Re: Radio aktywne? To wale tu!
: niedziela, 2 gru 2012, 09:50
@Partyzant: ja bym tego nie nazywał "mentalną metamorfozą", tylko "duchową metamorfozą". Wiara jest łaską. Albo ja się przyjmie, albo nie. Ale generalnie podzielam Twój punkt widzenia.
@Radius: widzisz, kwestia wiary. Także wiary w organizację rzeczywistości nadprzyrodzonej. osobiście obawiałbym się "trzeciej drogi", bo Pan Jezus powiedział, "obyś był zimny albo gorący...". Nie obraź się, oczywiście, szanuję Twój wybór, ale według mojego rozumienia tych spraw, to nie ma trzeciej drogi. jesteś albo z Bogiem, albo z Lucyferem. Są w ostatecznym rozrachunku tylko te 2 możliwości.
Tak, czy inaczej, każdy sam, na własną odpowiedzialność musi zdecydować o swoim życiu i wieczności. To się tylko tak mówi, ale to nie jest odpowiedzialność taka, ot, w stylu "najwyżej trafie do więzienia", albo "najwyżej moje dzieci nie będą miały co jeść". To jest odpowiedzialność, którą będzie trzeba ponosić nieskończenie długo. Pojęcie "nieskończoności" my lubimy bagatelizować. Nie zastanawiamy się nad jej "ciężarem gatunkowym". Ot, formalno-matematyczne continuum. A tymczasem, kiedy sam się w niej naprawdę znajdziemy, może być mniej wesoło.
Moim zdaniem lepiej jest zdecydować się na coś konkretnie i postawić na jakiegoś konia, niż żyć "w zawieszeniu" i niezdecydowaniu.
Jeśli rzeczywistość (także duchowa) jest dla wszystkich taka sama, to nasze osobiste poglądy nie mają na nią wpływu, to, że ktoś sobie wymyśli, że będzie szedł "trzecią drogą" nie oznacza, że dojdzie do "trzeciego celu". Ja mam jedną zasadę: nie wymyślam sobie rzeczywistości. Albo uznaję ją taką, jaką ja widzę, albo wierze autorytetom. Na każdy pogląd trzeba mieć "podkładkę" - albo wynik doświadczenia, albo przyjęcie na wiarę stwierdzeń kogoś, komu ufasz.
@Radius: widzisz, kwestia wiary. Także wiary w organizację rzeczywistości nadprzyrodzonej. osobiście obawiałbym się "trzeciej drogi", bo Pan Jezus powiedział, "obyś był zimny albo gorący...". Nie obraź się, oczywiście, szanuję Twój wybór, ale według mojego rozumienia tych spraw, to nie ma trzeciej drogi. jesteś albo z Bogiem, albo z Lucyferem. Są w ostatecznym rozrachunku tylko te 2 możliwości.
Tak, czy inaczej, każdy sam, na własną odpowiedzialność musi zdecydować o swoim życiu i wieczności. To się tylko tak mówi, ale to nie jest odpowiedzialność taka, ot, w stylu "najwyżej trafie do więzienia", albo "najwyżej moje dzieci nie będą miały co jeść". To jest odpowiedzialność, którą będzie trzeba ponosić nieskończenie długo. Pojęcie "nieskończoności" my lubimy bagatelizować. Nie zastanawiamy się nad jej "ciężarem gatunkowym". Ot, formalno-matematyczne continuum. A tymczasem, kiedy sam się w niej naprawdę znajdziemy, może być mniej wesoło.
Moim zdaniem lepiej jest zdecydować się na coś konkretnie i postawić na jakiegoś konia, niż żyć "w zawieszeniu" i niezdecydowaniu.
Jeśli rzeczywistość (także duchowa) jest dla wszystkich taka sama, to nasze osobiste poglądy nie mają na nią wpływu, to, że ktoś sobie wymyśli, że będzie szedł "trzecią drogą" nie oznacza, że dojdzie do "trzeciego celu". Ja mam jedną zasadę: nie wymyślam sobie rzeczywistości. Albo uznaję ją taką, jaką ja widzę, albo wierze autorytetom. Na każdy pogląd trzeba mieć "podkładkę" - albo wynik doświadczenia, albo przyjęcie na wiarę stwierdzeń kogoś, komu ufasz.