Poezja psotna.
: czwartek, 30 paź 2008, 16:26
95.6% zapożyczone od Juliana Tuwima, jako Jego prawie immiennik ośmieliłem się...
Stoi w podziemiach bimbrmotywa
Ciężka, ogromna, nic z niej nie spływa.
Stoi nie syczy, burczy nie sapie.
Coś z małej rurki do butli tu kapie.
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha
Jan Kucyk kima, wcale nie słucha...
Buch – jak gorąco!
Uch – jak gorąco!
Jan Kucyk kima wciąż, na siedząco...
Już ledwo stoi, burczy i zipie,
Palacz w nią węgla wcale nie sypie
Bo pod nią palnik propan-but’owy
Taki żeliwny, taboretowy.
Wagonów żadnych nie doczepiali.
Jest tylko dekiel z żelaza, stali,
Przyśrubowany by nie wywalił.
Z domem piwnicy aby nie spalił
Zacieru troszkę bulgocze jeszcze
Jan Kucyk kima – aż biorą dreszcze!
Nie ma tam ludzi, krów ani koni,
Jest tylko Kucyk i bimber goni.
Lecz śpi.
Na jednej ścianie z zacierem półki
Fermentowanym z razowej bułki.
Na drugiej butle i z wódzią balon
Niżej nalewki na śliwkach galon.
Pod półką myszka spogląda z dala,
Siedzi, spogląda i ser wpierdala.
A tych półeczek jest ze czterdzieści
Sam nie wiem co się tam kurwa mieści.
Lecz choćby przyszło czterdziestu chłopa.
Każdy pól litra z Jankiem wyżłopał
I każdy ćwiartką dał strzemiennego,
Nie podołają, tyle tam tego!
Nagle – brzdęk!
Nagle jęk!
Najpierw,
Powoli,
Jak,
Byk,
Ociężale,
Drgnął ciężki dekiel,
Po śrubach ospale.
Szarpnęło bojlerem, nakrętki zawyły,
(A Bogu dziękować, że tak cienkie były!)
Jak coś nie gruchnie i świśnie coś z prawa
Odjebał dekiel, to nie zabawa.
Uniósł się dekiel, przyśpiesza biegu,
Uderzył w sufit – tam w samym brzegu.
Odbił się, zmiażdżył ser małej myszy.
Tu przebudzenie! Jan Kucyk słyszy.
Zerwał się z krzesła, oczom nie w i e r z y.
Baniak z kolumną pod stołem, leży.
Taboret-palnik w ósemkę zgięty,
Zaś butle i cały towar nietknięty.
Dwa dni zostało do dnia, soboty
Musi się Janek chwytać roboty.
Musi napędzić bimbru galony
W sobotę będzie ubaw szalony.
Przyjedzie taki Juliusz z Australii
Jan przyobiecał pić wódkę z balii.
I dudni Jan, stuka, łomoce i pędzi.
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most,
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las
I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
Do taktu turkoce i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to... (przepraszam!)
Znów gładko tak, lekko tak struga tu cieknie
Jan Kucyk już nigdy w zły sen nie ucieknie.
Uważnie i pilnie nadzoru nie szczędzi
Bo nadzór konieczny gdy bimber się pędzi.
W podziemiach; to kap to, to, kap to, to kap to,
To kap to,
To kap.
Wierszyk dedykuję pewnemu Kucykowi z poczuciem humoru, sprytem intelektualnym i z tajemną wiedzą.
Juliusz (ale głównie Tuwim)
Stoi w podziemiach bimbrmotywa
Ciężka, ogromna, nic z niej nie spływa.
Stoi nie syczy, burczy nie sapie.
Coś z małej rurki do butli tu kapie.
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha
Jan Kucyk kima, wcale nie słucha...
Buch – jak gorąco!
Uch – jak gorąco!
Jan Kucyk kima wciąż, na siedząco...
Już ledwo stoi, burczy i zipie,
Palacz w nią węgla wcale nie sypie
Bo pod nią palnik propan-but’owy
Taki żeliwny, taboretowy.
Wagonów żadnych nie doczepiali.
Jest tylko dekiel z żelaza, stali,
Przyśrubowany by nie wywalił.
Z domem piwnicy aby nie spalił
Zacieru troszkę bulgocze jeszcze
Jan Kucyk kima – aż biorą dreszcze!
Nie ma tam ludzi, krów ani koni,
Jest tylko Kucyk i bimber goni.
Lecz śpi.
Na jednej ścianie z zacierem półki
Fermentowanym z razowej bułki.
Na drugiej butle i z wódzią balon
Niżej nalewki na śliwkach galon.
Pod półką myszka spogląda z dala,
Siedzi, spogląda i ser wpierdala.
A tych półeczek jest ze czterdzieści
Sam nie wiem co się tam kurwa mieści.
Lecz choćby przyszło czterdziestu chłopa.
Każdy pól litra z Jankiem wyżłopał
I każdy ćwiartką dał strzemiennego,
Nie podołają, tyle tam tego!
Nagle – brzdęk!
Nagle jęk!
Najpierw,
Powoli,
Jak,
Byk,
Ociężale,
Drgnął ciężki dekiel,
Po śrubach ospale.
Szarpnęło bojlerem, nakrętki zawyły,
(A Bogu dziękować, że tak cienkie były!)
Jak coś nie gruchnie i świśnie coś z prawa
Odjebał dekiel, to nie zabawa.
Uniósł się dekiel, przyśpiesza biegu,
Uderzył w sufit – tam w samym brzegu.
Odbił się, zmiażdżył ser małej myszy.
Tu przebudzenie! Jan Kucyk słyszy.
Zerwał się z krzesła, oczom nie w i e r z y.
Baniak z kolumną pod stołem, leży.
Taboret-palnik w ósemkę zgięty,
Zaś butle i cały towar nietknięty.
Dwa dni zostało do dnia, soboty
Musi się Janek chwytać roboty.
Musi napędzić bimbru galony
W sobotę będzie ubaw szalony.
Przyjedzie taki Juliusz z Australii
Jan przyobiecał pić wódkę z balii.
I dudni Jan, stuka, łomoce i pędzi.
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most,
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las
I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
Do taktu turkoce i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to... (przepraszam!)
Znów gładko tak, lekko tak struga tu cieknie
Jan Kucyk już nigdy w zły sen nie ucieknie.
Uważnie i pilnie nadzoru nie szczędzi
Bo nadzór konieczny gdy bimber się pędzi.
W podziemiach; to kap to, to, kap to, to kap to,
To kap to,
To kap.
Wierszyk dedykuję pewnemu Kucykowi z poczuciem humoru, sprytem intelektualnym i z tajemną wiedzą.
Juliusz (ale głównie Tuwim)