Kolego, dam Ci przykład z mojego podwórka. Mam kolegę, budowlańca który od 15 lat tak samo narzekał jak Ty, dokładnie to same podejście. Pracował w dość dużej (prawie 200 pracowników) firmie, która stawiała duże hale produkcyjne w całej Polsce. Po pracy robił fuchy, między innymi u mnie, jak akurat nie był w delegacji. Wykafelkował mi całą piwnicę, zrobił dwie łazienki od A do Z łącznie z hydrauliką itp. Jest i był naprawdę solidny i dokładny. Od 10 lat, jak słyszałem te jego narzekania, starałem się go namówić na własną działalność. Proponowałem mu pomoc w załatwieniu formalności oraz załatwienie zleceń. Niestety jak grochem o ścianę, co spotkanie to "jaki ja jestem nieszczęśliwy", "jaki ten mój pracodawca to drań" i tak w kółko. Dałem sobie spokój. Przed 8 laty miał wypadek w pracy, spadł z rusztowania i uszkodził sobie kręgosłup, co wiązało się z tym, że często bywał na zwolnieniach i korzystał z dłuższych rehabilitacji. Po wypadku jego narzekanie przyjęło już chorobliwe dymensje. Jakieś 3 lata temu dostał wypowiedzenie pewnie z powodu tych zwolnień, choć oficjalny powód był inny. Sądził się z firmą chyba z 10 miesięcy, ale nic nie wskórał. Nowej pracy nie szukał, bo problemy zdrowotne się nasiliły. Żona jego pracowała, ale ciężko im było z dwójką dzieci na końcówce szkół średnich związać koniec z końcem.zielonka pisze:Otóż to jest właśnie to co zapewne chciałaby mieć większość - mieć zatrudnienie i jakiś sensowny byt.
Tak więc ponowiłem moją starą propozycję. Po bardzo dłuuuuuuuugich namowach i kilkunastu opróżnionych butelkach, oraz ze wsparciem jego żony, w końcu zgodził się. Nie chodziłem z nim za rączkę, ale mówiłem mu gdzie ma się udać i co załatwić. Jako, że był zarejestrowany jako bezrobotny otrzymał po napisaniu przeze mnie business planu bezzwrotną dotację w wysokości 100 tys zł na narzędzia (droga przez mękę, ale udało się). Załatwiłem mu pierwsze kilka zleceń. Jakoś ponad rok temu zaczął. Ile to ja się nasłuchałem w co ja go wpakowałem, że sobie nie da rady, że umrze z głodu.... momentami żałowałem, że się wpie..liłem w czyjeś życie i staram się kogoś na siłę uszczęśliwić.
Minął rok i teraz jak go proszę, żeby coś tam mi przy domu zrobił, to niekiedy muszę czekać dobre 2 tygodnie. Ostatnio był i pytam go, czy żałuje. Odpowiedź "qrwa, że ja taki głupi byłem, że się ciebie wcześniej nie posłuchałem, tyle czasu zmarnowałem". Pytam "a jakby wtedy nie wypieprzyli cię z roboty, to dałbyś się namówić?". "Co ty na pewno, nie. Ale głupi byłem". Zaproponowałem mu kilka zleceń w mojej okolicy, a on mówi "nie rób mi wilczej przysługi, bo ja mam wolne terminy dopiero gdzieś na listopad 2022". Mówię mu, żeby zatrudnił kogoś, a on mi na to "po co, znam własną pracę, nie będę świecił oczami za kogoś, poza tym mam minimum w miesiącu te 12000, a jak jest lepszy to i 20000 na rękę". Pytam co z jego rehabilitacjami, "a wiesz, ustawiam to tak, żeby trafiały pomiędzy zleceniami, a jak mnie przyciśnie, to przerywam robotę na tydzień, dwa. Ludzie to rozumieją, nie ma problemu".
Zostawiam to bez komentarza.