Cydr z kartonika - Początkujący - Relacja

Czyli popularny Jabłecznik. Na temat tego trunku wszystko, począwszy od zbierania jabłek, skończywszy na spożywaniu...

Autor tematu
Erytrytol
1
Posty: 1
Rejestracja: środa, 17 kwie 2019, 21:48

Post autor: Erytrytol »

W temacie alkoholi, poza ich spożywaniem, jestem absolutnie zielony. Ale pewnego razu podczas rozmowy znajomy powiedział mi, że bawi się w robienie cydrów i win, a na te pierwsze ma mega prosty sposób: bierzesz sok z kartonu, drożdże, wrzucasz to wszystko do gąsiora, czekasz i cyk, mamy gotowy cyderek.
Zaintrygowało mnie to, bo lubię ogólnie tworzyć (lub przynajmniej przetwarzać), robić coś swojego. Chociaż wina zdecydowanie nie lubię, a z cydrem kontakt miałem może raz, to ponieważ trochę mi się nudziło, pomyślałem: a też sobie zrobię. Gdyby się udało, byłaby to jakaś odskocznia od piwa (picia, nie robienia :)).
No dobra, trochę czasu minęło, bo mój zapał jest z natury słomiany, ale nadarzyła się w Biedronce promocja na sok Riviva 100% jabłko. To był bodziec, którego potrzebowałem. Zakupiłem 10 litrów tego napoju, po czym poszedłem za ciosem: z internetu zamówiłem gąsiorki, drożdże, pożywki i inne pierdoły. Jak już szaleć, to po całości.
Kiedy towar przyszedł, poguglałem za "cydrem z kartonika". Właściwie wszystko sprowadza się do tego, jak przedstawiłem przepis kolegi. Przystąpiłem do działania.
Oto, jak dokładnie zabrałem się do tego ja:

Podejście pierwsze,
25.03.2019
Jeden z dwóch zakupionych szklanych, nominalnie pięciolitrowych gąsiorków przepłukałem roztworem pirosiarczynu sodu.
Wlałem do niego 5 litrów soku Riviva (producent Sokpol).
Dosypałem 4 gramy drożdży Gozdawa do cydru ("Cider Yeast New Generation").
Dosypałem 2 gramy pożywki dla drożdży winiarskich Zamojski WT2-88.
Wszystko sypałem bezpośrednio na sok.
Temperatura pokojowa.

Rankiem po nastawieniu drożdże pracowały dość umiarkowanie.
Wieczorem zastałem rurkę fermentacyjną wyglądającą tak, jakby ktoś wtargnął do mojego mieszkania i opryskał ją pianką izolacyjną w sprayu. Cóż, głupota i brawura początkującego, jak lać, to pod korek - a co będę żałował! No i zalałem, widać z powodu niedoboru przestrzeni sporo piany zwyczajnie wykipiało i zaschło. Jej konsystencja była dosyć
sztywna - prawdopodobnie uciekła znaczna część drożdży. Po roztarciu w palcach, zapach przypominał typowe drożdże piekarskie w kostce.
Być może to specyfika użytych drożdży, a być może fakt utraty zapewne dużej ich części w początkowej fazie fermentacji przyczynił się do tego, że rurka bulga po dziś dzień (17.04.2019 - trzeci tydzień), chociaż tempo wskazuje, że ustanie za dzień-dwa.

CDN.

---

Podejście drugie,
31.03.2019
Po otrząśnięciu się z traumy spowodowanej katastrofą drożdżową, przyszedł czas na zapełnienie drugiego gąsiorka.
Nauczony doświadczeniem wlałem 4 litry soku.
Dodałem 4 gramy drożdży winiarskich Fermivin 7013.
Dodałem 2 gramy pożywki WT2-88.
Dodałem 210 gramów glukozy (żeby podbić moc).
Wszystko sypane bezpośrednio na sok.
Temperatura pokojowa.

Tym razem rurka pozostała niezmącona drożdżami, miejsca dla piany w gąsiorze wystarczyło. Po około dwóch dniach drożdże zaczęły pracować w naprawdę szaleńczym tempie (bul, bul, bul).
Bulgotanie ustało zupełnie po tygodniu (07.04.2019).

Do zlewania przystąpiłem iście po amatorsku - chociaż zakupiłem wężyk do "obciągania", zdecydowałem się zwyczajnie przechylić gąsior nad lejek i lać prosto do butelek (Grolsze 450ml i Żywce 500ml). Do pięciu sztuk dodałem 4 gramy glukozy, do jednej z tych glukozowanych - 1 pastylkę Stewii. 3 końcowe butelki najbardziej narażone na zawartość wzburzonego osadu pozostawiłem jako zwykłe "winka", ostanią tak dla hecy również zakapslowałem z całym pozostałym osadem.
I chociaż zakupiłem także (dwa!) cukromierze, zirytowałem się ich obsługą - dopóki nie nalałem do "probówki" ileś płynu, ani raczyły wypłynąć, a po przekroczeniu drobnej granicy magicznie zaczęły się unosić. Zwątpiłem w poprawność pomiarów i nie zapisałem wyników.
Zakosztowałem trochę owocu swojej ciężkiej pracy i ku mojemu zaskoczeniu, wcale nie śmierdziało ani nie było niesmaczne - dla mojego chamskiego podniebienia ot, zwykłe "winko".

Butelki odstawiłem w ciemne miejsce (w siaty, w obawie przed "granatami", a siaty do pudła) i oto właśnie dzisiaj, w dziesiątym dniu stojakowania, degustuję butelkę Pierwszą.
Ku mojemu jeszcze większemu, graniczącemu z euforią zaskoczeniu - cydr wyszedł świetny! W chwili otwarcia butelki Grolszowej elegancko strzeliło, chociaż nie wykipiało. Przy nalewaniu piany właściwie brak, ale podczas spożycia gaz wyraźnie kąsał w język. Beknięcia też konkretne, więc nagazowanie prawidłowe. Osad na dnie bardzo śladowy. Klarowność raczej niedoskonała, ale w mojej ocenie przyzwoita - płyn nie był mętny, czy matowy.
Jak już wspomniałem, nie jestem amatorem tego typu trunków, zwłaszcza, że testowanego egzemplarza nie słodziłem - mimo to spożycie przebiegło bardzo pozytywnie. Ni to kwaśne, ni słodkie, po prostu orzeźwiające, przyjemnie nagazowane. Nie śmierdziało drożdżami czy jajem, pachniało... cydrem. Bonus: do testu przystąpiłem 6 godzin po ostatnim posiłku. W efekcie odczuwam delikatny, przyjemny relaks. Obstawiam min. 7% zawartości alkoholu, zupełnie niewyczuwalnego (tak tez mi się kojarzy z pobieżnych, również nie zapisanych pomiarów cukru).


Nie wiem, czy mogę polecić to przedsięwzięcie prawdziwym koneserom cydru, ale niezdecydowanych nowicjuszy serdecznie zachęcam. Satysfakcja gwarantowana (albo zwrot treści żołądkowych).


Jeśli nie zapomnę, to postaram się dokończyć relację z Podejścia Pierwszego, chociaż ta przedłużona fermentacja (nic niby nie śmierdzi, ale nie odważyłem się jeszcze choćby na moment podnieść korka) budzi we mnie wątpliwości.
Awatar użytkownika

Dwaid
50
Posty: 61
Rejestracja: czwartek, 29 mar 2018, 14:18
Krótko o sobie: :)
Ulubiony Alkohol: Każdy własnoręcznie wykonany :)
Status Alkoholowy: Bimbrownik
Podziękował: 4 razy
Otrzymał podziękowanie: 4 razy
Re: Cydr z kartonika - Początkujący - Relacja

Post autor: Dwaid »

Jeśli chodzi o pierwszy gąsiorek, to efekt powinien być podobny jak przy drugim. Pod warunkiem, że miałeś dobrze wymieszany balon i całość była jednolita. Co miało wypłynąć, to wypłynęło, to co zostało zatrzymało swoją ilość drożdży :)
Sam nigdy nie robiłem cydru, ale w sumie może spróbuje... tylko zmienię 2 rzeczy - po pierwsze zamiast rivii z kartonika kupię ten sok tłoczony, ponieważ rivia jest odzyskana z soku zagęszonego itp.
Druga sprawa, to dodałbym drożdży dedykowanych do cydru, na pewno zapewniło by to bezpieczniejszy proces :)
Jesli jednak smakuje Ci to, to nie pozostaje nic tylko pogratulować efektu :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Cydr”