na wkupne. Tej z tapczanu ? No, a skąd wiesz ?
Zawsze wiem gdzie wódkę chowasz. Dawno na wodę popodmieniałam bo mi nieraz potrzebna żeby kawe załatwić albo coś innego.
Było śmiechu sporo ale sasiad jakoś mało się śmiał .
W pracy wszystko potoczyło się fajnie i parę lat spędziłem w koleżeńskiej załodze.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 14 gru 2015, 19:30
autor: JanOkowita
:krzycze: Ogłaszam zakończenie :stop: , zbieramy oceny od jurorów w tajnym wątku ;)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 14 gru 2015, 20:19
autor: tomeks
Janie daj głos forum. ZIELONKA za plan-konspekt...

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 20 gru 2015, 20:00
autor: JanOkowita
Oto wyniki - Szanowne Jury zagłosowało w niepełnym składzie:

zielonka= 12 pkt.
rozrywek=11 pkt.
kochanek Kranei=5 pkt.

Zwycięzców proszę o przesłanie na PW danych do wysyłki: adres + nr kontaktowy telefonu dla kuriera. Wysyłka jutro-pojutrze, upominki wówczas dotrą przed Świętami Bożego Narodzenia.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: niedziela, 20 gru 2015, 23:52
autor: zielonka
:respect: Oczywiście że cieszę się z wygranej ale jednak uważam że rozrywek i kochanek kranei opublikowali po terminie i nie powinni być klasyfikowani. Idąc jednak z duchem sportu oczywiście jak najbardziej. Zabawa ma swoje prawa ale duch rywalizacji jednak popędza.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 21 gru 2015, 17:13
autor: JanOkowita
Do Kol.zielonka kurier pojechał :ok:

A ja, jako Jan przyznaję nagrodę dodatkową Koledze zwanemu Taj_pan :D Niespodzianka dotrze w środę i niech pracuje w ramach powszechnej maceracji alkoholizacji. :?:

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 21 gru 2015, 19:14
autor: zielonka
Janie :klaszcze: :klaszcze: :klaszcze: żal by było zostawić niezauważoną historię Taj_pan-a o samochodzie, jest tam zawarta chyba sama esencja istnienia forum czyli tych którzy chcą jeść i pić swoje wyroby i dzielić się nimi z koleżeństwem.
Ja ze swej strony dziękuję bardzo tym którzy na mnie głosowali i tym którzy usiłowali mnie dorwać(kol. Rozrywek), co się o mało nie powiodło- wygrana tylko jednym punktem nie pozwoli mi popaść w samouwielbienie. Fajna była zabawa i kilka ciekawych historii do poczytania. Pozdrawiam wszystkich.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 21 gru 2015, 19:27
autor: JanOkowita
@zielonka: 12 i 11 punktów to tylko statystyka.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 21 gru 2015, 19:35
autor: klepa
Gratulacje

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 21 gru 2015, 19:51
autor: kochanek Kranei
Uwierzcie mi na słowo, że tego się nie spodziewałem. Nastukałem co nieco, bo w przedostatniej zabawie ze względu na względy nie brałem udziału i było mi nieco łyso. Dziekuję za docenienie i nieodprawianie nade mną egzorcyzmów. Czuję się jednak jak polityczna przystawka, bo ciągle jestem trzeci. Muszę się mocniej przyłożyć do pracy w następnej zabawie lub kadzić Moderatom albo co lepszego z piwnicy podsyłać albo czymś grozić...

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 21 gru 2015, 21:22
autor: Lootzek
Myślę że opcja podziemna, znaczy, ten tego, piwniczna, ma największe widoki na powodzenie :)
Gratulacje dla okupantów podium i dla wszystkich autorów! :)

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: poniedziałek, 21 gru 2015, 21:43
autor: Taj_pan
Janie, dziękuję bardzo za uznanie. :respect: Nie spodziewałem się wyróżnienia, tym bardziej cieszę się. Jest to dla mnie ogromna niespodzianka. :D :D :D
Chciałbym pogratulować zwycięzcom.
W następnym konkursie postaram się bardziej sprężyć i zająć lepszą lokatę.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: wtorek, 22 gru 2015, 14:27
autor: zielonka
Oficjalnie zawiadamiam że nagroda do mnie dotarła i JESTEM ZACHWYCONY, to naprawdę piękny przedmiot. Można go oglądać tutaj :
https://alkohole-domowe.pl/product-pl-8 ... -inox.html
Proszono mnie żebym coś jeszcze pisał więc postaram się jeszcze coś napisać w historiach zielonki, Obiecałem koledze Taj_pan w moim serialu napisać o rekordziście w olewaniu kary PPK i ZOMZu szeregowym Zawadzkim ale nie zdążyłem to postaram się dotrzymać słowa.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: środa, 23 gru 2015, 21:05
autor: Taj_pan
Dziękuję bardzo jeszcze raz za wyróżnienie. Nagroda dotarła dzisiaj. Janie trafiłeś z tą nagrodą w dziesiątkę. Dziękuję serdecznie.
Miałem podobny zestaw kupić. Najfajniejsza jest ta gorzka. Wkrótce muszę ją wykorzystać w pierwszej kolejności.
Jeszcze raz dzięki. :D

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 24 gru 2015, 01:22
autor: rozrywek
zielonka pisze::respect: Oczywiście że cieszę się z wygranej ale jednak uważam że rozrywek i kochanek kranei opublikowali po terminie i nie powinni być klasyfikowani.
Po pierwsze nie wiadomo które z naszych postów były oceniane najwyżej.

Po drugie.....poniżej post który wyjaśnia wszystko.
rozrywek pisze: Konkurs nie jest dla mnie ważny, ważny jest odbiorca i treść przekazywana.
Ja na własne życzenie żądam kategorycznie wyłączenia mnie w ocenie konkursowej.
Zwykłe podziękowanie w zupełności wystarczy.
Po trzecie, tylko jeden mój post był fikcją literacką, właśnie ten który został wysłany po terminie.
Specjalnie po terminie.

Po czwarte widać jak można się bawić bez nagród po aktywności w temacie poniżej;

http://alkohole-domowe.com/forum/przepi ... agr%C3%B3d

Panie Janie chciałbym przeznaczyć swoją nagrodę następnemu zwycięzcy II miejsca, w następnym konkursie.
Serdecznie dziękuję szacownemu jury za uznanie.

Re: Moje Nietypowe Przygody Alkoholowe - zabawa literacka

: czwartek, 24 gru 2015, 12:25
autor: zielonka
Kolego rozrywek oczywiście że można bez nagród wide Historie Zielonki lub Wspomnienia z Woja,niektóre zabawy jednak mają reguły ustalone przez uczestników i dlatego napisałem co napisałem, a mogłem to napisać tylko z pozycji zwycięzcy żeby nie być posądzonym o małostkowość i chęć otrzymania np. Twojej nagrody.
Dlaczego nie zacytowałeś całości ?
zielonka pisze::respect: Oczywiście że cieszę się z wygranej ale jednak uważam że rozrywek i kochanek kranei opublikowali po terminie i nie powinni być klasyfikowani. Idąc jednak z duchem sportu oczywiście jak najbardziej. Zabawa ma swoje prawa a duch rywalizacji jednak popędza.
Dzięki nagrodom rywalizacja jest trochę większa i staranie się uczestników również
Nawet w meczach na poziomie ulica na ulicę ustalaliśmy jakieś nagrody wspólnie fundowane i mecz nabierał rangi wydarzenia, tak po prostu jest że trofeum dodaje blasku zawodom.
Kto wie gdyby nie ten piękny zbiornik czy zebrałbym się na pisanie tego serialu.
Nie potępiałbym w czambuł idei zawodów o..... cokolwiek.
Jan Okowita ustala nagrodę po to żeby jego imię sławne i czytane często było i kto nie zgadza się z tym nie pisze w jego konkursie. Ja doskonale wiedziałem że liczba odkryć tego tematu zależy od ilości opowieści jakie się pojawiają. To chyba było celem ustanowienia konkursu i nagrody? Sprzeciw nie jest tu wcale na miejscu, a czy to komercja ?
No cóz miło było pisać i być czytanym, a jak w tle istniała możliwość zdobycia fajnej nagrody to jeszcze lepiej.
Pozdrawiam
ZIELONKA