Strona 1 z 1

Miodoblog Kuca

: poniedziałek, 6 gru 2010, 19:42
autor: Kucyk
W trakcie kiedy foremka nie działała, znalazłem z Agusią czas na przerób 40kg miodu na mioda pitnego. Tu chciałbym opisać co się działo, dzieje i będzie działo w balonach podczas procesu fermentacji, klarowania i dojrzewania. Taki pamiętnik młodego miodosytnika...

Zacznijmy od początku.
Zamówiłem u Pana Grzegorza Guzowskiego (patrz http://alkohole-domowe.com/forum/post23410.html#p23410) po 20kg miodów: lipowego i wielokwiatowego. Przesyłka dotarła po dwóch dniach, dokładniej 22 listopada. Było to wiadro 30L zamknięte pokrywą i zafoliowane. Poprosiłem aby na dół załadował wielokwiat, a na niego miód lipowy. I to się okazało lekką skuchą, ale o tym później. Wiadro, a dokładniej zawartość wyglądała zachęcająco:
Wiadro.jpg
Na podstawie oględzin towaru stwierdziłem, że na wierzchu jest dość dużo paprochów, jednak nie pływa po nim żadna piłeczka pingpongowa ani ryż, noga pszczoły nie jest odziana w trampek, zaś miód nie jest skośny, zatem nie pochodzi "z poza krajów UE". Zapach ledwo wyczuwalny, smak delikatny. Postanowiłem zrobić dwa trójniaki. Z lipy "miód kowieński" czyli niesycony, naturalny. Z wielokwiatowego - korzenny syceniak.
27 listopada ruszyliśmy z produkcją. Przedtem natrafiłem na dość typowy problem: w czym to świństwo rozpuszczać? Jak miało by być to 10L napoju, to byle jaki garnek wystarczy, ale tu miałem przed sobą perspektywę rozrobienia prawie 90L towaru. Na pomoc przyszedł Dziadek Czereśniak, który podarował mi emaliowany kocioł do pasteryzacji weków o pojemności 30L zaopatrzony w pokrywę. Kocioł, po dokładnym umyciu i wyparzeniu, napełniłem do połowy wodą "Ustronianką" i ustawiłem na kuchence elektrycznej 1500W. Po jakiejś godzinie woda była dość gorąca (ok. 50*C), więc można było zacząć rozpuszczanie miodu lipowego. I tu kolejna przeszkoda: miód stał w chłodnym pomieszczeniu i tak stwardniał, że niczym go nie można wydobyć z wiadra! Duża łyżka się zgięła przy pierwszej próbie nabrania lipy, taka od zupy wytrzymała trochę dłużej, ale w sumie z wiadra udało się przełożyć może 10dag. Dopiero trapezowa kielnia z grubej stali nierdzewnej, maczana we wrzącej wodzie pozwoliła wycinać bloki zestalonego miodu. Po zebraniu ok. 10kg miodu lipowego z wierzchu ukazała się miejscami warstwa wielokwiatowego. Miód lipowy był w bryłach koloru prawie białego, zaś wielokwiat przypominał barwą poranne siuśki.
Pomyślałem, że Pan Grzegorz mnie oszukał i załadował tańszego wielokwiatowego więcej. Wprawiło mnie to w lekki wkurw. Ale dalej trzeba było mjoda robić, a jako że brakowało mi towaru (proporcja 20kg miodu i 28,5L H2O musiała być zachowana) zacząłem ładować mieszankę wielokwiatu i lipy kontrolując wagę. Miód rozpuszczał się w ciepłej wodzie całkiem dobrze. Do pierwszej partii (20L) dodałem 80g kwasku cytrynowego, rozrabiając drugą część załadowałem czubatą łyżkę stołową pożywki (fosforanu amonu). Pozostałą, brakującą wodą przepłukałem naczynia i narzędzia. Słodki nastaw, o subtelnym lipowym smaku pozytywnie wzbogaconym nutką ukwieconej łąki zlewałem do gąsiora 54-litrowego przez sitko nierdzewne o bardzo gęstych oczkach, zatem kawałki ula, głowa pszczoły i palec pszczelarza nie dostały się do gąsiora. Zaszczepiłem całość drożdżami G-995 i balon po kilku godzinach zastartował.
Rozpuszczanie.jpg
Następnego dnia zabraliśmy się do sycenia wielokwiatu korzeniowskiego. Nie chcąc marnować czasu nie warzyłem całej brzeczki jak na trójniak (14,3L miodu + 28,5L wody oligoceńskiej z miejskiego ujęcia), ale miód rozrobiłem jak na półtorak i tak kontynuowałem warkę dodając 80g kwasku. Niestety moc maszynki była mała w porównaniu do gabarytów sagana, a dodatkowo chłodne pomieszczenie bimbroforni zwiększało straty ciepła, skutkiem czego potrzeba było czekać aż 4 godziny aby ciecz zechciała się zagotować.
Tutaj taka dygresja o miodzie. Otóż wielokwiatowy był nawet nieźle płynny w porównaniu z lipowym. Do nakładanie wystarczyła łopatka jaką się stosuje do mieszania w woku. Nie potrzeba było stosować specjalnej siły aby towar z wiadra wydobyć, wystarczyło tylko łopatkę moczyć przez chwilę dla nagrzania w gorącej brzeczce i kolejne "pierożki" się wyjmowało. Na koniec okazało się, że Pan Grzegorz mnie nie oszukał. Dziesięciocentymetrowa warstwa lipowego, białego miodu równo pokrywała dno. Widocznie twarde bryły zatonęły w rzadszym wielokwiacie i stąd ich obecność na dnie kubła.
Brzeczka uwarzona stygła sobie w spokoju przez 12 godzin po czym powędrowała do gąsiora 54L. Po syceniu bardzo ściemniała - stała się w kolorze niczym mocna herbata. Smak stał się lekko gorzkawy. W międzyczasie zabrałem się za robienie zaprawy korzennej. W wodzie gotowałem zestaw: 25 ziaren jałowca, 4 kawałków kory cynamonowej (20g), 50 goździków, 4 rozciętych lasek wanilii, jednego owocu kardamonu i 10 plasterków świeżego korzenia imbiru. Korzenie gotowałem po pół godziny w dwulitrowych porcjach wody 6 razy aż wywar zaczął być bladawy, ostatnią porcję po warzeniu zostawiłem przez noc aby naciągnęła mocy. Wanilia była kupiona w Oszą w postaci lasek firmy Kotanyi po 7 zł za sztukę, natomiast Kolega Dyzi przywiózł mi z Indii laskę wanilii która była gruba jak fasola szparagowa i całkowicie inaczej pachniała od tych sklepowych - zapach miała 10 razy silniejszy i piękniejszy, dlatego postanowiłem jej nie gotować, ale wrzucić przekrojoną wzdłuż do nastawu. Pozostałą resztą wody przeznaczonej do dodania umyłem sprzęty. Pożywka była dodana rozpuszczona w wodzie płuczącej. 28 listopada zaszczepiłem brzeczkę drożdżami. Fermentacja ruszyła na drugi dzień.
Oba nastawy po dobie zamieszałem ostro aby drożdże się nie dekowały po kątach (czy w balonie mogą być kąty?) gąsiora.

Dziś jest 6 grudnia. Oba nastawy pracują zacnie, z tym, że syceniak jedzie dwa razy szybciej. No nic, zobaczymy co dalej będzie.
Na zakończenie zdjęcia pokazujące barwy dość mocno oświetlonych nastawów:
Lipa.jpg
Korzeń.jpg
W rzeczywistości (nie jestem w stanie operować odpowiednimi technikami fotograficznymi) miód lipowy jest seledynowy, zaś korzeniowski ciemniej wygląda.

No, nic. Zobaczymy co będzie dalej...

Pozdrawiam tych, co do końca wytrwali. :mrgreen:

Re: Miodoblog Kuca

: niedziela, 30 sty 2011, 21:21
autor: Kucyk
Minął właśnie drugi miesiąc fermentacji miodów. I nadal powoli, jak żółw ociężale przechodzą bąbelki przez rurki ospale. Miód sycony widać że fermentuje dwa razy szybciej od naturalnej lipy. Ponadto widać różnice w samym rozłożeniu bąbelków. Otóż w syceniaku fermentuje środek balona, a w lipie bombluje (oczywiście o wiele słabiej) cała powierzchnia.
Mjut korzeń.jpg
Mjut lipa.jpg
Zobaczymy, co za dwa miesiące się wydarzy...

Re: Miodoblog Kuca

: sobota, 16 kwie 2011, 21:11
autor: artaks
Dzyń, dzyń (dwoni budzik) to już ponad dwa miesiące minęły, jak tam miody? ; )

Re: Miodoblog Kuca

: wtorek, 28 cze 2011, 14:46
autor: macius
i kolejne dwa...

Re: Miodoblog Kuca

: wtorek, 9 sie 2011, 19:21
autor: Agneskate
Wiem, że Kucyk trochę nas zaniedbał, ale specjalnie dla nas przesyła film z nowo nastawionego miodku. :)

Re: Miodoblog Kuca

: wtorek, 9 sie 2011, 19:47
autor: JanOkowita
Oj, oj , pracuje jak parowóz ! Czy to jest nowy napęd Perpetum Mobile ? :)

Pozdrawiam

Jan Okowita

Re: Miodoblog Kuca

: wtorek, 9 sie 2011, 20:18
autor: Zygmunt
Jak udaje sie utrzymać tak czyściutka rurkę? Moje są cholernie zakamienione...

Re: Miodoblog Kuca

: wtorek, 9 sie 2011, 21:10
autor: Agneskate
"Rurka jest jak rzeka, im bardziej bystra tym bardziej czysta" albo jak ktoś woli
"Rurka jest jak samochód, im mniej jeżdżony tym bardziej zamulony"- cytaty Kucyka. :twisted:

Re: Miodoblog Kuca

: czwartek, 11 sie 2011, 08:57
autor: Wald
A co z tym ubiegłorocznym? Zlany? Sklarowany? A może już wypity? Jak smakował?
A ten "SUPEROL" to "PANIEŃSKI" czyli bez dodatków.

Re: Miodoblog Kuca

: poniedziałek, 29 sie 2011, 12:19
autor: Qba
No co z miodziem ?

Re: Miodoblog Kuca

: poniedziałek, 29 sie 2011, 13:58
autor: Agneskate
Ubiegłoroczne miody zostały zlane i spokojnie czekają do przyszłego roku.
Superol jest bez dodatków.