Moje przygody z domowymi wyrobami
Regulamin forum
Jest to specjalne forum przeznaczone do fajnych akcji, dzięki którym można promować różne konkursy, produkty, wydarzenia, spotkania, działania i wiele więcej. Wszystko po to by promować alkoholowe wyroby domowe.
Jeśli chcesz zaproponować coś ciekawego to pisz do nas, zapraszamy!
Jest to specjalne forum przeznaczone do fajnych akcji, dzięki którym można promować różne konkursy, produkty, wydarzenia, spotkania, działania i wiele więcej. Wszystko po to by promować alkoholowe wyroby domowe.
Jeśli chcesz zaproponować coś ciekawego to pisz do nas, zapraszamy!
-
- Posty: 643
- Rejestracja: piątek, 27 gru 2013, 23:54
- Podziękował: 9 razy
- Otrzymał podziękowanie: 145 razy
Już wiem co sobie pomyślicie. "stary a głupi".
Nadzieja w tym ze ta moja przygoda będzie przestrogą.
Maszynka już wystartowała i zaczynam odbiór z OVM
Otwieram zawór kulowy a tam przy dźwigni coś mi pociekło.
Sam zawór jakby luźno się otwiera tak jakby na teflonie nie trzymało.
Kilka ruchów zamknij otwórz ….. zamknij otwórz a klamka wciąż luźna i przy każdym otwarciu na trzpieniu jest chwilowy wyciek kilku kropli.
Biorę na palec, oblizuję, spiryt!!
Nagrzeje się to spuchnie i się uszczelni, myślę.
Już jakiś czs odbiór idzie do plastikowej butelki w celu przepłukania chłodnicy a ja obwąchuje zawór.
Niby czuć alkoholem, ale czy na pewno??? Na dwoje babka wróżyła.
Zapalam papierosa i bezmyślnie wpatruję się w zawór.
Nagle prosty sposób na sprawdzenie czy przepuszcza zaświtał mi we łbie.
Przykładam zapalniczkę do zaworu. Jak uchodzi to błyśnie płomieniem myślę.
PSTRYK zapalniczką. Płomyka nie zauważyłem, Za to był gwizd i lekkie dupnięcie.
Płomień, przez trzpień zaworu, cofnął się do chłodnicy i kolumny.
Z gwizdem podpalił się w chłodnicy i podpalił na moment spirytus w butelce.
Wysoka temperatura pomarszczyła ją skutecznie. Na szczęście wylot z chłodnicy jest dosyć długi, a butelka była na niego głęboko osadzona.
W innym przypadku butelka mogła się przewrócić i zawarte tam 100 może 150 ml poszło by mi na nogi dając piękną błękitną aurę.
Wtedy to bym się dopiero zdziwił.
Nadzieja w tym ze ta moja przygoda będzie przestrogą.
Maszynka już wystartowała i zaczynam odbiór z OVM
Otwieram zawór kulowy a tam przy dźwigni coś mi pociekło.
Sam zawór jakby luźno się otwiera tak jakby na teflonie nie trzymało.
Kilka ruchów zamknij otwórz ….. zamknij otwórz a klamka wciąż luźna i przy każdym otwarciu na trzpieniu jest chwilowy wyciek kilku kropli.
Biorę na palec, oblizuję, spiryt!!
Nagrzeje się to spuchnie i się uszczelni, myślę.
Już jakiś czs odbiór idzie do plastikowej butelki w celu przepłukania chłodnicy a ja obwąchuje zawór.
Niby czuć alkoholem, ale czy na pewno??? Na dwoje babka wróżyła.
Zapalam papierosa i bezmyślnie wpatruję się w zawór.
Nagle prosty sposób na sprawdzenie czy przepuszcza zaświtał mi we łbie.
Przykładam zapalniczkę do zaworu. Jak uchodzi to błyśnie płomieniem myślę.
PSTRYK zapalniczką. Płomyka nie zauważyłem, Za to był gwizd i lekkie dupnięcie.
Płomień, przez trzpień zaworu, cofnął się do chłodnicy i kolumny.
Z gwizdem podpalił się w chłodnicy i podpalił na moment spirytus w butelce.
Wysoka temperatura pomarszczyła ją skutecznie. Na szczęście wylot z chłodnicy jest dosyć długi, a butelka była na niego głęboko osadzona.
W innym przypadku butelka mogła się przewrócić i zawarte tam 100 może 150 ml poszło by mi na nogi dając piękną błękitną aurę.
Wtedy to bym się dopiero zdziwił.
Alkohol nikomu nie rozwiązał problemów.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
-
- Posty: 643
- Rejestracja: piątek, 27 gru 2013, 23:54
- Podziękował: 9 razy
- Otrzymał podziękowanie: 145 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
To nie moja osobista przygoda, ale ze mną w tle.
Swego czasu lubiłem sobie zrobić domowe pseudo Karmi
Przepis banalny. Butelka PET kilka łyżeczek kawy Inki, kilka łyżeczek cukru, odrobinka drożdży i wody do pełna.
Doba w ciepłym i do lodówki. I mamy gazowany napój Karmi podobny.
Któregoś razu mój nastoletni syn przypomniał sobie o tym moim wynalazku i zapytał jak to robiłem.
Zgodnie z moją recepturą zrobił sobie dwie butelki. I postawił w ciepłym, zimą na rurce od kaloryfera, tuż obok łózka za firanką i zapomniał.
Dalszego efektu chyba się spodziewacie.
Po 2 lub 3 dniach, w nocy, rozpirzyło tuż za jego głową jedną flachę i zrobiło mu nocny dyngus śmigus.
Jego reakcję sami sobie wyobraźcie. Głęboki sen- ciemna noc i nagle huk i prysznic
Swego czasu lubiłem sobie zrobić domowe pseudo Karmi
Przepis banalny. Butelka PET kilka łyżeczek kawy Inki, kilka łyżeczek cukru, odrobinka drożdży i wody do pełna.
Doba w ciepłym i do lodówki. I mamy gazowany napój Karmi podobny.
Któregoś razu mój nastoletni syn przypomniał sobie o tym moim wynalazku i zapytał jak to robiłem.
Zgodnie z moją recepturą zrobił sobie dwie butelki. I postawił w ciepłym, zimą na rurce od kaloryfera, tuż obok łózka za firanką i zapomniał.
Dalszego efektu chyba się spodziewacie.
Po 2 lub 3 dniach, w nocy, rozpirzyło tuż za jego głową jedną flachę i zrobiło mu nocny dyngus śmigus.
Jego reakcję sami sobie wyobraźcie. Głęboki sen- ciemna noc i nagle huk i prysznic
Alkohol nikomu nie rozwiązał problemów.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
-
- Posty: 24
- Rejestracja: poniedziałek, 22 sie 2016, 19:08
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
- Status Alkoholowy: Specjalista ds. Wyrobu Alkoholu Domowego
- Podziękował: 1 raz
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Uczyniłem kiedyś wino. Z wiśni. Pyszne, ale mocno wytrawne. Stwierdziłem, że zasiarkuję porządnie i leciutko posłodzę. Kilka dni w balonie, test wspólnie z żoną - nie pracuje, do butelek. Po paru miesiącach (i kilku butelkach wypitych i paru rozdanych) rano się budzę pewnej soboty, a, koło komórki czuć winem. Myślę sobie, tak mocno jedziemy z nowym nastawem... masakra. Trochę później patrzę, na podłodze mokra czerwona plama wyziera spod drzwi...
Oczywiście ściany do dziś mają sine plamy, regał na wino musiał zostać wybejcowany na ciemno itd. Szczęśliwie rozerwało ze dwie butelki, reszta trafiła z powrotem do balona na dojście do siebie i uspokojenie. Ale takie smaczne już nie jest.
I druga puenta. Po południu żona mówi, komu myśmy to dali - trzeba dzwonić, ostrzec; niech chociaż do lodówki wsadzą. No i dzwonię do brata. Świeżo po remoncie, nowe mieszkanie, pierwsze święta z narzeczoną na swoim za pasem. Odbiera, mówię mu co i jak, że uważać... A to sobota była, jak wspomniałem... Wysłuchał mnie że zrozumieniem... I poinformował w niezbyt kulturalny sposób, że spóźniłem się jakąś dobę i ma k..a kuchnie do malowania.
Wystrzałowe święta
Wysłane z mojego moto g(6) plus przy użyciu Tapatalka
Oczywiście ściany do dziś mają sine plamy, regał na wino musiał zostać wybejcowany na ciemno itd. Szczęśliwie rozerwało ze dwie butelki, reszta trafiła z powrotem do balona na dojście do siebie i uspokojenie. Ale takie smaczne już nie jest.
I druga puenta. Po południu żona mówi, komu myśmy to dali - trzeba dzwonić, ostrzec; niech chociaż do lodówki wsadzą. No i dzwonię do brata. Świeżo po remoncie, nowe mieszkanie, pierwsze święta z narzeczoną na swoim za pasem. Odbiera, mówię mu co i jak, że uważać... A to sobota była, jak wspomniałem... Wysłuchał mnie że zrozumieniem... I poinformował w niezbyt kulturalny sposób, że spóźniłem się jakąś dobę i ma k..a kuchnie do malowania.
Wystrzałowe święta
Wysłane z mojego moto g(6) plus przy użyciu Tapatalka
Ostatnio zmieniony sobota, 30 lis 2019, 06:03 przez inblue, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Posty: 145
- Rejestracja: piątek, 21 wrz 2018, 11:39
- Podziękował: 24 razy
- Otrzymał podziękowanie: 8 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
A ile czasu upłynęło od początku / od nastawienia/ do momentu rozlewania w butelki?przemeq.polak pisze:Uczyniłem kiedyś wino. Z wiśni. Pyszne, ale mocno wytrawne. Stwierdziłem, że zasiarkuję porządnie i leciutko posłodzę. Kilka dni w balonie, test wspólnie z żoną - nie pracuje, do butelek.
-
- Posty: 643
- Rejestracja: piątek, 27 gru 2013, 23:54
- Podziękował: 9 razy
- Otrzymał podziękowanie: 145 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Tak mi się przypomniały pewne wypieki z początku lat 70.
Nie wiem z jakiej to okazji mój ojciec stwierdził ze z dziećmi, ja lat 12-13, młodszy brat i siostra, upieczemy ciasto.
Przepis był bodajże z Przekroju na ciasto pomarańczowo-bakaliowe.
Po pomarańczach sądzie był to okres krótko przed wigilijny
A był z niego taki kucharz że chyba nigdy jajecznicy sam nie zrobił.
Każdemu z nas przypadło jakieś zadanie. Ktoś tam mył i kroił w plastry pomarańcze, ktoś siekał figi.
Komuś przypadło odważenie i przesianie mąki itd, itp. ….itd.
Cała kuchnia była przez nas zajęta i rozgardiasz na całego. A ojciec pełnił funkcję organizacyjno-nadzorczo-instruktarzową.
Pamiętam ze parę razy mama się wtrąciła że coś tam nie tak robimy i że to się nie uda.
Ojciec twardo kwitował że tak jest w przepisie i tak należy !.
Finalnie duża tortownica została wyklejona ze wszystkich stron ciastem a w środek trafił przekładaniec z plastrów pomarańczy bakalii i przypraw.
Całość trafiła do piekarnika.
Po jakim czsie dom wypełnił sie pięknym zapachem pomarańczy i przypraw.
My skupieni przy piekarniku wpatrywaliśmy sie w piekące się ciasto czekając finału.
Po wyjęciu i ostudzeniu widok i zapach był boski.
Na wierzchu piękne skarmelizowane plastry pomarańczy.
Gorzej było poniżej.
Ciasto pod wpływem soku z pomarańczy zamieniło się w zakalcowatą gliniastą maź.
Ojciec widząc to powiedział do nas.
"Dzieci jedzcie tylko owoce ! bo od ciasta się rozchorujecie !"
"Ciasto" było wyśmienite.
Zżarliśmy wszystko łyżkami wyjadając bezpośrednio z tortownicy.
Nie rozchorowaliśmy się.
I powiem Wam że od tego czasu minęło jakieś 45 lat, często wspominam tą historię i chętnie zjadł bym jeszcze raz kawałek tego ciasta.
Nie wiem z jakiej to okazji mój ojciec stwierdził ze z dziećmi, ja lat 12-13, młodszy brat i siostra, upieczemy ciasto.
Przepis był bodajże z Przekroju na ciasto pomarańczowo-bakaliowe.
Po pomarańczach sądzie był to okres krótko przed wigilijny
A był z niego taki kucharz że chyba nigdy jajecznicy sam nie zrobił.
Każdemu z nas przypadło jakieś zadanie. Ktoś tam mył i kroił w plastry pomarańcze, ktoś siekał figi.
Komuś przypadło odważenie i przesianie mąki itd, itp. ….itd.
Cała kuchnia była przez nas zajęta i rozgardiasz na całego. A ojciec pełnił funkcję organizacyjno-nadzorczo-instruktarzową.
Pamiętam ze parę razy mama się wtrąciła że coś tam nie tak robimy i że to się nie uda.
Ojciec twardo kwitował że tak jest w przepisie i tak należy !.
Finalnie duża tortownica została wyklejona ze wszystkich stron ciastem a w środek trafił przekładaniec z plastrów pomarańczy bakalii i przypraw.
Całość trafiła do piekarnika.
Po jakim czsie dom wypełnił sie pięknym zapachem pomarańczy i przypraw.
My skupieni przy piekarniku wpatrywaliśmy sie w piekące się ciasto czekając finału.
Po wyjęciu i ostudzeniu widok i zapach był boski.
Na wierzchu piękne skarmelizowane plastry pomarańczy.
Gorzej było poniżej.
Ciasto pod wpływem soku z pomarańczy zamieniło się w zakalcowatą gliniastą maź.
Ojciec widząc to powiedział do nas.
"Dzieci jedzcie tylko owoce ! bo od ciasta się rozchorujecie !"
"Ciasto" było wyśmienite.
Zżarliśmy wszystko łyżkami wyjadając bezpośrednio z tortownicy.
Nie rozchorowaliśmy się.
I powiem Wam że od tego czasu minęło jakieś 45 lat, często wspominam tą historię i chętnie zjadł bym jeszcze raz kawałek tego ciasta.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 2 gru 2019, 09:07 przez W_TG, łącznie zmieniany 1 raz.
Alkohol nikomu nie rozwiązał problemów.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
-
- Posty: 145
- Rejestracja: piątek, 21 wrz 2018, 11:39
- Podziękował: 24 razy
- Otrzymał podziękowanie: 8 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
[quote="
często wspominam tą historię i chętnie zjadł bym jeszcze raz kawałek tego ciasta.[/quote]
Ja mam podobne /smakowe/ wspomnienia. Bida była w chacie aż piszczało. Ale czasem mama zrobiła nam jakieś ciasto na święta. Było to zwykłe ciasto typu babka piaskowa z "prodziża". Dzisiaj podobne można upiec czy kupić, może nawet lepsze. Ale smak tamtego jest niezapomniany. Myślę jednak, że to smaki z dzieciństwa. Wtedy wszystko było inne, nawet grzechy czy psocenie
Miałem kiedyś dzień wolny od pracy i żona zasugerowała, abym ugotował zupę grochową. OK, więc jak kazała tak zrobiłem. Wszystko było- żeberko, kiełbaska, czosneczek, majeranek, groch cały /niełuskany/... zgodnie ze sztuką. Ugotowałem, sam nie jadłem. Żona przyszła z pracy i podałem jej talerz z zupą. Słyszę jakieś gromy, joby lecą.... Co się stało? -pytam. " pójdę z tym talerzem zaraz do sklepu i wyleję im to na łby..!! Wszystko miękkie tylko groch twardy jak kamień !!! " Spróbowałem, faktycznie twardy. Ale cicho, nic nie mówię i zaglądam do szafki w kuchni. Okazało się , że obok słoika z grochem stał słoik z popcornem. I mógłbym tak sobie gotować długo jak te jajka na twardo do miękkości . Ale przyznałem się do wpadki dopiero gdy żonie złość przeszła po zjedzeniu kanapek
często wspominam tą historię i chętnie zjadł bym jeszcze raz kawałek tego ciasta.[/quote]
Ja mam podobne /smakowe/ wspomnienia. Bida była w chacie aż piszczało. Ale czasem mama zrobiła nam jakieś ciasto na święta. Było to zwykłe ciasto typu babka piaskowa z "prodziża". Dzisiaj podobne można upiec czy kupić, może nawet lepsze. Ale smak tamtego jest niezapomniany. Myślę jednak, że to smaki z dzieciństwa. Wtedy wszystko było inne, nawet grzechy czy psocenie
Miałem kiedyś dzień wolny od pracy i żona zasugerowała, abym ugotował zupę grochową. OK, więc jak kazała tak zrobiłem. Wszystko było- żeberko, kiełbaska, czosneczek, majeranek, groch cały /niełuskany/... zgodnie ze sztuką. Ugotowałem, sam nie jadłem. Żona przyszła z pracy i podałem jej talerz z zupą. Słyszę jakieś gromy, joby lecą.... Co się stało? -pytam. " pójdę z tym talerzem zaraz do sklepu i wyleję im to na łby..!! Wszystko miękkie tylko groch twardy jak kamień !!! " Spróbowałem, faktycznie twardy. Ale cicho, nic nie mówię i zaglądam do szafki w kuchni. Okazało się , że obok słoika z grochem stał słoik z popcornem. I mógłbym tak sobie gotować długo jak te jajka na twardo do miękkości . Ale przyznałem się do wpadki dopiero gdy żonie złość przeszła po zjedzeniu kanapek
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt:
-
- Posty: 473
- Rejestracja: środa, 3 sie 2016, 08:38
- Podziękował: 57 razy
- Otrzymał podziękowanie: 85 razy
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt:
-
- Posty: 473
- Rejestracja: środa, 3 sie 2016, 08:38
- Podziękował: 57 razy
- Otrzymał podziękowanie: 85 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Z Twoimi przygodami z koszulką. Poczta Polska i Ty bezcenne. Nie przejmuj się ostatnio czekałem na złącze 16 dni
Ostatnio zmieniony sobota, 7 gru 2019, 21:42 przez prolog1975, łącznie zmieniany 1 raz.
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt:
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Więc i ja coś dodam od siebie.
Jako że od kilku lat robię wina z czego akurat jest dostępne żona poprosiła abym nastawił truskawki, tak też zrobiłem. Winko ładnie ruszyło wszystko cacy do czasu aż któregoś dnia wracam rano i podczas rozbierania się słucham czy wino chodzi A tu całkowita cisza, biegnę na górę i moje zdziwienie gdy zobaczyłem jak piana wyszła z rurki i cała podłoga zalana . A po południu krzyk żony że panele zalne. Pierwszy i ostatni raz dałem się namówić na ten owoc. Ale wino było przednie
Wysłane z mojego SM-A505FN przy użyciu Tapatalka
Jako że od kilku lat robię wina z czego akurat jest dostępne żona poprosiła abym nastawił truskawki, tak też zrobiłem. Winko ładnie ruszyło wszystko cacy do czasu aż któregoś dnia wracam rano i podczas rozbierania się słucham czy wino chodzi A tu całkowita cisza, biegnę na górę i moje zdziwienie gdy zobaczyłem jak piana wyszła z rurki i cała podłoga zalana . A po południu krzyk żony że panele zalne. Pierwszy i ostatni raz dałem się namówić na ten owoc. Ale wino było przednie
Wysłane z mojego SM-A505FN przy użyciu Tapatalka
-
- Posty: 643
- Rejestracja: piątek, 27 gru 2013, 23:54
- Podziękował: 9 razy
- Otrzymał podziękowanie: 145 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Był gdzieś +/- rok 1975 a ja miałem wtedy ok 15 lat. Gdy będąc na koloniach gdzieś w górach po raz pierwszy jadłem pizze.
Nie była to jednak pizza dziś nam znana na cienkim cieście, a coś w rodzaju ciasta drożdżowego 3-4 cm ze standardową górą.
Po powrocie zacząłem wypiekać podobną w domu, z różnymi wariantami farszy na górze.
Wszyscy chętnie ja jedli, zwłaszcza ja i moje młodsze rodzeństwo.
Pewnego razu postanowiłem zrobić pizze nad pizzami.
Nagniotłem ciasta drożdżowego nadusiłem cebuli na górę przygotowałem resztę dodatków i wszystko zapakowałem do prodiża.
Po jakimś czsie zdałem sobie sprawę ze przesadziłem z ilościami.
Ciasto tak wyrosło że uniosło pokrywę z prodiża i zaczęło wyłazić z niego jak lawa z wulkanu.
Wyłażące ciasto zafajdało prodiż i okolice, przypaliło się do dekla i w ogóle zrobiło się nie ciekawie.
I tym fajerwerkiem na długi czas skończyła się moja przygoda z wypiekaniem pizzy.
A właściwie przeszedłem na robienie zapiekanek w prodiżu. Bułka na pół coś na górę i było smacznie i szybko.
Nie była to jednak pizza dziś nam znana na cienkim cieście, a coś w rodzaju ciasta drożdżowego 3-4 cm ze standardową górą.
Po powrocie zacząłem wypiekać podobną w domu, z różnymi wariantami farszy na górze.
Wszyscy chętnie ja jedli, zwłaszcza ja i moje młodsze rodzeństwo.
Pewnego razu postanowiłem zrobić pizze nad pizzami.
Nagniotłem ciasta drożdżowego nadusiłem cebuli na górę przygotowałem resztę dodatków i wszystko zapakowałem do prodiża.
Po jakimś czsie zdałem sobie sprawę ze przesadziłem z ilościami.
Ciasto tak wyrosło że uniosło pokrywę z prodiża i zaczęło wyłazić z niego jak lawa z wulkanu.
Wyłażące ciasto zafajdało prodiż i okolice, przypaliło się do dekla i w ogóle zrobiło się nie ciekawie.
I tym fajerwerkiem na długi czas skończyła się moja przygoda z wypiekaniem pizzy.
A właściwie przeszedłem na robienie zapiekanek w prodiżu. Bułka na pół coś na górę i było smacznie i szybko.
Alkohol nikomu nie rozwiązał problemów.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
-
- Posty: 61
- Rejestracja: czwartek, 29 mar 2018, 14:18
- Krótko o sobie: :)
- Ulubiony Alkohol: Każdy własnoręcznie wykonany :)
- Status Alkoholowy: Bimbrownik
- Podziękował: 4 razy
- Otrzymał podziękowanie: 4 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Od dziecka lubię gotować. Gotował ojciec, gotował dziadek, gotuję i ja.
Z przyjemnością i najczęściej radością dla innych. Najczęściej, bo pomimo tego, że dobrze gotuję, to często-gęsto lubię robić coś niezgodnie z przepisem, przyjmować ogólne zasady tworzenia posiłku/dania, ale sam szczegółowy przepis modyfikować pod własne widzi-mi-się.
Kiedy pierwszy raz podjąłem się zrobienia pierogów(miałem może z 18 lat), przeczytałem przepisy z wszystkich dostępnych książek kucharskich, wybrałem ten najbardziej optymalny i przystąpiłem do dzieła. Na ten pierwszy rzut poszły jagody, które dostałem od babci.
Jedno "ale" mąciło mój spokój podczas przygotowywania ciasta.
"dlaczego ono zawsze jest słone, nawet jeśli pierogi są ze słodkim nadzieniem?"
Nie zastanawiając się zbyt długo posłodziłem ciasto. Do smaku, a co.
Przygotowałem jagody, przesypałem mąką blat w kuchni, rozwałkowałem ciasto, szeroką szklanką wyciąłem kółka i przystąpiłem do lepienia.
Po pierwszych 10 minutach zdziwienie "dlaczego rogi ciasta się nie zlepiają?", "dlaczego farsz przecieka przez ciasto, przecież nie dodawałem wody?" itp., zaczęło ustępować irytacji. Po kolejnych 10 minutach irytacja zaczęła ustępować złości i nienawiści do lepienia pierogów, kolejne 10 minut lepienia było wynikiem mojej oślej upartości, że jak się na coś uwezmę to muszę skończyć.
Skończyłem, ulepiłem. Może i nie wyglądało najlepiej, może kosztowało mnie sporo nerwów, ale za to raz w życiu miałem okazję jeść pierogi ze słodkiego ciasta, z nadzieniem owocowym.
Przez kolejne 10 lat nie lepiłem pierogów.
Na 28 urodziny, na które przyjechało pół rodziny, zarówno z mojej strony, jak i ze strony żony, pomyślałem że czymś ich zaskoczę.
Padło na pierożki chinkali. Odkąd tylko ich spróbowałem w Gruzji, uznałem że jest to smak, który warto odtworzyć i pokazać bliskim. No bo czy może być coś lepszego od pieroga, z którego najpierw wypijamy bulion, a potem go zjadamy?
Przygotowałem wszystko zgodnie z przepisem, nic nie kombinowałem po swojemu(chociaż pokusa była ogromna ).
Przystąpiłem do lepienia pierogów, okazało się, że nie potrafię zrobić takich sakiewek.
Impreza się zaczynała, a moje główne danie było w rozsypce i to dosłownie.
Sytuację uratował mój tata, jak się okazało potrafi nieźle lepić pierogi, szybko i sprawnie, gruzińskie "sakiewki" nie były dla niego problemem.
Chinkali wyszły znakomite, takie jak zapamiętałem z podróży, smakowały wszystkim
Do lepienia pierogów na pewno wrócę. Pewnie za następne 10 lat, jak już sobie całkowicie zapomnę, że po prostu nie umiem ich robić.
Z przyjemnością i najczęściej radością dla innych. Najczęściej, bo pomimo tego, że dobrze gotuję, to często-gęsto lubię robić coś niezgodnie z przepisem, przyjmować ogólne zasady tworzenia posiłku/dania, ale sam szczegółowy przepis modyfikować pod własne widzi-mi-się.
Kiedy pierwszy raz podjąłem się zrobienia pierogów(miałem może z 18 lat), przeczytałem przepisy z wszystkich dostępnych książek kucharskich, wybrałem ten najbardziej optymalny i przystąpiłem do dzieła. Na ten pierwszy rzut poszły jagody, które dostałem od babci.
Jedno "ale" mąciło mój spokój podczas przygotowywania ciasta.
"dlaczego ono zawsze jest słone, nawet jeśli pierogi są ze słodkim nadzieniem?"
Nie zastanawiając się zbyt długo posłodziłem ciasto. Do smaku, a co.
Przygotowałem jagody, przesypałem mąką blat w kuchni, rozwałkowałem ciasto, szeroką szklanką wyciąłem kółka i przystąpiłem do lepienia.
Po pierwszych 10 minutach zdziwienie "dlaczego rogi ciasta się nie zlepiają?", "dlaczego farsz przecieka przez ciasto, przecież nie dodawałem wody?" itp., zaczęło ustępować irytacji. Po kolejnych 10 minutach irytacja zaczęła ustępować złości i nienawiści do lepienia pierogów, kolejne 10 minut lepienia było wynikiem mojej oślej upartości, że jak się na coś uwezmę to muszę skończyć.
Skończyłem, ulepiłem. Może i nie wyglądało najlepiej, może kosztowało mnie sporo nerwów, ale za to raz w życiu miałem okazję jeść pierogi ze słodkiego ciasta, z nadzieniem owocowym.
Przez kolejne 10 lat nie lepiłem pierogów.
Na 28 urodziny, na które przyjechało pół rodziny, zarówno z mojej strony, jak i ze strony żony, pomyślałem że czymś ich zaskoczę.
Padło na pierożki chinkali. Odkąd tylko ich spróbowałem w Gruzji, uznałem że jest to smak, który warto odtworzyć i pokazać bliskim. No bo czy może być coś lepszego od pieroga, z którego najpierw wypijamy bulion, a potem go zjadamy?
Przygotowałem wszystko zgodnie z przepisem, nic nie kombinowałem po swojemu(chociaż pokusa była ogromna ).
Przystąpiłem do lepienia pierogów, okazało się, że nie potrafię zrobić takich sakiewek.
Impreza się zaczynała, a moje główne danie było w rozsypce i to dosłownie.
Sytuację uratował mój tata, jak się okazało potrafi nieźle lepić pierogi, szybko i sprawnie, gruzińskie "sakiewki" nie były dla niego problemem.
Chinkali wyszły znakomite, takie jak zapamiętałem z podróży, smakowały wszystkim
Do lepienia pierogów na pewno wrócę. Pewnie za następne 10 lat, jak już sobie całkowicie zapomnę, że po prostu nie umiem ich robić.
-
- Posty: 643
- Rejestracja: piątek, 27 gru 2013, 23:54
- Podziękował: 9 razy
- Otrzymał podziękowanie: 145 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Dawidzie, musiałeś pisać o tych chinkali?
Od 10 minut mam ślinotok!!
A tak w nawiązaniu do Gruzji. Byłem 3 lata temu i w tym roku.
Jedzenie pyszne i odpowiada mi w 120%. Niestety ograniczałem sie do potraw powszechnie polecanych.
Naszczęście, zupełnym przypadkiem spacerując po głębokich zadupiach Batumi trafiliśmy na obskurną budkę z piwem gdzie pani dodatkowo robiła jedzenie dla nielicznych miejscowych klientów.
Zaproponowała nam abyśmy coś zjedli. Miała jedynie coś na podobieństwo gołąbków. Bo zbierała zamówienia od miejscowych i przygotowywała to w domu na dzień następny.
Ostatnie 3 dni pobytu stołowaliśmy się jedynie u niej. Obiady i kolacje.
Po prostu prosiliśmy aby zrobiła co uważa i za każdym razem coś innego.
I to były najfajniejsze doznania kulinarne. Ale nie tylko kulinarne. Bo siadała z nami i sporo rozmawialiśmy, pili czacze. Czasem też ktoś sie dosiadł i snuł opowieści ze swojego życia. Fantastyczne trzy dni które zapadły głęboko w pamięć.
Pierwszym razem też mieliśmy fajną przygodę w szałasie pod wodospadem.
Ale o tym może kiedy indziej. Chyba ze chcecie? , to napisze.
Od 10 minut mam ślinotok!!
A tak w nawiązaniu do Gruzji. Byłem 3 lata temu i w tym roku.
Jedzenie pyszne i odpowiada mi w 120%. Niestety ograniczałem sie do potraw powszechnie polecanych.
Naszczęście, zupełnym przypadkiem spacerując po głębokich zadupiach Batumi trafiliśmy na obskurną budkę z piwem gdzie pani dodatkowo robiła jedzenie dla nielicznych miejscowych klientów.
Zaproponowała nam abyśmy coś zjedli. Miała jedynie coś na podobieństwo gołąbków. Bo zbierała zamówienia od miejscowych i przygotowywała to w domu na dzień następny.
Ostatnie 3 dni pobytu stołowaliśmy się jedynie u niej. Obiady i kolacje.
Po prostu prosiliśmy aby zrobiła co uważa i za każdym razem coś innego.
I to były najfajniejsze doznania kulinarne. Ale nie tylko kulinarne. Bo siadała z nami i sporo rozmawialiśmy, pili czacze. Czasem też ktoś sie dosiadł i snuł opowieści ze swojego życia. Fantastyczne trzy dni które zapadły głęboko w pamięć.
Pierwszym razem też mieliśmy fajną przygodę w szałasie pod wodospadem.
Ale o tym może kiedy indziej. Chyba ze chcecie? , to napisze.
Ostatnio zmieniony czwartek, 12 gru 2019, 10:09 przez W_TG, łącznie zmieniany 1 raz.
Alkohol nikomu nie rozwiązał problemów.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
-
- Posty: 248
- Rejestracja: sobota, 2 lut 2013, 08:38
- Podziękował: 23 razy
- Otrzymał podziękowanie: 32 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Przeprowadziliśmy się na wieś. Kupiłem Żonie psa. Jej marzenie – Golden Retriever, rasowy, z rodowodem, tani nie był. Mika (suka) się wabi.
Żona zadowolona.
Jednego wieczoru, jak Mika miała z pół roku – wracamy wieczorem do domu. I na nasze powitanie Mika biegnie po schodach. I się przewróciła, wywinęła ze 3 fikołki po schodzach w dół, koziołki fest, jak w kreskówce. Schodzy długie, pies spadł, podniósł się i tyle.
Idziemy wszyscy do domu. A w domu Mika nie umie chodzić. Stoi na przednich łapach, a tylne leżą i machają bezwładnie w powietrzu. Pies nie chodzi.
Żona panika – Mika złamała kręgosłup. To była sobota. Telefon do weterynarza. Weterynarz na weselu. Nie przyjedzie. Radzi prześwietlenie zrobić. Drugi weterynarz, telefon. Itd. Mija czas.
Myśle, taki drogi pies, taka klapa. I jeszcze sobota zmarnowana, do szpitala z nim muszę jechać?
A z nami Teściowa była. No to ją pytam „Co ten pies cały dzień robił, zdrowy był?”
Teściowa mówi „Zdrowy, wesoły, cały dzień po ogródku biegał i latał, najwięcj przy kompostowniku siedział”
I wtedy załapałem. W ten dzień zlewałem nalewkę ze śliwek. Wiadro śliwek po spirytusie wyrzuciłem na kompostownik…
Mika zeżarła śliwki i tak się nawaliła, że chodzić nie umie…
Po kilku godzinach pies wytrzeźwiał i wszysto wróciło do normy.
Tylko Mikę suszyło mocno..
Żona zadowolona.
Jednego wieczoru, jak Mika miała z pół roku – wracamy wieczorem do domu. I na nasze powitanie Mika biegnie po schodach. I się przewróciła, wywinęła ze 3 fikołki po schodzach w dół, koziołki fest, jak w kreskówce. Schodzy długie, pies spadł, podniósł się i tyle.
Idziemy wszyscy do domu. A w domu Mika nie umie chodzić. Stoi na przednich łapach, a tylne leżą i machają bezwładnie w powietrzu. Pies nie chodzi.
Żona panika – Mika złamała kręgosłup. To była sobota. Telefon do weterynarza. Weterynarz na weselu. Nie przyjedzie. Radzi prześwietlenie zrobić. Drugi weterynarz, telefon. Itd. Mija czas.
Myśle, taki drogi pies, taka klapa. I jeszcze sobota zmarnowana, do szpitala z nim muszę jechać?
A z nami Teściowa była. No to ją pytam „Co ten pies cały dzień robił, zdrowy był?”
Teściowa mówi „Zdrowy, wesoły, cały dzień po ogródku biegał i latał, najwięcj przy kompostowniku siedział”
I wtedy załapałem. W ten dzień zlewałem nalewkę ze śliwek. Wiadro śliwek po spirytusie wyrzuciłem na kompostownik…
Mika zeżarła śliwki i tak się nawaliła, że chodzić nie umie…
Po kilku godzinach pies wytrzeźwiał i wszysto wróciło do normy.
Tylko Mikę suszyło mocno..
Ostatnio zmieniony czwartek, 12 gru 2019, 12:51 przez Zbyszek T, łącznie zmieniany 1 raz.
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt:
-
- Posty: 643
- Rejestracja: piątek, 27 gru 2013, 23:54
- Podziękował: 9 razy
- Otrzymał podziękowanie: 145 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Skoro "i latał" to oprócz tych śliwek to chyba też RedBula walnąłZbyszek T pisze:Teściowa mówi „Zdrowy, wesoły, cały dzień po ogródku biegał i latał, najwięcj przy kompostowniku siedział”
Ostatnio zmieniony piątek, 13 gru 2019, 15:23 przez W_TG, łącznie zmieniany 1 raz.
Alkohol nikomu nie rozwiązał problemów.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt:
-
- Posty: 248
- Rejestracja: sobota, 2 lut 2013, 08:38
- Podziękował: 23 razy
- Otrzymał podziękowanie: 32 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
C. D.
Była piękna niedziela. Chyba sierpień.
I siedzimy z dziećmi na ogródku od rana.
I znaleźliśmy małego ptaszka. Taki w wieku, co już ma piórka i uczy się latać, ale jeszcze nie umie. Ptaszek z gatunku nieznanego, ale taki był bardzo kolorowy. Prawie jak mała papużka.
No i córka, Ula, lat wtedy 5, ptaszka jak zobaczyła to się zakochała.
Więc ja, tata, znalazłem wielki kosz. Ptaszek do kosza. Córka cały dzień go nosiła, opiekowała się, karmiła ptaszka. Zachwycona, nakarmi go, odchowa, wypuści...
I nagle, po południu, w pięknym słońcu, ten kolorowy ptaszek - wzbił się w powietrze - fyrr, fyrr, fyrr - poleciał. Daleko nie uleciał, bo nie umiał, ale tak z 5 m przeleciał i wylądował na ziemi. W tym pięknym słońcu. Wszyscy patrzą zachwyceni na ptaszka.
I wtedy Mika (Golder Retriever, lat 1) - poleciała jak na zdjęciu powyżej. W pięciu skokach dopadła do ptaszka. I na oczach wszystkich go zeżarła. Trwało to może 2 sekundy łącznie...
I tylko wszyscy zamarli i nie wiedzieli co powiedzieć...
To w temacie Golder Retriever
Była piękna niedziela. Chyba sierpień.
I siedzimy z dziećmi na ogródku od rana.
I znaleźliśmy małego ptaszka. Taki w wieku, co już ma piórka i uczy się latać, ale jeszcze nie umie. Ptaszek z gatunku nieznanego, ale taki był bardzo kolorowy. Prawie jak mała papużka.
No i córka, Ula, lat wtedy 5, ptaszka jak zobaczyła to się zakochała.
Więc ja, tata, znalazłem wielki kosz. Ptaszek do kosza. Córka cały dzień go nosiła, opiekowała się, karmiła ptaszka. Zachwycona, nakarmi go, odchowa, wypuści...
I nagle, po południu, w pięknym słońcu, ten kolorowy ptaszek - wzbił się w powietrze - fyrr, fyrr, fyrr - poleciał. Daleko nie uleciał, bo nie umiał, ale tak z 5 m przeleciał i wylądował na ziemi. W tym pięknym słońcu. Wszyscy patrzą zachwyceni na ptaszka.
I wtedy Mika (Golder Retriever, lat 1) - poleciała jak na zdjęciu powyżej. W pięciu skokach dopadła do ptaszka. I na oczach wszystkich go zeżarła. Trwało to może 2 sekundy łącznie...
I tylko wszyscy zamarli i nie wiedzieli co powiedzieć...
To w temacie Golder Retriever
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt:
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt:
-
- Posty: 1265
- Rejestracja: czwartek, 19 lip 2018, 19:55
- Krótko o sobie: Blisko 50 lat na karku zobowiązuje do spożywania trunków o podobnym stężeniu ;)
- Ulubiony Alkohol: od jakiegoś czasu- mój własny :)
- Status Alkoholowy: Producent Domowy
- Lokalizacja: podkarpackie
- Podziękował: 61 razy
- Otrzymał podziękowanie: 154 razy
- Kontakt:
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Dzię-ku-je-my!!!JanOkowita pisze:Najbardziej wzruszyły mnie opowieści:
arTii
Gratuluję zwycięzcom!
Pędzący hobbysta zajmujący się również odrobinę elektroniką.
Zamówienia i zapytania o sterowniki destylatorów email: info @ sterownikiWiFi.pl lub przez wiadomość PW
Zamówienia i zapytania o sterowniki destylatorów email: info @ sterownikiWiFi.pl lub przez wiadomość PW
-
- Posty: 24
- Rejestracja: poniedziałek, 22 sie 2016, 19:08
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
- Status Alkoholowy: Specjalista ds. Wyrobu Alkoholu Domowego
- Podziękował: 1 raz
-
- Posty: 1265
- Rejestracja: czwartek, 19 lip 2018, 19:55
- Krótko o sobie: Blisko 50 lat na karku zobowiązuje do spożywania trunków o podobnym stężeniu ;)
- Ulubiony Alkohol: od jakiegoś czasu- mój własny :)
- Status Alkoholowy: Producent Domowy
- Lokalizacja: podkarpackie
- Podziękował: 61 razy
- Otrzymał podziękowanie: 154 razy
- Kontakt:
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt:
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Ta zaczynająca się od słów: "Będąc jeszcze gówniarzem, z dzisiejszej perspektywy, jedna z pierwszych destylacji zakończyła się następująco.
Solidny DDRowski szybkowar..."
Solidny DDRowski szybkowar..."
Zapraszam do mojego sklepu: https://alkohole-domowe.pl Pokolenie Silver jeszcze daje radę:)
-
- Posty: 911
- Rejestracja: poniedziałek, 9 wrz 2013, 20:05
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
- Status Alkoholowy: Student Bimbrologii
- Podziękował: 29 razy
- Otrzymał podziękowanie: 134 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Ja już tak poza konkursem dodam od siebie podobną historie jak Przemeq.polak, ale z innej perspektywy...
3 lata temu wprowadziliśmy się do nowo wybudowanego domu, kuchnie żona wybierała (biało-kremowe szafki w lakierze)... Pierwsze swieta musiały być u nas, olbrzymia choinka mnóstwo wypieków i ja w roli dostawcy napitku. Kupiłem zajebiste butelki do nalewek, takie z długą szyjką na korek, ponalewałem wszystkiego co było najlepsze + butelka orzechówki wg. Cieslaka, ale z większą ilością zaprawki tak żeby polepszyć działanie lecznicze (do dziś tylko tym się leczymy), czas chowania flaszek tak żeby na blacie nie stały, oczywiście żadna szafka mimo bardzo dużej kuchni nie była kompatybilna z wysokimi butelkami wiec postanowiłem butelkę położyć.
Strych do dziś jest nieocieplony i mam tam swój magazyn wyrobu gotowego, z tamtąd bezpośrednio nalałem orzechówki do butelki.. Po ogrzaniu się płynu w kuchni, chyba lekko zwiększyła się jego objętość, wypchnęło korek i poleciała piękna strużka ciemnobrązowego lekarstwa po lakierowanych szafkach... W życiu tyle czasu szafek nie czyściłem! Na szczęście plamy zostały tylko od wewnętrznej strony frontów
Nie używam już tych butelek..
Pozdrawiam!
3 lata temu wprowadziliśmy się do nowo wybudowanego domu, kuchnie żona wybierała (biało-kremowe szafki w lakierze)... Pierwsze swieta musiały być u nas, olbrzymia choinka mnóstwo wypieków i ja w roli dostawcy napitku. Kupiłem zajebiste butelki do nalewek, takie z długą szyjką na korek, ponalewałem wszystkiego co było najlepsze + butelka orzechówki wg. Cieslaka, ale z większą ilością zaprawki tak żeby polepszyć działanie lecznicze (do dziś tylko tym się leczymy), czas chowania flaszek tak żeby na blacie nie stały, oczywiście żadna szafka mimo bardzo dużej kuchni nie była kompatybilna z wysokimi butelkami wiec postanowiłem butelkę położyć.
Strych do dziś jest nieocieplony i mam tam swój magazyn wyrobu gotowego, z tamtąd bezpośrednio nalałem orzechówki do butelki.. Po ogrzaniu się płynu w kuchni, chyba lekko zwiększyła się jego objętość, wypchnęło korek i poleciała piękna strużka ciemnobrązowego lekarstwa po lakierowanych szafkach... W życiu tyle czasu szafek nie czyściłem! Na szczęście plamy zostały tylko od wewnętrznej strony frontów
Nie używam już tych butelek..
Pozdrawiam!
"Jeśli życie daje Ci cytrynę poproś o sól i tequilę" (cyt. z filmu Who Am I- polecam)
-
- Posty: 643
- Rejestracja: piątek, 27 gru 2013, 23:54
- Podziękował: 9 razy
- Otrzymał podziękowanie: 145 razy
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Ale jakie było wyjście jak w sadzie na jabłkach gruszkach, śliwkach można było nogi połamać. Już nawet krowie te opadówki się przejadły
A co dla wielu nie do pomyślenia czyniłem to za zgodą rodziców.
Na szczęście nie za skutkowało to negatywnymi konsekwencjami, jak można by się spodziewać.
Robiłem to dla własnej uciechy a nie w celach konsumpcyjnych. Hhoć, z czystej ciekawości, zdegustować zawsze trzeba było
Jako ten gówniarz stroniłem od flaszki w stodole, bełta w krzakach, soku z makówek etc.
A miałem kolegów którym się to bardzo podobało. I z przykrością stwierdzam ze kilkoro z nich źle skończyło.
DZIĘKUJĘ za docenienie moich historii.
Mam nadzieję ze dobrze się przy nich bawiliście.
Fakt faktem że wcześnie jako nastolatek zacząłem. Najpierw od robienia win, i praktycznie równolegle zacząłem destylować resztki z win.JanOkowita pisze:Ta zaczynająca się od słów: "Będąc jeszcze gówniarzem, z dzisiejszej perspektywy, jedna z pierwszych destylacji zakończyła się następująco.
Solidny DDRowski szybkowar..."
Ale jakie było wyjście jak w sadzie na jabłkach gruszkach, śliwkach można było nogi połamać. Już nawet krowie te opadówki się przejadły
A co dla wielu nie do pomyślenia czyniłem to za zgodą rodziców.
Na szczęście nie za skutkowało to negatywnymi konsekwencjami, jak można by się spodziewać.
Robiłem to dla własnej uciechy a nie w celach konsumpcyjnych. Hhoć, z czystej ciekawości, zdegustować zawsze trzeba było
Jako ten gówniarz stroniłem od flaszki w stodole, bełta w krzakach, soku z makówek etc.
A miałem kolegów którym się to bardzo podobało. I z przykrością stwierdzam ze kilkoro z nich źle skończyło.
DZIĘKUJĘ za docenienie moich historii.
Mam nadzieję ze dobrze się przy nich bawiliście.
Ostatnio zmieniony wtorek, 17 gru 2019, 15:43 przez W_TG, łącznie zmieniany 1 raz.
Alkohol nikomu nie rozwiązał problemów.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
Ale wielu pomógł o nich zapomnieć.
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt:
Re: Moje przygody z domowymi wyrobami
Miałem kumpla, który mawiał: "Wódka już nie jednemu pomogła." I dużo w tym racji. Mądrym alkohol nie przeszkadza, głupim mąci w głowie. Od jakiegoś czasu oglądam na TLC program "Historie wielkiej wagi" - o ludziach, którzy się utuczyli do blisko 300 kg. Problem zawsze jest w głowie. Pewnie z jedzeniem tak jak z alkoholem - jak chcesz przestać to zacznij od porządkowania umysłu.
Ale to było poza tematem. Panowie! Paczki wysyłamy jutro, więc proszę spodziewać się dostawy w czwartek lub w piątek. Jeszcze raz gratuluję opowieści
Ale to było poza tematem. Panowie! Paczki wysyłamy jutro, więc proszę spodziewać się dostawy w czwartek lub w piątek. Jeszcze raz gratuluję opowieści
Zapraszam do mojego sklepu: https://alkohole-domowe.pl Pokolenie Silver jeszcze daje radę:)
-
Autor tematu - Posty: 2739
- Rejestracja: czwartek, 10 lut 2011, 13:56
- Krótko o sobie: Parmezan, Ementaler i Roquefort, Duvel i Trappist - to moje nałogi.
- Ulubiony Alkohol: Im ciekawszy i starszy tym lepszy.
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Lokalizacja: PL
- Podziękował: 308 razy
- Otrzymał podziękowanie: 432 razy
- Kontakt: