Promocje, akcje, konkursy, zabawy oraz inna szczególna działalność którą wspieramy.
Regulamin forum
Jest to specjalne forum przeznaczone do fajnych akcji, dzięki którym można promować różne konkursy, produkty, wydarzenia, spotkania, działania i wiele więcej. Wszystko po to by promować alkoholowe wyroby domowe.
Jeśli chcesz zaproponować coś ciekawego to pisz do nas, zapraszamy!
Stoi pod stołem baniak trzydziestka,
a w nim wisienki, co w piątej pestka,
troszeczkę cukru no i pożywka
i tak powstaje nowa używka,
znajdą się w środku szlachetne drożdże
i jest im tam zupełnie dobrze
cukier zjadają tam na bieżąco
Buch - jak gorąco
Uch - jak gorąco
Puff - jak gorąco
Uff - jak gorąco
Grzejnik na maksa, istne piekiełko,
no bo te drożdże lubią ciepełko,
baniak na korek, a w korku rurka,
a w rurce woda wesoło bulka.
Trzy dni minęły i te wisienki,
poczuły siłę żelaznej ręki,
bo gdy już baniak swój opuściły,
to do okrutnej prasy trafiły,
tam je okrutne rzeczy spotkały
lecz wszystkie soki swoje oddały,
trafiły soki znów do baniaka,
i partia cukru, wody i ... draka,
za te tortury się zbuntowały
i same baniak opuścić chciały,
trzeba było sprzątać do rana,
sytuacja opanowana,
litrów zostało prawie trzydzieści,
już bez problemu w butli się mieści.
Lecz choćby przyszło karmić mumina
i nie wesoła była by mina,
wszystkie swe siły znów bym wytężył
i z wisienkami w końcu zwyciężył.
Teraz - czekamy
Teraz - sprawdzamy
Blg - ujemne
Obawy - daremne
Najpierw powoli z mojego baniaka,
dla żony odleję, a gdzieś tak "piątaka",
dosłodzę i pewnie też dębem zadębie,
niech moja kochana ma niebo w gębie,
jak minie roczek, winko dojrzeje,
skosztuje ma luba i się rozgrzeje.
Co z resztą, co z resztą, co z resztą ja zrobię?
na to niech każdy odpowie sam sobie,
nie będę już dłużej tak chodził ponury,
bo cała reszta dziś trafi na rury,
Najpierw dwie grzałki nastaw rozgrzeją,
Tak na to, tak na to, me oczy się śmieją,
gorące opary już idą przez miedź,
a ja je skroplone tak bardzo chcę mieć,
odważnie przez kolumnę już idą do góry,
za chwilę chyba wyskoczę ze skóry.
A teraz, a teraz do słoja już kapie,
najpierw wszystkie przedgony wyłapie,
i pędzi i kapie i bucha buch buch,
to para gorąca wprawiła to w ruch,
to para co z kega gna do głowicy
i skrapla się pięknie w wydajnej chłodnicy,
część wraca na wypełnienie,
powoli się spełnia moje marzenie,
gotuje, paruje, skrapla się, kapie
i całe serducho z tych kropel wyłapie.
Psotnik Damian w Bieszczadach mieszka
Bimber chciał pędzić ten nasz koleżka
Lecz to mu zbytnio nie wychodziło
W koszmarach w nocy jemu się śniło
Nic z tego nie będzie mówił mu tata
Nawet po rade poszedł do brata
Wnet zaczął grzebać po internecie
I znalazł forum jakie dobrze wiecie
A tam tematów różnych bez liku
I nie obeszło się też bez krzyku
On forum studiował od wieczora do rana
A dziewczyna czuła się zaniedbana
Tak zaniedbana jak stare pole
A rano rzekła ja to pier...le
Ty ciągle czytasz te swoje posty
A ja się pakuje i jadę do siostry
I zostawiła psotnika samego
Na swoim forum wciąż skupionego
A na tym forum już dużo przeczytał
Więc postanowił i mądrzejszych zapytał
Wiking wraz z Lesgo odpowiedzieli
bo pomóc chłopu widocznie chcieli
Lootzek dopisał a Ramzol potwierdził
I będzie Damian znów bimber pędził
Zadowolony pobiegł do taty
Robimy zacier! Nie będzie straty
Nie wylejemy go po zmętnieniu
Tylko poddamy drugiemu pędzeniu
Znów psotnik Damian mądrzejszych pyta
A Radius mu rzecze "TUTAJ SIĘ CZYTA"!
Znów jego głowa jest oczytana
No bo studiował na forum do rana
Chwile się przespał i do roboty
Czas zrobić nastaw do swojej psoty
Nastaw zrobiony do piwnicy wstawiony
A psotnik Damian zadowolony
W piwnicy nastaw w pełni rozkwita
Zrobiony na drożdżach Jan Okowita
Bo na nich nastaw dobrze pracuje
Już nawet sąsiad się wypytuje
Kiedy pędzenie rektyfikacja
A później wspólna z nim degustacja
Bimber zrobiony popróbowany
A wśród rodziny rozchwytywany
I z tego morał mój przyjacielu
Na bimber zawsze chętnych jest wielu
A drugi morał z tego jest taki
Że na tym forum są FAJNE CHŁOPAKI.
Szanowni Uczestnicy naszej wierszowanej zabawy! Mam dla Was dobrą wiadomość
Nagrodzone wiersze będą wydane w formie audiobooka, czytane przez zawodowego lektora. Tak więc jest dobra okazja, aby zaistnieć na dłużej w historii. Jednocześnie prośba do uczestników - nadawajcie swoim wierszom tytuły gdyż trzeba będzie to uporządkować na okładce płyty.
Płyta będzie wydana pod koniec kwietnia 2015, wygrani otrzymają ją wraz z nagrodami.
Pozdrawiam
JO
Zapraszam do mojego sklepu: https://alkohole-domowe.pl Pokolenie Silver jeszcze daje radę:)
Może warto dać autorom możliwość dokonania drobnych poprawek. W kilku przedstawionych utworach wystarczą drobne korekty by znacznie zyskały. Autor w amoku tworzenia często nie zauważa drobiazgów na które być może zwróci uwagę przy kolejnym czytaniu dzień czy dwa później.
Nie wiem, czy technicznie można umożliwić Autorom edycję postów, a jeśli nie to zawsze można zamieścić wiersz z adnotacją "Wersja poprawiona". Lektor nie będzie raczej nic zmieniał.
Zapraszam do mojego sklepu: https://alkohole-domowe.pl Pokolenie Silver jeszcze daje radę:)
Posty można edytować tylko przez 7 dni, jest to ustawienie globalne dla całego forum.
Jeśli ktoś po tym czasie chciałby coś poprawić to może napisać do mnie co poprawić a ja się tym zajmę.
Żółtodziób kubronk w Bydgoszczy mieszka,
uwielbia alkohol ten Wasz koleżka.
Wertuje Forum całymi dniami,
by nie męczyć kolegów głupimi pytaniami
A wieczorami zamknięty w swoim warsztacie,
składa pot stilla i przygotowuje zacier.
Aż żona krzyczy: kubronk, łobuzie!
kiedy dobrą psotą ucieszysz mą buzię?
Kubronk powiada: spokojnie żonix,
niedługo koncert, nie martw się o nic.
Wsad zagotuję, frakcje rozdzielę,
oj będzie z tego radości wiele!
Zdjęcia, zapiski na Forum umieszczę,
według rad kolegów aparat ulepszę.
A gdy praktyki już będzie dwa lub trzy latka,
nazbieram kasę i kupię Aabratka!
No bo jest ona za blisko słońca,
a jeszcze Vader grzałki podkręca,
do ciężkiej pracy tak ją zachęca.
Właśnie lord Vader jej właścicielem,
a handel psotą jest jego celem,
stawia na ilość, nigdy na jakość,
więc mu ten handel nie idzie jakoś,
armie szturmowców ma do pomocy,
używa także swej ciemnej mocy.
Jego maszynka to Gwiazda Śmierci,
a jego wyrób pogonem śmierdzi,
więc Republika się zbuntowała,
od Jedi psotę spożywać chciała,
bo w przeciwieństwie do trunku lorda,
od jedi-psoty nie pali morda,
tak dobrze psoci wielki mistrz Yoda,
że nawet kropli uronić szkoda,
Jedi jak trzeba to poczęstują,
nigdy bimberkiem swym nie handlują.
I choćby przyszło znajomych tysiąc,
to jestem pewien i mogę przysiąc,
każdy konkretnie by się nawalił
i wyrób Yody każdemu chwalił
To szturmowcy atakują,
Jedi-psotę zdobyć próbują,
najpierw powoli, jak żółw ociężale,
obrońcy do boju ruszyli ospale,
bo w nocy także ostro "walczyli",
więc rano troszkę zmęczeni byli,
młody Skywalker im dzielnie przewodzi,
lecz oto sam Vader z atakiem nadchodzi,
A dokąd? A dokąd A dokąd? - na wprost
Lord Vader od psoty od dawna ma post,
swojej nie pije, bo w smaku paskudna,
a zdobyć od Yody - niezwykle rzecz trudna.
Skywalker lorda w końcu dopada,
za chwilę łopatą cios w głowę mu zada.
Ten nagle mu mówi - " I am your father",
a jemu z ręki aż wypadł szpadel.
Ojcze - Luke mówi - w końcu wróciłeś,
czy wiesz, że w życiu ze mną nie piłeś?
Siadaj do stołu, bo mam ochotę,
byś wypił ze mną mą świetlną psotę.
I siedzą i piją i chlają łyk łyk,
takiej imprezy nie widział tu nikt,
coraz to nowe butelki im znoszą,
a oni o jeszcze wciąż proszą i proszą,
aż w końcu przyszła najwyższa pora,
na bimber Yody - Imperatora,
jak pomyśleli, tak też zrobili,
Imperatora we dwóch obalili.
Zabawa trwa, poziom wysoki - więc pora zdradzić plany na audiobooka. Wiersze będą czytane przez profesjonalnego lektora, Pana Macieja Jabłońskiego (znanego jako sprawozdawca sportowy z TVP). Próbki audio można wysłuchać tutaj: http://www.mjlektor.pl/pliki-audio/
Ja w leśniczówce się wychowywałem.
Od dziecka dziwne pomysły miewałem.
Lat może z naście miałem.
Jak dziadka flaszencję skontrolowałem.
Dwa wiadra soku z jabłek raz żem wycisnął.
Po czym go w butli do siana wcisnął.
Lecz oko czujne ojczulka mego.
Zauważyło coś niepokojącego.
Cóż było robić, przyznać się trzeba.
Ze soczek jabłkowy mocy nabierał.
Ojciec popatrzył, wina skosztował.
I całym balonem się zaopiekował.
Tak degustował to moje mienie.
Aż matki mojej wzbudził zdziwienie.
"Mężu mój, Jurku, oj ty łobuzie.
po czym ty taką czerwoną masz buzie?"
Od tego czasu już każdej jesieni.
Sok owocowy w balonach się pienił.
Lecz stanie w miejscu, jest się cofaniem.
Czas nadszedł z chłodnicą szklaną połączyć banie
Cóż za odkrycie, toż to eureka !
Z chłodnicy taka dobroć wycieka.
I wujek i chrzestny i kuzyn z Krystyną -nie szczędzą braw.
A ja się puszę tak jak ten paw.
W Chemiku urodzinki raz odprawiłem.
Lecz dyrektora nie zauważyłem.
Dobrzy koledzy się ulotnili.
Mnie z flachą bimbru w ręku pozostawili.
W Cynkowej Hucie, w laboratorium, ja pracę miałem.
Sobie podobnych tam też poznałem.
Pracował ze mną dobry Pan Franiu.
Co szklane chłodnice kręcił -na poczekaniu.
Gdy Pan generał radio wyłączył.
Ja żem do kanki grzałkę podłączył.
I dobrym kolegom ten patent pokazał.
By każdy się nową umiejętnością wykazał.
Kolejny kryzys przyszedł cukrowy.
Po pomysł wiec nowy poszedłem, do głowy.
Garniec krochmalu nagotowałem.
I skiełkowane żyto z nim wymieszałem.
Dym poszedł w niebo, błysnęło ognisko.
Przy nim zebrało się towarzystwo.
I w górę kielichy, i głośne toasty.
Nie durnie jesteśmy. My Piasty!.
Kilka lata później kamasze mi dali.
Na kraju koniec bezczelnie wysłali.
Szybciej mnie cztery miesiące puścili.
Nie wszystkim jednak tak odpuścili.
Wróciłem pod płot i dziurą mi znaną.
torbę przepchnąłem z zawartością, tą zakazaną.
Gdy opuszczałem jednostkę potem.
Kompania cała leżała pokotem.
W blokowej płycie ja zamieszkałem.
I moje hobby zaniedbywałem.
Parę lat jeszcze kanka działała.
Lecz ze starości mi przerdzewiała.
Przez długie lata wciąż mnie kusiło.
Że własnej pędzonej by się napiło.
I nowy pomysł wpadł mi do bańki.
By zrobić aparat, lepszy od kanki.
I teraz stoi nierdzewna rurka.
I znowu kapie a nawet ciurka.
A ja na nowo zgłębiam tą wiedzę tajemną.
Nie jestem sam- wielu jest ze mną.
Przyszła mi nowa ochota z goła.
By mieszać i zlewać, owoce i zioła.
I próżność moja znów czeka braw.
I puszyć chce się znów jak ten paw.
I taką nadzieją ja teraz żyje.
Ze mundurowy mnie nie nakryje.
A gdyby skazali na pobyt przymusowy.
Tam sobie zrobię alembik, miniaturowy.
Wszelkie podobieństwa do osób i faktów są jak najbardziej prawdziwe i zamierzone
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 30 mar 2015, 14:50 przez W_TG, łącznie zmieniany 2 razy.
Alkohol nikomu nie rozwiązał problemów.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
Jim Beam Bear – epopeja misiowa, inspirowana (powiedzmy) Tuwimowym Bambem, z lekkimi aluzjami do tematyki alkoholowej.
Nie z igloo, nie spod dłuta, czy z murzyńskiej wioski,
Lecz z Jekaterynburga (w Obwodzie Swierdłowskim).
Nie Odarpi, Pinokio ani żaden Bambo,
Lecz Masza – niedźwiedzica, zawodniczka sambo!
Słynna od Czukotki aż do Kiszyniowa,
Gwiazda aren, z cyrku samego Fiłatowa!
Co jednym plaśnienięciem i bez krwi rozlewu
kładzie na łopatki kadetów, elewów,
żołnierzy liniowych i starych rezerwistów.
A raz, w jakimś transie, pół pułku gwardzistów!
A jakby tego jeszcze było komu mało
Na pamięć Masza znała Marsyliankę (całą!),
Międzynarodówkę i Odę do Radości.
A Kapitał Marksa, w obecności gości
Samego Politbiura i przy pewnej chęci,
połowę wymruczała... Wiadomo, z pamięci!
Kto chciał – mógł popatrzeć, kto chciał – mógł posłuchać
Jak w Maszy nad materią widać prymat ducha!
Materia i duch ulotny w niedźwiedziu pospołu?
Przykład dla pionierów, wzór dla Komsomołu!
Masza zapaśniczka, Masza na motorze,
Masza w jakiś skeczu o babie i doktorze.
To z kółkiem, to na piłce, to znów na rowerze,
Tu sprząta, tam gotuje albo kąpiel bierze...
Nie ma końca brawom, kwiatom i wiwatom!
Jej imię ma na ustach świat proletariatu!
Świat Walki o Pokój, Równości i Postępu,
Żąda chleba, pracy i... Maszy występów!
I wielkim echem po szerokim świecie
wieść idzie o niedźwiedziu. Wiedzą nawet dzieci.
Bambo, wieść o Maszy, dostaje od mamy –
Śpi jeszcze, gdy bębnią poranne tam-tamy.
Odarpi? – Nie wiadomo, lecz słyszy na pewno!
Pionokio? – Ten nie słyszy, bo to przecież drewno...
Myślą w Politbiurze – jeśli niedźwiedzica
Sambo i sztuczkami cały świat zachwyca,
I mruczy jak z rękawa Marksem i Leninem –
Wyślijmy agentkę za Żelazną Kurtynę!
„Usiądźcie, Fiłatow. Musicie, kochany,
Jarzmo pomóc zrzucać, łańcuch i kajdany.
Wy i Wasza Masza, w ostrej walce klas,
Staniecie po stronie ciemiężonych mas.
Musicie ją szybko języków nauczyć.
I do logopedy... Niewyraźnie mruczy...”
Tak posłano Maszę, słynną niedźwiedzicę,
Z cyrkiem Fiłatowa w tournée po Ameryce.
Była na Florydzie, była na Alasce,
W Teksasie, Arizonie, Vermont i Nebrasce.
Była w Yellowstone, co z gejzerów słynie,
Nad Wielkim Kanionem chodziła po linie.
Times Square zaliczyła, z Golden Gate skoczyła,
Ach, czegóż nie widziała... Ach, gdzież to nie była...
Wszędzie autografy, flesze, sławy blaski,
Wszędzie gromkie brawa i wszędzie oklaski,
Czy to jakieś fatum, czy przypadek jaki?
Wieczorem, przy granicy Tennessee – Kentucky
Znajomy nagle zapach od lasu przywiało...
Słodkawy jak pierniczek, wonny jak kakao.
Swojskim czymś, domowym pachnie ta dąbrowa
Poziomki..., miód lipowy..., i... nutka bimbrowa!
Już łapy drżą w febrze, coś za gardło ściska,
Łaskotanie w brzuchu, piana cieknie z pyska...
I młoty walą w skroniach! I szumi krew w uszach!
I z klatki rwie się serce! A z serca rwie się dusza!
Nie, nic nie oszuka ruskiej niedźwiedzicy –
Właśnie ktoś samogon pędzi w okolicy!
Puściły kute pręty, puściły śruby, spawy.
Jakby nie ze stali radzieckiej, lecz z trawy
Suchej zrobiona była klatka. Po niebie
Fruwają już jej resztki, a Masza przed siebie
Gna, lecz nie na oślep – gdy świat w mroku znika,
Człek ślepnie, a miś nos ma za przewodnika.
Gna tak przez las gęsty, aż w końcu znajduje...
Jakże sielski widok przed nią się maluje:
Polanka, mała rzeczka, a na brzegu rzeczki
Woreczki i paczki, beczułki, skrzyneczki.
Obok palenisko, nad nim wielka beczka,
Z boczków ma rureczki i główną rurkę z wieczka.
W kółeczku misiaczki nad płomyczkiem świeczki,
Czterech ma kubeczki, a piąty skrzypeczki.
I na tych skrzypeczkach tak smętnie pitoli,
Że głuchego nawet zdrowy ząb rozboli!
Dajcie, Towarzysze... Chlapnąć.... Ta muzyka...
Tak piękna, tak tkliwa... Dajcież stakańczyka...
Siadła Masza w kręgu, spocona, zziajana.
Podskoczyli chłopcy, znalazła się szklana.
Jeden palcem skrobie, drugi w szklankę chucha,
Trzeci ją przeciera wiechciem sierści z brzucha.
I końca nie widać głupich ceregieli
O czyściutką szklankę... No, w końcu poleli.
Masza – raz! i weszło. Weszło, i to sporo.
(A co w Ciebie weszło – już Ci nie odbiorą!).
Nagle jak nie zacznie kaszleć i się krztusić.
Jakby zaraz miała tutaj się udusić
I skonać w męczarniach. Nie doczekać rana,
Z ozorem na brodzie, z płucami na kolanach.
Skoczyli ratować – pierwszy amoniaku
Pod nos, drugi łup-łup! w plecy ją kułakiem,
Trzeci – łapy w górę, czwarty wodą chlusta,
A ten od skrzypeczek pcha się... „usta-usta”
Zerwała się Masza, charczy, rzęzi, chrząka:
Zdrajcy! Truciciele! Artystka kielonka
Zagraniczna prosi! A Wy, co? Dziewczynę,
Zamiast samogonu, trujecie benzyną?!
A ja z dobrym słowem do Was o walce klas,
Wyzysku i ciemnocie, i „opium dla mas”.
I że w Krasnojarsku zapora na rzece!
A w Magnitogorsku ruszyły wielkie piece!
I że krąży widmo już nad Europą!
A Wy mnie – benzyną? Naftą? Może ropą?
Zaczęli przepraszać i pochlebstwa sadzić,
W oczęta zaglądać, łapkę damy gładzić.
A jeden przez drugiego szczeka jak najęty -
lecą wzniosłe łgarstwa i tanie komplementy.
Widać jest to jakieś międzygatunkowe
Prawo, czy zasada, że gdy białogłowę,
Ujrzy samiec brzydką, jak noc listopadowa,
To jeśli ma w czubie – i tak mu się podoba...
Dość! – odrzeknie Masza – Zawracanie głowy!
Mówcie, co robicie? - „Badania naukowe” -
Odpowiada pierwszy i Maszę prowadzi,
nad rzeczkę, gdzie stoi z dziesięć wielkich kadzi.
Objaśnia, że w każdej zacier się zaciera
I, jakby na dowód, pokrywy otwiera.
W każdej z nich aż wrze coś, pieni się i wzburza,
Woń słodka wpierw dusi, a potem odurza.
A miś opowiadaa: kukurydzy ziarno
Suszy się i mieli w metalowych żarnach,
Potem trzeba śrutę tak długo gotować,
by ją rozgotować... Czyli...skleikować?
I coś, że tam żyto...? I stygnie cały dzień...?
I potem coś, że... słodu? A może jęczmień?
A potem jej jeszcze o pieczonym dębie,
I od tego dębu niby „niebo w gębie”
Chyba do północy opowieść by trwała,
Gdyby temu misiu Masza nie przerwała.
Jak słuchać z powagą, że jakość „burbona”
Zależy od ucięcia... łba i ogona!
Lub, że czują zapach cytrusowej skórki
Na... dzikim indyku! Tak mówił – „Wild Turkey”!
Więc gdy opowiadał to wszystko z przejęciem,
Aż się roześmiała: – Po, czy przed ucięciem...?!
I czy ptaka skubią, jak mu utną głowę?
A mięso wąchają pieczone, czy surowe?
Chyba się obraził... By go udobruchać,
Teraz Masza prosi, żeby zechciał słuchać:
Już w czternastym wieku Dymitr Doński witał
Kupców genueńskich, którzy aquavitę
Przywieźli do Moskwy... Minąć muszą lata,
Nim wnuk jego, Wasyl, smaczek destylatu
Z winogron pokocha. Mnicha Izydora
Car śle do Florencji z okazji soboru.
I choć prawosławnych sprawa ta dotyczy:
Jak słusznie stwierdzono, tylko katolicy
Mogą być zbawieni i trafić do nieba!
Misją Izydora jest ziemska potrzeba.
Mędrcom zostawiając teologii racje -
Próbuje gdzieś wykraść sekret destylacji.
Tak, w Klasztorze Cudów, pod okiem caratu,
powstał w całej Rusi pierwszy destylator!
I dziś pędzą wszyscy, na wsi i w stolicy!
Z cukru i buraków! Z żyta i pszenicy!
Z kłączy, bulw, oskomy, czy liści zawilca!
A jak przyjdzie bieda, to i z gumofilca!
Nie pijemy Waszej z tej prostej przyczyny:
Nasza jest jak kryształ, a Wasza jak... szczyny.
W naszej nic, a w Waszej smak dębowej nogi.
I Wy te szczyny z głodem, a my... pod pierogi!
Naszej nie czuć wcale, Wasza – beczką jedzie!
Co w niej wypalacie? Smród zepsutych śledzi?
Więc gdy o tym myślę, nie dziw się, Mój Miły,
Że skórki z cytrusa tak mnie rozśmieszyły...
Nawet w Waszych nazwach ławka taka krótka -
Ot, po prostu – „whiskey”... U nas słowo „wódka”
To bulbaczka, siwuszniak, samogon, samogonka,
zielienucha, pierwaczok, samodieł, pieriegonka.
A wiedz, że tu dopiero słownik się zaczyna,
Jest koniak „trzy buraki” i „pasza Angelina”.
Tak samogon łączy przedstawicieli sfer
Przeróżnych. Misie w Polsce mówią nań „Bimber”.
-„Bimber?!” - miś wykrzyknął. „Beam Bear??!!” - i aż podskoczył,
Opadła misiu szczęka, w wytrzeszczu trzeszczą oczy.
„Tasz ja jestem Beam Bear! Mój dziadek był Dżim Bim!
Tasz z cyrkiem my jeździli od Wilna aż na Krym!
Dzieciństwo ja spędził w namiocie cyrkowym.
No, dziadek, za występ w Powstaniu Styczniowym,
Bilet w jedną stronę dla całej rodziny
Dostał. Ile trwały całe przenosiny,
To ja nie pamiętam... Nie pamiętam wcale -
Gorączka odeszła, jak my za Uralem
Daleko już byli... Potem nowa troska -
Ledwie dojechali my do Chabarowska,
Gdzie miał być już koniec naszej poniewierce...
Nie doczekał dziadek... Pękło polskie serce...”
I tu niedźwiedź przerwał, pomilczał chwileczkę,
Łzę otarł, głośno smarknął, pociągnął z kubeczka.
Potem jeszcze jedną łzę otarł na boku
I snuł opowieść, że do Władywostoku
Dotarli na jesień. Tam przezimowali,
Potem na okręcie, byle tylko dalej
Od Rosji i jej brzegów... I w Ameryce
Zeszli na ląd jako nowi osadnicy.
Co dalej? - Jak, co dalej?! Tatuś smak miał taki,
Że mu smakowało, lecz tylko w Kentucky!
To jeszcze jej powie – u dziadka na grobie
Jest kamień z wyrytym: Dżim Bim. Przysiągł sobie,
Że jeśli Opatrzność da mu kiedyś syna,
To jego imię od dziadka się zaczynać
Będzie, ojcem kończyć. Bo jak się dowiedział
Od starej Indianki: imię dla niedźwiedzia
Przodków ma zawierać, a nie coś nowego.
I dobrze, gdy w imieniu jest coś... domowego.
Więc jeśli kiedyś pojawi się na świecie,
To imię „Jim Beam Bear” nosić będzie dziecię.
Co się dalej działo? Co tam dalej było?
Może to się Maszy wszystko tylko śniło?
Bo kiedy zbudziła się już o poranku-
Nikogo nie było! Puściutka polanka!
Lecz kiedy na jesień do Rosji wróciła,
To następnej wiosny... misiaczka powiła.
Czy szanowne grono Jury żyje ??? czy obrady dalej trwają ???, czy też te wszystkie flaszeczki na wiersz spowodowały, że werdykt zostanie ogłoszony w terminie późniejszym:) hehehe, może to nie jest ten post, ale dla wszystkich forumowiczów i Waszych Rodzin, Wszystkiego Dobrego z okazji Świąt Wielkiej Nocy, i dziękuję za doskonałą zabawę.
Uff jak gorąco, puff jak gorąco ....
Dziś do 20 ja na stojąco,
bo nie pozwolą mi usiąść nerwy,
więc wciąż na forum zerkam bez przerwy,
szkoda, że idę dziś do roboty,
no bo na nerwy zażył bym psoty
Pozostaję: otwarty, elastyczny i ciekawy.
TEORIA jest wtedy gdy wszystko wiemy i nic nie działa
PRAKTYKA jest wtedy gdy wszystko działa a my nie wiemy dlaczego
My łączymy Teorię z praktyką czyli nic nie działa i nikt nie wie dlaczego
Nie czekając na godzinę 20-tą (bo i tak jest po 13-tej ), a na dodatek piątek postanowiłem ogłosić wyniki naszej kolejnej Słownej Zabawy. Od razu przyznam, że to najtrudniejsza z dotychczasowych ocen, gdyż utwory krótkie trudno porównywać z długimi, ciężko oceniać celność prozy, puentę i rytm, itp. Ale jakoś to trzeba zrobić zachowując przy tym jakość oceny
Jury złożone z Moderatorów Forum AD, Naczelnego Admina oraz mojej osoby oceniło 10-ciu Twórców i przyznało im punkty w 5-cio stopniowej skali:
Zwycięzcy otrzymają obiecane upominki (do końca kwietnia, wraz z CD), natomiast wszyscy wymienieni powyżej w ocenach Uczestnicy otrzymają po 3 sztuki audiobooków na CD wydanych na cześć Naszego Forum AD. Proszę Was o przesyłanie na PW adresów do wysyłki kurierskiej, wraz z nr telefonu kontaktowego. Produkcja audiobooka zacznie się pod koniec przyszłego tygodnia, Pan Maciej Jabłoński od poniedziałku zaczyna nagrywanie Waszych utworów.
Wszystkim uczestniczącym w naszej słownej zabawie pragnę podziękować w imieniu Naczelnego Admina Forum AD, Moderatorów oraz swoim. Mam nadzieję, że takim działaniem przyczyniliśmy się wspólnie do krzewienia kultury naszej pięknej polskiej mowy.
Zapraszam do mojego sklepu: https://alkohole-domowe.pl Pokolenie Silver jeszcze daje radę:)
Dziękuje pięknie Panu Janowi za zorganozowanie świetnej zabawy oraz wszystkim, który wzięli w niej udział. Trzeba przyznać, że poziom był wysoki. Dziękuję również wszystkim, którzy oddali na mnie głosy (nie będę kłamał, że się nie cieszę z zajętego miejsca ). Szczere gratulacje dla reszty zwycięzców. Z niecierpliwością będe oczekiwał nie tyle na nagrodę, co na płytę