Zauważyłem, że z czasem nalewka "wytrawnieje"
Pierwszy nalew jest za bardzo esencjonalny i bez rozcieńczenia do spożycia raczej się nie nadaje. Pierwsza moja nalewka zaraz po zlaniu była nawet pijalna, ale po roku na wierzch wyszły kwasy i cierpkości. Można tę esencję rozcieńczyć czystą wódeczką i ewentualnie dosłodzić.
Teraz zasypuję słój do pełna i zalewam alkoholem ok. 50%. Zlewam, zasypję cukrem. Zlewam syrop i łączę z pierwszym nalewem. Następnie zalewam alko ok. 40%. I tak ze dwa razy. Te ostatnie nalewy stoją czasem rok, albo dłużej i też się stają mocna pigwowcowe. Idą do pierwotnego nalewu lub po dobraniu do spożycia.
Ostatnio robię inaczej: zasypuję obficie cukrem i po dobrych kilku, kilkunastu miesiącach zlewam syrop do herbatki. A owoce w słojach zalewam kilka razy aloholem. I też wychodzi niezłe
Z obieraniem owoców pigwowca nie mam problemu - wiadro w godzinę. Wycinam z owocka szesnasteczkę i później odlupuję dookoła kolejne cząstki. Zostaje "ogryzek" z pestkami w środku. A jak trochę pestek będzie w nalewie, to nie problem. A z chytrości czasem zalewam i te "ogryzki".