Największe wpadki bimbrownicze
-
- Posty: 773
- Rejestracja: wtorek, 24 sie 2010, 22:25
- Krótko o sobie: Lubie psocić i przy okazji próbować, a najlepiej smakuje w święta kiedy delektujemy się naszymi wyrobami, i te wędzonki...
- Ulubiony Alkohol: Żubrówka
- Status Alkoholowy: Piwowar
- Lokalizacja: Jeweuropa czyli nowy trzeci swiat
- Podziękował: 19 razy
- Otrzymał podziękowanie: 33 razy
Re: Największe wpadki
Dobry pomysł panowie.
Będę dumał nad jakimś alarmem, który będzie przypominał co jakiś czas o grającej orkiestrze.
Pomysł wygląda następująca:
Alarm włącza się co ... min. Zależy jak zaprogramujemy i aby przestał chodzić to trzeba będzie wyłączyć fizycznie... ale aby go wyłączyć to musi cały sprzęt być ( powiedzmy rozmontowany)...
Będę dumał nad jakimś alarmem, który będzie przypominał co jakiś czas o grającej orkiestrze.
Pomysł wygląda następująca:
Alarm włącza się co ... min. Zależy jak zaprogramujemy i aby przestał chodzić to trzeba będzie wyłączyć fizycznie... ale aby go wyłączyć to musi cały sprzęt być ( powiedzmy rozmontowany)...
Jesli ktoś myśli że jest wolnym człowiekiem, to oznacza że jest niewolnikiem!
-
- Posty: 1066
- Rejestracja: środa, 10 wrz 2008, 16:28
- Krótko o sobie: Amator alkoholniarz, ciekawy.
- Ulubiony Alkohol: Whiskey.
- Status Alkoholowy: Drinker
- Lokalizacja: Australia
- Podziękował: 82 razy
- Otrzymał podziękowanie: 128 razy
Re: Największe wpadki
Proszę te wpadki kolegów wniosły coś nowego do naszego psocenia. Myślę, że doskonałym pomysłem jest ustalenie jako można zabezpieczyć się przed takimi wpadkami (bo np. szwagier zawraca dupę itp). Może coś się wykluje dla 'elektryczniaków' i gazowników? Pewnie dla elektryczniaków będzie łatwiej...
Ja też już raz wstawałem o 3-ciej rano aby się upewnić, że ten gaz to jednak wyłączyłem... Okazało się, że wyłączyłem tyle, że w tym czasie (kończenia) dzwonił kolega i też zawracał dupę tym, że kupił tanio stary komputer.
A więc, jak to mawiają prawdziwi psotnicy: Czuwaj!
J
Ja też już raz wstawałem o 3-ciej rano aby się upewnić, że ten gaz to jednak wyłączyłem... Okazało się, że wyłączyłem tyle, że w tym czasie (kończenia) dzwonił kolega i też zawracał dupę tym, że kupił tanio stary komputer.
A więc, jak to mawiają prawdziwi psotnicy: Czuwaj!
J
Moją pasją są suwaki logarytmiczne jednostronne
-
- Posty: 4941
- Rejestracja: niedziela, 25 kwie 2010, 09:02
- Krótko o sobie: lubię cos sposocić, a potem to wypić( w doborowym towarzystwie)
- Ulubiony Alkohol: Chivas Regal, dobra psotka, czasem mineralka gazowana
- Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
- Podziękował: 561 razy
- Otrzymał podziękowanie: 848 razy
Re: Największe wpadki
Zaraz zaraz, a w lokomotywach nie ma takiego czujnika który należy wcisnąć co minute? za małolata zrobiłem w ciuchci milion kilometrów chyba.
Rozumiem zasadę bezpieczeństwa ale pozwolę sobie nie zgodzić się z zasadnością czujników.
Pędzę - nie pije
Pędzę - jestem na miejscu cały czas.
Tylko ludzki czynnik może pomóc, maszyneria zawsze zawiedzie.
Rozumiem zasadę bezpieczeństwa ale pozwolę sobie nie zgodzić się z zasadnością czujników.
Pędzę - nie pije
Pędzę - jestem na miejscu cały czas.
Tylko ludzki czynnik może pomóc, maszyneria zawsze zawiedzie.
pędzę bo nigdzie mi się nie śpieszy............
-
- Posty: 1066
- Rejestracja: środa, 10 wrz 2008, 16:28
- Krótko o sobie: Amator alkoholniarz, ciekawy.
- Ulubiony Alkohol: Whiskey.
- Status Alkoholowy: Drinker
- Lokalizacja: Australia
- Podziękował: 82 razy
- Otrzymał podziękowanie: 128 razy
Re: Największe wpadki
Dla poważnych pędników nie istnieje żadna wątpliwość czy tam być (czuwać) czy nie być. Jedną z naszych pierwszych zasad jest doglądanie procesu od początku do końca. Wspominam o tych czujnikach na wypadek gdy właśnie szwagier marzy... sąsiad chce nam dać nawóz kurzy teraz bo jutro wyjeżdża na Mazury, żona (partner) potrzebuje ziemniaki z piwnicy... Czasem w nerwach i pośpiechu coś można 'zaniedbać'.
Wygodnym wyjściem jest postawienie znaku:
J
Wygodnym wyjściem jest postawienie znaku:
J
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Moją pasją są suwaki logarytmiczne jednostronne
-
- Posty: 773
- Rejestracja: wtorek, 24 sie 2010, 22:25
- Krótko o sobie: Lubie psocić i przy okazji próbować, a najlepiej smakuje w święta kiedy delektujemy się naszymi wyrobami, i te wędzonki...
- Ulubiony Alkohol: Żubrówka
- Status Alkoholowy: Piwowar
- Lokalizacja: Jeweuropa czyli nowy trzeci swiat
- Podziękował: 19 razy
- Otrzymał podziękowanie: 33 razy
Re: Największe wpadki
Wpadł mi do głowy pewien pomysł:
Każdy kto psoci powinien mieć termometr (bezpieczeństwa) który jest podłączony do alarmu, np. Programujemy ze od 100* stopni zaczyna wyć, wtedy zdążymy bez problemu...
Ps. Ale znak zakazu to zapodam na drzwiach
Każdy kto psoci powinien mieć termometr (bezpieczeństwa) który jest podłączony do alarmu, np. Programujemy ze od 100* stopni zaczyna wyć, wtedy zdążymy bez problemu...
Ps. Ale znak zakazu to zapodam na drzwiach
Jesli ktoś myśli że jest wolnym człowiekiem, to oznacza że jest niewolnikiem!
Re: Największe wpadki
Witam "starszych braci w bimbrowniczej wierze".
Jestem świeżak zarówno na tym zacnym forum jak i w pędniczej praktyce. Zatem proszę o wyrozumiałość w każdym względzie.
Moją przygodę z destylacją rozpocząłem zeszłej jesieni i to od niezłego akordu.
Otuż moją inicjacją miało być popełnienie śliwowicy w/g przepisu sensei Kucyka. 60l nastawu musiałem podzielić na kilka partii bo mam mały kociołek (8l).Pierwsze 5 razy poszło O.K. Na rozgrzanie pełnego kociołka potrzebowałem 30 min, w tym czasie woda w chłodnicy nie musi płynąć. Bogatszy o tę wiedzę postanowiłem przy 6 razie pójść na moment do garażu zostawiając na straży ponoć moją piękniejszą połowę (żonę) uprzednio przeprowadzając obszerne szkolenie. .Po 40 min przypomniałem sobie, że może jednak powinienem wrócić. Wracam do domu i od progu czuję spirol i słyszę syk z kuchni. Wchodzę do jadłodajni, patrzę i oczom nie wierzę. .No prawie ognie św. Elma. Zlewozmywak i aparatura pięknie płonie na niebiesko. Ja p....... . Co robić? No tak, chłodziwo nie odkręcone... więc najpierw woda, potem kubek na przedgony ze zlewu na środek kuchni - sru. Oby tylko płomienia w chłodnicę nie zassało to samo zgaśnie. Tak też się stało. Niestety kubek zgasnąć nie chciał bo był plastikowy i zaczął się naprawdę hajcować. Unicestwił go dopiero ręcznik. Oczywiście babie się zaapoomniaałoo a przez 10 min oparów nazbierało się tyle, że zajęły się od palnika. Strat na szczęście żadnych poza kubkiem nie było. Wniosek?
Wszystko, od początku do końca rób sam. Kumplom, rodzinie a ZWŁASZCZA SZWAGROWI mów, że na 2 dni wyjeżdżasz. Spuszczasz psy, ryglujesz drzwi, wyłączasz telefon i dopiero psocisz.
Drugą wpadkę miałem parę dni temu.
Dla odmiany postanowiłem popełnić calvados'a w/g przepisu, a jakże, sensei Kucyka. To forum przeczytałem chyba całe i nie tylko to. Niektóre wontki po 2 razy z Januszowymi filmikami instruktażowymi o pracy pulpy i moszczów włącznie. I co? K....- nic. Sensei powinien mi takiego kopa w żyć zasadzić, że spaść powinienem dopiero z przyszłorocznym śniegiem. Wtedy może przez dupala do mózgownicy by coś wpadło. 50kg jabłek + 4l wody + 4kg cukru + resztę zmieściłem w 60l beczkę z zakręcanym deklem z bulgotnikiem po środku. Skutek? Jakieś 5kg musu jabcowego rozprysło się po całej kuchni. Jasny gwint - no rozpacz. Rosnąca pulpa zatkała bulgotnik. CO2 nazbierało się tyle, że wyrwało z dekla silikonowy korek z bulgotnikiem wkręcony na teflon. Niewiele brakowało a zginąłbym tragicznie. Oczywiście z ręki mojego skwaw. Zresztą trudno jej się dziwić. 2h sprzątania, malowanie obowiązkowe, grzejnik nie wiem czy da się w środku wyczyścić. Do tego rozwarta dziabara teściowej. Istna apokalipsa. Wniosek? Komentarz chyba jest zbędny. Naszła mnie tylko taka myśl. Po co Ci wszyscy mistrzowie pędzibimbry, którym nie jestem godzien nawet zacieru w fermentatorze mieszać piszą te posty skoro takie imbecyle jak ja i tak ich wiedzę mają w d.....? Może po to by mieć ubaw z takiej fujary jak ja. Ale nic to. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Ja dopiero się rozkręcam i na pewno tu jeszcze zagoszczę, jeśli admini pozwolą. Z bimbrowniczym pozdrowieniem Darz Duch. Pioter.
Jestem świeżak zarówno na tym zacnym forum jak i w pędniczej praktyce. Zatem proszę o wyrozumiałość w każdym względzie.
Moją przygodę z destylacją rozpocząłem zeszłej jesieni i to od niezłego akordu.
Otuż moją inicjacją miało być popełnienie śliwowicy w/g przepisu sensei Kucyka. 60l nastawu musiałem podzielić na kilka partii bo mam mały kociołek (8l).Pierwsze 5 razy poszło O.K. Na rozgrzanie pełnego kociołka potrzebowałem 30 min, w tym czasie woda w chłodnicy nie musi płynąć. Bogatszy o tę wiedzę postanowiłem przy 6 razie pójść na moment do garażu zostawiając na straży ponoć moją piękniejszą połowę (żonę) uprzednio przeprowadzając obszerne szkolenie. .Po 40 min przypomniałem sobie, że może jednak powinienem wrócić. Wracam do domu i od progu czuję spirol i słyszę syk z kuchni. Wchodzę do jadłodajni, patrzę i oczom nie wierzę. .No prawie ognie św. Elma. Zlewozmywak i aparatura pięknie płonie na niebiesko. Ja p....... . Co robić? No tak, chłodziwo nie odkręcone... więc najpierw woda, potem kubek na przedgony ze zlewu na środek kuchni - sru. Oby tylko płomienia w chłodnicę nie zassało to samo zgaśnie. Tak też się stało. Niestety kubek zgasnąć nie chciał bo był plastikowy i zaczął się naprawdę hajcować. Unicestwił go dopiero ręcznik. Oczywiście babie się zaapoomniaałoo a przez 10 min oparów nazbierało się tyle, że zajęły się od palnika. Strat na szczęście żadnych poza kubkiem nie było. Wniosek?
Wszystko, od początku do końca rób sam. Kumplom, rodzinie a ZWŁASZCZA SZWAGROWI mów, że na 2 dni wyjeżdżasz. Spuszczasz psy, ryglujesz drzwi, wyłączasz telefon i dopiero psocisz.
Drugą wpadkę miałem parę dni temu.
Dla odmiany postanowiłem popełnić calvados'a w/g przepisu, a jakże, sensei Kucyka. To forum przeczytałem chyba całe i nie tylko to. Niektóre wontki po 2 razy z Januszowymi filmikami instruktażowymi o pracy pulpy i moszczów włącznie. I co? K....- nic. Sensei powinien mi takiego kopa w żyć zasadzić, że spaść powinienem dopiero z przyszłorocznym śniegiem. Wtedy może przez dupala do mózgownicy by coś wpadło. 50kg jabłek + 4l wody + 4kg cukru + resztę zmieściłem w 60l beczkę z zakręcanym deklem z bulgotnikiem po środku. Skutek? Jakieś 5kg musu jabcowego rozprysło się po całej kuchni. Jasny gwint - no rozpacz. Rosnąca pulpa zatkała bulgotnik. CO2 nazbierało się tyle, że wyrwało z dekla silikonowy korek z bulgotnikiem wkręcony na teflon. Niewiele brakowało a zginąłbym tragicznie. Oczywiście z ręki mojego skwaw. Zresztą trudno jej się dziwić. 2h sprzątania, malowanie obowiązkowe, grzejnik nie wiem czy da się w środku wyczyścić. Do tego rozwarta dziabara teściowej. Istna apokalipsa. Wniosek? Komentarz chyba jest zbędny. Naszła mnie tylko taka myśl. Po co Ci wszyscy mistrzowie pędzibimbry, którym nie jestem godzien nawet zacieru w fermentatorze mieszać piszą te posty skoro takie imbecyle jak ja i tak ich wiedzę mają w d.....? Może po to by mieć ubaw z takiej fujary jak ja. Ale nic to. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Ja dopiero się rozkręcam i na pewno tu jeszcze zagoszczę, jeśli admini pozwolą. Z bimbrowniczym pozdrowieniem Darz Duch. Pioter.
veni... vidi... ago !
-
- Posty: 773
- Rejestracja: wtorek, 24 sie 2010, 22:25
- Krótko o sobie: Lubie psocić i przy okazji próbować, a najlepiej smakuje w święta kiedy delektujemy się naszymi wyrobami, i te wędzonki...
- Ulubiony Alkohol: Żubrówka
- Status Alkoholowy: Piwowar
- Lokalizacja: Jeweuropa czyli nowy trzeci swiat
- Podziękował: 19 razy
- Otrzymał podziękowanie: 33 razy
-
- Posty: 601
- Rejestracja: poniedziałek, 13 wrz 2010, 18:24
- Krótko o sobie: Główny projektant i konstruktor elektrohydrogumonapawarki z podczepem pod termobululator.
- Status Alkoholowy: Wynalazca
- Lokalizacja: Ziemia
- Podziękował: 8 razy
- Otrzymał podziękowanie: 44 razy
- Kontakt:
Re: Największe wpadki
Mnie i brata naszła chęć na coś niecodziennego, a w biedronce były banany w przecenie, kupiliśmy chyba z 12kg (do domu dotrwało tylko 10kg) obraliśmy je, wrzuciliśmy do beczki 30l, zalaliśmy wodą, chyba z 4kg cukru dodaliśmy i zwykłe drożdże babuni 2 kostki.
Zaczęło pracować, więc przykrywka z rurką fermentacyjną na beczkę i zakręcić, robimy coś w drugim pomieszczeniu, już mieliśmy wychodzić a tu takie jeb, on się pyta co to było, ja mówię, że albo w coś uderzył albo przykrywa.
Nastaw był na tyle nie kulturalny że zrobił to:
Na podłodze wylądowało ok 5l (kg) nastawu bananowego.
PS. Może i to dobrze bo produkt końcowy strasznie śmierdzi.
Zaczęło pracować, więc przykrywka z rurką fermentacyjną na beczkę i zakręcić, robimy coś w drugim pomieszczeniu, już mieliśmy wychodzić a tu takie jeb, on się pyta co to było, ja mówię, że albo w coś uderzył albo przykrywa.
Nastaw był na tyle nie kulturalny że zrobił to:
Na podłodze wylądowało ok 5l (kg) nastawu bananowego.
PS. Może i to dobrze bo produkt końcowy strasznie śmierdzi.
-
- Posty: 3
- Rejestracja: sobota, 26 wrz 2009, 05:33
- Krótko o sobie: Jestem człowiekiem o wielu sprzecznych zainteresowaniach:)
- Ulubiony Alkohol: wariacje na temat nalewki farmaceutów
- Status Alkoholowy: Producent Nalewek
Re: Największe wpadki
Witam
To i ja się pochwalę. Zanim zebrałem się do psocenia zgromadziłem odpowiednie akcesoria typu aparatura, cukromierz, procentomierz i resztę dupereli. W spadku po sąsiedzie dostałem od sąsiadki alkoholomierz "troszkę utrącony" lepszy od mojego bo mniejszy. Utącenie zalałem stearyną ze świeczki i do dzieła.
Zaczynam moje pierwsze samodzielne psocenie. Po uzyskaniu odpowiednich temperatur, ustabilizowaniu kolumny, odlaniu tego co światło wyłącza, czas na pomiar. Po kilkunastu minutach chłodzenia dobroci zalewam mój "procentomierz". Wynik 85%. SZOK dla mnie . Pewnie coś przeoczyłem. Dzwonie do przyjaciela i jak na spowiedzi opisuje co i jak tylko nie wiem dlaczego. Diagnoza specjalisty nauczyciela ZA SZYBKO. Wlewam wszystko do bańki i robię jeszcze raz wolniej. Wynik pomiaru 85%. Widocznie tak musi być. I tak o niebo lepiej niż u innego kumpla bo on miewa ASZ 55% i tylko deko jedzie. Po konsultacji z guru zalewam wodą, do wody destylat i jazda. Trzy godzinki i gotowe, wynik pomiaru to rewelacyjna czystość destylatu ...... 85%. Deko mnie zagotowało, ale poszedłem w uparte i przepuściłem czwarty raz tej nocy, bo noc się zrobiła bliska świtowi. I mam ostatnią psotę chemicznie doskonałą, rewelacyjnie krystaliczną, pomiar daje niespodziewanie wysoki wynik ........ 85%
Co wy nato? No właśnie!!!
Po prawie dobie przepilnowanej przy kolumnie na nieuszkodzonym fabrycznie nowym alkoholomierzu nareszcie jest 95%.
Pomiar kontrolny na zabytku od sąsiadki?? MAGICZNE 85%
To i ja się pochwalę. Zanim zebrałem się do psocenia zgromadziłem odpowiednie akcesoria typu aparatura, cukromierz, procentomierz i resztę dupereli. W spadku po sąsiedzie dostałem od sąsiadki alkoholomierz "troszkę utrącony" lepszy od mojego bo mniejszy. Utącenie zalałem stearyną ze świeczki i do dzieła.
Zaczynam moje pierwsze samodzielne psocenie. Po uzyskaniu odpowiednich temperatur, ustabilizowaniu kolumny, odlaniu tego co światło wyłącza, czas na pomiar. Po kilkunastu minutach chłodzenia dobroci zalewam mój "procentomierz". Wynik 85%. SZOK dla mnie . Pewnie coś przeoczyłem. Dzwonie do przyjaciela i jak na spowiedzi opisuje co i jak tylko nie wiem dlaczego. Diagnoza specjalisty nauczyciela ZA SZYBKO. Wlewam wszystko do bańki i robię jeszcze raz wolniej. Wynik pomiaru 85%. Widocznie tak musi być. I tak o niebo lepiej niż u innego kumpla bo on miewa ASZ 55% i tylko deko jedzie. Po konsultacji z guru zalewam wodą, do wody destylat i jazda. Trzy godzinki i gotowe, wynik pomiaru to rewelacyjna czystość destylatu ...... 85%. Deko mnie zagotowało, ale poszedłem w uparte i przepuściłem czwarty raz tej nocy, bo noc się zrobiła bliska świtowi. I mam ostatnią psotę chemicznie doskonałą, rewelacyjnie krystaliczną, pomiar daje niespodziewanie wysoki wynik ........ 85%
Co wy nato? No właśnie!!!
Po prawie dobie przepilnowanej przy kolumnie na nieuszkodzonym fabrycznie nowym alkoholomierzu nareszcie jest 95%.
Pomiar kontrolny na zabytku od sąsiadki?? MAGICZNE 85%
-
- Posty: 46
- Rejestracja: czwartek, 5 sie 2010, 09:04
- Krótko o sobie: Od dnia, kiedy strzałą trafił we mnie amor
W sercu mam psocenie a w żyłach etanol - Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Lokalizacja: Zielona Góra
Re: Największe wpadki
Piękne historyjki. ) Niektóre na pograniczu science fiction. Na szczęście w swojej karierze bimbrowniczej nikogo nie zabiłem, ba nawet nie zostałem oparzony oraz utopiony w wyciekającym nastawie. Coś czuje że wszystko dopiero przede mną.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Od dnia, kiedy strzałą trafił we mnie amor
W sercu mam psocenie a w żyłach etanol
W sercu mam psocenie a w żyłach etanol
-
- Posty: 31
- Rejestracja: czwartek, 9 lut 2012, 11:44
- Krótko o sobie: Matka, żona i kobieta...jakich mało :D
- Ulubiony Alkohol: Śliwowica, likier wiśniowy
- Status Alkoholowy: Student Bimbrologii
- Lokalizacja: Świętokrzyskie
Re: Największe wpadki
Jako pierwsza kobieta w wątku opowiem wam moją historię:
W domu ja jestem starszym pędnikiem i zacieraczem mąż tylko beczki zakręca i przestawia Kiedys mąż bardzo prosił mnie czy moze spróbowac jak to się robi? Więc mówię ok. Nastawiłam, wytłumaczyłam i kazałam czekać na kropelki i poszłam na górę do dziecka. Pół godziny później wbiega do mnie mój bratanek i kszyczy CIOCIU W PIWNICY WYBUCHŁO OKNO!!! Życie przewinęło mi się przed oczami! WYBUCHŁO?! O cholera mój Łukasz!!! Biegiem do piwnicy... Co zastałam?? Mój mąż był tak szczęśliwy tym że udało mu sie pogonić pierwszą butelkę, że biegł tak szybko, że potknął się o próg w kuchni, na wprost było okno, wypuścił butelkę z ręki, wybił szybę i jeszcze rozciął nogę o ostry kant progu w piwnicy... Od tej pory ganianiem moich beczek zajmuje sie tylko i wyłącznie ja! On tylko patrzy :/
W domu ja jestem starszym pędnikiem i zacieraczem mąż tylko beczki zakręca i przestawia Kiedys mąż bardzo prosił mnie czy moze spróbowac jak to się robi? Więc mówię ok. Nastawiłam, wytłumaczyłam i kazałam czekać na kropelki i poszłam na górę do dziecka. Pół godziny później wbiega do mnie mój bratanek i kszyczy CIOCIU W PIWNICY WYBUCHŁO OKNO!!! Życie przewinęło mi się przed oczami! WYBUCHŁO?! O cholera mój Łukasz!!! Biegiem do piwnicy... Co zastałam?? Mój mąż był tak szczęśliwy tym że udało mu sie pogonić pierwszą butelkę, że biegł tak szybko, że potknął się o próg w kuchni, na wprost było okno, wypuścił butelkę z ręki, wybił szybę i jeszcze rozciął nogę o ostry kant progu w piwnicy... Od tej pory ganianiem moich beczek zajmuje sie tylko i wyłącznie ja! On tylko patrzy :/
Hop siup, cztery baby, osiem dup!
合一個字,四個寶寶,8個屁股!
هوب كلمة واحدة، وأربعة أطفال، 8 الحمار!
合一個字,四個寶寶,8個屁股!
هوب كلمة واحدة، وأربعة أطفال، 8 الحمار!
-
- Posty: 102
- Rejestracja: czwartek, 9 lut 2012, 14:27
- Krótko o sobie: Miedź, miedź i jeszcze raz miedź
- Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Lokalizacja: Ropczyce
- Podziękował: 1 raz
- Otrzymał podziękowanie: 3 razy
Re: Największe wpadki
To ja takich dziwnych akcji pamiętam pare.
Pierwsza za komuny gdzieś koło 86-go kiedy byłem mały. Bawię się w piaskownicy pod blokiem. Idzie sąsiad i pyta się co robi tata a ja mu na to "siedzi w kuchni i coś mu tam kapie z pieca". Ten mnie szybko pod pachę i pędem od ojca, dobija się do drzwi "Gienek otwieraj szybko" głos za drzwi "Jedrusiu teraz nie mogę". "Otwieraj nie pierdol ważna sprawa", po dłuższej wymianie zdań ojciec w końcu otwiera ,sąsiad wpada ze mną do przedpokoju i do ojca "Ty go wyedukuj bo gada na polu że berbeluche pędzisz " no i popili wtedy razem.
Druga za młodu kolega przyszedł do mnie i mówi że ma 30 l wina pożeczkowego do puszczenia, to mu mówię przynieś a za ten czas przygotowałem aparaturę. Otwieramy butlę a tam 30 l octu, ale cóż było robić, 1 partia do kotła i ogień po godzinie zaczyna kapać jakieś takie niebieskawe, pruba organoleptyczna i wszystko do kibla.
Pierwsza za komuny gdzieś koło 86-go kiedy byłem mały. Bawię się w piaskownicy pod blokiem. Idzie sąsiad i pyta się co robi tata a ja mu na to "siedzi w kuchni i coś mu tam kapie z pieca". Ten mnie szybko pod pachę i pędem od ojca, dobija się do drzwi "Gienek otwieraj szybko" głos za drzwi "Jedrusiu teraz nie mogę". "Otwieraj nie pierdol ważna sprawa", po dłuższej wymianie zdań ojciec w końcu otwiera ,sąsiad wpada ze mną do przedpokoju i do ojca "Ty go wyedukuj bo gada na polu że berbeluche pędzisz " no i popili wtedy razem.
Druga za młodu kolega przyszedł do mnie i mówi że ma 30 l wina pożeczkowego do puszczenia, to mu mówię przynieś a za ten czas przygotowałem aparaturę. Otwieramy butlę a tam 30 l octu, ale cóż było robić, 1 partia do kotła i ogień po godzinie zaczyna kapać jakieś takie niebieskawe, pruba organoleptyczna i wszystko do kibla.
Ostatnio zmieniony niedziela, 12 lut 2012, 11:00 przez radius, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Bardzo niestarannie napisany post.
Powód: Bardzo niestarannie napisany post.
-
- Posty: 14
- Rejestracja: wtorek, 14 lut 2012, 14:42
Re: Największe wpadki
Opowiem historię , która przytrafiła się ojcu mojego kolegi. Kolega posiada sprzęt pot still - samoróbka , bez rewelacji ale bimberek jako tako wychodzi . Pewnego razu jego ojciec , który nigdy w całym procederze pędzenia nie uczestniczył postanowił pożyczyć aparaturę bo rzekomo miał trochę materiału do przepuszczenia. Kolega nie instruował swojego ojca jak to robić bo był pewny , że ten wie. Ojciec trafił do szpitala z dosyć poważnymi poparzeniami - na szczęście wszystko się już zagoiło . Okazało się później , że chciał przepędzić wino i wlał do gara całą zawartość gąsiora - włącznie ze wszystkimi owocami , mętami . Zapchało mu to aparaturę podczas podgrzewania , próbował zdiagnozować problem i poszło .... Było niebezpiecznie , leżał w szpitalu kilka dni. Teraz się z tego śmiejemy - szczególnie z tego jak ojciec tłumaczył w szpitalu powód poparzenia.
Pędzić jest rzeczą ludzką
-
- Posty: 1896
- Rejestracja: środa, 4 lut 2009, 23:18
- Krótko o sobie: Lekko ześwirowany.
- Ulubiony Alkohol: śliwki i jabłuszka, rzecz jasna. I wisienki...
- Status Alkoholowy: Konstruktor
- Lokalizacja: Droga Mleczna, Lokalna Grupa Galaktyk
- Podziękował: 1 raz
- Otrzymał podziękowanie: 78 razy
Re: Największe wpadki
@lukaszmilicz: DOKŁADNIE taka przygodę miałem ja sam z pot-stillem. Poparzenia były, głównie twarz, 2-gi stopień ale obeszło sie bez lekarza. Na forum dowiedziałem się, co mi tato w aptece powinien kupić (Argosulfan) i po tygodniu mogłem się ludziom pokazać, a po dwóch - mogłem spokojnie wyjść "na miasto".
Na szczęście w nieszczęściu jako bezrobotny nie musiałem iśc do pracy, w związku z czym obyło się bez konieczności wizyty u lekarza w celu otrzymania L4.
Ale od tamtej pory wszystkie fusy pracowicie odcedzam i wyciskam a gotuję tylko ciecze bezfusowe. Muszę pomyśleć o tym, jakby bełkotką parową pracować i używać alembika z uszczelnieniem wodnym, tak, żeby ciśnienie w nim nie mogło urosnąć w żadnym przypadku powyżej znikomych.
Na szczęście w nieszczęściu jako bezrobotny nie musiałem iśc do pracy, w związku z czym obyło się bez konieczności wizyty u lekarza w celu otrzymania L4.
Ale od tamtej pory wszystkie fusy pracowicie odcedzam i wyciskam a gotuję tylko ciecze bezfusowe. Muszę pomyśleć o tym, jakby bełkotką parową pracować i używać alembika z uszczelnieniem wodnym, tak, żeby ciśnienie w nim nie mogło urosnąć w żadnym przypadku powyżej znikomych.
ポーランド語が書けますちょっと。
得意は満月の仕業の酒です。
Spécialité: Chateau de Garage, serie: La Lune Pleine
Lux Lunae luceat nos!
Disclaimer: Moje uczestnictwo w tym forum ma charakter czysto edukacyjno poznawczy.
得意は満月の仕業の酒です。
Spécialité: Chateau de Garage, serie: La Lune Pleine
Lux Lunae luceat nos!
Disclaimer: Moje uczestnictwo w tym forum ma charakter czysto edukacyjno poznawczy.
-
- Posty: 41
- Rejestracja: sobota, 8 paź 2011, 00:08
- Krótko o sobie: Jestem człowiekiem:)
- Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
- Lokalizacja: gostynin
-
- Posty: 13
- Rejestracja: środa, 9 mar 2011, 22:19
Re: Największe wpadki
Pewnego dnia kiedy to już się zdecydowałem na zakup balona 54l poleciałem po niego jak strzała i wróciłem jak bumerang z balonem do domu. Nie zapomnę tego uczucia posiadania pierwszego balonu. Balon był w koszu a od góry były jakieś oporniki co by się nie przesuwał itd. Postanowiłem, że zrobię winko winogronowe, więc poleciałem nazrywać winogron. Kiedy już wszystko było gotowe do wlania postanowiłem umyć balonik. Gdy był już czysty włożyłem go do kosza i chciałem włożyć te oporniki a w tym momencie balonik się potłukł ;( był z bardzo cieniutkiego szkła. Do dzisiaj nie zapomniałem tego widoku jednak teraz już mam balonik z grubego szkła
-
- Posty: 32
- Rejestracja: sobota, 7 maja 2011, 13:58
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
Re: Największe wpadki
Dawno dawno temu, mając gdzieś tak 16 lat z niewielkim okładem postanowiłem samodzielnie, w tajemnicy przed rodzicami zrobić pierwsze wino. Japcok to był. Świetne jabłuszka przez sokowirówkę, matka drożdżowa, prawidłowa fermentacja, pierwszy obciąg, drugi wreszcie krystaliczna czystość, wspaniały aromat, świetnie zbalansowana słodycz i kwasowość- dziś także byłbym z tego wina dumny. Wszystkie operacje wykonywałem w swojej niewielkiej ciemni fotograficznej (pomieszczonko dosłownie 1 x1,7 m). Przed ostatecznym zlaniem do butelek odkorkowałem butel, odłożyłem korek z rurką, utoczyłem szklaneczkę - na spróbowanie, odstawiłem szklaneczkę, wstałem po korek i i odwracając się potrąciłem stojący na brzegu stoliczka butel. Szklaneczka świetnego wina w garści, 15 l świetnego winka cienką warstwą na podłodze. Przesadne cackanie się ze szkłem zostało mi do dzisiaj
Re: Największe wpadki
Podczas mojego pierwszego psocenia (sprzęt mizerny gąsior szklany 5l podgrzewany piecykiem i chłodnica z rurki żelaznej w butelce po wodzie 5 l i chłodziłem ją śniegiem )przyszedł do mnie kolega na początku mizernie kapało.Rzecz jasna bo szkło wolno się ogrzewa . Jednak po ok 2 godz. zaczęło kapać ja z kolegą przeprowadziliśmy próbę organoleptyczną.Czyli po kieliszku do gardła.Ja to biegałem po piwnicy z poparzonym gardłem a kolega pił wodę z chłodnicy.
Nie sądziliśmy że to takie mocne będzie Ale cóż potem dosyć milo się psociło bo już więcej nie piłem. Tylko dawałem koledze próbować. Po którejś z rzędu degustacji kolega poszedł tam gdzie nawet królowie i prezydenci chodzą piechotą.W tym czasie ja za dużo podrzuciłem drewna do piecyka i zaczęło niebezpiecznie szybko bulgotać. Korek wsadzony do gąsiorka wyleciał w sufit. Myślę nie ma na co czekać wziąłem gąsior przez rękawiczkę i podniosłem w tym momencie dno odpadło... Miałem wielkie szczęście że to była praktycznie sama woda więc nie wybuchło
Gdy kolega wrócił zobaczył mnie w kałuży lepkiego śmierdzącego syfu z połową gąsiora w dłoni.Uśmiechną się.Pierwsze jego pytanie nie zbiłeś słoiku z psotą?-Nie
Drugie co się stało
Pożegnałem się z kolegą i jeszcze rozchodniaczka wypiliśmy
Więc skutkami tego psocenia były:
-2 dni sprzątania ido tego jeszcze śmierdzi w piwnicy
-śmierdząca psota z wina winogronowego i do tego jeszcze ruda bo chłodnica rdzewiała od środka podczas destylacji Lecz z kolegą stwierdziliśmy że taką ilość tlenku żelaza możemy wypić w celach zdrowotnych
-i ostatni skutek i najśmieszniejszy : Nazajutrz kolega dzwoni i pyta się czy jadę dzisiaj kupić nowy balon
Nie sądziliśmy że to takie mocne będzie Ale cóż potem dosyć milo się psociło bo już więcej nie piłem. Tylko dawałem koledze próbować. Po którejś z rzędu degustacji kolega poszedł tam gdzie nawet królowie i prezydenci chodzą piechotą.W tym czasie ja za dużo podrzuciłem drewna do piecyka i zaczęło niebezpiecznie szybko bulgotać. Korek wsadzony do gąsiorka wyleciał w sufit. Myślę nie ma na co czekać wziąłem gąsior przez rękawiczkę i podniosłem w tym momencie dno odpadło... Miałem wielkie szczęście że to była praktycznie sama woda więc nie wybuchło
Gdy kolega wrócił zobaczył mnie w kałuży lepkiego śmierdzącego syfu z połową gąsiora w dłoni.Uśmiechną się.Pierwsze jego pytanie nie zbiłeś słoiku z psotą?-Nie
Drugie co się stało
Pożegnałem się z kolegą i jeszcze rozchodniaczka wypiliśmy
Więc skutkami tego psocenia były:
-2 dni sprzątania ido tego jeszcze śmierdzi w piwnicy
-śmierdząca psota z wina winogronowego i do tego jeszcze ruda bo chłodnica rdzewiała od środka podczas destylacji Lecz z kolegą stwierdziliśmy że taką ilość tlenku żelaza możemy wypić w celach zdrowotnych
-i ostatni skutek i najśmieszniejszy : Nazajutrz kolega dzwoni i pyta się czy jadę dzisiaj kupić nowy balon
-
- Posty: 1723
- Rejestracja: niedziela, 6 maja 2012, 10:18
- Ulubiony Alkohol: własne nalewki, czerwone wytrawne
- Lokalizacja: Picardie (Oise) Francja, Żywiec
- Podziękował: 81 razy
- Otrzymał podziękowanie: 253 razy
Re: Największe wpadki
Nastawiłem w kuchni na gazie szybkowar, do tego mini-kolumna, 2 odstojniki i chłodnica. Sprzęt kompaktowy, wystarczy przykręcić do garnka i podłączyć 2 szybkozłączki z wodą.
Pewien swego wlałem zupkę śliwkową w celu uzyskania olejków eterycznych i wiedząc że po włączeniu gazu na full mam ok 20 min do skoku temp. i przestawienia na mini-palnik udałem się z pomocą małżonce.
No i cóż... dureń zapomniałem w swej rutynie i pewności siebie że po myciu i suszeniu sprzętu zawory z odstojników pozostały odkręcone... Wracam spokojnie w sam raz na czas a tu płomień już tańczy od kuchenki po okap...Od tamtej pory sprawdzam wszystko dwa razy i waruję w pobliżu niczym reksio
Pewien swego wlałem zupkę śliwkową w celu uzyskania olejków eterycznych i wiedząc że po włączeniu gazu na full mam ok 20 min do skoku temp. i przestawienia na mini-palnik udałem się z pomocą małżonce.
No i cóż... dureń zapomniałem w swej rutynie i pewności siebie że po myciu i suszeniu sprzętu zawory z odstojników pozostały odkręcone... Wracam spokojnie w sam raz na czas a tu płomień już tańczy od kuchenki po okap...Od tamtej pory sprawdzam wszystko dwa razy i waruję w pobliżu niczym reksio
http://www.youtube.com/watch?v=xZb3jJE8pYM
-
- Posty: 102
- Rejestracja: czwartek, 9 lut 2012, 14:27
- Krótko o sobie: Miedź, miedź i jeszcze raz miedź
- Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Lokalizacja: Ropczyce
- Podziękował: 1 raz
- Otrzymał podziękowanie: 3 razy
Re: Największe wpadki
Akcja była też za komuny kiedy kolega ojca też się poparzył podczas pędzenia. Pojechał do szpitala a tam oczywiście cała sala poparzonych i wszystkim wybuchł piecyk gazowy. Nawet tym co go w domu nie mają he he hepokrec pisze:@lukaszmilicz: DOKŁADNIE taka przygodę miałem ja sam z pot-stillem. Poparzenia były, głównie twarz, 2-gi stopień ale obeszło sie bez lekarza. Na forum dowiedziałem się, co mi tato w aptece powinien kupić (Argosulfan) i po tygodniu mogłem się ludziom pokazać, a po dwóch - mogłem spokojnie wyjść "na miasto".
Na szczęście w nieszczęściu jako bezrobotny nie musiałem iśc do pracy, w związku z czym obyło się bez konieczności wizyty u lekarza w celu otrzymania L4.
Ale od tamtej pory wszystkie fusy pracowicie odcedzam i wyciskam a gotuję tylko ciecze bezfusowe. Muszę pomyśleć o tym, jakby bełkotką parową pracować i używać alembika z uszczelnieniem wodnym, tak, żeby ciśnienie w nim nie mogło urosnąć w żadnym przypadku powyżej znikomych.
-
- Posty: 914
- Rejestracja: środa, 24 lip 2013, 21:19
- Krótko o sobie: Taki sobie ze mnie psotnik ;)
- Ulubiony Alkohol: Benedyktynka
- Status Alkoholowy: Destylator
- Lokalizacja: Poznań
- Podziękował: 152 razy
- Otrzymał podziękowanie: 150 razy
Re: Największe wpadki
Prowadziłem pierwszą rektyfikację nowiutką, dopiero co nabytą kolumną. Pech chciał, że nie wiedziałem wtedy, że ocieplenie kega nie sprawdzi się w konfrontacji z taboretem gazowym oraz, że chłodnica szczytowa nie daje rady. Gdy tylko rozpaliłem pod kegiem, w całej kuchni zaczął się unosić siwy dym, ale nie zrażony tym faktem, bo przecież nowe i musi się wypalić, pędziłem dalej. Nie zniechęcił mnie też zapach oparów alkoholu, bo widocznie tak musiało być...
Nagle podczas procesu do drzwi zapukali sąsiedzi, bo wydawało się im, że czują ulatniający się gaz. Nie mogli czuć gazu, co najwyżej mieszaninę aromatów przypalonej izolacji termicznej kega i kwiatowy aromat przedgonów. Wytłumaczyłem, że "gotuję zaprawy na taborecie gazowym" i się uspokoili.
Natychmiast po tym zdarzeniu pozbyłem się dolnej połowy izolacji kega, skręciłem chłodnicę "potwora" która skrapla nawet gdy do zlewu kapie wrzątek, szeroko otwieram okna i zamykam wszystkie drzwi. Cieszę się i dziękuję opatrzności, że najpierw pukali zamiast od razu wezwać pogotowie gazowe, albo inne służby...
Nagle podczas procesu do drzwi zapukali sąsiedzi, bo wydawało się im, że czują ulatniający się gaz. Nie mogli czuć gazu, co najwyżej mieszaninę aromatów przypalonej izolacji termicznej kega i kwiatowy aromat przedgonów. Wytłumaczyłem, że "gotuję zaprawy na taborecie gazowym" i się uspokoili.
Natychmiast po tym zdarzeniu pozbyłem się dolnej połowy izolacji kega, skręciłem chłodnicę "potwora" która skrapla nawet gdy do zlewu kapie wrzątek, szeroko otwieram okna i zamykam wszystkie drzwi. Cieszę się i dziękuję opatrzności, że najpierw pukali zamiast od razu wezwać pogotowie gazowe, albo inne służby...
Po drogach jeździ masa świrów i psychopatów. Pędzą na złamanie karku, nie zważając na nic... Aż czasami trudno mi ich wyprzedzić.
Re: Największe wpadki
Taka szkoda, tyle dobra i sprzętu pierwszoklaśnego się zmarnuje: http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/art ... /131019989
Re: Największe wpadki
Jak do tej pory największa wpadka- niedopilnowanie kisielku z jabłuszek, w wyniku czego jabłuszka pięknie przywarły do szybkowara, a skraplać zaczęło się coś o aromacie i smaku spalenizny. Pfuj. Łezka w oku się zakręciła, tyle dobra trzeba wylać. O dziwo- po przepuszczeniu przez węgiel same % dało się uratować. Niestety o aromacie jabłuszek można było zapomnieć. Ot- i nauczka na przyszłość- jak się pije to się nie uwalnia aromatów.
-
- Posty: 383
- Rejestracja: środa, 10 kwie 2013, 18:36
- Krótko o sobie: Ciekawy Świata, miłośnik statków powietrznych :)
- Ulubiony Alkohol: Whisky Jack Daniels
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Podziękował: 3 razy
- Otrzymał podziękowanie: 10 razy
Re: Największe wpadki
Pewnego dnia znajomy zrobił nastaw ze śliwek na śliwowicę którą miałem mu przerobić na swoim sprzęcie Gdy już nadszedł dzień "gotowania" przywiózł cały towar ze sobą i wlaliśmy to cudo do kega, w trakcie "gotowania" zaczął lecieć nie zbyt pachnący i smaczny destylat, jak się później okazało zapomniałem wylać z kega dunder z poprzedniego destylowania i całość nie nadawała się do bezpośredniego spożycia. Znajomy nie był z tego faktu zadowolony...
-
- Posty: 187
- Rejestracja: czwartek, 19 kwie 2012, 21:53
- Krótko o sobie: Postępuję według zasady: stalowa ręka na łagodnym sercu. Ale dzień w którym nie zrobię komuś psikusa uważam za stracony.
- Ulubiony Alkohol: Moje nalewki, owocówki, czerwone wino,
- Status Alkoholowy: Student Bimbrologii
- Lokalizacja: EU
- Podziękował: 22 razy
- Otrzymał podziękowanie: 59 razy
Re: Największe wpadki
Znowu odezwało mi się kolano. Jako że fermentuję w piwnicy a psocę w garażu muszę nastaw wnosić na górę. Normalnie przeniesienie 30 l baniaka z wygodnymi uchwytami nie sprawia mi kłopotu ale z tym kolanem ledwie człapie. Pomyślalem, że użyję dwóch mniejszych 15 pojemników z jednym uchwytem! Zeby drugą ręką trzymać się poręczy. Przedtem pojemniki umyłem. Przepłukałem tez kraniki. Podstawiłem mniejszy baniaczek pod większy, odkręcilem kranik, popatrzyłem czy strumień cieczy trafia równo do pojemnika i ... zacząłem podziwiać własną kolekcję nalewek. Dereniówka od 2001 do 2007. W 2008 nagły mróz zniszczył kwiaty więc z tego roku dereniówki nie mam. Potem 2009 aż do 2013. Tu słodka jarzębina, tam cytryniec chiński, tarnina, dzika czereśnia, czeremcha... ach jaki ja pracowity jestem! A pomysłowy! A tej dereniówki od 5 lat to co roku 30-35 litrów robię. Pokaż drugiego takiego... chyba drugiego takiego durnia na tym forum nie znajdziesz. Stoję sobie w samych skarpetach i czuję jak mi nogi mokną. Po tym jak przepłukałem małe baniaczki, zapomniałem zakrecić kraniki i nastaw wyciekł na posadzkę. Następne godziny spędziłem na sprzątaniu piwnicy i klnieciu we wszystkich językach jakie znam.
NUNC EST BIBENDUM!
kochanek Kranei
kochanek Kranei
-
- Posty: 187
- Rejestracja: czwartek, 19 kwie 2012, 21:53
- Krótko o sobie: Postępuję według zasady: stalowa ręka na łagodnym sercu. Ale dzień w którym nie zrobię komuś psikusa uważam za stracony.
- Ulubiony Alkohol: Moje nalewki, owocówki, czerwone wino,
- Status Alkoholowy: Student Bimbrologii
- Lokalizacja: EU
- Podziękował: 22 razy
- Otrzymał podziękowanie: 59 razy
-
- Posty: 187
- Rejestracja: czwartek, 19 kwie 2012, 21:53
- Krótko o sobie: Postępuję według zasady: stalowa ręka na łagodnym sercu. Ale dzień w którym nie zrobię komuś psikusa uważam za stracony.
- Ulubiony Alkohol: Moje nalewki, owocówki, czerwone wino,
- Status Alkoholowy: Student Bimbrologii
- Lokalizacja: EU
- Podziękował: 22 razy
- Otrzymał podziękowanie: 59 razy
-
- Posty: 187
- Rejestracja: czwartek, 19 kwie 2012, 21:53
- Krótko o sobie: Postępuję według zasady: stalowa ręka na łagodnym sercu. Ale dzień w którym nie zrobię komuś psikusa uważam za stracony.
- Ulubiony Alkohol: Moje nalewki, owocówki, czerwone wino,
- Status Alkoholowy: Student Bimbrologii
- Lokalizacja: EU
- Podziękował: 22 razy
- Otrzymał podziękowanie: 59 razy
-
- Posty: 47
- Rejestracja: poniedziałek, 8 sie 2016, 22:53
- Krótko o sobie: Jestem NIE fajnym człowiekiem:)
- Status Alkoholowy: Producent Domowy
- Otrzymał podziękowanie: 4 razy
Re: Największe wpadki
A oto jedna z moich wytwornych historii
Jako że nigdy nie wychodziło mi zacieranie kukurydzy, postanowiłem zacier wzmocnić cukrem. Rozgotowaną śrutę kukurydzianą poprawiłem 6 kg cukru. Taki oto zacier powolutku łapał temperaturę do zaszczepienia drożdżami.
Natomiast ja zabrałem się za sprzątanie, bajzlu jaki powstał w międzyczasie. Pozbierałem wszystkie zabawki, przygotowałem odkurzacz i jazda. Przechodząc obok Gąsiora a był to stary wysłużony baniak ponad 25 lat. Zaledwie otarłem go odkurzaczem a on pierdyknął, czego efektem było za sranie podłogi 35 litrami lepkiej cieczy. Można sobie wyobrazić moją wielką radość, gdyż za półtorej godziny miałem być już w pracy. A nie muszę dodawać co by się stało gdybym to tak zostawił aż żona wróci do domu.
Jako że nigdy nie wychodziło mi zacieranie kukurydzy, postanowiłem zacier wzmocnić cukrem. Rozgotowaną śrutę kukurydzianą poprawiłem 6 kg cukru. Taki oto zacier powolutku łapał temperaturę do zaszczepienia drożdżami.
Natomiast ja zabrałem się za sprzątanie, bajzlu jaki powstał w międzyczasie. Pozbierałem wszystkie zabawki, przygotowałem odkurzacz i jazda. Przechodząc obok Gąsiora a był to stary wysłużony baniak ponad 25 lat. Zaledwie otarłem go odkurzaczem a on pierdyknął, czego efektem było za sranie podłogi 35 litrami lepkiej cieczy. Można sobie wyobrazić moją wielką radość, gdyż za półtorej godziny miałem być już w pracy. A nie muszę dodawać co by się stało gdybym to tak zostawił aż żona wróci do domu.
-
- Posty: 48
- Rejestracja: sobota, 30 gru 2017, 19:34
- Podziękował: 4 razy
- Otrzymał podziękowanie: 2 razy
Re: Największe wpadki
Podczas przeprowadzki musiałem przenieść balon 50l z rocznym nastawem wina z rodzynek sułtańskich i daktyli. Mieszkałem na 9 piętrze i akurat w ten dzień szlag trafił obie windy, dodatkowo aby wyjść z budynku należało przejść przez dwie klatki prowadzące do klatki głównej no i oczywiście drzwi wejściowe. Sąsiedzi byli dość przeczuleni na punkcie bezpieczeństwa więc po drodze każde drzwi należało najpierw otworzyć kluczem stawiając przed tym balon na ziemi, po czym przenieść go przed drzwi celem ich zamknięcia. Po przeprawie z okrutną ilością drzwi i "miliardem" schodów udało mi się wyjść z budynku. Teraz będzie już tylko łatwo myślę sobie i faktycznie tak było dotarłem na parking bezproblemowo, postawiłem balon za samochodem, otworzyłem bagażnik i w momencie gdy podniosłem balon już już miałem go chować do auta ale wypier**liłem się na lodzie bo była zima i ot cały misterny plan w pizdu, wino pod autem, a łzy same napływały mi do oczu. To był ostatni raz kiedy używałem gąsiora przeszedłem na niemiecki zakręcane fermentory.