1 Antydiabelski plan i szybcy kurierzy czyli dlaczego zwiad żyje tak krótko
albo Ludwik i Kasza u babki.
2 Szokujący poranek i niewiarygodne prezenty.
3 „Pogoda dla bogaczy” czyli aresztanckie kino.
4 Jak to nuda prawie że zabija czyli Strzelaj podchorąży! strzelaj!!
5 W nagrodę pozbawiony dowodzenia i przydziału.
6 1szy w historii wyrzucony z wojska za karę do cywila.
Odcinek pierwszy
Antydiabelski plan i szybcy kurierzy czyli dlaczego zwiad żyje tak krótko
albo Ludwik i Kasza u babki.
Sześć dni anzla w prezencie ? No cóż to możliwe jak się bilet do wojska dostaje w primaaprilis!!!! to służba musiała tak wyglądać (fakt i do tego autentyczny:))
To i areszt może być prezentem na imieniny. Mijało już drugie moje lato na mazurskiej ziemi i zaczynałem się tu czuć całkiem dobrze. Choć z jezior to widziałem tylko jeziora kałuż na przykoszarowym poligonie. Byłem sobie dowódcą drużyny zwiadu i zbliżały się moje imieniny. Wszyscy wiedzieli że będziemy chcieli je uczcić i trzeba było to tak zrobić żeby DIABEŁ jak mówiliśmy o dowódcy kompanii nas nie złapał .(mały czarny z wąsami , cztery gwiazdki na pagonach, czapka z orzełkiem wciśnięta z 5cm za mocno, no nic ino diabeł). Co prawda wieść niosła że w imieniny Diabeł nie karał ale lepiej było tego nie sprawdzać.
W mojej od zawsze przyzwyczajonej do kombinowania głowie (w końcu nasze forum to w większości tacy kombinatorzy dlatego tu jestem po latach)
ZRODZIŁ SIĘ ANTYDIABELSKI PLAN
Zrobimy imprezę zanim nas złapią czyli............dzień prędzej. Ha.
No i spoko, zamówiłem dwóch najszybszych kurierów do babki (instytucja babki była w owym czasie powszechna i przypominała całodobowy alkoholowy za podwójną cenę)
Dwóch bo w zwiadzie już taka tradycja że na dwóch dociera z powrotem jeden albo nawet żaden. To zapamiętałem na zawsze dzięki kolegom z drużyny.
Taka bowiem była historia sprzed roku jak to jeszcze jako elewi (kandydaci na kaprala)
szeregowi Ludwik i Kasza do babki poszli. Składkę zrobiła cała drużyna od obierania ziemniaków i miało tego być ze dwie butelki. Niestety zaginęli w boju.
Koło 22giej za to ktoś namierzył że Ludwik centralnie placem apelowym (na który widok mają wszystkie budynki koszar a nawet oficer dyżurny) koła ogromne zatacza ale nieuchronnie zmierza na pododdział. Drużyna nasza zgrana była to szybko chłopaki Ludwika bez wpadki dotaszczyli na nasze 2gie piętro.
Ludwik niestety niewiele mógł mówić ale udało mu się wydukać że Kasza leży za płotem jednostki od strony przykoszarowego poligonu. Po 20tu minutach i Kasza był uratowany,
Ale stan jego szybko zmierzał do odwodnienia. Jeśli wiecie o czym mówię.
Po całonocnej walce o postawienie obu na nogi wreszcie Ludwik mógł zeznawać.
Czemuście całą wódkę wychlali zdrajcy? pytamy oburzeni
Bo się baliśmy że nas z tą wódką złapią i szkoda by było. A na cały pluton to i tak tyle co nic.
Powiedział to Ludwik a na twarzy uśmiech mu się rozmalował anielski, że nic tylko w pysk dać.
To po cholerę lazłeś przez plac apelowy nawalony jak ruski plecak?
To co nie pamiętacie szkolenia? ktoś musi dotrzeć z powrotem za wszelką cenę taka jest zasada w zwiadzie. Kasza już leżał więc wypadło na mnie.
Nie muszę chyba dodawać że wychlali litra z gwinta pod papierosa.
Puenta
Oficjalna wersja w wojsku głosi że zwiadowca w artylerii żyje w czasie wojny około 48 godzin a z wysłanych na przeszpiegi wraca najwyżej połowa albo nikt.
Prawda jest jednak taka że mordują ich koledzy za samowolne wychlewanie łupów.
Więc po powrocie moich wysłanników od babki(zresztą tej samej co rok wcześniej Ludwikowi sprzedała) wracajmy na imieniny.
Odcinek drugi
Szokujący poranek i niewiarygodne prezenty.
No więc wszystko gra moi zwiadowcy wrócili obaj więc wigilia imienin jest okazała.
Z paczki co tam mama przysłali wszystko na stół i polewamy. Jest pieknie, żyć się chce ale cholerka gości trochę sporo przyszło z zaprzyjaźnionych radiowców i robi się sucho.
Godzina już spora po północy ale co tam wojakowi godzina. Wpadam do moich elewów co to z nich mam kaprali porobić na wzór i podobieństwo swoje i rzucam-
rzecz jest do zrobienia trudna albo i niemożliwa
(mając na mysli płoty straże i zasieki poligonowe do obejścia)
– a oni na to -wiemy, wódka się skończyła,
masz tu kapral litr spirytusu na imieniny od drużynki.
Ha tośmy uratowani.
Dobrze ich wyszkoliłem, duma mnie rozparła.
Ale jak spiryt pić? No z wodą zmieszać trzeba , nie może być zwykła musi być przegotowana, co jeden to pomysł ma inny. Dobra wstawiać czajnik i gotować te wodę. Niestety nie było czasu studzić i spiryt po wypitej już wódce mieszaliśmy z ciepłą wodą.
Tu mi się zapis się urywa.
NICOŚĆ NICOŚĆ NICOŚĆ I PUSTKA na dodatek.
Film pojawia się w chwili jak idę korytarzem na plac apelowy jest już ranek, spieszymy się.
Nie wiem jak przebiegła pobudka, zaprawa poranna i kto moich wojaków pogonił na zbiórkę.
Zajmuję swoje miejsce między kolegami i widzę jak Diabeł świdruje mnie wzrokiem a jakiś oficer cosik mu tam melduje. Ktoś mnie szturcha i mówi -woła Cię do siebie, ja jak na razie fonii nie odbieram. Idę choć powinienem maszerować w końcu to wojsko jest.
Diabeł wskazując na mnie do tego oficera –to ten ?
Ten, mówi facet co go pierwszy raz w życiu na oczy widzę.
Coście kapralu powiedzieli porucznikowi jak was na zaprawę poranną budził ?
Hmmm ummm niic. (z fonią lepiej ale z napięcia mówić nie bardzo, poza tym ta nicość)
Nic ? powiadacie nic a sp…….alaj trepie to kto mi powiedział. Odezwał się z takim jakimś żalem w głosie że w zderzeniu z naszym Diabłem wzbudził we mnie śmiech idioty.
Parsknąłem mu prawie w twarz i zatkałem szybko usta kułakiem bo oczy Diabła właśnie mnie zabijały. Kapral wróć do szeregu- padło krótkie wojskowe.
Wróciłem bladziutki. Po wszystkich tam odczytaniach co kto dzisiaj robi w czym moja świadomość i tak nie bierze udziału znowu mnie ktoś szturcha. Kazał Ci wystapić z szeregu.
Jezu błogosław, jak ja wyjdę przed ten szereg jak mnie organizm kompletnie olał.
A oficjalne WYSTĄP to nie takie tam, to trza jakimś specjalnym krokiem idąc przed siebie trzy razy łupnać o ten cholerny beton. Łupaj, jak kac we łbie że motyla w locie nawet słyszę.
Ale dobra wywalam te przepisowe 3 naprzód prawie że defiladowym. Fonia nadal zdupiona, ale po jakimś „iaeszu” rozróżniam WSTĄP.
No, toś pomógł, w mordę, wystąp przy tym to perfuma, tu trzeba jeszcze jakieś w tył zwrot zrobić i dopiero się nie zabij.
Kto był w woju to wie że regulaminowe w tył zwrot zabiło więcej szeregowców niż niejedna atomówka. Ale jakoś bez wywrotki jestem z powrotem.
No i o co tam Diabeł? pytam kolegów. 6 dni aresztu Ci dał i się cieszy jak dzidziuś –odpowiadają koledzy kaprale też roześmiani od ucha do ucha.
A to to „iaeszu” dni aresztu znaczyło się. Zaraz? jak ?Jak 6 dni aresztu?
Jak nie dość że miał w imieniny nie dawać to jeszcze odznaki Wzorowego Żołnierza nie zabrał. Ha „wzorkę” mam, to nie pójdę do anzla. On już takich z wzorką wsadzał pada ze strony starszego służbą dziadka. To co teraz będę Wzorowym Żołnierzem w areszcie?
To mu powiedz po apelu może coś wymyśli. Dobra, apel się kończy, zaczynam trochę panować nad mową ale na boki to mnie zarzuca jak marynarza w sztorm.
Łapię kontakt wzrokowy z Diabłem. Pojawia się na jego twarzy wyraz takiej anielskiej błogości że natychmiast kojarzę z Ludwikiem. Już wiem, nikt mi tego nigdy nie powiedział,
ale się na nim poznałem, to jest uśmiech sadysty. Ludwik też wtedy rozkoszował się naszym bólem. Też się uśmiecham. To jest uśmiech przez łzy. Obywatelu kapitanie a dlaczego do anzla ? przecież w imieniny obywatel kapitan nie powinien mi dać kary.
Ide na całość już mi nie zależy.
Jak to? to ty imieniny masz ? Czemu nie powiedziałeś rano?
Twarz wesoła ale w głosie chyba szczery żal.
Nie powiedziałem bo nie mogłem jeszcze mówić- mówię i mam nadzieję że się roześmieje.
Hm nie wiedziałem, no nieładnie jest kogoś karać w imieniny, obiecałem sobie że nie będę tego robił. Myśli, myśli i ……no wiecie już, pojawia się błogość na srogim obliczu i wypala – Teraz to już nie mogę cofnąć tego anzla bo wszyscy słyszeli ale to w sumie dla kaprala to taki wypoczynek to masz ode mnie w prezencie, a jak wrócimy z poligonu to Ci akta wyczyszczę.
I rozjaśnia się dumny ze swojego salomonowego wyroku a jeszcze bardziej zadowolony że jednak pójdę do tego anzla, bo bardziej mu zawsze zależało na opinii sadysty.
A więc wyrok zapadł.
P.S.
Dla kaprala areszt faktycznie był wczasami bo nie musiał nic robić. Po prostu nie nocował tam gdzie zwykle i nie miał żadnych zajęć w dzień.
Chyba że………..
Odcinek 3
„Pogoda dla bogaczy” czyli aresztanckie kino.
Wprowadzenie.
No więc po tym jak wyrok zapadł, już po egzaminach pożegnałem moich dzielnych elewów już jako kaprali. Na wczasy do anzla przed poligonem nie zdążyłem bo ktoś musiał ich do egzaminów przygotować a na poligonie ostateczne sprawdziany z celowania moździerzem do różnych ogromnie wrogich kartonów lub zabójczych desek. No i lipa, teraz jak spokój w jednostce, roboty zero to mi kazali się zgłosić do aresztu. Strach w duszy był ale morda spokojna i idę. Areszt był u sąsiadów czołgistów, znałem ich tylko z tego że próbowali mnie i moją drużynę parę razy rozjechać na poligonie przykoszarowym którego pokonanie było warunkiem sine qua non zakupu alkoholu u babki. Zawsze byli u niej przed nami.
Ale nosił wilk razy kilka to ….ano znowu mi się off top zakłada, ale co ja mam zrobić jak wojak Szwejk przy mojej służbie to po prostu nudziarz. Myślę że to ten primaaprilisowy żart komisji wojskowej tak mną pokierował. Opiszę w dużym skrócie bo szkoda by było żebyście nie poznali jaki duch w czołgach był. Któregoś wieczora mieli ćwiczenia i ganiali tymi czołgami w te i we wte po ćmaku , no i jedna załoga wydumała że bez jednego czołgu to i tak wojnę wygramy więc ruszyli do babki, ale chyba musieli słyszeć coś o Ludwiku naszym bo postanowili wychlać na miejscu. Zrobiło się całkiem ciemno i chłopaki chcieli na skróty żeby było szybciej, pykali powoli pykali na te skróty aż coś chrupnęło i czołg się zapadł w jakiejś dziurze, to wyjrzeli , patrzą – siedzą w stodole, ściana jakaś z desek rozjechana , e tam co za problem w końcu to czołg. Gazu i wsteczny , pech chciał że stodoła podpiwniczona była.
Czołg podjechał do ściany i zaczął się ślizgać po betonie, to mechanik na półsprzęgle próbował wyskoczyć no i sprzęgło po iluś nerwowych podejściach się spaliło.
Czołgu chłop pilnował do rana bo bał się że mu nocy go porwą i odszkodowania nie zobaczy.
Zresztą rację miał bo podobno taki plan u czołgistów wdrożyć chciał ichni dowódca.
Acha a ja w końcu docieram do tego ich anzla. Wchodzę, stresa mam jak cholera choć nie pierwszy to mój pobyt będzie w areszcie, ale tamto to jeszcze w cywilu i do tego na ochotnika to chyba się nie liczy.
Cholera znowu ciekawa historia się przypomina. Byłoby pod tytułem „O tym jak dzielny zielonka po przyjaciół do aresztu miejskiego chadzał” Ale no muszę chyba skończyć wam o tym areszcie. Chyba że nie ?
Odcinek ?? –ciąg dalszy i tyle
Kolego Lootzek dotarliśmy do tego wreszcie
No dobra dotarłem do anzla. Doprowadzał mnie tam szef kompanii i jakieś papiery sobie z dowódcą aresztu w stopniu sierżanta bodajże, poomawiali, nagadał na mnie co tam chciał i poszedł sobie. Na odchodne rzucił –3m się na tych wczasach , nie musisz sprzątać aresztu ani chodzić do pracy bo jesteś podoficerem.
Kapral to ma życie klawe jak mówi piosenka o cysorzu.
No i fajnie jak mówią w mc donalds, teraz tylko sznurówki z butów, wszystko z kieszeni na stół, pas zdjąć i do celi.
Cele areszt miał na pięterku wzdłuż wąskiego korytarza po obu stronach drzwi z wizjerami, wizjery chyba zasuwane były, nie do końca już dobrze pamiętam. Większość cel była pusta ale pootwierane były i tak wszystkie. W ostatniej kwitło jakieś życie towarzyskie bo usłyszałem „no i k……wa full na dupkach z asami, dawać kasę”.
No to widzę Ci się nie nudzą.
Dla mnie przeznaczona była cela środkowa jednoosobowa. Nie dla mojej wygody a dla bezpieczeństwa, wielu szeregowcom na widok dowolnego kaprala włącza się agresor.
Więc taki przepis wojsko wymyśliło żeby choć paru uratować.
No i docieram do tej celi co to Lootzek tak na nią czekał i………. o kurwa, wyrwało mi się.
Cela
Do ściany na kłódkę przypięta-
prycza jak zwykła decha dobrze nie orżnięta
Przy niej szara, ponura, szafka jakaś skopana
Do podłogi czymś płaskim jakby przyspawana
Obok król wypoczynku z nogami ze stali
również one w podłogę daleko sięgały,
stał obok czegoś co miało być stołem
piękny na swój sposób- WOJSKOWY TABORET.
O sprzęty wy biedne coście zawiniły ?
Że was gorzej ode mnie te trepy zwięziły?
Ledwo dwa metry nadwa i okienko małe
Gdzieś hen pod sufitem siatką otulone
I to już cela cała, miejsce osławione,
miejsce przez tak wielu Polaków zwiedzone.
Cdn.
No to jadziem dalej
Po tym co ujrzałem jak się drzwi do celi otwarły takie mi się jakoś skojarzenie włączyło na widok ten straszny że tylko wierszem oddać można to było.
Jak żyć w tym miejscu ?
Ile możesz człowieku chodzić dwa metry w przód dwa w tył albo zasiadać na taborecie?
Taaa, kapral to ma klawe życie, nie musi sprzątać w areszcie ani chodzić do pracy ubrany w ubranie robocze jak szeregowi, no to teraz widzę że to właśnie jest wada a nie zaleta mojej sytuacji.
Ale jest na szczęście Bóg na niebie i oto dowódca warty, chłopak na luzie w te cudne odzywa się słowa-
Wiesz, tę kłódkę na wyrku Ci zostawię otwartą jakby jakieś trepy szły to zatrzaśniesz. Jak chcesz to mogę drzwi od celi też zostawić otwarte jak się nie boisz. Ja boję ?
Ja nikomu krzywdy w życiu nie zrobiłem to czego mam się bać ? zostawiaj otwarte.
Wizja domu bez tlenu była straszniejsza niż walka o życie z z wku…rw .m szeregowcem
Zostawił otwarte . Po kilkunastu minutach wstępu dopuścili mnie do gry w pokera.
No i rób co chcesz, jestem dopiero rok po szkoleniu u LUDWIKA i widzę że mogę ich spokojnie ograć jak chcę ale czy chcę ? No nie chciałem za bardzo więc po prostu sobie graliśmy. Ja nie wiem jak się to moje opowiadanie potoczy pewnie mnie w końcu zdejmą z anteny ale czuję się zmuszony kilka słów o Ludwiku napisać.
To po prostu postać wręcz niezwykła. Wysoki, w jednej czwartej blondyn w trzech spłowiały nijaki. Miał taką grupkę białych włosów nad czołem po jednej stronie.
Ludwik pochodził ze Słupska, miasta jak już dzisiaj wiemy, ludzi nietuzinkowych.
Miał za sobą jakieś tam nieukończone studia i przebogatą karierę imprezową.
Ludwik uczył nas w brydża grać i regularnie ogrywał w pokera.
Robił to zawsze z uśmiechem który wtedy lubiłem a dopiero dziś wiem że to był uśmiech sadysty. Nie krył się zresztą ze swoim sadyzmem i bardzo mu się podobało że mieszkamy w poniemieckich koszarach. Mówił że jeśli świat ma iść do przodu to one teraz powinny wychować większych sadystów niż byli Niemcy. Znał niemiecki, jak sam mówił- perfekcyjnie, i twierdził że kiedyś te koszary jeszcze usłyszą Deutschland uber alles.
Był jednak w odróżnieniu ode mnie z tamtego czasu człowiekiem który znał moc słowa.
Dlatego w obawie żeby nas Niemcy kolejny raz nie zajęli bo przepowiednia się zechce spełnić po prostu wykonał po pijaku w niedzielne popołudnie a capella ten szkopski hymn przy otwartych oknach aż echo niosło po ogromnym placu który można obejrzeć tu :
http://fotopolska.eu/464815,foto.html
Była afera bo akurat oficer dyżurny to słyszał i ...........no dobra powiem gdzie indziej.
Często mówimy że szuka się z kimś wspólnego języka czyli czegoś co obu łączy.
Ludwik miał jedną rzecz która pozwalała mu z każdym prawie Polakiem znaleźć coś wspólnego. Tym czymś były knajpy. Po prostu Ludwik był chyba w każdej knajpie w Polsce. Sprawdzaliśmy to wielokrotnie. Najdalsza odległość do wspólnej knajpy w której był Ludwik i ktokolwiek z pytanych wyniosła 20 kilometrów. Podam na swoim przykładzie.
Ja jestem z Dolnego Śląska czyli od Słupska sporo. Ludwik zaczyna nawijkę -
ty jesteś z …………? acha, to jest tam u was w okolicy taka knajpa jakoś tam z drzewami
Pod dębem ? Pod dębami ? Myślę chwile i mam, no jest ,w Oleśnicy 15 kilometrów ode mnie. I tu już Ludwik zawsze opowiadał historię swojego tam pobytu. Do tego stopnia miał ciekawość ludzi i knajp że już po wojsku przyjechał poimprezować w naszej okolicy i musiałem go wozić motorowerem Komar po wioskach gdzie mieszkał jeszcze jeden z naszej drużyny niejaki Szwajcar (od tych co papieża pilnują).
No i tu kolejny off top bo teraz powinienem napisać o tym co połączyło Ludwika i Szwajcara a byłby to odcinek pod tytułem.
Cały pluton na lewiźnie czyli Szwajcar spier….amy!!!!
No to jadę w tym anzlu dalej
Dzień drugi się zaczął w tym więzieniu moim i z rana zwyczajna pobudka , mycie razem z wartą bo się nikomu nie chciało regulaminu używać śniadanie i zbiórka.
Rozdają ubrania robocze, coś na wzór amerykańskich więzień tylko nie pomarańczowe.
Podchodzi do mnie ten młody i pyta –Chcesz iść do roboty czy zostajesz ? A mogę iść ?
Pytam zdziwiony bo myślałem że jest zakaz. Jak chcesz to możesz, ale robota jest na łopatę.
Szlag, kto kocha łopatę? jak ojciec dom zbudował ze mną przy betoniarce?
Od 15 tego do 18 tego roku życia w każdej wolnej chwili pizgałem łopatą.
Budowali bliźniak z kolegą a właściwie to mama ze swoją koleżanką wymyśliły że trzeba dom wybudować i jak jest bliźniak to można razem przy tym pracować. Ta, razem, ja i tato a po drugiej stronie sąsiad co córkę miał w drugiej klasie a syna w przedszkolu.
Znaczy że zbudowałem dwa mieszkania. Z drugiej strony tej łopaty aż tak się nie boję dzieki temu.
Dobra dawaj te łachy idę.
Ubralim się na „wzór konspekt” jak mówił mój były dowódca drużyny i idziemy.
Zachodzimy na stację PKP a tam okazuje się węgiel d o przerzucania na nas czeka.
Już nie pamiętam cośmy z tym węglem mieli robić czy pod górę czy na dół zrzucać ale robótka była spokojna , nikt nie gonił, wartownik przydzielony do nas dawał zapalić bez problemu i ogólnie było bez nudy.
I pomyśleć że mogłem w anzlu zostać i sam tam siedzieć jak ciul.(śląskie)
Mieliśmy na szkółce dwóch ślązaków i było z nimi nawet dość wesoło choć Ludwik często im dokuczał. Jeden był Zeflik a drugi ….. no drugi bo pamięć zawodzi.
Ludwik doprowadzał tego drugiego do wściekłości pytaniami czy on jest Polak czy Niemiec
Zawsze mówił że Ślązak. Ale po chyba dwóch miesiącach nieustannych kłótni z Ludwikiem
Stwierdził- No dobra, jo jest Polok ino śląskigo pochodzynio.
To była radość posłuchać jak godają. No i podłapałem tego ciula bo to piękne słowo i takie mniej brutalne, a powiedziane przez prawdziwego Ślązaka ma też moc.
O Ślązakach może jeszcze coś napiszę jak znajdę czas.
Problem główny w czasie wolnym „we woju” to była telewizja. Nikt nie pytał co oglądać bo oglądało się wtedy wszystkie dwa programy. Pytanie gdzie jest telewizor.
U nas na świetlicy był radziecki kolorowy(chyba ze 21 cali miał?) i dwa pierwsze rzędy nieźle oglądały, reszta jakoś musiała dawać radę.
A w anzlu ? Co zrobić ? telewizora nie dały. A tu proszę państwa na tamte czasy serial stulecia leciał pod tytułem „Pogoda dla bogaczy” Kto wtedy tego nie oglądał ?
Ulice pustoszały jak na meczu Boniek –Reszta Świata.
Jak tu zaradzić. Przychodzą do mnie chłopaki z sąsiedniej celi i radzimy.
Słuchaj kapral pogadaj z dowódcą warty żeby jakoś na ten odcinek pójść.
Ta ale jak, przecież nas nie porozpuszcza na pododdziały bo zaraz się trepy dowiedzą i go zamkną. Trzeba jakiś myk zrobić w każdym razie, jak nie załatwisz to napadniemy wartę, zabierzemy broń a i tak pójdziemy na film.
O cholera , można im wierzyć, chłopy jak dęby a warta na luzie, łażą z bronią między aresztantami, jemy razem w jednej stołówce. Łatwo by było ich rozbroić i jednego po drugim pozamykać w tym anzlu. Dobra idę do dowódcy warty i zbadam sprawę.
Wchodzę i zagajam jakoś że nuda że przydałby się telewizor i w ogóle.
Koleś jakiś kumaty cholerka i od razu mnie rozgryza –co na „Pogodę- „ by się popatrzyło?
No jasne ale jak to zrobić? . Jak to jak, tak jak zawsze, i uśmiecha się z politowaniem że ja takich prostych rzeczy nie wiem. Zwyczajnie –każdy aresztowany ma prawo do kąpieli a widziałeś tu prysznice na wartowni? No nie. No i dlatego żeby nie łamać regulaminu prowadzamy aresztantów pod prysznice w innym budynku gdzie zwykłe wojsko się kwateruje. A co to ma wspólnego z telewizją ?
O Jezu kapral ty to chyba ze wsi jesteś, no dam wam wartownika i idźcie niby to na kąpiel a tak naprawdę na dowolną świetlicę, tam przecież i tak będzie taki tłok że nikt się nie zapyta coście za jedni. Zawsze tak robimy, ja tu warty mam już chyba z pół roku i niebyło żadnej wpadki. No i po kłopocie. Wracam na pięterko do kolegów aresztantów i od razu mnie napadają. No i co, jak, załatwiłeś coś? Ba, no ciężko było ale wykombinowałem że niby na kąpiel pójdziemy tylko mamy się słuchać we wszystkim wartownika.
Biorę zasługę dla siebie niech mnie trochę podziwiają że ja taki rozumny. Potrzebne mi to po tym jak mnie ten dowódca o te wieś posądził.
No i tak oto całkiem spokojnie obejrzeliśmy kolejny odcinek „ Pogody Dla Bogaczy” .
A po powrocie z filmu dowódca warty zawiadomił nas:
-Jutro wartę zdajemy podchorążym to będziecie mieli wesoło. I faktycznie mieliśmy.
To będzie rozdział „Strzelaj podchorąży –strzelaj, albo śmiech przez łzy.
Odcinek któryś tam z kolei
„Strzelaj podchorąży –strzelaj, albo śmiech przez łzy.
No właśnie i tu docieramy do tematu podchorąży. A któż to taki ? Otóż osobnik zwany podchorążym to przeważnie absolwent wyższej uczelni ZMUSZONY do odbycia przeszkolenia wojskowego i jakiejś tam praktyki w jednostkach wojskowych.
Męczyli ich chyba przez rok. W naszej jednostce pojawili się nagle jako SPR(szkoła podoficerów rezerwy) i jako chyba pierwszy rzut który nie miał dostać stopni oficerskich. Przeważnie taki inteligent miał stopień kapral podchorąży. Na naszej kompanii zakwaterowano nam jednego takiego, Kaliszewski czy jakoś tak(jakby czytał to pozdrawiam). Miał duży dystans do tych wszystkich regulaminów zasad i przepisów.
Największą zaletą naszego podchorążego było to że miał wolny wstęp do kasyna i w ogóle nie potrzebował przepustek żeby chodzić do miasta czy gdziekolwiek. Jako że był człowiekiem z natury uczynnym bardzośmy na tym korzystali jak chodzi o zaopatrzenie.
U babki obroty spadły pewnie o połowę po zakwaterowaniu podchorążych.
Jednym z lepszych pomysłów podchorążego było zapisanie się na zabawę chyba andrzejkową.Do kasyna!!!!!.
Któregoś dnia przyszedł i zawiadomił nas że zapisał dwie pary na andrzejki.
Jakie pary ? Skąd my tu jakieś pary stworzymy? Podchorąży odpowiada, –spokojnie panowie zapisałem dwie pary do brydża . Idę ja , zielonka , i jeszcze dwóch chętnych.
No w morde, coś ty, my do kasyna przecież to tylko dla trepów?
No to pojechał po bandzie , widać od razu że wojsko nie robiło na nim żadnego wrażenia a coś takiego jak podział na zawodowych i poborowych jest poza jego rozumieniem. Jest kasyno wojskowe i impreza dla wojska to się zapisał. A żeby nie siedzieć samemu wziął stolik czteroosobowy i teraz nas zaprasza.
Jak byliśmy na zajęciach i było gorąco to poszedł do kasyna przyniósł 5 piw –zimnych i z pełnym luzem poczęstował mnie i naszych elewów. Więcej kasy nie miałem ale na ochłodę w sam raz powiedział tylko. Facet po prostu bez grama stresu. Zacząłem go po prostu podziwiać, wiedza duża, spokój, koleżeński i wypić też potrafił( o Jezu i to prawie tyle co Sylwek jeśli pamiętacie Sylwka ABSOLUTA). Doszedłem do wniosku że widocznie te studia tak na ludzi działają. I dlatego jak usłyszałem że podchorążowie mają objąć wartę byłem dobrej myśli. Czas pokazał że jedna jaskółka wiosny nie czyni a co nasz podchorąży to nie wszyscy.
No już wpadli, są, chodzą, wszędzie zaglądają i trzymają się na dystans, nic dziwnego, taki aresztant to nie wiadomo kto. Siedzimy w jednej z cel po smutnej kolacji bo sami jedliśmy bez wart, jak do tej pory, i ktoś palnął – chodźcie sobie jaja porobimy z tych mądrali bo nudno tu że jasny szlag. No i się zaczęło.
Ty , podchorąży, ty tak z tą bronią włazisz do celi ?A co nie wolno ?
a masz pojęcie za co ten koleś tam siedzi ? widzisz on już z kilku aresztów uciekał.
Ma na sumieniu jakieś zabójstwo i zabór broni w poprzedniej jednostce. Broni do dzisiaj nie znaleziono.
No, to było zbyt grubymi nićmi szyte musi się połapać że to jaja.
Niestety nie łapie. Odsuwa się nieufnie i wychodzi, za chwilę słychać przytłumione rozmowy na końcu korytarza. Idą we dwóch. Aresztowani udać się do cel. Powiedział cicho i nieśmiało Co mówisz ?
Aresztowani proszę udać się do cel, powtórzył już głośno wyraźnie i zdecydowanym głosem.
Ten drugi stoi z boku i trzyma kałacha dwoma rękami lufą w dół i go jakby ubezpiecza.
Po schodkach wszedł ich dowódca warty jakiś plutonowy podchorąży czy coś takiego i patrzy. Pytam go więc, co robicie ? po jakiego do cel? Tak pisze tu w regulaminie aresztu.
Dobra no pisze to pisze a my tu sobie na korytarzu spokojnie siedzimy a wy jak nie chcecie z nami to spadajcie na dół i się nie widzimy. Wiem że to był błąd ale czasem tak mam że jęzor mam szybszy od rozumu. Na dokładkę ten przestraszony mówi –a ten z tyłu to podobno już zabił jakiegoś wartownika. No i stało się- „a więc WOJNA”.
Plutonowy otwiera szerzej akurat moją celę –czyja to cela – moja odpowiadam i patrzę na niego ze złością . Kapralu proszę do celi.
Zderzenie celi i proszę mnie rozśmiesza, parskam a on dostaje małpiego rozumu.
Wszyscy natychmiast rozejść się do cel, -bo znam regulamin i nie zawaham się go użyć dopowiadam głośno(znowu ten jęzor). O w mordę teraz na pewno już nie jest nudno.
A żebyś wiedział !! A znasz regulamin aresztu? Pyta. E tam znam, przeczytałem bo wisi na każdej prawie ścianie, regulamin i rozkład dnia ale żeby zaraz znać?.
To zanim skończę służbę wszyscy poznacie.
To już było jawne wypowiedzenie wojny.
cdn.
no to do boju jadziem na wojnę z ...........
Ciąg dalszy ….. po wypowiedzeniu wojny przez plutonowego
!! A znasz regulamin aresztu? To było jawne wypowiedzenie wojny.
Już sam rozkład dnia w areszcie jest restrykcyjny a jeszcze jak cię warta nie lubi?
Pozamykali nas w celach. Nie wierzę sam w to co się dzieje. Przez jakiś czas debatują coś głośno. Idą na korytarz. Otwierają jedną celę i wyprowadzają kogoś na dół , wraca za jakiś czas i słychać że postawił wiadra i ścierki. Pootwierali cele i zarządzają SPRZĄTANIE.
Samo sprzątanie wydaje się być spoko przynajmniej się chłopaki widzą. Ja siedzę na zydlu zamknięty. Ale to przecież inteligenty, oni sprzątają co prawda cudzymi rękami, ale naukowo.
Ty myjesz schody, ty korytarz, ty kibel – powyznaczali każdemu konkretne zadania.
Jakby tak wojenne to sukces murowany. Potem jakaś zbiórka i czytają rozkład dnia na głos.
W zasadzie składa się on w 99 proc ze sprzątania. Teraz widzę że ta narada była udana.
Zajadą tych chłopaków samym sprzątaniem, na dokładkę porozstawiali ich tak że się chyba nie bardzo mogą komunikować. Wypada po wartowniku na jednego sprzątającego. I do tego ubezpieczają się nawzajem. Jakby co będą strzelać pewnie. Dobrze że aresztanci mają włączony luz bo zdają sobie sprawę że sami to wywołaliśmy.
Ale żeby aż tak? To co będzie jutro ? Przecież to dopiero początek warty.
Ranek w naszym stanie wojennym podobny do wieczora, na śniadanie prowadziło nas strzech z bronią trzymaną oburącz, każdy możliwy do wykonania fragment regulaminu został dopilnowany. Jemy i nabijamy się na głos z mądrali. Z drugiej strony przeraża nas całkowity brak u nich dystansu do wszelkich regulaminów i poleceń. Oni naprawdę wierzą w słowo pisane. Jak znajdą gdzieś punkt w którym będzie pisało że trzeba aresztanta na golasa po placu ganiać to to zrobią. Aresztanty ponabijały się na różne sposoby ze swoich strażników i szykujemy się do wymarszu do pracy. Dziś to prawie pierwszy biorę ubranie robocze żeby broń boże nie zostać z wariatami sam na sam. Znowu węgiel jak poprzednio.
Ja z dwoma chłopakami i wartownikiem zostaję na wielkim wzgórzu węgla, reszta dokądś poszła z drugim wartownikiem. Po naszym widać że jest wściekły ale i zdezorientowany.
Chłopaki nadal z niego na głos żartują. Po jakiejś godzinie spokojnej ale jednak pracy, jeden ze współwięźniów(za poważnie brzmi ale co tam) prostuje plecy i wyciąga papierosy i pali, na co ten drugi -Te wartownik(to był podstawowy zwrot jakim się wszyscy do nich zwracali) a co ty tak pozwalasz mu palić ? jest w regulaminie o paleniu coś ?
Wartownik zdezorientowany, system halted, patrzy bezradnie na nas, my olewamy,
Podjudzacz się pod nosem śmieje, koleś od papierosa postanawia dolać oliwy do ognia-
Ide się odlac, i schodzi z hałdy węgla w stronę gdzie go wartownik straci z oczu,
Podjudzacz ma mało wrażeń to woła –ucieka, wartownik on ucieka, ten zgłupiał całkiem, patrzy na nas błagalnym wzrokiem, palacz powoli ale zdecydowanie schodzi z hałdy,
Podjudzacz podpala ten kłębek nerwów –Strzelaj podchorąży, Strzelaj.
O kurwa. Bezpiecznik w dole, ręka na suwadle, (nauczyli gnoja to obsługiwać.)
STÓJ, KURWA STÓJ. – zamarł. Boże błogosław tych moich kaprali co kazali się godzinami drzeć na placu apelowym aż gardła chrypły a głos zmieniał się w . Podchorąży oderwał wzrok od broni inarzędzie siejące strach i pożogę stoi jak wryty.
Teraz nie zjebać, ale nie wiem co robić, zwycięża spokój –Marek nie wygłupiaj się oni tylko żartują, to kucharz i pomocnik, siedzą za przekręty na kiełbasie, jak ich nie zabijesz to Cię może podkarmią kiedyś, boś chudy. Mówię głosem słodkim jak matka do dziecka.
Skąd wiedziałem że ma na imię Marek, nie wiem.
Palacz- blady, podjudzacz- ma na twarzy głupawy uśmiech zakłopotania,
Jednak wartownik postanawia zawrócić z wojennej ścieżki i się blado uśmiecha.
No nie wiem on też chudy-wypowiada drżącym trochę głosem. Śmiejemy się wszyscy.
Warto było iść do wojska i chlać wódę z kolegami, jedno życie być może uratowane.
Po powrocie nastroje się troszkę poprawiły bo grupa która była gdzie indziej też wróciła bez luf skierowanych plecy. Musieli się jakoś dogadać, pewnie jakieś ziomki.
Jednak do końca ich warty regulamin był przestrzegany co do kropki.
Wierzcie mi można człowieka udręczyć samym sprzątaniem i ciągłymi zbiórkami i przeglądaniem cel.
Reszta anzla minęła mi bez większych wybojów, a potem nastąpił powrót w ramiona DIABŁA.
część piąta
W nagrodę pozbawiony dowodzenia i przydziału.
czyli Zielonka kustoszem !!
No to jestem na kompanii, nuda jak byk, szykujemy nowym poborowym łóżeczka i pościel.
Jest sporo pracy ale na spokoju.
Oni tam w cywilu rządzą a tu już na szafkach imię i nazwisko.
Każdy już wie kogo będzie miał w drużynie, no właśnie każdy –ale ja nie.
Ciekawostka –zapomnieli o mnie czy co ? Pytam się szefa o co kaman ? a on tylko się śmieje.
Diabeł postanowił Cię wynagrodzić za poligon, za wyszkolenie żołnierzy. Mieli najlepsze czasy z moździerza. No to to przecież wiem, ale Diabeł i wynagrodzić ? Niech mi tylko pobyt w areszcie skreśli i wystarczy. Ale trzeba Diabła żeby wymyślić taki DIABELSKI wręcz rodzaj nagrody. Oto dowiaduję się na apelu o przydziale obowiązków –kapral Zielonka w nagrodę za wzorowe przygotowanie drużyny i b dobre wyniki strzelań zostaje -????????????? klękajcie narody -
KUSTOSZEM SPRZĘTU OPTYCZNEGO KOMPANII. Kara aresztu zostaje mu anulowana.
No ten kustosz to mnie rozwala, ale to skojarzenie z muzeum całkiem na miejscu te lornetki pamiętały jeszcze bitwę o Berlin, jedno urządzenie się prezentowało nieźle –teodolit ale średnio przydatny do latania po krzakach. Dalmierz widziałem na „Czterech Pancernych” taki sam.
Reszta z epoki zwycięstw Rosjan nad Napoleonem.
Super luz ale co? że drużyny już miał nie będę ?. Nie wiem co o tym myśleć i idę do szefa po apelu pytać. Szef co jest z tym magazynkiem? Cieszy się i mówi- idź do Diabła to się dowiesz- (brzmi nieźle co)
Ło matko kto lubi do ostrego dowódcy łazić ? a zwłaszcza po powrocie z aresztu.
Ale że jakoś tak blisko było to właże ....telu ...tanie z zapytaniem !!!!!! ryczę .
No podnosi znad biurka oczy i ? już wiecie ? Anielski uśmiech ozdabia te czarne wąsiki oczy się śmieją jak matce do dziecka –to już wiem będę miał przedupione.
Gadaj - rzuca rozanielony.(jakos nigdy duzo nie mówił)
Obywatelu kapitanie -Czemu nie mam drużyny ani żadnego przydziału-przecież magazynek to nie jest żadna funkcja.
Widzicie kapralu Zielonka , myślę ja o was co by tu zrobić abyście nie nadużywali zbytnio alkoholu więcej. I tak sobie pomyślałem że nie pije ten co nie ma za co, i zaśmiał się diabelsko. Za dowodzenie drużyną mieliście dodatek do żołdu to teraz po mojej nagrodzie już nie macie. Zrobiłem się biały, mord w mojej postawie nakręca go jeszcze bardziej.
Za co my wam tam jeszcze płacimy – no za dwójkę specjalisty i za …….wzorkę, dukam.
Ta dwójka to za rekord szkoły w moździerzu i praktyki w Budowie ? Tak jest.!!! Dumnie wygłaszam. Dlatego właśnie zostałem na szkole bo szybko liczę ( a że niedokładnie to im nie powiedziałem, w moździerzu to nic) Otóż aby wystrzelić z najbardziej niecelnej broni na świecie jaką jest moździerz trzeba najpierw przeliczyć odległość wg współczynnika kierunku między obserwatorem –to ja, a moździerzem –oni gdzieś za plecami i na skos, to jest jakieś tam 0.9 , czy 0,75 (zależy od rozlokowania) razy to co podaje dalmierzysta.
No i tu ich miałem skoro toto i tak leci gdzie chce a potem trza mierzyć o ile zdupiło, to co po moich milimetrowych wyliczeniach ? Na pierwszy strzał wystarczy pi razy oko.
I tak uczyłem moich elewów jak jest 0.85 razy 1200(najczęśtsze strzelanie między 1000 a 2000) to sumuj tylko 0,8 z tysiąca plus 2x80 i podajesz komendę do pierwszego strzału.
Zanim trep sprawdzi że troszkę zgubiłeś –pocisk w locie.
Moje elewy były z różnych szkół i niektórzy poza tabliczkę mnożenia nie wyglądali więc ten system dawał im przewagę nad innymi dokładniakami, co to matura na 5.
Na drugi strzał już warto pouważać gdzie spadło i żeby dalmierzysta widział lepiej niż mój mistrz ZOMZu -szeregowy Zawadzki w Budowie, to można zejść poniżej wymaganych………..uwaga …5 minut do trafienia w cel dawało bardzo dobry, 8 dawało zaliczenie. Ja dałem radę w 3,10 to się całe trepostwo zleciało że podobno nikt jeszcze u nich tak nie strzelał.
To chyba cała wojna w Gruzji Ruskim mniej zajęła.
Tylko że oni podejrzewam mieli kalkulatory a nam kartki z tabliczką mnożenia zabraniali
Ale tak było.Może myśleli ze po atomówce kalkulatory nie będą działały ? ale po co miałyby wtedy działać?
Z dwójką nic nie mogę ale wzorką się zajmę mruknał Diabeł.
No i fajnie jak mówią w mc Donalds, dostałem do zarządzania (czytaj czyszczenia i liczenia magazynek sprzętu optycznego) Zamiast dodatku do żołdu. I do tego w nagrodę . Nie no k…a Szwejk wysiada. I jeszcze ta groźba –wzorką się zajmę.
Spełnił to szybko, wystawił mnie na wartę z samymi dziadkami kapralami, ja byłem dowódcą a dziadki kaprale warta bo szeregowców jeszcze nie mieliśmy. To był bal na 24 fajery-nie miałem żadnych szans,
Wszyscy od razu poszli spać(trza odespac ciągłe chlanie), nie było kogo na posterunki wyprowadzać. 4ta rano przyjeżdża kontrolny, przy bramie nikogo, bo wszyscy poszli spać, pilnowaliśmy obiektu zamknietego, kontrolny mógł tylko do bramy dojechać, ale i tak przy niej nikogo nie było bo ja też zasnąłem.
Darł się, trąbił i walił aż ktoś go usłyszał , w panice bractwo spluwy jakie bądź połapało , nikt nie wiedział kto ma zmianę czuwającą kto dpoczywa a kto powinien być na posterunku.
To się tłok przy wyjściu na posterunki zrobił, a ten od bramy trąbi starem jak na wojnę.
Wszystko widział, ludzi za mało mi zostało bo większość spieprzyła jak nie drzwiami to oknem, więc jeszcze gorzej. Spokojnie mnie spisał, powiedział że mam dokończyć służbę i pojechał. Normalnie powinien mnie zdjąć. Połapałem się więc co znaczyło- wzorką się zajmę.
Nie zdjęli mnie co prawda ze służby( boby trep mój miał opierdol) ale wzorkę osobiście dowódca pułku w obecności Diabła , grożąc zawiadomieniem rodziców kazał odpiąć i zostawić na biurku.
(no to najlepsze, mieli wiarę że rodzice się popłaczą jak się dowiedza że synkowi wzorke zabierają-i troche kasy z żołdu).
No i po zabawie , nima wzorki ino dziura w kieszonce, nima drużyny, to akurat ujdzie choć paru złotych szkoda. Jaja to się zrobiły jak zrobili alarm, okazało się że kapral Zielonka nie ma żadnego przydziału na wypadek W. To oni ganiają jak kot z pęcherzem a ja wydałem lornetki, dalmierz i te inne duperele i…..spać w magazynku optycznym.
Nie no to to chyba Diabeł przegapił, ale dopóki nie wie jest dobrze.
Paraduję po jednostce z dziurą w kieszeni i okazuje się że jakbym Virtuti Militari nosił,
Dziadki mnie szanują bo widzą że nie pękam i nikogo nie wydałem (a Diabeł po cichu liczył że jeszcze jakiegoś Dziadka upoluje przed wyjściem), szeregowcy szanuja bo widzą że mnie trepy nie lubią, no nie ma co narzekać, te parę złotych odbiję na wypożyczaniu lornetek.
Wielu chłopaków chciało do domu pojechać i coś z wojska pokazać , a miałem dwie czy trzy prawdziwe lornetki, to zawsze flaszka lub dwie wpadały w niedzielę. Eeeech życie znowu stało się piękne.
Część 6
1szy w historii wyrzucony z wojska za karę do cywila.
No i proszę ani się człowiek obejrzał a tu rezerwa czyli STARY jestem. Wszyscy ciekawi ludzie poszli do cywila, zostałem na pokoju z byłym kolegą ze szkółki(ciul nad ciule się okazało, później opowiem) i paroma nowoprzybyłymi z praktyk. Nie powiem szacun mam, na zaprawy poranne nie chodzę, w zasadzie nawet na apel bym nie musiał bo i tak nic dla mnie w rozkazie nie będzie bo mnie po prostu nie ma. W rozmowie z szefem wyszło że to za karę za moje pyskowanie do trepów i picie również na zajęciach. Z tym piciem na zajęciach to oczywiście nie ja, tylko Sylwek Absolut, tak dał w palnik że go własne elewy przyniosły z poligonu przykoszarowego, niestety mieli pecha i ich jakiś trep dojrzał. Już mieli Sylwka do więzienia zamykać gdy jakiś przytomny zauważył że istnieje coś takiego jak Sąd Koleżeński Podoficerów. Słuchajcie –mówi, trzeba do Diabła zgłosić że my chcemy ukarać Sylwka ponieważ splamił honor (!) podoficerów Kompanii Dowodzenia. Wszystkim, jak to dzisiaj się mówi kopary opadły - cooo? Sąd koleżeński ? jest coś takiego w ogóle ?
I my zamiast Diabła mamy go ukarać ? Przecież Diabeł do tego nie dopuści.
Dopuści dopuśći, jest na parterze w kompanii haubic taki kapral partyjniak, to on musi wystąpić o sąd koleżeński dla Sylwka i wtedy Diabeł musi się zgodzić.(moc ludowej sprawiedliwości wielką była naonczas)
No i Diabeł nawet bez walki zgodził się na tę parodię.
Ukaraliśmy Sylwka jakąś naganą i czymś tam, w każdym razie sąd się nim nie zajmował a grozili mu nawet sądem wojskowym.
Eeeh sądem za zwykłe upicie się, to co powinni zrobić temu chłopakowi który wziął nasz cały pluton kociarstwa przed przysięgą i wyprowadził w miasto na lewiznę ?
Wspomniało mi się wtedy.A było tak:
Nasz dowódca dowódców drużyn Straszny Kapral miał już odejść do cywila i w zasadzie niczym się nie interesował- do pewnej niedzieli. Miał fantazję jak(zachowując oczywiście proporcje) nie przymierzając jakiś Kmicic czy inny zuchwalec. Pewnej pięknej niedzieli zaraz po śniadaniu zrobił zbiórkę plutonu i pyta –nas kotów nieopierzonych – a do kina byście koty nie poszli?
Do kina ? o matko do kina , my byśmy poszli gdziekolwiek byle poza jednostkę wyjść.
No to prawie sto procent że idą, że jasne. Jednak nie wszyscy mogli iść bo coś tam do roboty było. Paru zostało do pomocy(czytaj na posyłki) podoficerowi dyżurnemu.
Reszta gotowa iść natychmiast. Dobra ale nikt nie pyta na jaki film ? Żeby potem reklamacji nie było.A tam na jaki, byle wyjść z koszar choć sto metrów. No kino garnizonowe niewiele dalej.Film ma tytuł „Człowiek z karabinem” i jest o typie co całą rewolucję Lenina szukał .
Mówię to dla tych co nie zapamiętają akcji, bo będziecie o to pytani.
Forsę mi na bilety i napoje wziąć , kto nie ma- pożyczyć albo nie idzie.
Forsę brać, pytani o film ? HMMM dziwne ale kotom wsio ryba.
Dowódcy drużyn, na placu apelowym, drużynami - zbiórka !!! Ryknął jak nigdy wcześniej.
Na zbiórce uformowaliśmy kolumnę i pięknie czwórkami zasuwamy do bramy.
W bramie oficer dyżurny coś zagaduje a nasz Straszny Kapral(starszy kapral-3 belki)
Odpowiada-„ z rozkazu dowódcy szkoły Pluton Zwiadu Baterii Dowodzenia Szkoły udaje się do kina garnizonowego”. i salutuje oficerowi – Pluton naprzód marsz-ruszamy waląc jak opętani w asfalt , a mordy nam się cieszą -:BACZNOŚĆ – na to hasło pięknie równo i głośno robimy defiladę oficerowi. Takim krokiem defiladowym docieramy do kina wkurwieni że nam tak długo tupać kazał. Pluuuuuuton stój. Ostatnie tupnięcie ma być najgłośniejsze, nasze jest oznaką złości więc przybiliśmy jak atom. No dobra kociarstwo, jak mówiłem film ma tytuł człowiek z karabinem, kto chce może wejść i oglądać, Film jest za darmo.Powinniście wejść chociaż na pół godziny.
–A co potem ? i po co ta kasa ?
Potem Morąg jest wasz. Wszystkie trawniki ławki sklepy i knajpy są wasze. Ja będę w najdroższej. Nie interesuje mnie jak wrócicie do koszar i kto was złapie, o 18 tej wszyscy mają być na kompanii. Okaże się kto jest zwiadem a kto dupą.
Pluton rozejść się. I poszedł w stronę miasta.(czy tam ku zachodzącemu słońcu)
Cisza jak diabli, wreszcie pytamy dowódców drużyn co robić, jak się zachować ?
Nasz mówi żeby przemęczyć film i dopiero ruszyć w miasto bo i tak jest wcześnie. No to po ponad godzinie męki wyłazimy w miasto, pełni niedowierzania
– że jak to tak, po prostu jesteśmy wolni ? możemy iść gdzie chcemy ?
I co ważne możemy pić ? No dobra to hurra, dawaj gdzie tu jakieś knajpy są ?
Ten niedzielny dzionek miasteczko zapewne pamiętało długo bo ponad 20tu napitych hałaśliwych szaleńców w mundurach ganiających od knajpy do knajpy pewnie nawet tam nie było codziennym przeżyciem.
Naszą drużyną jakoś znaleźliśmy wyszynk i oczywiście wszystka kasa na stół i kupujemy co leci, wódka wino, piwo co tam mają.Panowie a wiecie gdzie ten nasz dowódca drużyny pije ? Warto by się z nim napić, porządny chłop.(pozdrawiam Cię Leszku P.)
To idziemy szukać, gdzieś go znajdujemy, teraz to nie bardzo wiem czy tych knajp jest dużo czy mało bo już szumi we łbie bardzo. Pij kapral pij, mojej się nie napijesz ? tak mu wciskamy że nawet jakby świętym był toby się upił , a on nie był. Schlał się Leszek zacnie i coś tam opowiada nie wiadomo komu. Nam mało wrażeń to idziemy szukać kolegów i tej najdroższej knajpy gdzie ma być fundator naszej wolności i szaleństwa. Dopadamy Ludwika –hej Ludwik pijesz z nami? –Teraz nie mogę umówiłem się z jakimiś goścmi na grę bo mi już kasa wyszła. Straszny Kapral siedzi jak basza a nasze koty mu zamawiają co tylko sobie zażyczy.Widzimy że mu niczego nie brakuje tośmy podziękowali i szybko się oddalili coby nas nie zapamiętał jako tych co nie stawiają i poszli dalej szukać wrażeń.
W zasadzie wyglądało na to że miasteczko zajęła banda pijanych Hunów, na każdej ulicy, na każdym skwerze, w każdej knajpie(było ich chyba ze 3 ale słabo pamiętam bo już w pierwszej się zdrowo upiłem) można było spotkać kogoś znajomego kompletnie pijanego z uśmiechem od ucha do ucha. I wyglądało na to że to szalone rozbiegane pijaństwo nie będzie miało końca gdy nagle w drzwiach knajpy gdzieśmy zaczynali picie i gdzie zajrzeliśmy doglądać kaprala Leszka pojawił się pomocnik podoficera
–kot elew z oczami jak koła do Stara-
Jezu wy tu chlejecie a ja zostałem bo nie lubie propagandy- ale mi szkoda.
To siadaj i pij. Dobra dawaj, ale to koniec imprezy. Co koniec ?, jeszcze czwartej nie ma a mamy powrót na 18tą.
No właśnie że już nie, na 16 tą zarządzona jest zbiórka kompanii.
Dowódca kompanii jest na szkole, wezwał go dowódca szkoły po tym jak oficer dyżurny nie doliczył się nas. Chłopaki z artylerii udawali pluton zwiadu na zbiórce i wyszło ich o kilku za dużo.(czujecie jaka solidarność była?) To zrobił zbiórkę całej szkoły i wtedy was nie miał kto zastąpić. Mam rozkaz oblecieć całe miasto i do 16 tej wszyscy mają się znaleźć. To lecę , dobre piwo dzięki, rzucił w drzwiach. A było tak pięknie.
Kto żyw niech umyka i przez płoty, straże, na kompanię głupa palić leci, ja z Gajowym bierzemy kaprala za wszarz i wrzucimy go za płot, niech tam ktoś czeka z tyłu.
Strasznego zawiadomi dyżurny to on sobie radę da bo nie był zbyt pijany.
Pierwsze moje szybkie wojenne decyzje budzą we mnie podziw dla samego siebie, poczułem że losy bitwy zależą teraz ode mnie i moich kolegów. Damy radę, uratujemy pluton i kaprali a może nawet cały Morąg.
Wleczemy pijani pijanego, kapral co chwilę łapie kontakt i pyta czy daleko do jednostki, wreszcie jak usłyszał że do bramy 300m ale my musimy obejść dookoła i gdzieś przez czołgi się przedostać a wpierw go za ten płot przetargać –mówi- Postawcie mnie do pionu. Próbujemy sami ten pion złapać i nie idzie, a ten znowu –szeregowy Zielonka postawcie mnie do pionu. Jakoś tak go podpieram że nawet trzyma ten pion. Odmaszerować komenderuje –Coooooooo ? kapral zgłupiałeś ? nie zostawimy Cie bo wpadniesz w łapy Starego albo oficera dyżurnego.
Nikt nie będzie kaprala Leszka jak szmatę przez płot przerzucał, pójdę prosto –trzymam pion ? pyta. Noo niby tak, odpowiadamy nieśmiało, wiedząc że pion to raczej mocne nadużycie. Właśnie i tym ich zaskoczę –odmaszerować, idę . Kapral zastanów się, trochę Ci pomożemy i będziesz bezpieczny.
W życiu, idę przez bramę a wy się kryjcie mali szeregowcy. No i poszedł . I nikt go nawet nie zaczepił na bramie bo wszyscy szukali brakujących szeregowców.
Po tym jak w cichym spokojnym kapralu urodził się zawadiaka stwierdziłem że zapewne większość naszych bohaterów narodowych została nimi po pijaku. Chwała Ci więc alkoholu który piją bohaterowie bo chwałę przynosisz.
Dostaliśmy się jakoś na kompanię a tu oczywiście bieganina i afera, jakieś niedobitki plutonu na placu apelowym stoją i nas też tam służbowi wyganiają.
Podoficer dyżurny wywala wszystkich na zbiórkę, to idziemy, paru naszych nadciąga chwiejnym krokiem, powoli dołączają, w końcu brakuje już tylko kilku. Sierżant-szef i dowódca krążą dookoła nas jak sępy i co chwilę pada BACZNOŚĆ , to my łapiemy ten niby pion , ale że każdy co innego pił to się coś te nasze piony rozmijają. Buty mamy równo bośmy se podosuwali, ale reszta jak wierzby na wietrze , widok z boku tam gdzie stoi szef- sierżant musi być cudny bo się śmieje sam do siebie. W końcu brakuje już tylko Ludwika, Szwajcara, hanysa NieZeflika (bo hanysów było dwóch nierozłącznych Zeflik i NieZeflik, NieZeflik zasłynął tym że zameldował 600 na stołówce, za co cierpiał sporo ale że twarde bydle było a sadystów jakoś u nas tępiły trepy to krzywdy nie zaznał) i brakuje jednego anonima (pamięć już nie ta bo na trzeźwo piszę ale chwała Ci).
Dowódca szkoły stoi gdzieś na uboczu z jakimiś trepami i patrzy w stronę naszego dowódcy kompanii.Ten staje przed nami i patrzy płaczliwie bo widać ma przed dowódcą szkoły pełne gacie. Boże co za beksę nam dali na dowódcę.Zaczyna jakąś mowę, my ledwo stoimy i nikt go nie słucha bo każdy usiłuje nie wylecieć z szyku.Wtem na tle porucznika pomiędzy budynkami od strony czołgów pojawiają się dwa pijane elewy, to Ludwik i Szwajcar usiłują się przekradać pod murem ale idzie im to jak mojemu wilczurowi chowanie się za krawężnikiem. W końcu Ludwik traci resztki usztywnienia i wypada na drogę przed placem , trepy się odwracają i wlepiają w Ludwika gały , Ludwik na nich też, ale rzuca go na boki tak że musi jakiś piruet zrobić żeby ustać , w końcu staje tyłem do trepów i widzi Szwajcara , więc drze się –Szwajcar -spierdalamy – i dają dyla do sąsiedniej jednostki czołgów. Płot który je dzielił miał przejścia co 100m więc nasza trepina na rower i jechał po drugiej stronie a Ludwik i Szwajcar uciekali aż do następnego przejścia i tu ich capnął i doprowadził. Stanął Ludwik ze Szwajcarem w naszym szyku i szef sierżant znowu podaje BACZNOŚĆ. No to wszyscy nieruchomieją, ale nie na długo, zaczynamy falować , ta świnia szef widać że wie o co chodzi bo znów staje z boku i czeka.................................
pierwszy wypada Ludwik, za nim ja , po mnie to już poszło. Padnij. Powstań. Padnij. Powstań. BAACZNOŚĆ.
Jasny gwint była szansa się ustawić ale za szybko dał baczność, teraz stoimy wężykiem, trepy, poza naszym, mają widać ubaw bo się śmieją.
Poruczniczyna poczciwina zaczyna klecić jakąś mowę ale nie dane mu jest jej zacząć-
Bo oto od strony bramy KROCZY POCHÓD –NieZeflik z obiema rękami wyciągniętymi jakby radiesteta wody szukał a w dłoniach –po dwa kufle z całkiem sporą zawartością piwa, za nim kroczy jakiś bardzo smutny nasz kolega a za nimi oficer dyżurny.
No procesja jak z Pograbka czy innego Jańcio Wodnika.
Ludwik parska śmiechem, trepy za to poważnieją, widać u nich kompletne niezrozumienie sytuacji.
Coś to przyprowadził? pyta dowódca szkoły oficera dyżurnego. Ten się zapala-
„Ano widzę że nadchodzą i jeden jakoś tak drugiego zasłania, a i tak te piwa widać, a oni cisną na biuro przepustek jakby nigdy nic, to pozwoliłem im wejść za bramę i dopiero wtedy zatrzymałem,-To ten hanys mówi że dla kolegi niesie bo mu go żal że w koszarach siedzi.
No patrzcie hanys hanysowi –piwonosem, a mówi się że sobie nawzajem lubią szkodzić.
Trepy pozwalają im dotrzeć w pobliże naszego szyku i tu poruczniczyna rozkazuje NiezZeflikowi wylać piwo –tak w trawę ?pyta NieZeflik, toż to piwo jest, naprawdę wylać ?
NieZeflik jakby nadal w knajpie był, droczy się pijackim głosem.Wtem dość wyraźnie i uroczyście mówi „Odmawiam wykonania tego nieludzkiego rozkazu.”
O matko Boska opiekunko nietrzeźwych szeregowców.
No to my bladzi jak nigdy w życiu, nawet Ludwik jęknął.Teraz nic tylko trep wyjmie spluwę i go zastrzeli. Tak sobie myślimy. Jednak nie miał spluwy i kazał sierżantowi wylać.
NieZeflik i smutny dołączają do szyku i wtedy ten smutny kopie NieZeflika niezdarnie ale mocno w dupę i mówi – a prosiłem weź tylko dwa hanysie.
Nie, nie da się tego ustać, i tak już krzywy szyk się połamał, lejemy ze śmiechu, dopiero spora dawka padnij powstań nas uspokaja.
Wreszcie dołącza do nas reszta tych co zostali na kompanii i po krótkiej przemowie i pobraniu wszystkiego co żołnierz ma na wypadek W,(co żołnierz ma?żołnierz ma się słuchać!! a co żołnierz je? żołnierz je odważny) nasz poruczniczyna na rowerku a my w OP1 opuszczamy plac w kierunku poligonu. Tak wyglądaliśmy
-
https://pl.wikipedia.org/wiki/OP-1
Zaczyna się akcja kto kogo zmęczy, trep na rowerku twierdzi że ma dużo czasu, my mamy jeszcze więcej, a i zdrowie dopisuje. Czołgamy się po wszystkich kałużach, po godzinie po alkoholu śladu nie ma ale mordy suche zaczynają się robić. Tu pot pod OP1 cieknie a tu sucha morda w masce. Nagle jeden z nas zwinął się w kłębek i zaczyna się kulać jakby go brzuch bolał, porucznik każe go podnieść i zagląda mu w maskę, ściąga ją, a ze środka płacz, ja już nie mogę ja niewinny jestem, nic nie piłem a biegać muszę i płacze jak dzidzia.
(Ta sama menda jak zostanie kapralem będzie elewów dręczył jak żaden ze znanych mi kaprali. To o nim pisałem powyżej że ciul nad ciule,a uchował się na szkółce jako pisarz kompanii do mojego powrotu z praktyki. Dziś myślę że był kapusiem dowódcy lub sierżanta -szefa).
Maskę włóż – porucznik nie ulega, biegiem marsz, padnij, itd. , beksa biegnie chyba specjalnie zataczając się i pada jak najbliżej trepa pewnie po to żeby ten widział jak cierpi.
Wstaje Gajowy – zgłasza –Ja z zapytaniem – Mówcie. Widzę że tu się niewinnych torturuje a tak nie powinno być, ja zawiniłem ja chcę odcierpieć a jeśli niewinni koledzy mają być karani to biorę to na siebie. Co to znaczy na siebie ? No będę biegał za nich , ZA WSZYSTKICH –porucznik pyta niedowierzająco – Tak jest obywatelu poruczniku jeśli to możliwe za wszystkich odbiegam. To jest niemożliwe –Padnij.
No, no, pełen szacun –Gajowy pokazał klasę. Porucznik pomęczył nas dość sporo ale jak wracaliśmy do koszar tośmy walili tymi buciorami najmocniej jak się dało , niech słyszą wszyscy że nas nie zajechał. Cel osiagneliśmy, porucznik wściekły, chciał pokazać że umie dręczyć i nie wyszło. Naszym kapralom jakoś niewiele krzywdy się stało bo dowódcy woleli nie wiedzieć kto i jak się przysłużył. Pewnie żeby samemu nie oberwać od dowódcy szkoły.Wyszło na to żeśmy uciekli z kina samowolnie i oni nic nie mogli poradzić. Taka zresztą była umowa od początku. Nie bardzo mogli nas do więzień pozamykać bo podobno żołnierz przed przysięgą nie podlega ichniemu prawu.
ostatni
No to tak sobie od czasu do czasu powspominałem a czas mijał mi na łażeniu na zmianę do magazynku spać i biblioteki. Pracowała tam cywilna bibliotekarka z rozmiarem powyżej średniej. Przez ten pociąg do płci przeczytałem Ulissesa , 100 lat samotności i trochę innej niż szkolna fajnej literatury. Któregoś dnia gdzieś w pobliżu grudnia (1980) dostałem wezwanie do samego Diabła.
Idę melduję się że na rozkaz itd.. Patrzę a tu z boku pod scianą trep jakis nieznany chudy ale w stopniu majora, młodszy widać od Diabła a wyżej szarża.
Diabeł nic, major chodzi i mówi – co sądzicie o sytuacji waszych rodziców jak was nie ma w domu. Hmm jakoś tak zawsze mam że wiem jakiej odpowiedzi się ode mnie oczekuje, psycholog jaki czy co ze mnie, w każdym razie odpowiadam że pewnie im ciężko bo jedyny syn poza domem a tu trzeba by jakieś może pieniądze zarabiać bo dom za kredyt postawiony. Kieruję rozmowę tak aby rozumieli że mój pobyt w wojsku wybitnie szkodzi rodzinie, na pewno woleliby żebym już w domu był. Gość słucha zadaje jeszcze pytania co myślę o tym że w sklepach jest drogo, no myślę że to niedobrze bo lepiej żeby było tanio. I tak sobie pieprzymy o tym że lepiej być zdrowym i bogatym niż biednym i chorym. Wreszcie koleś wyjmuje zza pazuchy czy tam skąd gazetę w której na ostatniej stronie jest Breżniew jako niedżwiedź, na kolanach stoją mu krasnale, czech, bułgar, enerdowiec i reszta demoludu a krasnal polak stoi mu na ramieniu i mu za głową V pokazuje.
http://pu.i.wp.pl/bloog/10345372/874311 ... ew_big.jpg
Pokazuje mi tę gazetę i pyta – a nie wiecie czasem dlaczego to do was adresowane?
Gazeta jest mi znajoma, to gazeta z mojego zakładu pracy który przez całe dwa lata przysyłał mi co jakiś czas Życie Załogi czy jakoś tak. Jako maturzysta napisałem kiedyś artykuł który tam wydrukowano i jakoś tak kontakt miałem. Przysyłali pewnie po to żebym do nich po woju wrócił.Teraz jak tam solidarność założyli to tym bardziej wysłali młodzieży gazetę.
Tak też powiedziałem trepowi ale jakoś nie bardzo mi wierzył.
Pewnie podejrzewał że to moje pyskowanie nie wynika z wady charakteru a z premedytacji. Pogadalismy jeszcze o róznych dla mnie obcych politycznych sprawach i w końcu kazali odmaszerować. Jakoś nie bardzo zwróciłem uwagę na to że ta rozmowa miała miejsce w czasie gdy ludzie protestowali domagając się zmian,czyli taniego mięsa i wódki.
Ja zajęty byłem ozdabianiem mojej miary krawieckiej w historyjki ze służby, bo ostatnie 150 dni to codzienny meldunek na stołówce i centymetr z FALI (czyli z tej miary) oderwany w talerzu oddawanym na zmywak.
Nie byłem politykiem a w małym miasteczku jak moje, ludzie zawsze sobie jakoś radzili. Ojciec pędził ohydny bimber za który można było załatwić w zasadzie wszystko, od cementu po odkurzacz z NRD, a wspólnie z mamą hodowali na działce koło domu zamiast kwiatów prosiaki i kaczki.
Sąsiad pomiędzy chodnikiem a płotem sadził ziemniaki, kwitł handel wymienny, hydraulik elektrykowi za instalację, wodę podciągał i wszyscy mysleli że to zwyczajny stan rzeczy. W błogiej nieświadomości stanu rzeczy za płotem jednostki dotrwałem do stycznia. W styczniu 1981 roku blady strach padł na całą jednostkę . Kontrola nad kontrole, podobno wszystko skontrolują , nawet kolor trawy ma być styczniowy (?).
Trepy w panice, całe wojsko sprząta , czyści, liczą wszystko, ładują akumulatory do starych Starów 66 i 266. Chodzą słuchy że taka kontrola to raz na 20 lat i że WSZYSTKO SKONTROLUJĄ.Nie wiadomo czy trawę malowac na zielono czy na biało. Matko boska co tu robić ? Mnie też pewnie skontrolują ? A kto ja jestem ? kapral dwukrotnie karany bez przydziału, specjalista drugiej klasy, KUSTOSZ?
Czy to brzmi dumnie?. No nie wiem.Lezę do Diabła i pytam ? Czy ja nie powinienem jednak mieć jakichś zadań? Przyjdzie kontrola wykonania alarmu i co ja zrobię ?
Zaśniesz w magazynku jak zawsze- Mówi rozluźniony i wesoły Diabeł . Aaaaaa, to jednak wiedział ? i tolerował to? -Ja Cię za karę za Twoje pijaństwo i pyskowanie oficerom pozbawiłem wszelkich możliwych dochodów i tak zostanie . Takie kontrole to już miałem, oni pojecia nie maja o wojnie i o działaniu artylerii, więc spokojna Twoja nieuczesana. No to spokojna.
No i jest osławiona i długo zapowiedziana kontrola. Nikt nikogo nigdzie nie widział.
Żadnych oficerów, generałów ani innego oficerstwa. Podobno jacyś grzebali w papierach przez 3 dni. Przybyli zobaczyli pojechali. A my i nasze trepy turbozadowoleni.Nie mięło dwa tygodnie a tu wezwanie do Diabła –
Kapralu Zielonka w wyniku kontroli która wykazała waszą nieprzydatność do działań naszej jednostki zostajecie zwolnieni do cywila. Jak to do cywila ? Ja tu kolegów mam. My wychodzimy w kwietniu. Razem. Niestety nie. Wy opuścicie jednostkę w lutym …go.
Znaczy widzę Zielonka że was za karę wywaliłem do cywila.
No to pięknie ale jak to możliwe ? Bo kontrola stwierdziła że żołnierz który nie ma przydziału służbowego powinien odejść do cywila, jeżeli odsłużył tyle a tyle dni.
Czyli po prostu za brak przydziału nagroda.
Wychodzę w lutym. Słyszał ktoś o tym żeby w lutym do cywila wracać ? Gdzie pijaństwo pożegnalne gdzie chustą powiewanie? Wracam na kompanię i mówię że mnie za karę wywalili z woja, a chłopaki od razu – no to teraz na nas kolej, my zamiast na jesień, wyjdziemy na wiosnę na pewno.Taa już to widzę, legenda od lat głosi że będą wypuszczać prędzej, a prawda jest taka że jeszcze za mnie będziecie dosługiwać.
Nawet nie przypuszczałem jak bardzo mam rację.
Na potrzeby stanu wojennego opóźniło się wyjście do cywila w całym chyba wojsku.
Wszyscy którzy musieli dosługiwać robili to niestety chyba przez tę przepowiednię.
Przepraszam was chłopaki. Wtedy nie wiedziałem że mam taką moc.
Wyszło nas wtedy do cywila z całej jednostki dwóch. Prawdopodobnie wywalili nas na wszelki wypadek jako element niebezpieczny lub po prostu zbędny.Kojarząc rozmowę z politycznym jesienią i kontrolę samej tylko dokumentacji w styczniu ze stanem wojennym można spokojnie wysnuć wniosek że stan wojenny był przygotowywany już co najmniej rok prędzej.
Co nie zmienia faktu że gdyby mnie nie chciał Diabeł ukarać tym brakiem funkcji toby mnie z woja nie wywalili. Dumnie więc noszę miano pierwszego wywalonego za karę.
Żeby nie było w mojej służbie nic normalnego to na do widzenia jak przyjechałem w cywilnych ciuchach po zwolnienie z wojska okazało się że nie ma kto wystawić dokumentów bo administracyjny jednostki zabił się w nocy jadąc po pijaku swoim samochodem.
Dwa dni go warta nasza na mrozie pilnowała zanim przyjechało WSW i go zabrali.
Trzy dni mieszkałem u kelnerek na stancji zanim jakiś p.o. nie wydał mi książeczki.
Tym przykrym akcentem zakończyła się moja służba krajowi, którą w całości można uznać za nietypową przygodę alkoholową.
Eeh łza się w oku kręci.
Była fantazja w narodzie. To i przygody alkoholowe były nietypowe.
KONIEC