ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Promocje, akcje, konkursy, zabawy oraz inna szczególna działalność którą wspieramy.
Regulamin forum
Jest to specjalne forum przeznaczone do fajnych akcji, dzięki którym można promować różne konkursy, produkty, wydarzenia, spotkania, działania i wiele więcej. Wszystko po to by promować alkoholowe wyroby domowe.

Jeśli chcesz zaproponować coś ciekawego to pisz do nas, zapraszamy!
Awatar użytkownika

Qba
700
Posty: 706
Rejestracja: wtorek, 26 sie 2008, 19:17
Krótko o sobie: Mówię mało, myślę dużo, czasem coś odpędzę, czasem coś wypiję.
Ulubiony Alkohol: Wino z własnnej winnicy. Bimber tatusia.
Status Alkoholowy: Winiarz
Lokalizacja: Bydgoszcz
Podziękował: 138 razy
Otrzymał podziękowanie: 177 razy
Kontakt:

Post autor: Qba »

[update zasad 9.06.2020]

Zapraszamy do nowej zabawy na forum Alkohole Domowe z okazji 12 rocznicy powstania tegoż forum!

Zadanie pisarskie: Tematem jest ewaluacja, nauka, jak zaczynaliśmy oraz gdzie jesteśmy teraz, a także gdzie będziemy za następne 12 lat. Każdy z uczestników może napisać maks. 3 opowiastki. Opowiastki można uzbroić w zdjęcia, rysunki lub inne formy przekazu.

Zabawa trwa od 06.06.2020 do 15.07.2020 (wstępna data robocza).
Ogłoszenie zwycięzców 25.07.2020 (wstępna data robocza).

Wybór zwycięzcy!
Udział może wziąć każdy użytkownik forum.
Jury to liczba podziękowań pod postem. Wygrywa uczestnik z największą liczbą podziękowań przy poście. Lajki z wszystkich postów nie sumują się.
Przyznawanie punktów:
Lajk liczony x3 - Jan Okowita (jako sponsor główny) oraz Qba
Lajk liczony x2 - Moderatorzy
Lajk liczony x1 - Wszyscy użytkownicy
(Każdy może lajkować każdy post)


Nagrody:

JanOkowita i sklep przyforumowy jest fundatorem nagród. Lista nagród tutaj >>>

Pisać proszę w tym temacie!
Ostatnio zmieniony środa, 24 cze 2020, 12:38 przez Qba, łącznie zmieniany 6 razy.
Alkohole-domowe.com - Przepisy, wiedza, forum
Alkohole-domowe.pl - Zakupy, asortyment, zaopatrzenie
alembiki
Awatar użytkownika

dziad borowy
100
Posty: 113
Rejestracja: środa, 17 lut 2010, 13:40
Krótko o sobie: siedzę na forum a tam sobie kapie!!!
Ulubiony Alkohol: Skotch Rill wel kancioczek
Status Alkoholowy: Konstruktor
Podziękował: 11 razy
Otrzymał podziękowanie: 8 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: dziad borowy »

epizod pierwszy:
Moja historia z domowymi wyrobami zaczęła się gdy obudziłem się pewnego ranka i nie było teleranka, czyli stan wojenny. Mam 6 lat....
W czarno-białym telewizorze co rusz pokazują jak milicja likwiduje nielegalnych producentów.
Jednak wujek Dzidek z Sosnowca buduję aparaturę ze sprzętów ogólnie używanych w gospodarstwie domowym, emaliowane wiadro i miednica z dziurką, uszczelnienie z "mymlanego" chleba i malutka chłodniczka wyspawana z czarnej stali mieszcząca się w gumiaku. Nastawy z tego co było dostępne bez kartek.
epizod drugi:
Rok 1984.Ojciec z tzw exportu, czyli pracy za granicą (ZSRR) przywozi szybkowar. Do tego jakimś cudem w drodze wymiany za bługarską wiertarkę wchodzi w posiadanie szklanej chłodnicy.
Oczywiście przywiózł również kolorowy telewizor marki Rubin C-208 który stanął w kącie na komodzie. A że grzało to cholerstwo niesamowicie to miejsce za nim zajął szklany balon. Oczywiście z aparatury korzystała połowa 90-cio mieszkaniowego bloku. Na szybkowar były zapisy z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem. Pracowało się tylko w nocy kiedy dzielnicowy szedł spać, a dunder spuszczało się dopiero gdy wystygł , aby nuta nie ciągnęła się w stronę korytarza.
to były tematy którym się tylko przyglądałem z racji wieku, ale zapadły mi pięknie w pamięci.
epizod trzeci
Po zniesieniu reglamentacji temat usechł, nie było powodu na "babranie" z racji ogólnej dostępności i przystępności cenowej "bałtyckiej" i "żytniej"
Początek XXI wieku kupuję działkę z domkiem w lesie, dostępność owoców skłania mnie do wyciągnięcia tatowego garnka i rozpoczęcie własnej przygody .
Owoce niestety okazały się trudnym jak dla mnie surowcem. W międzyczasie rozpocząłem pracę w bliskim sąsiedstwie firmy myjącej cysterny spożywcze. Koncentrat soku pomarańczowego i jabłkowego w ilościach których nie byłem w stanie przerobić dostawałem za darmo. poprostu żal było nie zaprawiać tego drożdżakami.
Aparatura to cały czas szklana chłodnica, szybkowar zastąpił kocioł z kuchni polowej, natomiast chłodzenie dostało obieg zamknięty ze schładzarką do piwa, z racji takiej że skończyły się czasy ryczałtu za wodę i płaciło się wg. wskazań wodomierza.
Na chwilę obecną dalej pozostaję przy potstilu, jednak jest to instalacja zupełnie nie potrzebująca wody do chłodzenia. Kaloryfer z autobusu 2,2m miedzianej rury z aluminiowym radiatorem pozwoliłby obsłużyć 3 razy szybszy odbiór.
raczej nie zamierzam rozbudowywać urządzenia, może w dzisjejszych czasach pokuszę się o sterowanie zdalne z poziomu smartfona.
My tu sobie siedzimy , a gorzałka w lesie

Autor tematu
TUTEK
100
Posty: 126
Rejestracja: czwartek, 13 lis 2014, 13:18
Ulubiony Alkohol: własne piwo
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 8 razy
Otrzymał podziękowanie: 35 razy
ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: TUTEK »

A wszystko zaczęło się...
W 2010 roku do internatu kolega przynosi bimber z Harty. Paskudny ale tani. To nie był impuls do wystartowania z hobby.
W 2014 roku piję u kolegi z pracy całkiem "zjadliwy" bimber i rozmyślam, czy nie warto byłoby mieć czegos takiego na weselu.
I wtedy w listopadzie 2014 rejestruje się na forum.
2015. Razem ze współpracownikiem składamy swoją pierwszą aparaturę. Prosty pot-still, z ko z dodanym pseudorefluksem w postaci nawiniętej rurki z cu na deflegmator.
Czas mija, kolega nie ma czasu na wyroby własne a ja zostaję 100% udziałowcem aparatury.
Zaczynam robić nastawy owocowe, później pierwszy raz zacieram zboże na enzymach.
Po próbie z kukurydzą klei się cały świat.
2017 rok. Warze swoją pierwszą warke i pokonuje swój strach związany ze skomplikowanym procesem robienia piwa ( tak naprawdę nie jest to trudne).
Tworzę swój ulubiony napój alkoholowy- RYŻÓWKĘ.
2018 rok, to czas obfitości w winogron u mojego świadka weselnego a skoro on mówi - co za dużo, to i świnia nie zje, to biorę się za winiarstwo. W tym momencie człowiek przestaje bać się wszechobecnych siarczynow i zaczyna traktować je jako sprzymierzeńców.
Kupuję kolumnę aabratek-a, a moje likiery i nalewki mają zdecydowanie czystszy profil.
2019 rok i kolejny bastion pada. Miód pitny, który fermentuje do tej pory, został nastawiony.
2020 rok.
Stworzyłem swoją własną, pierwszą w 100% wykonaną przez siebie aparature- kolumnę lm z głowicą grzybkową a'la Radius.
Co robię teraz? Leżę przed pracą na łóżku, czytam forum bez którego miałbym 10% wiedzy na temat wyrobów domowych i tak sobie myślę...
Czego mi ślimaki żrą sałatę jak obsypalem ją na około tymi niebieskimi granulkami. Nic, ide je ściągać i przenosić sałatę bo się do roboty spóźnię.
Dzieki
Ostatnio zmieniony wtorek, 27 paź 2020, 14:39 przez Qba, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika

JanOkowita
2500
Posty: 2680
Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
Lokalizacja: PL
Podziękował: 307 razy
Otrzymał podziękowanie: 432 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: JanOkowita »

Qba pisze:
Nagrody:

JanOkowita i sklep przyforumowy jest fundatorem nagród.
  • jakie nagrody jeszcze nie wiadomo :)
Nagroda dla zwycięzcy - bańka ze stali INOX o pojemności 25 litrów z kranem:
https://alkohole-domowe.pl/tre-inox-ban ... epka-p1370
Bidone 25lt_webdoc.jpg
II miejsce - niezbędna książka dla fanów domowych alkoholi:
https://alkohole-domowe.pl/destylaty-al ... ktyka-p312
destylaty-ksiazka.jpg
III miejsce - zbiór przydatnych przepisów na polskie nalewki
https://alkohole-domowe.pl/ksiazka-atla ... kich-p1317
atlas-nalewek-polskich2.jpg
* Bezpłatna wysyłka na terenie Polski, nie wysyłamy za granicę.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony wtorek, 9 cze 2020, 10:34 przez Qba, łącznie zmieniany 1 raz.
Zapraszam do mojego sklepu: https://alkohole-domowe.pl Pokolenie Silver jeszcze daje radę:)
Awatar użytkownika

jatylkonachwile
550
Posty: 595
Rejestracja: poniedziałek, 13 wrz 2010, 18:24
Krótko o sobie: Główny projektant i konstruktor elektrohydrogumonapawarki z podczepem pod termobululator.
Status Alkoholowy: Wynalazca
Lokalizacja: Ziemia
Podziękował: 8 razy
Otrzymał podziękowanie: 44 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: jatylkonachwile »

Wiem że niektórzy mają więcej doświadczenia niż ja mam lat, ale młody nie może mieć ciekawych historii?
Moje początki są dosyć komiczne, w wieku 8 może 10 lat podpatrzyłem jak ojciec pracuje na klasycznym potstilu, czyli kana po mleku i kilka metrów miedzianej rurki. Jako młody i głodny wiedzy dzieciak poczytałem co nieco w książkach od chemii co to się wyprawia i jak samemu to zrobić. Kolejnym etapem był nastaw, zorganizowałem to w butelce 1,5l po wodzie Jurajska, po dwóch tygodniach to już nie było 1,5l tylko bardziej 5l. Sprzęt zbudowałem ze słoika 0,9l i puszki po coli, całość grzana na ogniu (tak, szklany słoik na ogniu) a chłodziwem była woda z rzeczki. Niestety albo stety jedyne co nakapało do kieliszka to była woda z chłodnicy bo połączenie przeciekało a słoik pękł.
Aktualnie stan to aabratek i potstil wszystko w KO, innowacją (jak na standardy) jest zamknięty obieg wody, ale nie z chłodnicą od samochodu czy innym radiatorem, lecz 200mb rurki zakopanej w ogrodzie.
Przyszłościowo myślę o systemie jeszcze bardziej ekologicznym, czyli zamknięty obieg grzewczo-chłodniczy, będę chciał wykonać układ pompy ciepła połączonej z ciepłowodem (ang. heatpipe). Jak znajdzie się kilku chętnych to może narysuję i opiszę swój pomysł. Umożliwi mi to pracę z mocą grzewczą na poziomie 4kW przy poborze ok >1kW z sieci elektrycznej, a produktem ubocznym może być 99,9%< produkt.
Ktoś zapyta po co? A bo można, dla własnej satysfakcji i zdobycia praktycznej wiedzy.
Awatar użytkownika

Skir
1500
Posty: 1548
Rejestracja: poniedziałek, 15 lip 2019, 08:38
Podziękował: 210 razy
Otrzymał podziękowanie: 353 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: Skir »

Mój pierwszy kontakt z bimbrem nie należał do doznań wyjątkowo ekscytujących. Gdzieś głęboko w latach osiemdziesiątych ojciec przywiózł wysokooktanowy bimberek w butelkach po wodzie grodziskiej (prehistoria prawie) i zostawił w kuchni. Jako młody szczon wpadłem zziajany, za flaszkę i z gwinta pociągnąłem kilka łyków. Oddech odebrało, mowę też. Na szczęście w pobliżu był kran i chyba tylko dlatego jeszcze żyje. Ten pierwszy kontakt z bimbrozją wywarł trwałe piętno na mojej psychice.

Później mając lat naście już pomagałem ojcu ściągać wino z porzeczek i doprawiać je pozyskanym wysokoprocentowym alkoholem. Oczywiście kiedy ojca nie było, spora część butelek w nader cudowny sposób sama opuszczała piwnicę. Rodzina czekała nawet na oficjalne uznanie cudu przez Watykan. Nadal czeka, choć już nawet pustych flaszek brak.
Już wtedy poziom 14% owego wina był dla mnie niezadowalający i po uzupełnieniu niedoboru spirytusu w trunku początkowo zwanym winem osiągał ostatecznie ok. 25-30 % i szklanka potrafiła powalić mniejszego niedźwiedzia.

Moje dążenie do absolutu idealnego trunku (pożądany smak, wysoki procent oraz wali w łeb w trakcie picia, a nie w efekcie after day) zostało wstrzymane przez wybuch aparatury w mieszkaniu szwagra i zdecydowany sprzeciw mojej LP na jakiekolwiek próby, które wg niej mogłyby przyczynić się by moje dzieci zostały sierotami.
Nastał długi czas posuchy, gdy korzystałem z usług kolegi. Aż łza się w oku kręci, a ślina jak u psów Pawłowa leci, kiedy wspomnę aparaturę kolegi Jasia. Palnik, kanka po mleku, prosta chłodnica i … pyszne efekty destylacji różnych owoców. Jeszcze teraz ślinotoku dostaję, aż na klawiaturę poleciało.

I wreszcie pomoc przyszła z najmniej spodziewanej strony. Widząc frasobliwość moją wielką, wynikającą z konieczności korzystania z efektów cudzego kunsztu, córuś moja kochana z Prawiezięciem kupili mi na Dzień Ojca szybkowar, a Prawiezięć wykonał pierwszą chłodnicę na wzór angielskich aparatów do destylacji II wojny światowej. Serio! Dołożyłem kuchenkę indukcyjną, której w okopach raczej nie mieli i ruszyłem z pracami. Mimo prymitywizmu sprzętu produkt końcowy zaskoczył wszystkich. Nawet moją LP, która patrząc jak piję pierwsze drogocenne krople Serca, zastanawiała się do jakiego szpital, oprócz oczywiście psychiatrycznego, trzeba będzie mnie odwieść.

Potem przyszedł czas na alkohole-domowe.pl i zacząłem czytać. Ale zamiast z pokorą poczytać dłużej i popytać kolegów, to natychmiast zakupiłem tzw. „tani sprzętu na początek”. Pierwszy aabratek z firmy… hmmmm oszczędzę sobie i firmie kompromitacji. Długie godziny rozmów z Leszkiem (lesgo58), który tłumaczył mi gdzie pies leży pogrzebany lub tkwi diabeł. Wymiana poszczególnych części na sprzęt od Akasa (dzięki za serdeczne rozmowy). I wreszcie to jest to! A i wspomnieć należy, przerobienie całego pomieszczenia piwnicznego na potrzeby mojego hobby, łącznie z wbiciem się 70 cm poniżej posadzki. Ten ostatni pomysł szczególnie zbulwersował całą rodzinę. Żona patrzy na mnie nadal jak na wariata i myślę, że już zaczęła kontaktować się z psychiatrą. Ale wszyscy zachwalają trunek. Nawet muszę ograniczyć teścia, bo bez zapowiedzi wpada z paletą 10kg cukru pod pachą. Tłumaczę: „Dziadek, cukrówa to przeżytek, lepiej skrobię przywlecz.”. Dziś moja LP nie pije innej wódki niż moja. Już nie brynczy i marudzi, że spędzam godziny w piwnicy. A tam wygodny skórzany fotel, książka i przyjemność przyglądania się, jak kap, kap, kap...

PS. Cholera, muzy jeszcze tam nie mam. Gdzieś czytałem, że puszczono w oborach krowom Bethovena i więcej mleka dawały. Może, jakbym bym zapodał Black Sabbathów drożdżakom, to też specjalnej mocy i charakteru by nabrały?
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 8 cze 2020, 12:14 przez Skir, łącznie zmieniany 2 razy.
I love the smell of bimber in the morning.

krkkonrad89
50
Posty: 74
Rejestracja: niedziela, 26 sie 2018, 21:23
Podziękował: 4 razy
Otrzymał podziękowanie: 5 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: krkkonrad89 »

Moja przygoda zaczęła się ok. 10 lat temu. Na jednej z nudnych nocek w pracy przypadkowo trafiłem na forum AD i mnie olśniło. Ja też tak mogę! Jak już mam w zwyczaju, gdy wpadnę na genialny pomysł od razu zaczynam go realizować. I tak po kilku dniach czytania stwierdziłem że jestem alfą i omegą destylacji, kupiłem najtańszy na alledro szybkowar z chłodnią i zacząłem działać. Na pierwszy ogień poszły stare dżemy, soki i kompoty. Jako że mieszkam w bloku a rodzice nie pozwalali... to musiałem działać w rodzinnym domku letniskowym. Pewnej nocy nadszedł czas na pierwszą destylację, odpaliłem sprzęt i wraz z kuzynem czekaliśmy na pierwsze krople. Oczywiście pierwszą setkę wylałem, potem przedgon no i nasza cierpliwość się skończyła. Zaczęliśmy popijać prosto z chłodnicy :O ale była zabawa :D niestety następnego dnia nasz entuzjazm rozwiał kac morderca i niesamowity ból głowy. Nie chciałem się poddać od razu więc zrobiłem jeszcze kilka nastawów. Niestety z podobnym skutkiem. Potem sprzęt zaczął się rozlatywać a ja miałem coraz mniej czasu i zajawka mi minęła.

Do hobby wróciłem po ślubie, niecałe dwa lata temu. Teściowie mają gospodarstwo i sporo wolnego miejsca. Jak już oswoiłem ich z myślą co chce u nich robić to poszło gładko. Kupiłem miedzianego pot stilla z kegiem 50l, dedukowałem się trochę lepiej niż ostatnio i zacząłem zabawę. Tym razem wychodzi mi to znacznie lepiej. W przeciągu dwóch lat trochę się rozwinąłem, dorobiłem kocioł 150l z płaszczem wodnym, całkowicie zrezygnowałem z cukru na rzecz owoców i zboża. Zainwestowałem też w kamionki. Odkryłem u teściów dwie stare kamienne piwniczki i jedną z nich zagospodarowałem pod leżakowanie swoich trunków. Pierwsze beczki już zamówione a na zalanie czeka whisky że słodu wędzonego i rum z melasy.

Co będzie w przyszłości to zobaczymy. Puki co czerpie radość z tego co mam i nadal się uczę studiując forum. W najbliższym czasie chciałbym spróbować destylacji na kolumnie półkowej i alembiku. A w odległej przyszłości marzy mi się własna mała winnica. Posadziłem już próbnie kilka sadzonek. Może uda się to kiedyś rozwinąć :)
Awatar użytkownika

JanOkowita
2500
Posty: 2680
Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
Lokalizacja: PL
Podziękował: 307 razy
Otrzymał podziękowanie: 432 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: JanOkowita »

Odświeżam temat, czas płynie.
Zapraszam do mojego sklepu: https://alkohole-domowe.pl Pokolenie Silver jeszcze daje radę:)
online
Awatar użytkownika

rozrywek
4500
Posty: 4905
Rejestracja: niedziela, 25 kwie 2010, 09:02
Krótko o sobie: lubię cos sposocić, a potem to wypić( w doborowym towarzystwie)
Ulubiony Alkohol: Chivas Regal, dobra psotka, czasem mineralka gazowana
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 561 razy
Otrzymał podziękowanie: 844 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: rozrywek »

Trylogia Rozrywka
Część pierwsza: Ogniem i mieczem.


Wino.
Najpierw było wino. W domu były 3 balony jeden 50L i dwa ok. 35l
Mama robiła wino z czarnych i czerwonych porzeczek.
A ja brzdąc lat 12 zacząłem przygodę z tym oto.

Moje pierwsze wino to chyba mirabelki.

Zgniecione zadane grzybki winne i nakryte ściereczką.
Poranek nastał i mama mnie budzi: synu wstawaj i sprzątaj.
Tak z 5L nastawu na podłogę mi wywaliło, lepiło się niemiłosiernie.
Biedny mały Adaś ze szmatą jechał myjąc wszystko. Ale nastaw pracował.
Wyszło takie wytrawne. Oczywiście pamiętam jak mozolnie drewnianą łopatką wybierałem pestki z balonu w trakcie fermentacji.

Potem zlewanie, klarowanie. Nie leżakowało za długo, sąsiadki wszystko wytrąbiły bo mama była dumna że dzieciak zrobił winko sam.

Miałem książkę, cienką taką z przepisami i podstawami fermentacji. Coś jak skrócony Cieślak.
Mama podpowiadała trochę uśmiechając się pod nosem. Dobrze że nie łobuziak, ma hobby to niech sobie w rurkę patrzy.
Podpowiadała doradzała, ale na tyle abym sam się uczył, nie na gotowe.
Piękne było to że wszystko rękoma było zrobione i zapracowane.
Zamiast kieszonkowe wydać na lody ja miałem drożdże winiarskie. Zamoyskich.

Takie jakie wtedy na rynku były, Tokaje, Malagi, Madery, Sherry i uniwersalne.
Uwielbiałem jeździć na wieś do znajomych, i tam za pomoc przy pracach polowych zawsze dostawałem coś. Sam sobie zbierałem w sadzie różne owoce, stare zapasy suszone w duchówce też dostawaliśmy, niby na kompot. Wiadomo było co z tego robiłem.

Wszystkie słoje, słoiki damy, małe balony zostały skonfiskowane na moje potrzeby.
Robiłem ze wszystkiego co się dało, drobne parolitrowe nastawy, sokowirówka w domu była to najczęściej był to moszcz. Owoce były do dużych balonów tylko.

Największym problemem było uszczelnianie tych słoi z szerokim otworem, gumowe czy plastikowe pokrywki, przyklejane podkładki, korki od butelek jako podtrzymajka rurki fermentacyjnej, plastelina, butapren. Taśma klejąca, kreatywny dzieciak byłem, nie powiem. Woskiem zalewałem również.

I przyszło ogniem i mieczem. Dosłownie.
Pożar. Ogień zabrał co chciał a miecz wykosił resztę.
Nie było wtedy łatwo, wszystko musiało poczekać.

Potem trochę podrosłem, Już jako 16-latek mieliśmy paczkę. Każdy z nas miał na wsi jakąś rodzinę, gdzie trzeba było czasem pojechać pomóc i oczywiście wrócić ze swojszczyzną i jakimiś owockami.
Mało u mnie się robiło przetworów, ale w mojej paczce rodzice kumpli robili sporo dżemów, marmolad, kompotów. Zawsze syn był wysyłany do piwnicy po ziemniaki, także nasze mamy nie wiedziały ile czego tam jeszcze mają.

Kryptonim chomik. Podbieraliśmy cukier z domu i znosiliśmy do piwnicy. Małą łyżeczką też się najesz. I my tak robiliśmy. Najlepsze żniwa to były w czasie robienia przetworów, wtedy cukru w domach było sporo i owoców różnych multum. A my chomikowaliśmy cukier.

Najfajniejszy był cukier puder. Nigdy żadna z naszych mam nie wiedziała ile tego ma w zapasie.
Całe paczki znikały z szafek, a nasze kochane rodzicielki wysyłały nas do sklepu po nowe.
A nasze mamy? Gdzie są chłopaki? Albo na boisku, albo w piwnicy.

Ewaluacja i kreatywność. Jeden mądry spuścił ojcu 5L wina gronowego, dobre było na tyle że z boiska zapomnieliśmy piłki zabrać, spuścił następne 10L. Ale co teraz?
45L litrów wina a my wytrąbiliśmy 15. Dolał wody ciołek i wyszło niekolorowo. Wpadłem na pomysła i wlaliśmy tam całą butelkę soku z Herbapolu, najbardziej ciemny jaki był w sklepie.

Ojciec kumpla oczywiście się kapnął, wkurzył się ale zrobił mądrą rzecz. Był kierowcą PKS i miał małe rancho z winnicą. Zabrał nas tam i kazał odrobić u siebie to co mu zakosiliśmy.
Jeden płot naprawiał, 3 przekopało działkę, ja pieliłem grządki.
I dał nam balon, ten sam z którego mu syn tyle uciągnął.
Jeden jest wasz i te dwa moje. Nastawiliśmy 3 balony i on ich pilnował.
Mogliśmy tylko patrzeć na te nasze, prawdziwe grona które pracowały.
Potem razem to zlewaliśmy, i nie wolno nam było tego tknąć, nauczyliśmy się wtedy cierpliwości. Od pana Bogdana. Macie truskawki, maliny, sami pozbieraliśmy, i robiliśmy szybkie winko.
A tamto dojrzewało.


Zakazany owoc smakuje najbardziej, i na to czekaliśmy.
Nagroda przyszła. Na wiosnę. Magnetofon z którego leciał Laskowik ze Smoleniem Albo Smoleń z Laskowikiem, piliśmy te winko i słuchaliśmy Kabaretu Tey.

Fermentacja cicha to była abstrakcja, po burzliwej nie było czasu na cichą, piłka boisko jedna musztardówka i bukłaczek z winkiem.
Ewaluacja trwała w najlepsze.



W międzyczasie pracowały inne, drobne nastawiki, a ten był dla nas świętym Grallem.
I warto było poczekać.


Wiosna czas porządków w piwnicach.
Mama jednego z naszej paczki robiła takie ilości przetworów że nie szło tego przejeść.
Ogórków, dżemów, kompotów, marmolad.
I syn tej oto na pomysł wpadł. Pootwierajmy trochę, dostanie powietrza a my zbierzemy łyżeczką z góry pleśń i zrobimy winko.


BLG. Kto wtedy myślał o tym.
Nauczyliśmy się jednego:
Inaczej BLG było mierzone. Sam na to wpadłem. Odlać trochę dolać odrobinę syropu.
Jak ruszy to jeszcze chwila, jak nie ruszy to jest gotowe.
Tak się wtedy mierzyło BLG.

Lobuziaki ale kreatywne.
Na logikę.
W międzyczasie ryż, żyto, nawet. Wszelakie owocki. Głównie ryż.
Ewaluacja trwała, zdaliśmy sobie sprawę że jednak wino się robi z winogron. Jakie wyjdzie takie wyjdzie. Nie zgadniemy tego.

Uczyliśmy się. Każdy z nas miał w swojej piwniczce, coś. Doświadczenia się składają na całość. Octu też sporo było. Nie zawsze wyszło tak jak chcieliśmy.
Piękne było co? a wsiadamy na rowery i jedziemy do lasu po jeżyny.
I z tego też nastawialiśmy.

Winogron wygrał w tym wyścigu. jednak.

Regularnie jeździliśmy oczywiście za darmo bo pksem na te rancho. Pielęgnowaliśmy. A po południu na boisko.

Finalnie dostaliśmy całą paczkę grzybków. Tokay bodajże. w wigilię.

Teraz wy. Chłopaki macie pole do popisu. A ja chętnie spróbuję.

I to nas nauczyło ewaluacji i cierpliwości.
Zostawić poczekać i pójść na boisko.

Następny będzie Potop.
pędzę bo nigdzie mi się nie śpieszy............

mat60
5
Posty: 6
Rejestracja: wtorek, 12 mar 2013, 09:38
Otrzymał podziękowanie: 5 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: mat60 »

Ewaluacja bimbrownika

Mieszkałem w odległości ok 40 km od stolicy nad rzeką Wisłą. Wedle opowieści mojego ojca w czasie okupacji na wyspach wiślanych określanych jako pierwsza i druga łacha, w nadrzecznych zaroślach składających się głównie z wierzby i topoli, z mąki razówki pędzono bimber. Niemcy bali się tam wejść a opału i wody było pod dostatkiem. Ponadto była to granica reichu i generalnej guberni. Odpadami skarmiano świnie a surówkę przewożono do okolicznego miasteczka do rektyfikacji a później do stolicy. Proceder ukróciła dopiero władza ludowa.
Odkąd pamiętam zawsze w rodzinie ktoś zajmował się pędzeniem. Oczywiście była to przysłowiowa kana od mleka i rurki miedziane (jedna na całą rodzinę a ta jest dość liczna) nawet ojciec kiedyś się ważnie poparzył oparami gdy próbował otwarcia kany, w której zatkała się rurka. Było trochę przerwy po tym wypadku i wizycie milicji.

Pierwsze gotowanie w moim wydaniu było w 1983 r. Ja po wojsku, brat zrobił nastaw i zaczęliśmy gotować a że trafił się jeszce znajomy to zaczęliśmy próbować. Zeszło nam się do rana a ja dopiero co zacząłem pracę w nowym miejscu . Jakoś udało mi się dojechać i pomimo tego iż pracowałem niecały miesiąc dostałem dzień urlopu.

Dwa lata później wiązłem ślub - oczywiście na weselu połowa wódki była z bimbru. Do regularnego gotowania wciągnął mnie drugi brat, który samodzielnie wykonał garnek z ko a dalej były to rurki miedziane. Najlepszy bimber wyszedł nam jak na skupie nie udało się
sprzedać malin. Maliny poszły do beczki i zaczął się cyrk bo zaczęły wychodzić na spacer, ale bimber wyszedł z tego pyszny.
W 2013 roku postanowiłem kupić własną aparaturę. Poczałkowo myślałem o zimnych palcach. ale trafiłem na forum i po około 2 miesiącach czytania zakupiłem aabratka od polecanego na forum producenta. Produkuję wyłącznie spirytus wykorzystywany do nalewek, których przepisy bardzo często pochodzą z forum.

Pozdrawiam serdecznie Stanisław
Ostatnio zmieniony piątek, 19 cze 2020, 22:22 przez manowar, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika

Góral bagienny
2500
Posty: 2875
Rejestracja: środa, 6 mar 2019, 20:40
Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
Ulubiony Alkohol: Owocówki
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 129 razy
Otrzymał podziękowanie: 549 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: Góral bagienny »

To może i ja coś skrobnę w tym temacie bo obiecałem KOLEDZE że napiszę :poklon;.
W mojej rodzinie nie było tradycji pędzenia więc ja byłem pionierem w przecieraniu szlaków.
Gdy miałem 19wiosen (kiedy to było :scratch: ) wódka była na kartki całe 0.5l na miesiąc na osobę :scratch:
Młodych proszę o nie podśmiechujki bo to prawda.
Coś trzeba było pić a tu posucha była straszna, za winem :patykiem pisane :trzeba było odstać z pół dnia :o
Mieszkałem w bloku na 4 ostatnim pietrze i pewnego dnia po powrocie z pracy coś poczułem :scratch:
Co to jest drożdże, piwo, bimber wino :scratch:
Po badaniach nosowych :D doszedłem do wniosku że ten zapach wydobywa się z mieszkania naprzeciwko.
Nigdy nie interesowałem się sąsiadami ale to był szczególny przypadek.
Po wypytaniu rodziców kto tam mieszka nieśmiało zapukałem do drzwi.
No i tu nastąpił szok otworzyła mi :fajna sąsiadka: a ja zapomniałem języka w gębie :silent: zamurowało mnie :love:
Gdy wreszcie zdołałem wykrztusić słowo okazało się że mąż pracuje za granicą :scratch:
Więc kto pędzi bimber :o :scratch: Zaprosiła do środka posadziła na wersalce i zaproponowała drinka :D
Człowiek spragniony wysokich % nie miał prawa odmówić :D
Po wypiciu łyka :scratch: nie wiem jak to opisać :scratch: %był ale waliło to drożdżami niesamowicie :angry:
Gadka gadka i okazało się że ma :aparaturę ; do pędzenia :punk:
To byłem już w siódmym niebie bo aparatura pod ręką no i :fajna sąsiadka:
Takie były moje początki :D Bardzo miło je wspominam :D
Aparatura to kolba szklana 4l pózniej chłodnica uszczelniona chlebem :D
Sporo tego naprodukowałem i nawet kumplom smakowało :scratch:
Dziś niektórzy mi wytykają że mój bimberek śmierdzi drożdżami pewnie to przyzwyczajenie do smaków dzieciństwa :hahaha:
Pózniej przesiadłem się na trochu większy metraż bo kolba miała całe 5l :D
Chłodnica z szkła została zastąpiona miedzianą.
Był wypadek kumpla z który mieliśmy wspólny sprzęt, został poparzony, PONIEWAŻ NIE PILNOWAŁ PROCESU
Dzisiaj pracuje na pot-stillu i miedzianym i alembiku.
Jest to mój wybór ponieważ nie lubię czystej, dla mnie okowita musi mieć charakter i takie mają owocówki :D
Ostatnio zakupiłem zbiornik z płaszczem :respect: dla wykonawcy :poklon; i zacząłem zacierać. Ale zboże jak dla mnie na 2 miejscu za owocówkami :D
Cały czas się rozwijam choć nie w kierunku 96% czyli kolegów długorurowców :D
Mnie interesuje smak, aromat, owoców, zboża, a tego niestety kolumny nie dają ;)
Jakby ktoś był ciekaw jak się zakończyło z sąsiadką to TYLKO pw
Pozdrawiam Góral :)
Wszystko co " wyprodukuje " nazywam BIMBERKIEM :D
online
Awatar użytkownika

rozrywek
4500
Posty: 4905
Rejestracja: niedziela, 25 kwie 2010, 09:02
Krótko o sobie: lubię cos sposocić, a potem to wypić( w doborowym towarzystwie)
Ulubiony Alkohol: Chivas Regal, dobra psotka, czasem mineralka gazowana
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 561 razy
Otrzymał podziękowanie: 844 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: rozrywek »

Destylaty
Potop wszystkiego, poznawanie nowości, i ogrom wiedzy której brakowało.
Pierwsza była kana na mleko rurka miedziana przylutowana do dekla. Prehistoryczna szklana ogromna spiralna chłodnica. Łączona z rurką kawałkiem gumowego przewodu. Taka aparatura.
Wielu z was poszło bardzo do przodu z technologią, Zp, Cm, Lm,Vm, Ovm.
Jestem pod wielkim wrażeniem. Sterowniki, nowoczesność, ko, nawet sterowanie przez telefon.
A ja zacząłem ewaluację dla niektórych może się wydawać że uwsteczniając się.
Nie. To był krok do przodu. Dążenie do doskonałości. Pierwszy bimber, bo to był bimber, śmierdzący typowy bimber, lepszy od reszty ale jednak bimber.

Ja postawiłem na prostotę, organoleptyczność i naturę.
Prąc do przodu cofałem się do genezy. Moja ewaluacja. Chęć lepszego. Wyszło mi dobre, smaczne przyzwoite. Wielu się zachwycało moimi wyrobami, a ja pomimo samozadowolenia w myślach mówiłem sobie: to jeszcze nie to.
Zacząłem od końca jak Hoffman trylogię. Od sprzętu. Skupiłem się na opanowaniu procesu, I to był błąd. Należało od początku zaczynać.
Wydawało mi się że poznałem co trzeba, opanowałem sprzęt. Rewelacyjne trunki wychodziły.

Zdawało się że jak się przejdę na trochę wyższy poziom to będzie super.
Tylko mi to namieszało w głowie
A ja z PS przesiadłem się na CM. Własnego projektu zresztą.
Na tym szkiełku starałem się osiągnąć perfekcję.

Poznałem sedno. Serce. Czyli najwartościowsza część urobku.
A potem przyszło olśnienie. Dobre sklarowanie.
Zacząłem wracać dalej.. Na tym się koncentrowałem. Na porządnym klarowaniu.
I z Cm przesiadłem się z powrotem na Ps.

Sprzęt tego nie oczyści choćbyś się zestrachał.
Jak można sklarować coś co i tak nie jest dobre?
Powróciłem do samego nastawu.
To było najlepsze co mogłem zrobić.


Tutaj nie ma ukrytego przesłania, ani krytyki tych co jadą na turbo i robią spirytus na kolumnie. Absolutnie nie mam nic do tego. Wielu poszło do przodu, tylko trochę inaczej.
Był i projekt o którym nie mówiłem nigdy chyba.
Jeden Dróżdż. Tak minimalna ilość grzybków aby to pracowało i 4 miesiące nawet.
Niech pracują powoli.
Następne cudo, zlewanie znad osadu co chwilę, codzienne lewarowanie, aby nie zasmrodzić nastawu. Efekty były takie sobie, ale spróbowałem.
Cukrówka na drożdżach winiarskich. Też miała miejsce. I to niejednokrotnie.
Abstrakcja dla niektórych, prawda? Bo można na turbo dowalić i w 24h na również uzyskać coś.
Ale to było coś. Musiałem spróbować .

Wiele robiłem eksperymentów.
Nastaw z chleba, z grochu, cukru przerobiłem mnóstwo.
Duch buraka jest fajny bo lubię, ale delikatny posmak a nie zapach skarpet i przegniłego drewna z domieszką rdzy.
Co mnie tak natchnęło? A wiejski obiad. Młodziutkie ziemniaki, jajko sadzone i ten świeżutki pachnący koperek. Prostota i pyszność w całej krasie. Wszystkie homary i te och ę ach pizdryki nijak się mają do takiego dania, niebo w gębie. A niby nic.

Owoce, wszelakie. Ewaluacja… hmm ciekawa rzecz.
A Sandomierz był blisko, i największa chyba giełda rolna to owoców mnóstwo. Zatrzęsienie w sezonie. Za grosze.


Finalnie, dotarło do mnie że wszystko jest ważne i ma znaczenie..
Zaczynając od materiału najlepszej jakości i kończąc na sercu uzyskanym z samego środka.
Serce musi mieć początek w samym zarodku. Do tego dotarłem. Do jak najlepszego urobku.

Potop, to był prawdziwy Potop.
Ja byłem jak Azja, zbuntowany, ostry, twardy i lekko szalony. Wszystkiego próbowałem. Tu kręciłem tam mieszałem, i przybył.
Mały sprytny, cierpliwy, bardzo cierpliwy rycerzyk. Odważny nie bał się do kozaka skoczyć.
I skopał mu tyłek.
Miód pitny Michał dwójniak wygrał z Azją, turbo kozakiem słynnym na całe włości. I jako Kmicic, Jako Babinicz i jako Azja. A tu mały bardzo skromny, dzielny człowieczek, szabelką wywalczył coś innego.
Kończ waść, wstydu oszczędź.
A waść nie skończył, poszedł dalej. W nastaw.
I w nalewki. O tym będzie ostatnia część Trylogii, o Panu Michale, pasji, cierpliwości i tym co jest najważniejsze.

I o tym by być cierpliwym, dać czas temu co czasu wymaga. Zostawić poczekać, nie gorączkować się. Najlepiej zapomnieć. Ewentualnie dokleić karteczkę :
nie otwierać przed Grudniem 2024.
pędzę bo nigdzie mi się nie śpieszy............
Awatar użytkownika

JanOkowita
2500
Posty: 2680
Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
Lokalizacja: PL
Podziękował: 307 razy
Otrzymał podziękowanie: 432 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: JanOkowita »

Góral bagienny pisze: Cały czas się rozwijam choć nie w kierunku 96% czyli kolegów długorurowców :D
Długorurowcy macie wyzwanie od krótkiej rury :punk: :crazy:
Zapraszam do mojego sklepu: https://alkohole-domowe.pl Pokolenie Silver jeszcze daje radę:)
Awatar użytkownika

psotamt
1150
Posty: 1183
Rejestracja: niedziela, 19 mar 2017, 20:59
Krótko o sobie: Żałuję tylko, że tak późno zacząłem smakować własne wyroby...
Ulubiony Alkohol: Zbożowy
Status Alkoholowy: Destylator
Lokalizacja: Mazowsze
Podziękował: 177 razy
Otrzymał podziękowanie: 394 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: psotamt »

Regalik.jpg
Moja, jakże krótka, bo tylko 3-letnia historia

Z alkoholem własnej produkcji stykałem się wielokrotnie na przestrzeni swojego życia. I nigdy te zetknięcia nie zapisywały się w sposób pozytywny w mojej pamięci. Aż do pewnego razu.
Otóż mój sąsiad przyniósł mi butelkę alkoholu podarowanego nam przez wspólnego znajomego. Miałem to traktować jak spirytus i rozcieńczyć do standardowych 40% i spróbować. Po raz pierwszy popularny bimber smakował dobrze. Zacząłem więc drążyć temat jak to powstało. Okazuje się, że nasz kolega zrobił sobie sam kolumnę typu Aabratek i goni na niej cukrówki.
Obydwaj z sąsiadem stwierdziliśmy, że produkt jest dobry i skoro nasz kolega potrafi zrobić coś takiego, to i nam powinno się udać. Z racji tego, że ja mam więcej wolnego czasu niż sąsiad, zacząłem zgłębiać internet w poszukiwaniu wiedzy. Dość szybko odkryłem forum AD i zaczęło się czytanie. Przyznam szczerze – zafascynowało mnie. Whisky, rum, żytnia, a nade wszystko czysty, o wysokiej jakości spirytus.
Po tak głębokiej analizie forum wybór był oczywisty: Aabratek. Zwłaszcza, że polecanego na forum producenta mieliśmy „na rzut beretem”. Przyjechała kolumna 60,3 mm w ociepleniu i goły jak święty turecki kocioł 50 l. Mycie, płukanie, armaflex na kocioł i pierwsze gotowanie nastawu z 12 kg cukru najpierw u sąsiada. Naszym mentorem był kolega który podarował nam wcześniej swój produkt i u którego jakiś czas zaopatrywaliśmy się. Poszło, wyszło porównywalnie i było całkiem pijalne. Każde następne gotowanie to była nauka i ewolucja umiejętności poparta dalszą lekturą forum. „Kompendium wiedzy w pigułce” Lesgo umiałem prawie na pamięć, a cukier zastąpiła dość szybko glukoza. Do cukru nie wróciłem już nigdy. Pierwszy mój alkohol jaki zawędrował na stół to była cytrynówka
Cytrynka.jpg
Tak było przez kilka miesięcy. Spirytus wychodził doskonały i jego pędzenie stawało się nudne. A ja czytałem dalej i zgłębiałem tematy traktujące o kolumnie półkowej, bo za jej pomocą można było otrzymać znacznie ciekawsze produkty. Konsekwencją tej lektury był zakup u tego samego producenta kolumny półkowej i oczywiście kotła 50 l z płaszczem olejowym. To było to! Teraz mogliśmy rozwijać skrzydła.
Na pierwszy rzut poszły ześrutowane zboża: żyto, pszenica, jęczmień i kukurydza. Wszystko przedestylowane na półkach, a potem większość na Aabratku na spirytus, na czystą wódkę. Część tylko jęczmienia zadębiłem i odstawiłem na rok do starzenia. Choć przyznam, że wątpliwości miałem ogromne, bo surowiec wlewany na wiórki niczego dobrego nie przypominał. Ale po roku było bardzo ciekawie. Za to podanie na stół wódki czystej z żyta czy pszenicy i powiedzenie, że to bez grama cukru, u wielu wywołuje spore zdziwienie. Jest satysfakcja!
Wódki.JPG
Jęczmienna.jpg
Potem miałem epizod ze skrobią ziemniaczaną i udało mi się otrzymać bardzo łagodną w piciu wódkę, mimo sceptycyzmu niektórych kolegów, że będę miał sporo kisielu do konsumpcji. Teraz wódka czysta ze skrobi ziemniaczanej jest na stałe w moim „repertuarze”. Poniżej film z mieszania skrobi w kotle z płaszczem, dla sceptyków :D
Dalej już było z górki. Zrobiłem rum z melasy z trzciny cukrowej, który nie najgorzej się zapowiada, zadębiony jest destylat z mieszanki jęczmienia i kukurydzy z niewielkim dodatkiem żyta – dojrzewa. Śliwowica, która wyszła mi dopiero w drugim roku prób.
Rum.jpg
Kolejnym etapem była zabawa z drożdżami Koji, które odkrył nasz kolega radius z AD. One właśnie bardzo upraszczają produkcję dobrego alkoholu przy niskim nakładzie kosztów i własnego zaangażowania. Przyznam też, że odstawione do starzenia kilka litrów wódki z ryżu z wiórkami dębowymi zapowiada się wyjątkowo apetycznie i interesująco.
Pisząc o destylatach nie sposób nie wspomnieć o nalewkach. Choć te robię dłużej niż własne destylaty, to odkrycie spirytusu z glukozy pozwoliło mi znacząco podnieść ich jakość i jednocześnie obniżyć koszty. W sumie mam nalewki z ponad 20 owoców, jedne lepsze, drugie mniej dobre, ale asortyment jest bogaty i daje sporo radości. Pigwowiec, czarna porzeczka, czeremcha, czarny bez (owoce), dereń to chyba te najsmaczniejsze i najwartościowsze.
Pisząc o nalewkach wypada wspomnieć o recyklingu owoców z których powstały. Otóż dzięki kociołkowi z płaszczem odzyskałem resztki alkoholu z owoców które zwykle wyrzuca się. Te resztki przedestylowałem na Aabratku i otrzymałem wódkę czystą o wyjątkowej łagodności i wspaniałym smaku.
To tyle jeśli chodzi o moją ewolucję, która nadal trwa. W planie bowiem mam zakup kilku beczek 50-litrowych do których chcę wlać destylat z żyta, słodu jęczmiennego, mąki ryżowej i może jeszcze z kukurydzy. Bez wątpienia w części planów zastosuję drożdże Koji, może coś zatrę na enzymach.
Podsumowując – zaczęło się od jednej butelki spirytusu cukrowego, a trwa fajna zabawa z wieloma surowcami. Przyznam, że zestaw Aabratek, kocioł z płaszczem i kolumna półkowa pozwalają zrobić prawie każdy alkohol o jakim można zamarzyć. Choć jest jeszcze jeden niezbędny aspekt produkcji dobrego alkoholu: wiedza. Tej, na szczęście, nie brakuje na tym forum akurat.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Zabieranie bogatym i dawanie biednym pozbawia jednych i drugich motywacji do pracy.

wilkołek
20
Posty: 23
Rejestracja: czwartek, 16 cze 2016, 09:35
Podziękował: 32 razy
Otrzymał podziękowanie: 36 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: wilkołek »

Dobry wieczór :)

Kiedyś.
Zabawa zaczęła się od kolegi sąsiada (jakkolwiek by to nie zabrzmiało...), który to przy bliższym poznaniu pokazał mi swoją piwnicę. Wyszedłem zachwycony, chociaż była tam zwykła kolumna jakieś 1,20m wzrostu, tajemnicze rurki, przewody itd.
Będę lepszy - postanowiłem. Byłem wówczas na etapie Wiedźmina, gdzie pewien wąpierz czynił cuda na swoich alembikach. I to słowo mnie zainspirowało. Wpisałem na pewnym znanym portalu aukcyjnym słowo "alembik" i znalazłem cudo - używana alquitarra. Kupiłem taboret gazowy, butlę turystyczną. Od kuzyna dostałem 20 litrów wina z malin, które to jego zdaniem nie nadawało się do picia. Przepuściłem. Raz.
Zapach, smak wpędziły mnie w samouwielbienie. Jednokrotnie pędzony destylat stał się hitem wszelakich imprez. Nie na długo oczywiście.
Jestem, byłem i będę fanem rumu. Spróbowałem więc swych sił z melasą. Szczerze nie do końca wyszło to, co wyjść miało, chociaż spożyte szybko zostało... Może za szybko, bo niedawno znalazłem resztkę destylatu sprzed dwóch lat i bardzo mnie zadziwił...
Kilka miesięcy później życie i własna niefrasobliwość zmusiły mnie do sprzedaży miedzianego cudeńka. Dwa dni później wpadło mi w oczy hasło konkursu na najlepszą piosenkę alkoholową. Resztę już znacie... :)

Dziś.
Na miedzianym cudeńku od Jana O. czynię tylko melasę. Stoi toto na kuchence elektrycznej, którą przepuściłem przez regulator mocy, do tego watomierz, dzięki któremu ustawiam moc na 280-320 Watów i właściwie codziennie coś tam kapie. Od córki pożyczam kamerkę wifi i zerkam na telefonie na temperaturkę, stan chłodnicy i "woltaż" destylatu.

Kochani,
hobby cudowne, a cała wiedza wyłącznie dzięki lekturze forum.

ps.
Żona uwierzyła, że zainstalowaliśmy fotowoltaikę, aby zaoszczędzić na rachunkach...
"Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich,
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie"

robert.michal
300
Posty: 308
Rejestracja: poniedziałek, 7 gru 2015, 21:14
Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
Podziękował: 41 razy
Otrzymał podziękowanie: 75 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: robert.michal »

Teraz ja !

Dorastałem w PRL gdzie jak pamiętam codzienne picie w pracy było czymś normalnym. Okolice sklepów usłane były kapslami i nakrętkami, przed okrągłymi budkami z piwem kłębiły się tłumy, dzień wypłaty to było wielkie narodowe pijaństwo. Jeden sklep monopolowy przypadał na 600 Polaków (wliczając w to niemowlaki), a dochody ze sprzedaży alkoholu to kilkanaście procent produktu narodowego Polski Ludowej.

Już jako nastolatek rozpocząłem swoją przygodę z wódką . Każdą wolną chwilę spędzałem na wsi, tam pomagałem w gospodarstwie Kuzynowi i byłem traktowany jak dorosły. Okazji do wypicia było mnóstwo, a to jechaliśmy z Kuzynem na skup sprzedać świniaki, po węgiel , nawozy itp. Był majętnym gospodarzem, więc miał mnóstwo kolegów do wypitki. Wielu też dorywczo pracowało u niego. Jak ktoś przychodził do pracy w polu, to dostawał dniówkę. Jednak obiad i podwieczorek z gorzałką też się należał. Pamiętam, że gdy Kuzyn najmował ludzi do pracy, miał w każdym rogu pola poukrywane flaszki. Osiągał tym sposobem niesamowitą wydajność podczas prac polowych i ludzie zawsze chętnie u niego pracowali.

Gdy przyszedł stan wojenny wiele rzeczy się zesrało, ale pierwszy cios poniżej pasa w Naród, to był alkohol od 13.00, (piwo wtedy nie było uważane za alkohol i można było doić od rana). Potem wprowadzono wódkę na kartki , bodajże pół litra na miesiąc i to był już nokaut.
Ale wiadomo Polak nie wielbłąd, pić musi. Gdy na ferie przyjechałem do kuzyna okazało się, że wstąpił do partyzantki i walczy z komuną. Nastawił cukier od stryja który pracował w cukrowni i dostawał cukrowy deputat. Z baniek na mleko zrobił aparaturę, w dekiel była wlutowana miedziana rurka zanurzona w drugiej bańce, która robiła za chłodnicę. Na wysokości ¾ był zaworek z ursusa do spuszczania gorącej wody. Zimną wodę przynosiło się wiadrem ze studni. Pierwszy nastaw poszedł w gardła w całości podczas odpędu. Bańka była 30 litrowa, a zawodników dwóch, nie wiem jak oni to przeżyli. Wielokrotnie pilnowałem aparatury, dorzucając do paleniska, dbając o chłodnicę , a zwłaszcza pilnując mocy destylatu :D . Kuzyn mieszkał na kolonii, ale koledzy z wioski szybko wyczaili, że dym z letniej kuchni jest jak wici w dawnej Polsce – natychmiast stawali zbrojnie na wezwanie. Trwało to do czasu, aż kuzyn zaczął grzać w parniku elektrycznym, nareszcie przestało schodzić na pniu.

Z rurki zawsze piliśmy nierozcieńczone. Co prawda odlewaliśmy pierwszą szklankę, ale potem leciał najwyższy procent, a więc najcenniejszy , więc wszystko aż do 35 procent było do spożycia. Dziś z jeziorka w głowicy kapią znajome smaki i zapachy, ale jest to wyłącznie przedgon do spryskiwaczy. Wtedy to stawiano na stół i wszyscy mlaskali. Wódkę, którą można było kupić w sklepie robiono wtedy z karbidu. A przynajmniej tak smakowała. Dlatego obowiązkowa wtedy była popitka, zakąska i mrożenie wódki. Dopiero po latach gdy zacząłem czytać niniejsze forum doceniłem w pełni mojego Mentora. Gdy np . w restauracji kelner przynosił mrożoną wódkę, ten zawracał go po taką nie z lodówki. Gdy zszokowany pytałem go o co chodzi Kuzyn odpowiadał tajemniczo: „ Wódka i kobitki powinny być ciepłe”.

Pamiętam jeszcze, że raz przyjechał Proboszcz po kolędzie, przyjmowaliśmy go w kuchni. Chałupa wtedy jeszcze była sprzed wojny, kryta strzechą. Źródło ciepła to był piec w kuchni, a jego plecy były w sąsiednim pokoju, gdzie mieszkała Ciotka. Była sroga zima więc ten pokój był jedynym miejscem w obejściu, gdzie mógł fermentować zacier. W pewnym momencie Ksiądz zarządził poświęcenie domostwa i z kropidłem raźno ruszył do pokoju Ciotki. Po otwarciu drzwi stanął jak wryty i błogi uśmiech zagościł na jego twarzy. Okna już od końca lata były uszczelnione mchem i nieotwierane, więc wokół roztaczał się boski zapach fermentującego ziarna. Do pieca były przytulone baniaki z bulgoczącą zawartością .
Dobrodziej szybko się ogarnął, nie skomentował tego nawet słowem, natomiast ze szczególnym namaszczeniem pokropił beczułki. Ostatecznie do kosza z wiktuałami jaki mu przygotowała Ciotka, Kuzyn dorzucił gąsiorek swojego bimbru.

Od kochanej Ciotki zawsze wracałem jak tragarz – pudło z jajkami, każde owinięte w kawałek gazety, kogut lub kaczka, śmietana, nawet wór mąki na plecach– apetyt miałem za trzech, a wszystko było na kartki. Natomiast Kuzyn dawał to co miał najlepszego - bimber. Jedną taką flaszkę jakoś zapodziałem i bardzo zaskoczył mnie niesamowity smak bimbru, który zdążył się zestarzeć. REWELACJA. Przez lata był to dla mnie ideał. Pobiła go dopiero po latach łącka śliwowica. Wybraliśmy się z moim serdecznym kolegą na narty w okolice Mszany, mieszkaliśmy u jego dostawcy, u którego zamawiał towar. Dostawca chciał go dobrze ugościć , bo mój kolega to fajny chłop i nie realizował polityki firmy, nie maksymalizował zysków, tylko uważał, że dostawcy też powinni godziwie zarabiać. Dostawca przestrzegł nas, żebyśmy nie kupowali przygodnie śliwowicy, bo dla swoich mają lepszy towar, i on wie gdzie kto robi i jak, mamy się zdać na niego. Przez 10 dni co wieczór po nartach krążyliśmy po okolicy i poznawaliśmy miejscowe smaki. Byliśmy wtedy młodzi, z mocnymi głowami i dużą praktyką. Górale to bardzo życzliwi, gościnni ludzie, ale jak piją to piją. Za wielu szczegółów nie pamiętam, choć wtedy dokładnie poznałem ówczesne tajniki wytwarzania łąckiej w tej okolicy. Śliwowicę piliśmy szklankami, popijaliśmy gorącą herbatą ze śliwowicą, człowiek wesoło spędzał czas, usypiał szczęśliwy i budził się bez kaca . Magia.

Obecnie moją pasją są nalewki, czystej nie tykam. Wszędzie szukam owoców. Nawet jadąc samochodem zamiast uważać na drogę bezwiednie patrzę po rowach jak rośnie głóg, róża, czeremcha, czy dziki bez. Zapisałem cały zeszyt zrobionymi nalewkami, ale muszę go spalić. Gdyby żona policzyła litraż zrobionych nalewek i zestawiła to z nędzną zawartością szafek – musiałbym zniszczyć aparaturę.

Bardzo chciałbym napić się z moim Kuzynem wódek, nalewek zrobionych przeze mnie , jednak nie mogłem tego zrobić. Alkohol z czasem zdominował jego życie i ostatecznie był przyczyną śmierci. Czasem tylko odwiedza mnie we śnie.
KALKULATOR NALEWKOWY : https://nalewkidomowe.com

bociann2
500
Posty: 523
Rejestracja: wtorek, 26 kwie 2011, 12:59
Krótko o sobie: Jestem okropnym człowiekiem, tak mi kiedyś mawiali.
Ulubiony Alkohol: Piwa
Status Alkoholowy: Student Bimbrologii
Lokalizacja: Jedyna taka w Polsce...
Podziękował: 15 razy
Otrzymał podziękowanie: 62 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: bociann2 »

@robert.michal
Jesteś mistrzem literackiej( bez żaluzji żadnych) opowieści, jak dla mnie.
Wspaniała historia, pięknie opisana. Zazdroszczę Ci.

robert.michal
300
Posty: 308
Rejestracja: poniedziałek, 7 gru 2015, 21:14
Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
Podziękował: 41 razy
Otrzymał podziękowanie: 75 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: robert.michal »

Pamiętacie „Powrót do przyszłości 2” ?

Mój Kumpel kręcił się podczas realizacji tego filmu wokół planu (pomocnik pomocnika oświetleniowca). Otóż twierdzi, że podczas zdjęć próbnych, reżyser wielokrotnie testował na nim ten wehikuł czasu i dzięki temu dowiedział się sporo o przyszłości. Zawsze jak się spotykamy, to po drugiej flaszce zaczyna opowiadać co się zdarzy. Wie wszystko o wszystkim co będzie i przy każdej okazji mi powtarza: „Ja wiedziałem, że tak będzie, Ja wiedziałem”. Tylko numerów Totka nie spisał, Cymbał jeden.

Więc skoro padło pytanie o nadchodzące 12 lat to powiem Wam, że będzie się działo. W dodatku niniejsze forum odegra decydującą rolę w najbliższych dziejach naszej Ojczyzny.
Może nie wszystko przedstawię chronologicznie, bo Kumpel na trzeźwo skubany nie chce nic powiedzieć, dopiero po drugiej flaszce rozwiązuje mu się język. Niestety mówi wtedy nieskładnie, a ja też wtedy średnio przyswajam.

Gotowi na małą wycieczkę? Zapnijcie pasy, startujemy:

Niebawem moda na alkohol własnej produkcji osiągnie takie rozmiary, że szczytem obciachu będzie postawienie na imieninowym stole butelek z banderolą. Rząd będzie musiał zalegalizować narodowe hobby Polaków - bimbrownictwo. Zostanie postawiony pod ścianą przez Kulę , Herbatę, Zygmunta którzy aparaturą nasycą rynek. Nie da się zamknąć całego narodu .

Dzięki przemyślanej polityce rządu nasz kraj już wkrótce stanie się mocarstwem bimbrowniczym, deklasując taką potęgię jak Rosja. Naczelny ekonomista kraju w końcu zobaczy , że Państwo znacznie większe przychody osiąga z akcyzy na alkohol niż z podatku PIT. Stwierdzi, że Polacy mogą pracować albo pić. A wiadomo, trzeba dbać o budżet państwa, więc niech piją zamiast pracować.

Tu małe ostrzeżenie. Nie dajcie sobie wszczepić chipów o których się robi coraz głośniej. Jak Kumpel się przeniósł w czasie, to niestety go złapali i mu to wszczepili, pokazywał bliznę. Wg niego najważniejszą funkcją będzie stałe monitorowanie zawartości alkoholu w organizmie. Do tego będzie wykorzystana sieć 5G oraz wielkie centra informatyczne firm Google i Microsoft. To był najważniejszy cel ostatniej wizyty w USA , nawijki o Forcie Tramp są zwykłą ściemą.
Jednostki aspołeczne, abstynenci będą poddawani resocjalizacji. Będzie do tego wykorzystany stary film o delirium tremens (https://www.youtube.com/watch?v=RhevWlANpPs) z odpowiednio spreparowanym komentarzem podkreślającym skutki odstawienia od alkoholu. Stara dobra szkoła propagandy.

Kumpel twierdzi, że nasz rząd już od dawna przygotowuje się do nacjonalizacji bimbrowni. Tak nacjonalizacji, bo cwaniacy owszem ogłoszą amnestię i zalegalizują bimber, jednak każdy właściciel aparatury będzie musiał miesięcznie wyprodukować określoną ilość alkoholu i darmo przekazać go tym, którym go obiecano podczas kolejnych wyborów. Tak bo po 500+, Wczasach +, Emeryturach + i kolejnych wynalazkach pieniądze już nie zmobilizują Suwerena. Ale to przecież Polska, są rzeczy ważne i najważniejsze. Więc przyjdzie pora na Spirytus +. Ten program będzie ostatecznie gwoździem do trumny PIS, ale o tym napiszę na końcu.

Ważniejsze co rząd zrobi z bimbrownikami, bo w planach to bimber ma odmienić Polskę i zapewnić wieczne rządy dla swoich.

Więc tak: już dziś program PEGASUS zakupiony rzekomo do walki z terrorystami, w polskiej wersji nie reaguje na takie słowa jak bomba, trotyl, lecz uaktywnia się, gdy pada słowo zacier, bimber, psota . Wszystkie maile, rozmowy telefoniczne, fora bimbrownicze od dawna są inwigilowane przez PEGASUSA, który tak naprawdę jest tylko drobną wtyczką globalnej sieci wywiadu elektronicznego ECHELON działającego od lat 90.

W ten sposób z czasem zidentyfikują wszystkich bimbrowników w Polsce. Aparatury destylacyjne będą coraz bardziej nasycone elektroniką. Łącząc się przez Wi-Fi z siecią, zostaną zainfekowane trojanami szpiegowskimi i odpowiednio zmodyfikowane. Rząd wykorzysta to do stworzenia baz danych zawierających całą działającą aparaturę destylacyjną w Polsce. Specjalne algorytmy będą wykrywały charakterystykę poboru prądu i zużycie wody. Nagrane będą drgania jakie wytwarza konkretny aparat, szacowana będzie ilość wytworzonego alkoholu. Na tej podstawie uznaniowo będzie naliczany należny podatek, pieniądze automatycznie będą odsysane z konta. Do drzwi regularnie będą pukać sąsiedzi po swoje przydziałowe litry spirytusu, które kiedyś zagwarantował im Prezydent.
Przykro mi to pisać, ale niejeden z Nas dostanie w ryj od sąsiada, za rzekomo złą jakość darmowej wódki.

Nieliczni będą próbować walczyć z systemem, reaktywując po lasach starocie bimbrownicze powyciągane z piwnic i strychów. Rząd do walki z nimi wykorzysta drony, których kiedyś używał do namierzania spalania śmieci w piecach. Wystarczy lekka modyfikacja oprogramowania i drony będą bezbłędnie identyfikowały substancje ulatniające się podczas destylacji.

W między czasie Totalna Opozycja podejmie desperacką próbę zamachu na Polską tradycję, wartości , na podstawę racji istnienia Państwa. Co gorsza spróbuje zniweczyć cały dorobek Polskich Bimbrowników.
Nasz kraj stanie na krawędzi katastrofy, a wszystko niestety zaczęło się od naszego forum i wpisu jednego z moderatorów o azjatyckich super drożdżach Koji, umożliwiających zacieranie na zimno. Drożdże zaczną zyskiwać na popularności, w końcu jeden powszechnie znany Forumowicz, czasowo odcięty od aparatury i w akcie desperacji pijacy nie do końca przefermentowany zacier zauważy, że przez długi czas po degustacji po każdym posiłku czuje się jakby dodatkowo łyknął coś mocniejszego. Po prostu te chińskie drożdże na stałe zadomowią się w jego organizmie i tygodniami będą wytwarzały alkohol z każdego posiłku jaki zje. Rzecz się błyskawicznie rozniesie i wszyscy zaczną eksperymentować, powstanie mnóstwo kalkulatorów, poradników jak w sobie wyhodować takie grzybki, jak je skutecznie rozmnożyć, czym je dokarmiać.
Kumpel opowiadał, że Młodzież masowo będzie je nabywać, gdyż odpadnie dyganie do sklepu i targanie butelek, prawie darmo można się będzie nawalić. Kobiety uwierzą że to wspomaga odchudzanie, Emeryci w końcu będą na legalu alkoholizować się w barach mlecznych, Osadzeni bezkarnie będą na bani przez cały okres odosobnienia.
Cała Polska będzie ciągle na rauszu za friko i to w tym będzie najlepsze. Wystarczy tylko raz posypać sproszkowanymi drożdżami kanapkę, a potem w miarę regularnie podjadać jabłka jak ktoś chciał by się upijać calvadosem, śliwki, gdyby ktoś gustował w śliwowicy itp. W końcu wyda się, z czego Polmosy robią najtańsze wódki. Otóż najgorszy kac przyszłości, jak twierdzi mój kolega, był po cebuli, zupkach chińskich i spleśniałym chlebie.

Według kumpla to Totalsi gorąco propagowali nowe formy alkoholizowania się, i to z dużym sukcesem. Tradycje bimbrownicze mocno podupadły, aparaturę można było kupić za bezcen, nie było chętnych do kultywowania szlachetnej sztuki destylacji. Państwo stanęło na krawędzi bankructwa. Do tej pory Polacy z zapałem pobierali różnego rodzaju zasiłki na dzieci, teściową, rybki w oczkach wodnych. Z jeszcze większym zapałem momentalnie oddawali je państwu pod postacią akcyzy za alkohol. Teraz ten strumień pieniędzy zaczął wysychać.

Tylko zdrowa część Narodu, prawdziwi patrioci, oparła się tej zgniliźnie moralnej. Nie wyobrażali sobie, że mieli by siedzieć przy grillu i wznosić toasty jabłkami. W dodatku co zrobić z delikwentem, który się spóźnił i jest dwa okrążenia do tyłu. Normalnie dostał by karniaka ze szklanki, lub kilka szybkich i po piętnastu minutach dogonił by peleton, a nawet przewodził, bo wiadomo jechał na skróty, ma więcej energii. A teraz miałby siedzieć i wcinać kilo śliwek?

Na szczęście wizjonerem okaże się Minister Zdrowia, niesłusznie oczerniany przez lata. Ten człowiek już przed laty przewidział, że podstawy bytu Narodu mogą być zagrożone. Dlatego wraz z żoną i bratem stworzył niezliczoną liczbę spółek, którym jako minister przyznawał wielomilionowe granty. Spółki pozornie nic nie robiły, najczęściej składały się z samego zarządu, jednak gromadziły pieniądze i przygotowywały się na właśnie taką sytuacje kryzysową.
W odpowiednim czasie będą w stanie opłacić dwóch studentów politechniki, którzy przeanalizują wszystkie opisane na naszym forum przypadki, gdy nastaw stanął i nie chciał fermentować. Na tej podstawie stworzą preparat, który będzie sukcesywnie rozpylany nocami z samolotów.
W sprawie tzw. chemitrails była nawet interpelacja poselska nr 16893. od niewtajemniczonego członka rzadu. Na szczęście odpowiednie służby zadzialały i ostatecznie uda się zwalczyć te zmutowane drożdże. Niestety preparat będzie miał skutki uboczne, i część osób zachoruje, podobnie jak kiedyś podczas pamiętnej pandemii. Znowu trzeba będzie pilnie kupować maseczki, skafandry, przyłbice, respiratory…
No i znowu można je będzie dostać tylko od instruktora narciarskiego i handlarza bronią….

Miałem napisać jak skończy PiS. Jednych zasmucę innych ucieszę, ale nieprędko. Kolega daty nie podał, ale twierdzi, że to wszystko przez wódkę i rządowy program „Spirytus +”, do którego społeczeństwo początkowo podejdzie entuzjastycznie. Ostatecznie, będzie jak w dowcipie o Polakach i złotej rybce. Nasi rodacy dostaną morze wódki czyli program „Spirytus +” bo nic ich już nie ruszy, nawet 500+ dla każdego na deklarowane dziecko. Potem dostaną ocean wódki czyli „Spirytus + +” . I wtedy dojdą do wniosku , że rządząca od lat partia już nic nie jest w stanie im dać, a w ogóle to zawsze ich nie lubili, te pieniądze co dostawali przez lata tylko ich obrażają. Więc trzecim życzeniem będzie dajcie jeszcze pół litra i spier…. .

A kto doszedł do władzy potem, a zwłaszcza jak to się dalej potoczyło nie napiszę, bo sam w to nie mogę uwierzyć …… Zresztą Kumpel jak mi to powiedział, to potem wstawiał jedynkę na mój koszt, nadal jest obrażony i mnie nie odwiedza….. :(
KALKULATOR NALEWKOWY : https://nalewkidomowe.com

przegab
200
Posty: 212
Rejestracja: niedziela, 5 kwie 2015, 09:26
Podziękował: 2 razy
Otrzymał podziękowanie: 20 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: przegab »

Perełka kolego!
Gdyby kol. @S.Lem jeszcze był wśród nas, pomilczał by pewnie bezsilny.
A ja? Cóż, pewnie wezmę parę worków jęczmienia i "złapię się roboty" zanim się owe proroctwa spełnią , jak też radziła ma babcia na okoliczność, gdy się nie da myśli w słowa obrócić.
Awatar użytkownika

zielonka
900
Posty: 921
Rejestracja: czwartek, 22 lis 2012, 16:41
Krótko o sobie: niecierpliwy kombinator
Ulubiony Alkohol: whisky
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 83 razy
Otrzymał podziękowanie: 241 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: zielonka »

Gdzieś w przepastnych czeluściach tego forum jest temat HISTORIE ZIELONKI i tam zamieściłem swoją drogę do spirytu.
Miałem ja tu umieścić po jakiejś kosmetyce i dopisaniu ciągu ostatnich lat - bo wydawała się dość wesoła ale po popisie Roberta z Michałem aż szkoda coś dopisywać. To ewaluacja całego narodu i dalekosiężny skutek naszych działań, tak zgrabnie skoncentrować całą tę wariacką rzeczywistość to i radość i zazdrość. Pocieszam się że jest was dwóch.
P.S
Przypominam że to konkurs i komu sie post robertamichała podoba to daje podziekowanie.
Sam o tym zapomniałem więc uzupełniam.
Ostatnio zmieniony piątek, 3 lip 2020, 10:09 przez zielonka, łącznie zmieniany 2 razy.
Chciałbym lubić to co zrobię i robić to co lubię
Awatar użytkownika

.Gacek
2000
Posty: 2383
Rejestracja: niedziela, 18 paź 2015, 14:00
Krótko o sobie: Marzyciel
Ulubiony Alkohol: Własny.
Lokalizacja: Gorzów Wlkp.
Podziękował: 268 razy
Otrzymał podziękowanie: 338 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: .Gacek »

Przepraszam za offtop...
Brakuje mi dwóch historii.
Pierwsza to temat kolegi @arTii... mimo obszernego tematu strycho-piwniczki, chętnie bym przeczytał historię jego dotychczasowej pracy z destylatami oraz nalewkami... Nieskromnie powiem, że po jego postach i zdjęciach dażę go ogromnym szacunkiem.
Druga historia, to któraś z etapu życia świadomego i praktykującego alkoholika.
Oczywiście wiem, że niektóre tematy są przeznaczone do innych działów, ale wg mnie powinniśmy nawet w takiej zabawie uwzgledniać takie tematy.
Tak szczerze w sumie...
Pozdrawiam Gacek.
Awatar użytkownika

JanOkowita
2500
Posty: 2680
Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
Lokalizacja: PL
Podziękował: 307 razy
Otrzymał podziękowanie: 432 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: JanOkowita »

Zapraszam do mojego sklepu: https://alkohole-domowe.pl Pokolenie Silver jeszcze daje radę:)

przegab
200
Posty: 212
Rejestracja: niedziela, 5 kwie 2015, 09:26
Podziękował: 2 razy
Otrzymał podziękowanie: 20 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: przegab »

Przepracowałem u jednego pracodawcy blisko 30 lat. Z tego jakieś 22 towarzyszył mi ON. Stał dumnie podłączony do sieci wodociągowej, z dyskretnym odpływem do kanalizacji i zasobnikiem na produkt właściwy.
Nabył GO przedsiębiorczy dyrektor, nazwijmy go Pierwszym, pnący się po szczeblach kariery i kładący podwaliny pod dobrobyt rodzącej się naszej kapitalistycznej ojczyzny. Genialny menadżerski umysł nakazał zakupić GO, miast wydawać krocie na wodę destylowaną, niezbędną w Kluczowym Procesie Technologicznym w naszym przedsiębiorstwie.
Widywałem GO rzadko, stał bowiem na piętrze dyrektorskim w toalecie męskiej, tuż przy pisuarze. Menadżer zaś nasz światły, stosował zasadę - przyjdź z problemem - wyjdź z zadaniem, zatem piętro dyrektorskie odwiedzałem z uzasadnioną niechęcią. A, że ludzie mają szczególną skłonność do refleksji w toalecie, kibla z dyrektorskiego piętra unikałem jak ognia - jak to się kiedyś mądrze mówiło - " choćby się zesrać".
Najgorsze, rzec by można - szczególnie gówniane zadania wpadały od Pierwszego, gdyś się napatoczył mu przy pisuarze lub w sąsiedniej kabinie.
Tak mijały lata. ON tam cierpliwie pracował w trybie 24/7 a jam go widywał nieczęsto.
Aż nastał nowy dyrektor, nazwijmy go Drugim. Zarządził przebranżowienie, gdyż Kluczowy Proces Technologiczny stał się wyjątkowo nieopłacalny i opanowany przez nieuczciwą konkurencję.
ON zaprzestał działania w jakimkolwiek trybie ale pozostał na stanowisku, w przeciwieństwie do szefa... Gdy i po Drugim wspomnienie się zatarło a Trzeci siedział gdzieś w głębokiej... Europie i odwiedzał nas na langłidżem prowadzonych confcallach, nastał czas wielkich ruchów ludności korporacyjnej. Rozproszone centralizowano, centralne przenoszono a jak coś w tym wszystkim cokolwiek przeszkadzało to owe coś likwidowano.
Kibel z dyrektorskiego piętra przestał być niebezpieczny. Mój zespół został przeprowadzony na nie i odtąd widywałem GO często. Zanim szkodliwe opary moczu zatarły napisy na tabliczkach znamionowych, dowiedziałem się o NIM wszystkiego co producent zechciał wyjawić - ile l/h, W, czego nie robić podczas pracy urządzenia a co robić w przerwach itp.

Smutny los spotkał pozostałości linii Kluczowego Procesu Technologicznego, tej co ją Pierwszy słusznie wdrożył.
Wdrożył to niech i posprząta - tak czasami życie się układa. Na korytarzu w roli sprzątającego spotkałem Pierwszego jako doradcę zleceniobiorcy podwykonawcy kontrahenta.
Pruli wszystko co się dało i sprzedawali gdzieś w trzecim świecie. Tylko ON się został.
Zapytałem kiedyś Pierwszego czemu GO nie opylą w świat? Miałem cichą nadzieję, że wytargam GO jakoś cichaczem do garażu albo odkupię po cenie złomu. A on mi na to: po pierwsze to nie mogą, bo go nie ma. Kiedyś go komisja inwentaryzacyjna szukała ale nikt nie wpadł na to by do kibla zajrzeć i go wykreślili z ewidencji a po drugie to ON... dawno nie działa. Zepsuł się po pół roku pracy a pogłębiona analiza ekonomiczna wykazała, że remont jest nieopłacalny. Stał dla niepoznaki w stanbaju a wodę, zamiast z NIEGO, lali po przegotowaniu i ostudzeniu z kuchennego czajnika. Zanim czajnikówka zajechała aparaturę Kluczowego Procesu Technologicznego, Drugi posłał ją już do skansenu.
Historię tą opowiadam bo zmieniła moje życie. Gdy prawda wyszła na jaw, już nie było na co czekać - liczyć, że ON będzie MYM.
Szukając w sieci informacji o NIM trafiłem na pewne forum które uzmysłowiło mi jakie jest optymalne zastosowanie podobnych aparatów. Nagrodę jubileuszową za ćwierć wieku sikania w korporacji przeznaczyłem na zakup swojego destylatora. Zacząłem zdrowo się odżywiać, stawiając na domowe produkty. Wszelaki slowfood- swój chleb, jogurt, ser, warzywa z grządki.
Po tylu latach czekania odstawienie trunku na 2-3 albo nawet 12 lat nie przerażało mnie wcale, więc nie piję dużo - sklepowe paskudne a domowe dojrzewa. Ostatecznie rzuciłem pracę w korporacji i odtąd sikam gdzie mi się podoba, czego i Wam gorąco życzę.

arTii
1250
Posty: 1265
Rejestracja: czwartek, 19 lip 2018, 19:55
Krótko o sobie: Blisko 50 lat na karku zobowiązuje do spożywania trunków o podobnym stężeniu ;)
Ulubiony Alkohol: od jakiegoś czasu- mój własny :)
Status Alkoholowy: Producent Domowy
Lokalizacja: podkarpackie
Podziękował: 61 razy
Otrzymał podziękowanie: 154 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: arTii »

.Gacek pisze:Brakuje mi dwóch historii.
Pierwsza to temat kolegi @arTii... mimo obszernego tematu strycho-piwniczki, chętnie bym przeczytał historię jego dotychczasowej pracy z destylatami oraz nalewkami... Nieskromnie powiem, że po jego postach i zdjęciach dażę go ogromnym szacunkiem.
Hmmm... zostałem nie tylko wywołany do tablicy, ale jeszcze miło połechtany :)
Ale jak to zwykle w życiu bywa tutaj akurat jest mało ciekawa opowieść.
Zaczyna się od tego, że zdarzało mi się popijać mniej lub więcej, ale z mocną głową i szybkim trzeźwieniem jakoś nie miałem z tym nigdy problemów. W tym popijaniu stroniłem ze wszelkich sił od bimbru. Po prostu mi nie smakował - odbijało mi się, później przez dwa dni.
Jak bimberek był tzw. "dobry", to po podniesieniu kieliszka na odległość 20cm od nosa już wiedziałem, że tego nie wypiję. Jak był kiepski, to nawet ze stołu kieliszka nie podnosiłem - szkoda fatygi skoro i tak się nie napiję. Generalnie piłem czystą lub niezbyt drogą whisky z colą (później z sokiem jabłkowym). Za piwem też generalnie nie przepadałem. Jednak pewnego roku (3 lata temu) pojechałem na festiwal Country w Wolsztynie i kolega poczęstował mnie domowym trunkiem. Nie byłem już w stanie ocenić jakości tego trunku z wiadomych względów - miało zostać dla mnie kieliszek na rano, ale cóż... niektórych bardziej suszyło. Wydawało mi się że jednak każdy samogon śmierdzi, jednak postanowiłem spróbować.
Dokładnie 2 lata temu dojrzałem do tematu - wybierałem się na zlot motocyklowy i w dobrym tonie jest mieć jakiś swojski napitek. Wybrałem się wiec do sklepu gdzie coś do powiedzenia ma mój znajomy i poprosiłem o porządną aparaturę z zimnymi palcami itp...
Na szczęście pracownik sklepu uprzedzony, że przyjadę i jestem całkowicie zielony w tych sprawach, wypytał mnie co i jak, dał do spróbowania ze 3 różne trunki i okazało się że stałem się posiadaczem prostego aabratka, wiader do fermentacji i całej reszty.
Więc w tym momencie @Gacek - zaskoczenie? Tak swój alkohol mam zaledwie od 2 lat. Wcześniej robiłem nalewki, jednak ze względu na cen alkoholu w sklepie były to ilości oscylujące poniżej 10l rocznie.
Jednak kiedy miałem już kolumnę rektyfikacyjną, bardzo szybko wiadra zamieniłem najpierw na beczki 60l, a później 220l. Kolumna znalazła dość szybko nowego właściciela - kolegę któremu bardzo posmakowały moje trunki, ja zaś zamówiłem od @akasa nowy wypasiony sprzęt.
Obecnie mam w zasadzie cały sprzęt od niego - zbiornik, zbiornik z płaszczem, kolumnę zasypową, kolumnę półkową, głowicę dwustanową ze szklanym OLMem.
Ale najlepszy układ jest z moim serdecznym sąsiadem :) Kiedyś (od dość dawna) on pędził - kanka, wężownica itp. Wszyscy wokół zachwycali się jaki dobry trunek on pędzi. Tylko ja zawsze mówiłem - nawet nie próbuj mi tego polewać, bo zostanie w kieliszku :)
Teraz jak robi nastaw, to przychodzi do mnie po drożdże, dopytuje o szczegóły, a co jakiś czas moja aparatura spaceruje do niego żeby przepuścić, to co mu się zrobiło :)
Ja z kolei mogę rozwinąć skrzydła w nalewkach. @Gacek - wszystkie te nalewki co w piwniczce, to są świeże :) Stare nalewki (10 letnie) stoją w butelkach w barku - jest ich tylko kilka.
Lubię robić nalewki, z przyjemnością je spożywam - kieliszeczek lub dwa wieczorem.
Jest jeszcze jedno drobne ale... hmmm... może to powinno być napisane "Ale"
Jakieś 3 miesiące temu za sprawą kolegi @TUTEK uwarzyłem swoje pierwsze piwo (ze słodu nie z brewkita) i chyba mi posmakowało bo już 8 warka fermentuje :)
Tak więc historia ze zwrotami akcji, ale zapewne jak wiele innych.
Na forum trafiłem już po tym jak kupiłem sprzęt, jednak dzięki kilku osobom rozwinąłem skrzydła... Zaczynałem od zwyczajnej cukrówki, ale już mam za sobą i kukurydzę i jęczmień i śliwki i jabłka i rum i gin. Tak więc moje spektrum trunków które mam w domu jest dośc bogate, pomimo, że brandy mnie odrzuca, to calwados zrobiłem.
Tyle historii.
Teraz zaś trzeba zacząć pisać przyszłość. Jeszcze nie do końca wiem w jakim kierunku się wybierze moja czasoprzestrzeń, jednak nadal pozostanę przy cukrówkach - przy dużej ilości nalewek - taka jest dobra :)
Jednak coraz bardziej kręci mnie dobra whisky i burbon. Ten który jest w beczce niestety się powoli będzie kończył. I tutaj ukłony dla @DuchWina dzięki któremu moje nowe beczki zyskują szlachetności w jego winnicy.
Również nieocenioną pomoc zawdzięczam koledze @masterpaw2 - to on w zasadzie mnie kierował na początku. Bez niego nie wiem czy bym tak rozwinął skrzydła. @lesgo58 i jego biblia, @kmarian - docenienie moich starań, wyżej wspomniany @TUTEK, czy @akas.
Kilka innych osób z tego forum również miało wpływ na to w którym miejscu jestem.
W tym roku na pewno jestem zdecydowany na 2 beczki x50l każda. Jedna będzie raczej na burbona, druga być może na rum. Ale to wszystko czas pokaże. Na razie zaczęły się owoce, więc ratafia już się zaczęła robi, zaraz czarna porzeczka i inne owoce co do których jeszcze nie dotykałem swojej ręki, jednak mnie kuszą bardzo...
Ostatnio zmieniony wtorek, 7 lip 2020, 20:40 przez arTii, łącznie zmieniany 1 raz.
Pędzący hobbysta zajmujący się również odrobinę elektroniką.

Zamówienia i zapytania o sterowniki destylatorów email: info @ sterownikiWiFi.pl lub przez wiadomość PW
online
Awatar użytkownika

rozrywek
4500
Posty: 4905
Rejestracja: niedziela, 25 kwie 2010, 09:02
Krótko o sobie: lubię cos sposocić, a potem to wypić( w doborowym towarzystwie)
Ulubiony Alkohol: Chivas Regal, dobra psotka, czasem mineralka gazowana
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 561 razy
Otrzymał podziękowanie: 844 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: rozrywek »

arTii, doskonała ewaluacja, rozwijanie się.
To jest to o co mi chodziło!!!
Wywołali go do tablicy, a ten zdał na szóstkę.
Pięknie.
pędzę bo nigdzie mi się nie śpieszy............
online
Awatar użytkownika

rozrywek
4500
Posty: 4905
Rejestracja: niedziela, 25 kwie 2010, 09:02
Krótko o sobie: lubię cos sposocić, a potem to wypić( w doborowym towarzystwie)
Ulubiony Alkohol: Chivas Regal, dobra psotka, czasem mineralka gazowana
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 561 razy
Otrzymał podziękowanie: 844 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: rozrywek »

Pan Wołodyjowski.

Nalewki, nalewy maceraty. To jest koniec trylogii.
Azja, narwany odjechał na koniu i pozostał Pan Michał.

Czekający na tę swoją Basieńkę, tak jak różności, których było sporo, mnóstwo można rzec nawet.
Drobne ilości, w większości przesadzone w dawce, jeśli chodzi o owoce, tylko że ważny jest smak, zapach, aromat a nie to aby kopnęło.

To jest o cierpliwości i czasie. Coś zrób, zostaw i poczekaj.
Ileż tego człowiek narobił w życiu. Ile owoców nie spróbował.
Nie sztuka napić się gryzącej śliwowicy z chłodnicy, ale dać jej czas niech się ułoży.

Robiłem drobne nalewy ze wszystkiego co mi wpadło w ręce dosłownie.
Borówki, jeżyny, maliny, truskawki, często żurawina. Tarnina, jarzębina, dzika róża, pigwa, wszelakiego rodzaju zioła, przyprawy, nawet papryka zalana destylatem, ta ostra.
Rabarbar, chrzan. Najgorsze cytrusy. Nigdy nie wychodziły takie jakbym chciał.
Cytrynówka nigdy nie wyszła mi tak jak trzeba, Mandarynka jeszcze, pomarańczówka uchodziła.
Eksperymenta są zaje fajne. Wpierdzielić do słoja i zostawić. To jest główny nurt tej trylogii. Cierpliwość i czas.

Odkryłem coś pięknego, miód. Tak miód pszczeli. W sezonie są różne gatunki miodu i różny mają smak.
Zamiast cukru, miód. Jeden słoik zaprawiony Lipowym, drugi cukrem, zobaczymy co wyjdzie z tego.
Tego miodu to poszło sporo, dużo było dodawane, nie zawsze wiele, czasem łyżka kopiasta dla innego smaku i aromatu.
Najciekawsze z nalewek są przyprawy egzotyczne, Ziele Angielskie, liść laurowy, kardamon, cynamon, pieprz. goździki, anyż. Z tego wychodziły najlepsze cudeńka. Miód destylat i przyprawy.
Bez przepisu, na spontana kompletnie, pozasypywać, zalać, zanieść do piwnicy i zapomnieć.
To jest ten Pan Wołodyjowski.
Wiele z nalewów można było zrobić na szybko, szczególnie z owoców miękkich i łatwo psujących się.
Ale najfajniejsze wychodziły z tego co wymagało pracy i czasu. Jak dzika róża, jarzębina. Ogólnie twardych owoców. I z miodkiem.

Dzika róża zbierana…nie powiem gdzie. Ponieważ może to zabrzmieć bardzo źle. Ale w zimie, skostniałe dłonie, przemarznięty człek szedł i zbierał. I ludziska patrzyli jak na czubka.

Ale po pół roku, jak to się przegryzło, satysfakcja, ech jak warto było.
Oczywiście moje próby zrobienia żołądkowej gorzkiej. Coś zawsze brakowało.
Odwieczny problem: co pierwsze wódka czy cukier? Ile kucharek tyle przepisów. A dlaczego w jednym nie zrobić tak, a w drugim na odwrót? I do piwnicy niech stoi.

Sporo nalewek wyszło gorzkich, niedoprawionych, cierpkich. Ale mnóstwo wyszło takich że człowiek żałował dlaczego tak mało zrobił.

A jeszcze inna zabawa. Z chrzestną mojej JP (jędzowatej połowie),( jest jeszcze inne słowo na J, ale go nie użyję tutaj) dostarczałem jej destylat, a ona robiła nalewki, dzieląc się potem.

Na czym polegała zabawa? Zgadnij co jest w środku. W święta czy inne rodzinne spotkania cała familia smakowała, wąchała, mlaskała, zjazd świątecznych koneserów. I zamiast oglądać po raz setny Kewin sam w domu zgadywanka, co tam ciocia dodała. Pyszne, ale z czego to? Dzieciaki też uczestniczyły w zabawie, oczywiście nie kieliszkami ale na język spróbować, często zgadywały składniki. Ale nigdy się do końca nikomu udało dojść do pełnego składu. I jej dumne spoglądanie na nas, bezcenne.
To ciociu podrzucę ci piątaka spirytusu pojutrze znowu.

Fajne oczywiście były i wpadki, bo zabawne:
Zalanie suszonych śliwek destylatem. Niby nic, gdyby nie to że były wędzone. Smakowało jak palacz z kotłowni spłukany wódką.
Miętówka, dowaliłem tyle że smakowało jak najostrzejsza guma do żucia.

Likiery i inne słodkie wynalazki. Z landrynek anyżowych, z cukierków Kukułek, kawowe, mnóstwo różności. A co szkodzi pól litra poświęcić na coś nowego.

Rekord pobiła koleżanka mojej JP:
:Przygotuj mi litr a ja zrobię ajerkoniak i posiedzimy sobie jak dziewczyny: (na imieniny mojej JP)

Ja wracam wieczorem, bo nie chciałem im przeszkadzać, a te wpierniczają kogel mogel popijając wódką. Przepis na likier błyskawiczny. Klasyk. Oczywiście na sernika kawałek się nie załapałem.

Mnóstwo tych historyjek by się znalazło, czas wrócić do Pana Wołodyjowskiego. Cierpliwego, opanowanego. Jak dobra nalewka, dać jej chwilę niech dojrzewa.
Chwilę, hmm 3, 6, 9, 12, 24. To nie dni, to miesiące. Zostawić niech stoi, zrobić następne, i też niech stoi.
Pozdrawiam wszystkich od Pana Michała, który nie skończył i wstydu oszczędził.
pędzę bo nigdzie mi się nie śpieszy............
Awatar użytkownika

Qba
700
Posty: 706
Rejestracja: wtorek, 26 sie 2008, 19:17
Krótko o sobie: Mówię mało, myślę dużo, czasem coś odpędzę, czasem coś wypiję.
Ulubiony Alkohol: Wino z własnnej winnicy. Bimber tatusia.
Status Alkoholowy: Winiarz
Lokalizacja: Bydgoszcz
Podziękował: 138 razy
Otrzymał podziękowanie: 177 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: Qba »

Zostało jeszcze kilka dni na zgłoszenia.
Alkohole-domowe.com - Przepisy, wiedza, forum
Alkohole-domowe.pl - Zakupy, asortyment, zaopatrzenie
Awatar użytkownika

Qba
700
Posty: 706
Rejestracja: wtorek, 26 sie 2008, 19:17
Krótko o sobie: Mówię mało, myślę dużo, czasem coś odpędzę, czasem coś wypiję.
Ulubiony Alkohol: Wino z własnnej winnicy. Bimber tatusia.
Status Alkoholowy: Winiarz
Lokalizacja: Bydgoszcz
Podziękował: 138 razy
Otrzymał podziękowanie: 177 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: Qba »

Moja przygoda z alkoholami domowymi zaczęła, gdy miałem ok 16 lat, teraz mam 36, więc można powiedzieć, że mam 20 lat doświadczenia w bimbrownictwie, ale nie tylko.

No to trochę tła rodzinnego:

Domowe alkohole w moim rodzinnym domu był od zawsze. Dziadek od strony matki pochodził z Ukrainy, zanim nauczył się mówić już palił tytoń, bo w jego rodzinnej miejscowości uprawiano go właśnie hektarami. A że był z Ukrainy to i wypić lubił, zatem pił i palił w sumie całe życie a dożył uwaga - 86 lat! Drugi dziadek nie miał tyle szczęścia, też pić lubił lecz za bardzo, więc przeginał z piciem, dożył 55 lat i wylew. Dziadek ze wschodu jak tylko w Polsce osiadł to wina wszelkiej maści winka produkował a w późniejszym czasie i bimber jak jakąś prostą aparaturę zmontowali z kumplami.

Do dziś w rodzinie chodzi taka oto historia, iż pewnego razu pędzili bimber z kolegą, a że z materiałami ciężko było w latach 70-80, to zamiast rurek miedzianych na chłodnicę skręcili coś na szybko z rurki antenowej - aluminiowej. Bimber na pierwszy rzut oka się wydał się przedni ale podobno po wypiciu zaczęły koleżkom amatorom puchnąć migdały w gardle! Czy to wylali? Z tego co pamiętam to nie! Ile w tym prawdy? Nie wiem. Ale tak było 100% :D

Dziadek zawsze winko nastawiał, nawet do później starości winka owocowe mieszane produkował, tak aby na zimę było (tak kiedyś były zimy, min 20cm śniegu przez dwa miesiące (nie wiadomo kto to będzie czytał za 10 lat)) oczywiście mnie jako wnuka zawsze o pomoc prosił i człowiek się już od małego obywał z tematyką. Ojciec mój przejął to zadanie jak się tylko z matką ożenił i zamieszkał na stałe z teściami. Zawsze na strychu mieliśmy pełno butli szklanych. Były takie czasy, że tych butli mieliśmy ok 15. Tatko jednak bimberku w domu nie robił a stało się to dopiero za moją intencja o czym zaraz napiszę.

Tatko wcześniej w domu rodzinnym również winka produkował. Pewnego razu zapakował butlę z wiśniami i postawił w pokoju żeby matka nie widziała. Nie wiele miał wiedzy w tamtych czasach i na oko wszystko robił. A zatem aby dobrze miejsce w balonie wykorzystać to butlę do pełna załadował i zadowolony do roboty poszedł. Jak wrócił to czekał na niego opieprz + remont. Potem już wina w domu rodzinnym nie robił. W późniejszych latach bimberkiem się zajął, a że cukru nie było jak teraz – tanio i dużo to imał się produkcją melasy z buraków cukrowych. Melasę zrobił i bimber jakiś tak wyszedł, ale smak raczej wąskiego grona odbiorców - opowiadał.

Mama moja z kolei, odkąd pamiętam nalewki domowe wytwarza, co roku jak tylko pierwsze owoce się pojawią razem z nimi na naszym roboczym stole pojawiają się jak grzyby po deszczu kolejne 8- i 5cio-litrowe słoje. Słoje te potrafią stać aż do później jesieni nietknięte. Mama ma swój sposób na produkcję nalewek i nie zmienia go od dziesięcioleci, gdyż tak babcia robiła i kropka. Sposób jest prosty – tyle i masz owoców tyle cukru dodaj i zostaw niech cukier się rozpuści przefermentuje przez miesiąc, daj temu czas. Potem sok zlej i tyle ile masz soku dodaj spirytusu. Zostaw na rok.

Oczywiście nalewki ciężko się przechowuje. Bo piwnicę mamy jedną a tam gdzie nalewki to i destylat jest trzymany. Razem tworzą dobre połączenie, wiec mama zawsze jest zdziwiona, że tej nalewki tak mało zostało? A tata z dziadkiem - wiadomo.

Wracając do pędzenia.
Potem było długo długo nic, żadnych destylatów w domu się nie robiło, ja przynajmniej ich nie pamiętam, aż do momentu, gdy już ja sam mając wspomniane 16 wiosen i jeszcze piczy wąs pod nosem razem z przyjacielem Marcinem zaczęliśmy zgłębiać tą tematykę. Tak zaczęły młodzieńcze eksperymenty od pierwszego winka z ryżu nastawianego w pięciolitrowych butlach aż do produkcji coraz to lepszych bimberków. Ewolucja sprzętu, na którym pędziliśmy zaczęła się od starego czajnika, kawałka rurki miedzianej (1m) i odwróconej butli po wodzie. Grzanie odbywało się na piecu kaflowym. Wszystko prowizoryczne poklejone plasteliną z mąki i wody tylko po to aby pierwsze kilka mocnych krople uderzyło w nas jak sok z gumi-jagód. Oboje stwierdziliśmy, że to jest to!

Potem szły kolejne próby sprzętowe, szybkowary, kanki na mleko, szeregi odstojników, kolumny na pot-stilu, zimne palce, zimne drinki, gaz, prąd, sterowniki itd.

Ojciec i dziadek szybko przekonali się, że to co wykapuje z rurek przewyższa znacząco ich doczesne trunki i tym sposobem ilość naszego urobku zaczęła maleć przy każdym procesie, maleć wprost proporcjonalnie do jego jakości.

Tatko szybko przypomniał sobie wiedzę z przed lat i z łatwości przejął pałeczkę gorzelnika a dziadek odważnie z pełnym poświęceniem testował każdą partię. Oj dziadek wypić lubił, ale alkoholikiem nigdy nie był.

Jest w rodzinie taka historia z dziadkiem Władkiem związana. Pewnego razu robiłem z ojcem destylat. I jak wiadomo pierwsze 50ml się zostawia i do jednej butli zlewa. Co by się metanolem nie zatruć i nie oślepnąć. Pewnego razu dziadek chciał coś dziabnąć, lecz sam nie robił i nie wiedział, gdzie co stoi. Pyta się taty mego czy ma coś do wypicia? A tata na to, że na parapecie w garażu stoi, oczywiście że pomylił butelki i napił się nie z tego źródełka. A było tam ze 500ml, po kilku dniach butelka została opróżniona. Dziadek się tylko potem zapytał, czy mamy więcej tego dobrego trunku. Czy myślicie, że coś mu było? Wiadomo, że nie! Ludzie, jaki metanol!?

Do dziś w rodzinie funkcjonuje pojęcie "drink dziadkowy". Dziadek pod koniec żywota już sam nic nie wytwarzał a jedynie na cukier dawał i na dobranoc zawsze lubił sobie swój ulubiony napój zabrać do pokoju. Zaparzał więc herbaty zalewając jedynie max 1/4 szklanki wrzątkiem, potem ojciec mój tą szklankę dopełniał wiadomo czym do pełna.

Równolegle zaczęliśmy nastawiać coraz to większe ilości zacierów (tak się kiedyś mówiło na nastaw cukrowy). Na przełomie lat 1999-2000 ciężko było dostać drożdże turbo ba, wcale ich nie było, słyszeliśmy o nich z miejskich legend, że ktoś był w Szwecji i kupił paczkę. Że to cuda robi, 20% alkoholu i w ogóle… My jechaliśmy na piekarniczych, winnych lub dzikusach.

We wczesnych latach 2000 też mało kto słyszał o refluxie, kolumnach czy spirycie 96%, przyjemniej nie w Polsce. Temat się dopiero ledwo przeciskał z zachodu do nas. W internecie w ogóle wiedzy było zero, jakieś szczątkowe stronki, ale w stosunku do tego co jest teraz to 0! Chyba też startowało bimber.info - zazdrościłem tego forum.

Lecieliśmy na pot-stilu: 1x, 2x lub 3x krotne destylacje. 3x to już była luksusowa. Świry.
Z uzyskanych destylatów robiliśmy różnego rodzaju nalewki, strasznie popularna była u nas miętówka. Typowe słoiki 3l po ogórach stały tygodniami pochowane z barkach, wypchane z ziołami jak potworki w formalinie. Jakbym dziś poczuł ten zapach to paw od razu – gwarantuję, tyle się tego opiłem.

W ok 2003 roku, na zaliczenie w studium informatycznym zrobiłem pierwszą wersję strony o tematyce alkoholowej. Protoplastę obecnego AD. Strona Alkoholick.Reublika.pl istniała od 01.12.2003 do lipca 2008. Durniejszej nazwy nie mogłem wymyślić! Wiedzę zaczerpniętą z doświadczenia oraz książek przelałem do Internetu. Tematyka – piwo, wino, bimber. Jednak tylko o winie i bimberku miałem względne pojęcie. Piwo na prawdę nauczyłem się warzyć w 2017! Ale co do strony, ludzie to odwiedzali, czytali ale interakcji, komentarzy, pytań nie było. Ale chęci były. Marzył mi się portal ogólno-alkoholowy z najlepszym forum w PL.

W tamtym czasie pracowałem już jako frontend webdeveloper (wtedy po prostu grafik komputerowy :D ). Kolega z pracy powiedział raz: „Kuba, masz tą stronkę to załóż forum, zarejestruj się jako 20 userów, pisz sam ze sobą, a potem się bujnie, jakoś to będzie”. I tak powstało Forum AD. Kupiłem domenę, wybrałem kolor na layout – czarny (wtedy nosiłem długie włosy i glany) i postawiłem forum.
Szczerze, to nie było mi ciężko bujnąć forum. Z nieba spadali kolejni cudotwórcy pióra tacy jak Kucyk czy Juliusz. Pierwszym administratorem (poza mną) była Agnieszka – partnerka Kucyka, potem kilku wspaniałych Panów dołączyło do tego grona i wielu z nich jest do dziś w zarządzie. Trzeba głośno powiedzieć ze dzięki nim, wam tak dobrze to forum wygląda. Poziom wiedzy szybko mnie przerósł, dowiedziałem się jak mało wiem. Ale uczyłem się razem z nowo przybyłymi userami.

Od strony technicznej to co innego, ciągłe udoskonalenia, poprawki, optymalizacje, pozycjonowanie żeby przyciągać i powiększać grono odbiorców. Chyba się udało.

Po 2015 zrobiłem pierwszego Aabratka. Standardowa maszyna, keg 50l, sterownik, 2x2kw, sprężynki, olm, procenty poszybowały a pływak tonął. Do stałego użytku weszły coraz to lepsze technologie domowego gorzelnika.

Kilka lat temu w Polsce wybuchła Kraftowa rewolucja, która porwała i mnie. Razem z kolegą uwarzyliśmy ok 10 warek i na razie koniec zabawy. Piwo szybko się znudziło :problem:

Cztery lata temu założyłem własną małą winnicę o której rozmyślałem od dekady – cel produkować pyszne prawdziwe wino albo grappe. W tym roku pierwsze porządne winobranie, mam nadzieję.

Tak więc, uczę się cały czas i siedzę w tematyce, co na przyszłość?

Na pewno to wino z winnicy.
W planach mam destylator 300l z mieszadłem.
Zrobić domową whisky?

… i spotkać się tu z Wami za kolejne okrągłe 12lat ;) :ok: :punk: :kumple:
Alkohole-domowe.com - Przepisy, wiedza, forum
Alkohole-domowe.pl - Zakupy, asortyment, zaopatrzenie

użytkownik usunięty
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: użytkownik usunięty »

Za rogu biegiem wyskoczył Pot, za nim w szaleńczym tempie podążał Still piszcząc jak baba.
-Zamknij ryja, zachowujesz się jak szczeniak przechodzący mutację! - krzyknął Pot
Od tego momentu Still podążał w milczeniu za Pot-em jeszcze kilka przecznic, zanim zgubili pościg i dotarli do bazy.

-Pot, co powiemy staremu?

Stary jest jakby ojcem chrzestnym takim Al Pacino, tylko nasz nazywał się Al Embik

-Prawdę, że oprócz mafii z Monopolowego będziemy mieli teraz na głowie Kaca, legendarnego zabójcę wynajętego przez Spiryta szefa monopolowego.

-Cześć chłopaki, byliście dzisiaj grzeczni - z ironicznym uśmiechem przywitał ich w drzwiach Al
-Szefie no..ten tego...zaczął dukać Still
-Daj spokój, przecież było to pytanie retoryczne - odpowiedział AL
-Pot, co to jest pytanie retoryczne - szepnął Still
-A skąd do chuja mam wiedzieć - odburknął Pot - spytaj się Pułkownika, ten kurwa metroseksualista, jest alfą i omegą.
-Zawsze mówiłeś, że jest do wszystkiego i niczego.
-Bo tak kurwa jest, sam się przecież nie może określić w czym jest dobry. To my robimy za niego przecież brudną robotę.

-Szefie, szefie mam złe wieści - powiedział Pot
-Dawaj - rzekł AL Embik
-Kac jest w mieście i wraz ze Spirytem, chcą przejąć naszych klientów - odpowiedział Pot

Kto nie zna AL Embika, to mógłby sobie pomyśleć, że jest to sympatyczny poczciwy grubasek, ale w tej chwili był naprawdę wkurwiony.
-Al, mamy przejebane... przecież Kac to socjopata - powiedział Pułkownik - może wynająć Alka Prima?
-Nie, Alka Prim już się wycofał - odpowiedział AL
-To może Riposton -  ciągnie dalej Pułkownik
-za drogi - odpowiada Pot
-To może ty i Still- mówi Pułkownik zerkając na Pot-a
-pierdolisz  pedale- odpowiada Pot
-sam pierdolisz! - wykrzykuje Pułkownik
-tylko niepierdolisz, bo w ryj dać mogę dać - krzyczy wkurwiony Pot
-też w ryj dać mogę dać - wtóruje Potowi Still.
-Pytał się Ciebie o coś ktoś kiedyś coś?! - krzyknął wkurwiony Pułkownik do Stilla
W tej samej chwili z mrocznego kąta salonu dochodzi głos
-Morda!
Pułkownik o mało nie popuścił
-Kuźwa, to ty cały czas tu byłeś? mówi Pułkownik
-ano byłem- odpowiada Aabratek rzucając z siebie jakieś szmaty - tylko jak zwykle te pokurcze Pot i Still pomyliły mnie z wieszakiem.

Aabratek, był wysoki i chudy, a ci co go nie znali często go lekceważyli ze względu na jego anemiczny wygląd, ale tak naprawdę byłaaa w nim MOC...

-Sam go załatwię, Kac nie jest mi straszny - ze spokojem powiedział Abratek

Nagle rozlega się pukanie do drzwi
-puk
-kto tam? piskliwym głosem zapytał Still
-puk!
-Jaki kurwa znowu puk, puk - dopytuje się Still
-no puk, puk, kod do telefonu, bo chciałam zadzwonić do mamusi i źle pin wpisałam, a mój telefon się rozładował - uśmiecha się do mnie żona jednocześnie tarmosząc za ramię.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że był, to tylko sen.
Tak więc jak widzicie moi drodzy, nasze hobby jest w każdym aspekcie mojego życia.

Koledzy i koleżanki przepraszam za wulgaryzmy, ale życie nie jest cukierkowate, a i przekaz "artystyczny" wymagał takiej narracji.
online
Awatar użytkownika

rozrywek
4500
Posty: 4905
Rejestracja: niedziela, 25 kwie 2010, 09:02
Krótko o sobie: lubię cos sposocić, a potem to wypić( w doborowym towarzystwie)
Ulubiony Alkohol: Chivas Regal, dobra psotka, czasem mineralka gazowana
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 561 razy
Otrzymał podziękowanie: 844 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: rozrywek »

Przekaz artystyczny rewelka.
Nie da się bez K czasem.
Nawet Miodek o tym wspominał.

Tutaj można dodać jedno...
O kurwa ja pitolę. :D
Tak w jednym zdaniu. :punk:
pędzę bo nigdzie mi się nie śpieszy............
Awatar użytkownika

jajek12
350
Posty: 353
Rejestracja: piątek, 7 lis 2008, 10:47
Krótko o sobie: Będę stillman'em :)
Ulubiony Alkohol: Bimbrozja
Status Alkoholowy: Gorzelnik
Lokalizacja: Gdzieś w Polsce
Podziękował: 35 razy
Otrzymał podziękowanie: 44 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: jajek12 »

Cześć. To i ja coś skrobnę.
Dawno, dawno temu ( w ubiegłym wieku) robiłem tylko wino. Bimber kojarzył mi się tylko z kiepskim, mocnym alkoholem dającym mocno drożdżami po przegrodach nosowych. Owego wina raczej nie piłem, wydawało się zbyt „ciężkie”. Po jakimś czasie uzbierało się tego kilkanaście litrów. I problem co z tym zrobić. Znajomy mówi: „Przyjedź do mnie przepuścimy przez kolumnę” No OK. Zapakowałem winko i wio do niego. Zajeżdżam, a tam w garażu stoi. Czeka na mnie, piękna, smukła, błyszcząca kolumna. Wzrost 160 cm (razem z kegiem), od samego dołu zimne palce, wypełniona tłuczonym szkłem. Po prostu cudo techniki (tak wtedy myślałem). Przepuścił i wyszedł pyszny bimberek. I to był przełom. Pomyślałem” Przecież ja też takie cudeńko mogę mieć. Tylko skąd?” Pierwsza myśl „ Kumpel policjant, może rekwirowali kiedyś jakiś sprzęt”. Telefon do niego i strzał w 10. Niekompletny co prawda, ale początek jest. Zimne palce dorobili mi w pracy ( z zaoszczędzonych materiałów – nierdzewka), dokupiłem szklaną chłodnicę i tak się zaczęło. Po roku aabratek. I tak się bawiłem chyba 5 lat. Ale ciągle mi czegoś brakowało, coś było nie tak. I „odkryłem” alembik. Myśł: Nalewek nie robię. Robić spirytus i go rozcieńczać do pijalnej mocy, szukam smaku łyski polskiej. Zmiana sprzęt na alembik. 7 lat z alembikiem przeleciało bardzo szybko. Zaraziłem kilku kolegów i stali się „alembikowcami”. Niektórzy pomyślą, że się cofnąłem. Ale jak dla mnie, to był skok w przyszłość.
Jedzenie, picie, sen, miłość cielesna - wszystko z umiarem. Hipokrates
Awatar użytkownika

Qba
700
Posty: 706
Rejestracja: wtorek, 26 sie 2008, 19:17
Krótko o sobie: Mówię mało, myślę dużo, czasem coś odpędzę, czasem coś wypiję.
Ulubiony Alkohol: Wino z własnnej winnicy. Bimber tatusia.
Status Alkoholowy: Winiarz
Lokalizacja: Bydgoszcz
Podziękował: 138 razy
Otrzymał podziękowanie: 177 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: Qba »

Panowie i Panie dziś ostatni dzień, piszemy do 24:00 !
Alkohole-domowe.com - Przepisy, wiedza, forum
Alkohole-domowe.pl - Zakupy, asortyment, zaopatrzenie
online
Awatar użytkownika

rozrywek
4500
Posty: 4905
Rejestracja: niedziela, 25 kwie 2010, 09:02
Krótko o sobie: lubię cos sposocić, a potem to wypić( w doborowym towarzystwie)
Ulubiony Alkohol: Chivas Regal, dobra psotka, czasem mineralka gazowana
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 561 razy
Otrzymał podziękowanie: 844 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: rozrywek »

Brakuje jednego opowiadania. Pewnego użytkownika. Nawet jak się spóźni i nie wyrobi w terminie to nic. Dostał monit na pw.
Przecież to zabawa i chętnie przeczytam jego wypociny.
Ja wypociłem trylogię. Ale z prawdziwą przyjemnością przeczytałem uważnie wszystkie opowiadania.
I liczę na to że nawet po zakończeniu dziś tego konkursu, zabawa będzie dalej trwać i coraz więcej ciekawych historii się tu będzie pojawiać.
Dla wszystkich mam jedno. Ikonkę która to zobrazuje.
:respect:
pędzę bo nigdzie mi się nie śpieszy............

zor-ro1970
100
Posty: 118
Rejestracja: środa, 13 sty 2010, 07:05
Podziękował: 19 razy
Otrzymał podziękowanie: 8 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: zor-ro1970 »

Epizod 1.
Moja zabawa zaczęła się w 2010 roku. Przeglądając różne pomysły na aparaturę postanowiłem sam zbudować kolumnę. Padło na keg 50 litrów i aabatek fi 52 bez wziernika, zmywali z Lidla w środku Odbiór regulowany miał być poprzez wężyk do kroplówki. Nastaw z cukrówki i drożdże T3. Odpaliłem piekielną maszynę na taborecie gazowym. Temperatura rosła i rosła na głowicy zamiast 78.3 to już ponad 100. Wyłączyłem grzanie i myślę w czym tkwi problem? Pytam kolegów na forum, długo cisza i nie wiem kto mnie spytał czy dekiel od wężownicy wody mam nakładany czy wspawany. Odpowiedziałem spaw, odpowiedź była krótka - czy mam odpowietrzenie , stwierdziłem że nie mam. Kolega napisał na ten temat posta jak zrobić domową bombę. Wystarczył otwór fi 4 i pierwszy nastaw udało się zdestylować. Po czasie doszła grzałka i regulator mocy z 2 sondami od Pamela którego długo testowałem. Tak bawiłem się 2 lata i przyszedł czas na zmianę ale o tym w następnej opowieści.
Epizod 2.
Przez te 2 lata poznałem wielu ludzi na forum z którymi długo rozmawiałem. Pora było na nowy wydajniejszy i doskonalszy sprzęt. Udało mi się poznać Flipka od sprężynek i kulumn. I tak u niego zamówiłem sama kolumnę z wziernikiem, dzieloną na 3 części sms, chłodnica lebiega, sterowanie dotykowe . Keg 50 litrowy stał się dla mnie za mały, zamówiłem 113 litrów. Grzanie 3 x 2000W. Zaczeły się nastawy z glukozy na dość szeroką skalę. Po następnych 2 latach dokupiłem bufor 3.5 litra i zmieniłem sterowanie na Bolecki SKN 2 z motozaworem. Cała kolumna z kegiem ma teraz 285 cm. w 2014 roku znudzony nastawami postanowiłem pobawić się ze zbożem ale o tym w następnej opowieści.
Epizod 3.
beczka 2014-min.jpg
Zaczołem od razu grubo czyli single malt leżakowany w beczce 30 literków od Okruty zrobiony w 2014 roku, a skosztowany 2 tygodnie temu.Potem przyszedł czas na Whisky Jack Daniels wg. proporcji producenta, różnego rodzaju burbony i nastaw Kwaśny zacier wujka Jessiego. Powoli dokupywałem beczki od Okruty lub Pawłowanki. Same 30 i 50 l ( jak się bawić to się bawić) Wiele już trunków zbożowych leżało w nich, wiele odsprzedanych po zalaniu 2 krotnym. W 2017 roku wysłałem 2 rodzaje whisky do Tomka Millera właściciela portalu https://www.milerpije.pl/ do oceny moich trunków. Po 2 tygodniach napisał mi że był sceptyczny co do jakości , złożoności smakówi bukietu trunków robionych w domu. Ku mojemu zaskoczeniu jego opinia była dla mnie bodźcem do dalej pracy. Cyt. Po Sławku nie spodziewałem się w domowych warunkach można stworzyć whisky tak bogatą z różnymi nutami, idealnym finiszem, nie piekącą. Gratulacje i proszę zastosować tez system Solera. Posłuchałem dlatego mam obecnie 4 beczki. :D
W ubiegłym roku za namową Psotanta zrobiłem rum z melasy trzcinowej i cukru trzcinowego nierafinowanego. Narazie leżakuje ok. 40 litrów. W tym roku przyszedł czas na Koji ,mąkę ryżową i pszeniczną. Wszystko leżakuje. W międzyczasie zrobiłem Post -Stila do szybkiego odpędu zacieru. Nadmieniam zawsze fermentacja w brzeczce. W międzyczasie co roku robię ok 150 litrów wina z różnych owoców min. wiśnie, borówka amerykańska, winogrono, porzeczki, morela etc. ( córki studentki wypiją wszystko) Oczywiście na zapominam o nalewkach .Teraz skupiam się głownie na Single malt z różnych słodów. Obecnie słód przeznaczony na rynek Japoński na Whisky Nikka, a do 2 beczki z dodatkiem Karmelowego i Vienna.
A czysta wódka najlepsza ziemniaczana ze skrobi.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony środa, 15 lip 2020, 17:04 przez zor-ro1970, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika

fo11rest
200
Posty: 213
Rejestracja: niedziela, 2 wrz 2018, 10:51
Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
Ulubiony Alkohol: Własne alko
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Lokalizacja: Lubuskie
Podziękował: 23 razy
Otrzymał podziękowanie: 20 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: fo11rest »

Dawno temu jakieś 20 wiosen temu udało mi się zrobić pierwsze wino gronowe - jakieś 20butelek wyszło. Problem był taki że dziewczyny tak podpijały na wczasach, że wychlały wszystko. Było to na dzikusach i musiał się trafić jakiś boski szczep bo już nigdy więcej nie udało mi się zrobić równie dobrego. Ostatnie wino jakie zrobiłem parę lat temu stoi do tej pory i nie wiem co z nim zrobić, bo ostatnio jak próbowałem to mi nie smakowało.
Potem w między czasie jakoś trafiłem na te forum i zaczęło się.
Po nie udanych próbach z winem przyszedł czas na nalewki. Malinowa wychodzi mi doskonale - żona bardzo chwali i podpija(mówi że gardło ją coś swędzi i zapobiegawczo ze 2 kielichy wciągnie)
Przyszedł czas na piwo, bo naczytałem się że dają jakiś łój bydlęcy zamiast chmielu, no i zaczęło się. Pierwszą warkę robiłem z kolegą na chmielu aromatycznym i wyszło takie kobiece o smaku kwiatków. Oczywiście szybko poszło. Do dnia dzisiejszego piwko sobie warzę i wychodzi bardzo dobre jak dla mnie. Żona chwali.
Zrobiłem też szampana, ale wytrawny smak jakoś mnie odtrąca.
Miód pitny czwórniak wyszedł doskonały, jeszcze stoi butelka czy dwie.
Pomyślałem że czas na coś co będzie miało ze 40vol., bo parę razy piłem bimberek i jak nie drożdżami waliło, to łeb bolał i kac morderca, a szczyt wszystkiego to było jak kilka butelek musiałem wylać do zlewu bo pewien psotnik coś nabroił i było potłuczone szkło w destylacie, a ja nie miałem zamiaru srać na czerwono następnego dnia - o nie!
Moja aparatura to własnej konstrukcji pot-stil z kwaski bo już raz potłukłem chłodnicę więc stwierdziłem że kupię w całości z kwaski. Na pierwszy rzut poszły jabłka, potem winogrona, a najlepsze były śliwki które mnie bardzo pozytywnie zaskoczyły. Próbowałem parę razy śliwowicę i jak dla mnie to było nie pijalne do czasu jak sam przedestylowałem wraz z owocami. Po od leżakowaniu kilku miesięcy po prostu niebo w gębie.

W przyszłości chciałbym dorobić się jakieś piwniczki z różnymi destylatami i jakiegoś dobrego sprzętu do psocenia.

eldier
750
Posty: 751
Rejestracja: wtorek, 29 kwie 2014, 23:12
Podziękował: 114 razy
Otrzymał podziękowanie: 158 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: eldier »

Witam, dobrze że kolega @zaradek mnie ściągnął w swoim temacie, bo niestety doba nie jest z gumy i ostatnio jakoś mniej czasu żeby tutaj zaglądać. Jednak jak widać los tak chciał i napisze kilka słów o moich przygodach alkoholowych.

PROLOG
Sam początek sięga roku w którym ukończyłem 18lat, mieszkałem z rodzicami w niezbyt zamożnej rodzinie rolniczej. Pić się chciało, jednak funduszy jakoś nie było i wtedy jeszcze wraz z bratem postanowiliśmy zrobić wino. Dostaliśmy zielone światło - no to do dzieła. Padło na jeżynowe, akurat natura chciała, żeby ten rok był wyjątkowo udany dla tych owoców. Jak się później okazało, to co wydaje się na krzaku dużo, tak na prawdę w misce jest mało... Po wielu godzinach zbierania, setkach zabitych much i komarów, niezliczonych zadrapaniach i ukłuciach mieliśmy, uwaga uwaga... Niecałe wiaderko... No ale przecież takie wiaderko to tam będzie nastaw na cały balon - 54l... No co? Tylko taki był...
Po zgnieceniu okazało się że jest tego ledwie na spodzie... Niestety byliśmy zmuszeni zrobić kilka takich leśnych wypadów, zaprzęgając do pomocy ówczesną dziewczynę mojego brata. Wyrobiona na zbieraniu jagód przyspieszyła nasze zbiory o milion procent :D Po kilku miesiącach już mogłem się raczyć słodką, lecz dość mocną cieczą o pięknej karminowej barwie z kolegami w ostatniej ławce na długich nudnych lekcjach niemieckiego :D Teraz winem tego nie mógłbym nazwać, nawet owocowym, ale wtedy był to pierwszy sort.
Tak mnie to wciągnęło, że w naszym małym pokoiku (łózko piętrowe, biurko i niski regał) balony pojawiały się jak grzyby po deszczu. Fermentowałem dosłownie wszystko co wpadło w ręce, było za darmo lub niedrogie i jako tako nadawało się na wino.
Wiadomo że owoce nadają się na wino, jednak mi było mało. Mniszki kwitną? No to dawać je na wino - żmudna praca, efekt nie zadowalał, jednak się nie poddawałem. Chabry? Jeszcze bardziej żmudna robota, efekty niestety gorsze. Ryż? Zyto? Kiwi? Już nawet nie pamiętam co tam było, ale przez pokój ciężko było przejść, a ja tylko słyszałem od rodziców, że z każdym kolejnym rankiem wstaje coraz bardziej otumaniony. Nie piłem! Ja zlewałem, mieszałem, próbowałem, a to siłą rzeczy człowiek coś tam łyknie, ale nie były to takie ilości które wpływałyby na człowieka. Może zbyt mala ilość tlenu w pomieszczeniu na to wpływała.

Dobra, było to wino, różne, na prawdę różne, lepsze, gorsze, większość osób się zachwycała, ale mi coś nie pasowało, kombinowałem i szukałem, jednak po latach po prostu stwierdziłem, że w sumie ja nie jestem i nigdy nie byłem fanem wina. Gdzieś tam po drodze było trochę nalewek, ale spirytus drogi, trzeba było poszukać alternatywy.

Rozdział Pierwszy:
POSZUKIWANIA
To był pierwszy krok do obecnego stanu. Szybka rozmowa z tatą, na strychu stoi nieuzywana nierdzewna kanka, wystarczy dokupić z parę groszy chłodnice i już można działać. Od decyzji do kuriera minęło dosłownie kilka dni. Pierwsza robota to byłą totalna partyzantka. Zwykła kuchenka gazowa, wąż z wodą pociągnięty z dworu, szkło podwieszone na kuchennych szafkach. Jak o tym myślę, to aż mi się łezka w oku kręci. Na pierwszy ogień poszły jakieś stare wina, zlewki itp. No po prostu bimber pierwszej klasy. Każda kropla była na wagę złota -ale o tym później. Nawet starzy bimbrownicy ze wsi chylili czoła przed młodymi wyrywnymi. Po co robić nalewki, skoro to jest takie dobre!
W międzyczasie "zacier" z mirabelek już pracował. A bardziej cukrówka z mirabelkami. Parę wiader śliwek, nie wiem - z 10kg cukru i wody do pełna beczki. No i to był strzał w stopę. Serio! Pamiętam jak dziś mimo, że minęło już trochę lat, jak dobry kumpel wypił, skrzywił się i skwitował
-Tylko żeby się nie odbiło, żeby się nie odbiło.
Po chwili moja "śliwowica" wróciła ze zdwojoną siłą.
-Myślałem, że będzie gorzej, ale ja jednak wolę tamto - nie pamiętam co to było, ale były rożne rzeczy.

Koniec końców flaszkę tej paskudy w bólach skończyliśmy :D

Szacunek na wsi też straciłem :( "Za długo gotowane", "Przeciągnięte", "Nieskatowany "zacier"", "Przypalone?", "Gorzkie od pestek?" "Odbierasz wszystko jak leci?" Po idealnym debiucie wiele obelg spadło na moją głowę... Troszkę się podłamałem, ale nie byłbym sobą gdybym się poddał. Skoro ze smakowymi nie idzie, nastawiłem kilka cukrówek, pod nalewki, w międzyczasie wróciłem do wina, bo efekty były dużo lepsze. Bimber z cukrówki wyszedł powiedzmy średnio, ale to chociaż nie pozostawiało paskudnego finiszu na dobrych kilka minut. Cześć zdębiałem, reszta poszła na nalewki. Robiłem je w ilościach słusznych jak na tamte czasy - 2-3l :D Najmocniejsze - dodam że nie wiedziałem co to przedgon, a jedynie setka ślepiotki, szło na przepalanke. Jak wychodziła chyba się domyślacie... Nie będę tego komentował, polegałem na wiedzy starszyzny...
Nalewki wychodziły różnie, w zależności jaka cześć destylatu się trafiła, bo nie wpadłem na pomysł, żeby zmieszać wszystko. Może i dobrze, bo bym zapaskudził całość... Miałbym albo wszystko takie sobie, a tak to miałem cześć w miarę dobre a cześć paskudne... Zacząłem szukać, trafiłem tutaj. Węgiel! Węgiel aktywowany to rozwiązanie wszystkich moich problemów. Po kilku dniach kurier już pukał do drzwi. Wszedłem na czata, żeby dopytać jak wgl tego używać, jak zbudować tubę itp. Niejakich dwóch Panów z Rzeszowa zaczęła mnie uświadamiać, tłumaczyć podsyłać linki a ja chłonąłem wiedzę po nocach. Im więcej czytałem tym mniej wiedziałem. Motywowało mnie to jeszcze bardziej do zgłębiania tajników procesu. Tutaj podziękowania do kolegów z forum za ich 3 gracje czy kompendium.

Wtedy zaczął się rozdział drugi:
FASCYNACJA
Dni mijały, wiedza rosła, zacząłem zacierać, okazało się, że kanka do zacierów jest idealna. Towar wychodził nawet lepszy niż w debiucie. W międzyczasie kupiłem okazyjnie pierwsza kolumnę od Leszka.Dodatkowo dzięki forum udało mi się zorganizować od cholery przetworów sprzed 20-30lat, które sukcesywnie przerabiałem na taborecie, kegu, kolumnie 60 i głowicy puszkowej. Miałem tylko stary rtęciowy termometr babci i taki szpilkowy do wędzenia za parę złotych. Jakoś szło. Dokupowałem po kolei potrzebne rzeczy, żeby rektyfikować. Teoria była w małym palcu. Pomagałem nowym przejść przez ich pierwsze procesy, tłumaczyłem, wyjaśniałem błędy mimo że sam nigdy nie rektyfikowałem. Byłem jak typowy wykładowca - nie mówię że każdy - typowy.
Po pierwszych rektyfikacjach byłem zdumiony że można otrzymać tak dobry towar w domowych warunkach. Przetworówki wychodziły super, ale to był wyższy poziom. Tym razem nikt poza najbliższymi nie wiedział dokładnie skąd pochodzą te trunki, a pochwał nie było końca. W oczach "znawców" pozostałem tym od śmierdzącego bimbru, wszystkie zasługi zbierał wujek. Mi to pasuje. A ja tylko odmawiam jak znawcy przynoszą ordynarny paskudny bimber, który trąci "tradycją" zaraz po rozlaniu do kieliszków, bo jednak muszę gdzieś jechać autem. Próbowałem tłumaczyć, ale nie trafia. Teraz tylko się uśmiecham pod nosem, nie chcecie to na siłę nie będę tłumaczył.
W pewnym momencie liczyło się tylko AD, wszystkie przeczytane posty, na czacie dyżury praktycznie 24h. Aż pojawił się pewien jegomość, zwracając nam uwagę, że okupujemy czat i nowi użytkownicy boją się pisać. Większość z Was pewnie już tego nie pamięta, ale tak było. Ja pamiętam, bo dotyczyło to personalnie mnie. Janku, nie mam żalu, o ile na początku byłem zły wyszło mi to na dobre. Forum z czasem stało się dodatkiem, a nie głównym zajęciem w ciągu dnia. Nawiązałem znajomości które utrzymuje do tej pory poza forum. Dzięki wszystkim którzy zaszczepili we mnie ten bakcyl :)
W międzyczasie zmieniłem sprzęt, wróciłem do zboża, szukałem idealnej czystej dla mnie. Słodkiej i ostrej jednocześnie, z charakterem, ale łagodnej w piciu - po kilku może kilkunastu różnych zacierach i procesach chyba znalazłem typ dla mnie. Gdzieś to opisywałem, zainteresowani znajdą :) W tym momencie prawie zestarzałem zabawy ze zbożem. Cukrowki robiłem w miarę potrzeb do nalewek, ale jak patrzę na kolegów to w ilościach iście detalicznych.

Rozdział trzeci:
REZYGNACJA
Z czasem zaczęło mnie to nudzić, każdy proces wyglądał tak samo. Po raz kolejny wymieniłem sprzęt i po chwilowej fascynacji znużenie wróciło. Pobawiłem się trochę w smakówki na kolumnie, ale też jakoś mnie to nie porwało. Brakowało mi tej niepewności, co tym razem pójdzie nie tak, co może się wydarzyć. Spirytus lejący się po kolumnie? Nic nowego. Sauna alkoholowa? Fajne doświadczenie ale dziękuje. Paląca się aparatura? No to było coś - po całym dniu pracy zostawić ojca na czas 15min drzemki żeby przypilnował... Śruta w wypełnieniu? Długie czyszczenie, wiele brzydkich słów, ale przynajmniej się działo! Teraz zalać, zmienić bankę, wylać i już. Kiedyś liczyła się każda kropla, każda wyczekana kropla była na wagę złota. Obecnie nie raz nie szkoda mi pół litra spirytusu bo chce mi się spać i po prostu wyłączam bo pod koniec za wolno leci - dużo szybciej niż kiedyś na początku.
Przy robieniu nalewek chociaż jest ciekawiej. Do win tez trochę wróciłem. Jakby ktoś chciał jakieś historie to poproszę o zwrotkę to rozwinę temat :)

Rozdział czwarty:
PRZEBUDZENIE
Za 12 lat widzę siebie we własnym miejscu na ziemi, z gromadką własnych dzieci, doglądając własnych upraw i własnych nastawów ze szklaneczką własnego alkoholu, który zrobiłem 20lat wcześniej własnymi rękoma. Niezależnie jak się wszystko potoczy musi sprawiać mi to frajdę, a temat alkoholu wraca i oddala się regularnie. Zmieniam tylko typy :)
Nie ma co się rozpisywać, bo ten post i tak wyszedł rekordowo długi, poza tym czas się kończy :)
Awatar użytkownika

Qba
700
Posty: 706
Rejestracja: wtorek, 26 sie 2008, 19:17
Krótko o sobie: Mówię mało, myślę dużo, czasem coś odpędzę, czasem coś wypiję.
Ulubiony Alkohol: Wino z własnnej winnicy. Bimber tatusia.
Status Alkoholowy: Winiarz
Lokalizacja: Bydgoszcz
Podziękował: 138 razy
Otrzymał podziękowanie: 177 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: Qba »

Dziękuję wszystkim biorącym udział za opisanie swoich przygód.

Proszę teraz wszystkich forumowiczów o ocenianie za pomocą przycisku "Dzięki". Przypomnę że każdy może zalajkować wiele opowieści.

Oceniamy do 25.07.2020, po czym zliczymy sumę podziękowań i ogłosimy zwycięzców.
Alkohole-domowe.com - Przepisy, wiedza, forum
Alkohole-domowe.pl - Zakupy, asortyment, zaopatrzenie
online
Awatar użytkownika

rozrywek
4500
Posty: 4905
Rejestracja: niedziela, 25 kwie 2010, 09:02
Krótko o sobie: lubię cos sposocić, a potem to wypić( w doborowym towarzystwie)
Ulubiony Alkohol: Chivas Regal, dobra psotka, czasem mineralka gazowana
Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
Podziękował: 561 razy
Otrzymał podziękowanie: 844 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: rozrywek »

Jako pomysłodawca pozwolę sobie na wyciągniecie paru cytatów.
Oczywiście nie wyrwanych z kontekstu ale ważnych. Zarazem dziękuję wszystkim za udział, mam nadzieję że na tym się nie skończy.
Wiele z tych opowiadań zamieszczonych tutaj było naprawdę osobistych i mam nadzieję że jeszcze zdążycie im za to podziękować.
To ważne.
Zatem:
dziad borowy pisze: Jednak wujek Dzidek z Sosnowca buduję aparaturę ze sprzętów ogólnie używanych w gospodarstwie domowym, emaliowane wiadro i miednica z dziurką, uszczelnienie z "mymlanego" chleba i malutka chłodniczka wyspawana z czarnej stali mieszcząca się w gumiaku. Nastawy z tego co było dostępne bez kartek.
czy to nie jest piękne???
TUTEK pisze: Razem ze współpracownikiem składamy swoją pierwszą aparaturę. Prosty pot-still, z ko z dodanym pseudorefluksem w postaci nawiniętej rurki z cu na deflegmator.
Tak zaczął a jak skończył?
TUTEK pisze: Stworzyłem swoją własną, pierwszą w 100% wykonaną przez siebie aparature- kolumnę lm z głowicą grzybkową a'la Radius.
Brawo brawo bravossimo
Skir pisze:Oczywiście kiedy ojca nie było, spora część butelek w nader cudowny sposób sama opuszczała piwnicę. Rodzina czekała nawet na oficjalne uznanie cudu przez Watykan.
Przecież to samo wyparowało, skąd my to znamy :D :D :D
TUTEK pisze:córuś moja kochana z Prawiezięciem kupili mi na Dzień Ojca szybkowar
Takiej córuś i zięcia ze świecą szukać :D
TUTEK pisze: Może, jakbym bym zapodał Black Sabbathów drożdżakom, to też specjalnej mocy i charakteru by nabrały?
Uśmiałem się, Ozzy to Ozzy, klasyka :punk:
jatylkonachwile pisze:Sprzęt zbudowałem ze słoika 0,9l i puszki po coli, całość grzana na ogniu (tak, szklany słoik na ogniu) a chłodziwem była woda z rzeczki.
Pierdolnięty czy zapaleniec?
jatylkonachwile pisze:Aktualnie stan to aabratek i potstil wszystko w KO, innowacją (jak na standardy) jest zamknięty obieg wody, ale nie z chłodnicą od samochodu czy innym radiatorem, lecz 200mb rurki zakopanej w ogrodzie.
Ewaulował czy nie? Ale to jeszcze nie koniec:
jatylkonachwile pisze: Przyszłościowo myślę o systemie jeszcze bardziej ekologicznym, czyli zamknięty obieg grzewczo-chłodniczy, będę chciał wykonać układ pompy ciepła połączonej z ciepłowodem
I to jest to.
krkkonrad89 pisze: I tak po kilku dniach czytania stwierdziłem że jestem alfą i omegą destylacji, kupiłem najtańszy na alledro szybkowar z chłodnią i zacząłem działać.
A co robi teraz?
krkkonrad89 pisze:chciałbym spróbować destylacji na kolumnie półkowej i alembiku. A w odległej przyszłości marzy mi się własna mała winnica. Posadziłem już próbnie kilka sadzonek. Może uda się to kiedyś rozwinąć :)
I wszystko jasne.
Góral bagienny pisze:Zaprosiła do środka posadziła na wersalce i zaproponowała drinka :D
Człowiek spragniony wysokich % nie miał prawa odmówić :D
Kto by odmówił.
Góral bagienny pisze: Dzisiaj pracuje na pot-stillu i miedzianym i alembiku.
Jest to mój wybór ponieważ nie lubię czystej, dla mnie okowita musi mieć charakter i takie mają owocówki :D
I to jest dobra koncepcja :D
Góral bagienny pisze:Mnie interesuje smak, aromat, owoców, zboża, a tego niestety kolumny nie dają ;)
Ja wybrałem drogę taką samą, ale do kolumn nic nie mam :)
psotamt pisze: Po raz pierwszy popularny bimber smakował dobrze. Zacząłem więc drążyć temat jak to powstało. Okazuje się, że nasz kolega zrobił sobie sam kolumnę typu Aabratek i goni na niej cukrówki.
A gdzie psotamt jest teraz? Tutaj:
psotamt pisze: Każde następne gotowanie to była nauka i ewolucja umiejętności poparta dalszą lekturą forum. „Kompendium wiedzy w pigułce” Lesgo umiałem prawie na pamięć, a cukier zastąpiła dość szybko glukoza. Do cukru nie wróciłem już nigdy.
I nie ma do czego. :punk: Cukry proste są fajniejsze :D
Następny który mi się kojarzy z jednym panem z Lublina, z kabaretu, mój ulubieniec :D Taki Waldek.
wilkołek pisze: Będę lepszy - postanowiłem. Byłem wówczas na etapie Wiedźmina, gdzie pewien wąpierz czynił cuda na swoich alembikach.
Dobre chęci :)
wilkołek pisze: Na miedzianym cudeńku od Jana O. czynię tylko melasę. Stoi toto na kuchence elektrycznej, którą przepuściłem przez regulator mocy, do tego watomierz
Poszedł dalej? poszedł. Chyba że z Warmii to poszł. Żart.
robert.michal pisze: Z baniek na mleko zrobił aparaturę, w dekiel była wlutowana miedziana rurka zanurzona w drugiej bańce, która robiła za chłodnicę.
Początki jak każdy
robert.michal pisze: Dziś z jeziorka w głowicy kapią znajome smaki i zapachy, ale jest to wyłącznie przedgon do spryskiwaczy.
Widać różnicę?
arTii pisze: Jak bimberek był tzw. "dobry", to po podniesieniu kieliszka na odległość 20cm od nosa już wiedziałem, że tego nie wypiję. Jak był kiepski, to nawet ze stołu kieliszka nie podnosiłem
I to był dobrego początek :punk:
arTii pisze: Teraz jak robi nastaw, to przychodzi do mnie po drożdże, dopytuje o szczegóły, a co jakiś czas moja aparatura spaceruje do niego żeby przepuścić, to co mu się zrobiło :)
I to jest to!!! dzielić się, Dobry Polakosamarytanin.
arTii pisze: W tym roku na pewno jestem zdecydowany na 2 beczki x50l każda. Jedna będzie raczej na burbona, druga być może na rum. Ale to wszystko czas pokaże. Na razie zaczęły się owoce, więc ratafia już się zaczęła robi, zaraz czarna porzeczka i inne owoce co do których jeszcze nie dotykałem swojej ręki, jednak mnie kuszą bardzo...
No i panocku piknie, piknie.
Qba pisze: Moja przygoda z alkoholami domowymi zaczęła, gdy miałem ok 16 lat, teraz mam 36, więc można powiedzieć, że mam 20 lat doświadczenia w bimbrownictwie, ale nie tylko.
Czym wcześniej tym lepiej :D
Qba pisze:
Mama moja z kolei, odkąd pamiętam nalewki domowe wytwarza, co roku jak tylko pierwsze owoce się pojawią razem z nimi na naszym roboczym stole pojawiają się jak grzyby po deszczu kolejne 8- i 5cio-litrowe słoje. Słoje te potrafią stać aż do później jesieni nietknięte.
No i tak ma być :punk:
Qba pisze: We wczesnych latach 2000 też mało kto słyszał o refluxie, kolumnach czy spirycie 96%
Tak było
Qba pisze: Kolega z pracy powiedział raz: „Kuba, masz tą stronkę to załóż forum, zarejestruj się jako 20 userów, pisz sam ze sobą, a potem się bujnie,
I zobaczacz gdzie jesteśmy teraz :respect:
Ile userów ile magików, konstruktorów, ile fachowców z różnych dziedzin. Ile tematów.
Z bimbru się zrobił i chleb, ser, destylaty, super kompendia wiedzy, nalewki, wędzonki. I super sklep, od grzybków po Alembiki.

Qba pisze: Cztery lata temu założyłem własną małą winnicę o której rozmyślałem od dekady – cel produkować pyszne prawdziwe wino albo grappe
I to jest dopiero ewaluacja :D :D :D

I wisienka na torciku bo nie może jej zabraknąć:
Qba pisze: i spotkać się tu z Wami za kolejne okrągłe 12lat
I to jest kwintesencja ujęta w jednym zdaniu.

Teraz kwestia wyjaśnienia:
Trochę powyrywałem z kontekstu zdania, ale chodziło o ewaluację czyli nasz rozwój.
Początki i to gdzie jesteśmy teraz. I to nie koniec jeszcze. My dalej się rozwijamy, uczymy i to jest piękne. Dziękuję zatem wszystkim za wasze, niektóre nawet bardzo osobiste opowieści, i na koniec powiem jedno:
WSZYSCY WYGRALIŚCIE.
Konkurs konkursem zabawa zabawą, ale wasze ewaluacje są normalnie ZAJEBISTE. :punk: :punk: :punk:
Qba brakuje jednego, 12 latek to nic.. JA SIĘ DOPIERO ROZKRĘCAM :piwo:
pędzę bo nigdzie mi się nie śpieszy............
Awatar użytkownika

psotamt
1150
Posty: 1183
Rejestracja: niedziela, 19 mar 2017, 20:59
Krótko o sobie: Żałuję tylko, że tak późno zacząłem smakować własne wyroby...
Ulubiony Alkohol: Zbożowy
Status Alkoholowy: Destylator
Lokalizacja: Mazowsze
Podziękował: 177 razy
Otrzymał podziękowanie: 394 razy
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: psotamt »

rozrywek pisze:Jako pomysłodawca pozwolę sobie na wyciągniecie paru cytatów.
To żeś się kolego rozrywek rozpisał. Co by jednak nie myśleć, podsumowanie doskonałe :ok:
Nie tylko podsumowanie, ale i sam pomysł tematu konkursu również. Dla wielu z nas nasza "twórczość" alkoholowa to obecnie nic innego jak hobby, któremu poświęcamy sporo czasu i przemyśleń. Wiele alkoholi wychodzących z naszych aparatów to dzieła sztuki - miałem okazję już takich smakować - można więc śmiało powiedzieć, że są wśród nas prawdziwi artyści. Nie od pędzla, klawiszy czy gry aktorskiej, ale artyści potrafiący z surowców które dla zwykłych śmiertelników są paszą dla bydła :D lub tylko składnikami naszych posiłków, stworzyć dzieło zadziwiające smakiem, aromatem i piękną barwą w kieliszku lub szklance.
Te mistrzowskie dzieła powstają dzięki wielu doświadczeniom podczas tworzenia fantastycznej aparatury, jak choćby kolumna Aabratek, taki "drobiazg" jak OLM czy kocioł z płaszczem grzewczym, nie zapominając również o różnorakich kolumnach półkowych. To właśnie pomysłowość ludzka poparta wiedzą i doświadczeniami twórców współczesnej aparatury pozwoliła stworzyć sprzęt, na którym można dawać popisy własnych umiejętności. Popisy, których by też nie było, gdyby właśnie nie fora, gdzie najbardziej doświadczeni i najwięksi artyści dzielą się swoją wiedzą. Chwała im za to :poklon;
Mnie natura obdarzyła dość bogato jeśli chodzi o zmysły smaku i węchu, co za skromność :oops: ale to prawda, i gdzie inni czują słodkie lub nie, ja odróżniam jeszcze kilka lub kilkanaście gradacji tego smaku. Podobnie z zapachem. I sądzę, że gdyby nie jakość trunków jakie potrafimy obecnie tworzyć, dalej sięgałbym po to co stoi na sklepowych półkach, popijając każdy prawie trunek dla zabicia, delikatnie mówiąc, nie najlepszego smaku. Nigdy nie sądziłem, że zwykła wódka może smakować, że da się w niej wyczuć nutę surowca z którego powstała, subtelną słodycz i niesamowitą delikatność, że popicie takiego trunku wodą lub sokiem jest profanacją.
Gdybyśmy byli dalej na etapie kanek po mleku z chłodnicami miedzianymi i odstojnikami ze słoików 0,5 litra, miałem bardzo dawno temu taki sprzęt i nigdy z niego nie skorzystałem, nigdy nie zainteresowałbym się tworzeniem własnych wódek czystych czy czegoś jeszcze ciekawszego. Teraz, mając wiedzę i sprzęt, staram się podążać śladami najlepszych ku uciesze własnej i najbliższych przyjaciół. Cieszę się, że nie jestem samotny w tych odczuciach, że są jeszcze koledzy którzy myślą i robią podobnie jak ja, co doskonale kolega rozrywek wykazał w swoim poście powyżej.
Panowie, Wasze zdrowie!
Zabieranie bogatym i dawanie biednym pozbawia jednych i drugich motywacji do pracy.
Awatar użytkownika

jatylkonachwile
550
Posty: 595
Rejestracja: poniedziałek, 13 wrz 2010, 18:24
Krótko o sobie: Główny projektant i konstruktor elektrohydrogumonapawarki z podczepem pod termobululator.
Status Alkoholowy: Wynalazca
Lokalizacja: Ziemia
Podziękował: 8 razy
Otrzymał podziękowanie: 44 razy
Kontakt:
Re: ZABAWA: Ewaluacja bimbrownika

Post autor: jatylkonachwile »

rozrywek pisze:Pierdolnięty czy zapaleniec?
Wiele osób tak pyta.
Od najmłodszych lat coś majstruje, z różnym skutkiem, ale siedzieć bezczynnie nie potrafię.
Po prostu mam taką fazę żeby podążać w stronę ekologii. Ogrzewanie w domu też przerabiam na pompę ciepła.
Ostatnio zmieniony sobota, 18 lip 2020, 07:26 przez jatylkonachwile, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Akcje Specjalne”