Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
-
Autor tematu - Posty: 1704
- Rejestracja: wtorek, 7 paź 2008, 15:51
- Krótko o sobie: Staram się odbierać świat z lekkim przymrużeniem oka ;)
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Otrzymał podziękowanie: 157 razy
Więc tak to się ma:
Gotowanie nastawu postanowiłem pozostawić sobie jako przedostatnią, przed zasileniem nim klopa, możliwość. Dziś rozegrała się (a właściwie wciąż się rozgrywa) ostateczna runda Mjut vs Kuc.
W dymionku miałem, jak już pisałem 3L nastawu testowego. Po dodaniu drożdży piekarniczych (grudki wielkości małego orzecha włoskiego) coś tam się działo, może nie za dynamicznie, ale wciąż żyło. Dodało mi to (oprócz kilku butelek Tuskiego) otuchy. Dziś, około godziny 16 nastąpiło podjęcie decyzji o otwarciu Ostatniej Nadziei, czyli próżniowo zapakowanej paki 0,5kg drożdży G-995. Dwie czubate łyżki stołowe namoczyłem w 0,5L osłodzonej wody i gdy zaczęły wyłazić ze zlewki dodałem to do "królika doświadczalnego" który po godzinie buzował jak trzeba. Natomiast znów zaobserwowałem, że po dodaniu mleka drożdżowego do nastawu duża część grzybów poszła na dno. Po kolejnej godzinie wlałem to do pozostałych dwudziestu litrów pozostałej miodówy, która zaczęła się w międzyczasie pięknie klarować. Z początku nic się nie działo, ale pół godziny temu rurka ożyła i całkiem nieźle się rozpędza.
Teraz tak: jak jutro fermentacja nie będzie zachwycająca to dodam witaminę B1 i, ewentualnie, jeszcze kolejną porcję drożdży.
Jeśli zaś martwa cisza mnie zastanie, to będzie okazja przetestować Dimortha.
Gotowanie nastawu postanowiłem pozostawić sobie jako przedostatnią, przed zasileniem nim klopa, możliwość. Dziś rozegrała się (a właściwie wciąż się rozgrywa) ostateczna runda Mjut vs Kuc.
W dymionku miałem, jak już pisałem 3L nastawu testowego. Po dodaniu drożdży piekarniczych (grudki wielkości małego orzecha włoskiego) coś tam się działo, może nie za dynamicznie, ale wciąż żyło. Dodało mi to (oprócz kilku butelek Tuskiego) otuchy. Dziś, około godziny 16 nastąpiło podjęcie decyzji o otwarciu Ostatniej Nadziei, czyli próżniowo zapakowanej paki 0,5kg drożdży G-995. Dwie czubate łyżki stołowe namoczyłem w 0,5L osłodzonej wody i gdy zaczęły wyłazić ze zlewki dodałem to do "królika doświadczalnego" który po godzinie buzował jak trzeba. Natomiast znów zaobserwowałem, że po dodaniu mleka drożdżowego do nastawu duża część grzybów poszła na dno. Po kolejnej godzinie wlałem to do pozostałych dwudziestu litrów pozostałej miodówy, która zaczęła się w międzyczasie pięknie klarować. Z początku nic się nie działo, ale pół godziny temu rurka ożyła i całkiem nieźle się rozpędza.
Teraz tak: jak jutro fermentacja nie będzie zachwycająca to dodam witaminę B1 i, ewentualnie, jeszcze kolejną porcję drożdży.
Jeśli zaś martwa cisza mnie zastanie, to będzie okazja przetestować Dimortha.
-
- Posty: 5374
- Rejestracja: czwartek, 7 maja 2009, 12:55
- Podziękował: 39 razy
- Otrzymał podziękowanie: 664 razy
- Kontakt:
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
Oooo- bayanusy może tak się rozmnożą, że nawet i pociąg antybiotyków ich nie zatrzyma! Życzę powodzenia, bo mniut to zacny trunek i szkoda by nim było raczyć kanalizację...
www.destylatorymiedziane.pl
"Zwykle jest tak, że im bardziej wóda śmierdzi drożdżami, pogonami i syfem, tym bardziej producent zasłania się "tradycją", "pracą w gorzelni" albo "dziadkiem bimbrownikiem"
"Zwykle jest tak, że im bardziej wóda śmierdzi drożdżami, pogonami i syfem, tym bardziej producent zasłania się "tradycją", "pracą w gorzelni" albo "dziadkiem bimbrownikiem"
-
- Posty: 2591
- Rejestracja: środa, 17 lut 2010, 20:05
- Krótko o sobie: Dłubek -mechanik "złota rączka".
- Ulubiony Alkohol: do 20%
- Status Alkoholowy: Miodosytnik
- Podziękował: 21 razy
- Otrzymał podziękowanie: 260 razy
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
Pochłonął go "Dimorth"?
A może kanaliza?
Jeśli małżonka to wszystko
Życzymy zdrowia.
W końcu dla niej to robiłeś.
Pozdrawiam.
Wszyscy jesteśmy ciekawi na jakim jest etapie. Tylu trzyma kciuki, że wypada dać znak. Nawet jeśli już nie ma po nim śladu.czutka pisze:No i o z tym miodem Kucyk, jestem ciekaw.
Pochłonął go "Dimorth"?
A może kanaliza?
Jeśli małżonka to wszystko
Życzymy zdrowia.
W końcu dla niej to robiłeś.
Pozdrawiam.
Nie oszczędzaj na specjalne okazje. Dziś jest ta specjalna!
-
Autor tematu - Posty: 1704
- Rejestracja: wtorek, 7 paź 2008, 15:51
- Krótko o sobie: Staram się odbierać świat z lekkim przymrużeniem oka ;)
- Status Alkoholowy: Starszy Dziobomocznik
- Otrzymał podziękowanie: 157 razy
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
He, finał jest nieoczekiwanie zaskakujący.
Minął marzec, minął kwiecień i mijały kolejne restarty z coraz mizerniejszymi skutkami. Kiedy kolejne dodawanie drożdży Bayanus 995 nie spowodowało jakiejkolwiek aktywności w rurce fermentacyjnej, przyszła pora na rozwiązanie ostateczne. Władowałem do gąsiora całą kostkę drożdży piekarniczych i pozostawiłem dymion samemu sobie...
Miesiąc temu, w deszczowy czwartek, odwiedził mnie kolega, który wódki nie pije, bo jak twierdzi ma do wódki słabą głowę, a piwa nie będzie pił, bo się po nim sika (jak On na to wpadł?!). Udaliśmy się do sklepu, bo ów kolega stwierdził, że na słotę najlepszy będzie miód pitny. Oczywiście w sklepie miodu nie było, bo komu na wsi by przyszło do głowy takie szampany pić, skoro do wyboru są aż trzy rodzaje win prostych. Kolega był niepocieszony, a ja już myślałem na rower wsiadać, co by do miasta po ten mjut jechać, ale żem był już po trzech piwach więc nie chciałem ryzykować, bo co jak co, ale Policja u nas czujna nadwyraz. Naraz do głowy przyszedł mi stojący w kącie, przykryty starą kurtką, zakurzony balon. Spytałem kolegi, czy nie chciał by zaryzykować spróbowania miodu pitnego domowej roboty. Kolega skrzywił się jak stara kurwa po komunii, ale odmówić nie miał odwagi. Tym bardziej, że wiedział, że się obrazić mogę srodze i tych 200zł co chciał pożyczyć mogę mu nie dać. Delikatnie otworzyłem dymion i, zachowując szczególną ostrożność, pociągnąłem płynu do pipety. Patrzę na szkło, a tam jest coś jasnobrązowego z lekkim przebłyskiem czerwieni i nawet klarowne. Myślę sobie, nawet ładnie ten szajs wygląda, ale próbować go nie mam zamiaru, niech to zrobi kolega. Nalałem towar do szklaneczki i, na wszelki wypadek, poszedłem po mopa, wszak wiadomo, że pawie, im szybciej zostaną usunięte, tym płycej w dywan wejdą, a trzeba pamiętać, że zarzygane dywany cuchną proporcjonalnie do kwadratu głębokości nasączenia. Zanim mopa przytargałem słyszę głośne "kurwa!". O cho, chyba się kolega napił i będzie haftował. Biegiem zatem lecę, i moim oczom ukazuje się widok zgiętego w pół kolegi. No to pięknie - myślę. Ale dziwi mnie, że odgłosów płynięcia do Rygi nie było słychać. O Boże, aż tak zadziałał mjut, że nawet rzygać nie będzie, tylko od razu umrze? Ale podchodzę bliżej, a kolega coś tam łapami za dymionem maca, po czym się prostuje i wyciąga pipetę całą w kłakach kurzu mówiąc: "Ech, franca mi wpadła za balon". Patrzę na szklankę w którą trucizny nalałem, a ona pusta. Pewnie mu się wylał ten mjut więc patrzę dalej, gdzie plama jest. Kolega się pyta czego szukam, więc mu mówię "Gdzieś naświnił jełopie tym miodem?", a On na to, że nigdzie, tylko go wypił, i chciał sobie jeszcze porcyjkę nalać, bo bardzo smaczny to trunek i popróbował by go jeszcze ale Mu pipeta z ręki wypadła. Finał był taki, że przyniosłem szlauch i utoczyłem Mu całą menzurę 1000ml. A niech świnia chla, zobaczymy czy przeżyje mega-przeczyszczenie, bo po takim zajzajerze to by nawet orzełek na złotówce się zesrał. Kolega wytrąbił menzurę i nawet jeszcze o dowlekę prosił, ale mu nie dałem, bo szkoda chłopa. Na wszelki wypadek, przezornie, tylko 100zł mu pożyczyłem, bo jakby umarł, to zawsze mniejsza strata niż jakbym 200 dał. Na drugi dzień esemesa mi wysłał, czyli żył, i dziś też dzwonił czyli mjut nie działa również z opóźnieniem. Później ów mjut przetestowałem na innych znajomych i nawet na Agnieszce, i jakoś wszyscy żyją. Jedno mnie tylko martwi. Nadal tej stówy nie odzyskałem...
Chyba owa kostka drożdży jednak podziałała, bo miód jest, owszem słodkawy, ale i wolty ma. Nie jest to "siekiera", ale po wypiciu szklanki w głowie szumi. W smaku nie ustępuje sklepowym produktom, nie ma żadnego posmaku drożdżowego, zaś piękna, złota barwa z czerwonawym akcentem, cieszy oko jak nic innego.
Sprawdziły się słowa Kolegi Waldi'ego:
I na koniec wznoszę toast za wszystkich zacnych producentów domowych trunków. Wasze zdrowie!
Minął marzec, minął kwiecień i mijały kolejne restarty z coraz mizerniejszymi skutkami. Kiedy kolejne dodawanie drożdży Bayanus 995 nie spowodowało jakiejkolwiek aktywności w rurce fermentacyjnej, przyszła pora na rozwiązanie ostateczne. Władowałem do gąsiora całą kostkę drożdży piekarniczych i pozostawiłem dymion samemu sobie...
Miesiąc temu, w deszczowy czwartek, odwiedził mnie kolega, który wódki nie pije, bo jak twierdzi ma do wódki słabą głowę, a piwa nie będzie pił, bo się po nim sika (jak On na to wpadł?!). Udaliśmy się do sklepu, bo ów kolega stwierdził, że na słotę najlepszy będzie miód pitny. Oczywiście w sklepie miodu nie było, bo komu na wsi by przyszło do głowy takie szampany pić, skoro do wyboru są aż trzy rodzaje win prostych. Kolega był niepocieszony, a ja już myślałem na rower wsiadać, co by do miasta po ten mjut jechać, ale żem był już po trzech piwach więc nie chciałem ryzykować, bo co jak co, ale Policja u nas czujna nadwyraz. Naraz do głowy przyszedł mi stojący w kącie, przykryty starą kurtką, zakurzony balon. Spytałem kolegi, czy nie chciał by zaryzykować spróbowania miodu pitnego domowej roboty. Kolega skrzywił się jak stara kurwa po komunii, ale odmówić nie miał odwagi. Tym bardziej, że wiedział, że się obrazić mogę srodze i tych 200zł co chciał pożyczyć mogę mu nie dać. Delikatnie otworzyłem dymion i, zachowując szczególną ostrożność, pociągnąłem płynu do pipety. Patrzę na szkło, a tam jest coś jasnobrązowego z lekkim przebłyskiem czerwieni i nawet klarowne. Myślę sobie, nawet ładnie ten szajs wygląda, ale próbować go nie mam zamiaru, niech to zrobi kolega. Nalałem towar do szklaneczki i, na wszelki wypadek, poszedłem po mopa, wszak wiadomo, że pawie, im szybciej zostaną usunięte, tym płycej w dywan wejdą, a trzeba pamiętać, że zarzygane dywany cuchną proporcjonalnie do kwadratu głębokości nasączenia. Zanim mopa przytargałem słyszę głośne "kurwa!". O cho, chyba się kolega napił i będzie haftował. Biegiem zatem lecę, i moim oczom ukazuje się widok zgiętego w pół kolegi. No to pięknie - myślę. Ale dziwi mnie, że odgłosów płynięcia do Rygi nie było słychać. O Boże, aż tak zadziałał mjut, że nawet rzygać nie będzie, tylko od razu umrze? Ale podchodzę bliżej, a kolega coś tam łapami za dymionem maca, po czym się prostuje i wyciąga pipetę całą w kłakach kurzu mówiąc: "Ech, franca mi wpadła za balon". Patrzę na szklankę w którą trucizny nalałem, a ona pusta. Pewnie mu się wylał ten mjut więc patrzę dalej, gdzie plama jest. Kolega się pyta czego szukam, więc mu mówię "Gdzieś naświnił jełopie tym miodem?", a On na to, że nigdzie, tylko go wypił, i chciał sobie jeszcze porcyjkę nalać, bo bardzo smaczny to trunek i popróbował by go jeszcze ale Mu pipeta z ręki wypadła. Finał był taki, że przyniosłem szlauch i utoczyłem Mu całą menzurę 1000ml. A niech świnia chla, zobaczymy czy przeżyje mega-przeczyszczenie, bo po takim zajzajerze to by nawet orzełek na złotówce się zesrał. Kolega wytrąbił menzurę i nawet jeszcze o dowlekę prosił, ale mu nie dałem, bo szkoda chłopa. Na wszelki wypadek, przezornie, tylko 100zł mu pożyczyłem, bo jakby umarł, to zawsze mniejsza strata niż jakbym 200 dał. Na drugi dzień esemesa mi wysłał, czyli żył, i dziś też dzwonił czyli mjut nie działa również z opóźnieniem. Później ów mjut przetestowałem na innych znajomych i nawet na Agnieszce, i jakoś wszyscy żyją. Jedno mnie tylko martwi. Nadal tej stówy nie odzyskałem...
Chyba owa kostka drożdży jednak podziałała, bo miód jest, owszem słodkawy, ale i wolty ma. Nie jest to "siekiera", ale po wypiciu szklanki w głowie szumi. W smaku nie ustępuje sklepowym produktom, nie ma żadnego posmaku drożdżowego, zaś piękna, złota barwa z czerwonawym akcentem, cieszy oko jak nic innego.
Sprawdziły się słowa Kolegi Waldi'ego:
Wszystkim Kolegom którzy dopingowali mnie i starali się dopomóc składam serdeczne podziękowania.Wald pisze:Przy produkcji miodów najważniejsza rada to: <CIERPLIWOŚĆ> i CIERPLIWOŚĆ oraz CIERPLIWOŚĆ. Dopuszczalna jest też skleroza (zrób i zapomnij)
I na koniec wznoszę toast za wszystkich zacnych producentów domowych trunków. Wasze zdrowie!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Posty: 2591
- Rejestracja: środa, 17 lut 2010, 20:05
- Krótko o sobie: Dłubek -mechanik "złota rączka".
- Ulubiony Alkohol: do 20%
- Status Alkoholowy: Miodosytnik
- Podziękował: 21 razy
- Otrzymał podziękowanie: 260 razy
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
Toś mi Kucyk bratem. Wiarę i nadzieje mi wracasz . Bom się wymądrzał że jeżyniak ze wspaniałym posmakiem owoców leśnych jest napojem z tych najprzedniejszych.
Tymczasem latosi nastaw jakby ciężko w gardło wchodził. Cawka może nie u każdego występuje bo oktanów ma i tego zmarnować nie uchodzi. Ja długo się zastanawiałem przełknąć czy wypluć. Dałem radę lecz nie wspominam tego dobrze. Do tego kolor -cienka dykta , lub popłuczyny po napoju jagodowym.
Teraz widzę że klarować zaczyna, więc jest motywacja żeby ściągać i organoleptyczne testy porobić. Gdzieś w winnicach Portugalii znalazłem sposób na barwienie win, więc może i kolor uratuje. W razie najgorszego rurki mam niemalże gotowe. Nic się nie zmarnuje.
Do tego w odwodzie jest maliniak który co prawda za piątym razem wystartował, ale do pierwszego obciągu dziarsko dochodzi.
Tymczasem latosi nastaw jakby ciężko w gardło wchodził. Cawka może nie u każdego występuje bo oktanów ma i tego zmarnować nie uchodzi. Ja długo się zastanawiałem przełknąć czy wypluć. Dałem radę lecz nie wspominam tego dobrze. Do tego kolor -cienka dykta , lub popłuczyny po napoju jagodowym.
Teraz widzę że klarować zaczyna, więc jest motywacja żeby ściągać i organoleptyczne testy porobić. Gdzieś w winnicach Portugalii znalazłem sposób na barwienie win, więc może i kolor uratuje. W razie najgorszego rurki mam niemalże gotowe. Nic się nie zmarnuje.
Do tego w odwodzie jest maliniak który co prawda za piątym razem wystartował, ale do pierwszego obciągu dziarsko dochodzi.
Nie oszczędzaj na specjalne okazje. Dziś jest ta specjalna!
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
Witam wszystkich, mam problem z burzliwą fermentacją trójniaczka. Wczoraj o 20,00 zaczepiłem brzeczkę bayanusami i nic. Pyknie raz czy dwa w ciagu godziny, piany brak. Blg nie sprawdzę bo pływak podczas remontu zaginął w akcji. Miód jest sycony. Co zrobić?
Ostatnio zmieniony środa, 4 mar 2015, 21:55 przez Wald, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Konieczne poprawki.
Powód: Konieczne poprawki.
-
- Posty: 2591
- Rejestracja: środa, 17 lut 2010, 20:05
- Krótko o sobie: Dłubek -mechanik "złota rączka".
- Ulubiony Alkohol: do 20%
- Status Alkoholowy: Miodosytnik
- Podziękował: 21 razy
- Otrzymał podziękowanie: 260 razy
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
Chętnie pomogę, ale za mało wiem o tym nastawie. Ogólnie 20 godzin to stanowczo za mało żeby ocenić fermentację. Na przykład gryka, czy rzepak sam z siebie daje spory osad i to on potrafi uwięzić drożdże. Może się duszą z braku tlenu. Być może za mało wystudziłeś brzeczkę i przeżyły tylko nieliczne drożdże, a te co padły robią osad.
Tak na czuja, bo nie widzę i nie wiem co i jak było, mogę zaproponować abyś ściągnął z nad osadu i jeśli w ciągu dwóch dni nie będzie choć trochę przyśpieszał, zaszczep go ponownie. Masz niemal czystą brzeczkę, bez alkoholu, więc restart będzie łatwy. Jeśli fermentacja zacznie się rozpędzać, nic już nie dodawaj. Drożdże same się namnożą.
Tak na czuja, bo nie widzę i nie wiem co i jak było, mogę zaproponować abyś ściągnął z nad osadu i jeśli w ciągu dwóch dni nie będzie choć trochę przyśpieszał, zaszczep go ponownie. Masz niemal czystą brzeczkę, bez alkoholu, więc restart będzie łatwy. Jeśli fermentacja zacznie się rozpędzać, nic już nie dodawaj. Drożdże same się namnożą.
Nie oszczędzaj na specjalne okazje. Dziś jest ta specjalna!
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
Nastaw został zrobiony z miodu malinowego oraz wielokwiatowego, utleniłem przed zaszczepieniem. Bardzo możliwe ze temperatura brzeczki była za wysoka( zawsze staram się zaszczepić w temp. 20/30 stopni) wlałem drożdże na czuja bez mierzenia temperatury wiec mogłem uśmiercić drożdże . Osad nadal jest ale pojawiła się lekka pianka(na oko 0,7cm) rurka pyka co 3-5 minut.
-
- Posty: 19
- Rejestracja: poniedziałek, 13 sty 2014, 16:54
- Podziękował: 2 razy
- Otrzymał podziękowanie: 12 razy
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
Miałem podobną przygodę z miodem.....
Przeanalizowanie danych doprowadziło mnie do wniosków, iż moje problemy były konsekwencją ślepego zaufania Cieślakowi.
No ale od początku. Zauważyłem info na forum o człowieku sprzedającym miód w cenie 6 pln/kg. Zakupiłem wstępnie 10 kg. Było trochę roboty z otwieraniem pudełek 20 gramowych Miód został ustawiony na dwójniaka, activit, DAP, k. cytrynowy. Fermentacja ruszyła z miejsca. Dosłownie, muszę przyznać że zakupienie drożdży Lafood BOLLICINE BAYANUS
http://www.lafood.it/?q=en/node/34
było dobry pomysłem, jestem z nich bardzo zadowolony. Zgodnie z zaleceniami Cieślaka poleciało ok 40 g k. cytrynowego / 10 l brzeczki. Intensywna fermentacja po paru dniach zwolniła i kompletnie się zatrzymała po 2 tygodniach. Dodawałem acitivitu, DAF, drożdży. Brak restartu, znaczy się w zastawie coś siedzi i uniemożliwia pracę drożdżom. Kontaminacja albo pH.... Drożdże acidofilnym organizmem są, jednak istnieją granice kwasowości środowiska..... Po dodaniu sody oczyszczonej fermentacja ruszyła.
Morał następujący bije z lekcji tej:
- Warto monitorować kwasowość środowiska (w/g mojej opinii papierki wskaźnikowe są mało dokładne, kupuję pH-metr)
- Nie ufamy ślepo recepturom książkowym
Na koniec parę słów dotyczących molekularnego mechanizmu obrony drożdży przed stresem wywołanym nadmierną kwasowością. Mocne zakwaszenie środowiska wywołuje napływ jonów H+ do wnętrza komórek drożdży. Sytuacja taka aktywuje czynnik transkrypcyjny WAR1 który zwiększa ilość błonowych białek o charakterze pompy protonowej (PMA1, itd). Usunięcie nadmiaru protonów ma jednak swoje koszty, do tego celu zużywana jest energia pod postacią ATP. Wraz z wzrostem kwasowości środowiska drożdże koncentrują się na "odkwaszeniem środowiska", a proces ten zużywa znaczne ilości energii. Glikoliza/fermentacja ustaje.
pozdrawiam
Przeanalizowanie danych doprowadziło mnie do wniosków, iż moje problemy były konsekwencją ślepego zaufania Cieślakowi.
No ale od początku. Zauważyłem info na forum o człowieku sprzedającym miód w cenie 6 pln/kg. Zakupiłem wstępnie 10 kg. Było trochę roboty z otwieraniem pudełek 20 gramowych Miód został ustawiony na dwójniaka, activit, DAP, k. cytrynowy. Fermentacja ruszyła z miejsca. Dosłownie, muszę przyznać że zakupienie drożdży Lafood BOLLICINE BAYANUS
http://www.lafood.it/?q=en/node/34
było dobry pomysłem, jestem z nich bardzo zadowolony. Zgodnie z zaleceniami Cieślaka poleciało ok 40 g k. cytrynowego / 10 l brzeczki. Intensywna fermentacja po paru dniach zwolniła i kompletnie się zatrzymała po 2 tygodniach. Dodawałem acitivitu, DAF, drożdży. Brak restartu, znaczy się w zastawie coś siedzi i uniemożliwia pracę drożdżom. Kontaminacja albo pH.... Drożdże acidofilnym organizmem są, jednak istnieją granice kwasowości środowiska..... Po dodaniu sody oczyszczonej fermentacja ruszyła.
Morał następujący bije z lekcji tej:
- Warto monitorować kwasowość środowiska (w/g mojej opinii papierki wskaźnikowe są mało dokładne, kupuję pH-metr)
- Nie ufamy ślepo recepturom książkowym
Na koniec parę słów dotyczących molekularnego mechanizmu obrony drożdży przed stresem wywołanym nadmierną kwasowością. Mocne zakwaszenie środowiska wywołuje napływ jonów H+ do wnętrza komórek drożdży. Sytuacja taka aktywuje czynnik transkrypcyjny WAR1 który zwiększa ilość błonowych białek o charakterze pompy protonowej (PMA1, itd). Usunięcie nadmiaru protonów ma jednak swoje koszty, do tego celu zużywana jest energia pod postacią ATP. Wraz z wzrostem kwasowości środowiska drożdże koncentrują się na "odkwaszeniem środowiska", a proces ten zużywa znaczne ilości energii. Glikoliza/fermentacja ustaje.
pozdrawiam
-
- Posty: 2625
- Rejestracja: wtorek, 10 sty 2012, 11:32
- Krótko o sobie: kombinator - to przede wszystkim
- Ulubiony Alkohol: każdy zrobiony z sercem
- Status Alkoholowy: Specjalista ds. Wyrobu Alkoholu Domowego
- Lokalizacja: Rzeszów
- Podziękował: 50 razy
- Otrzymał podziękowanie: 665 razy
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
Wiele razy pisałem, że na start do miodu pitnego można dać 1 łyżkę kwasku cytrynowego na 10l nastawu, a potem ewentualnie dokwasić do smaku po fermentacji...
Fermentować, destylować, zalegalizować!
http://www.piwo.org/topic/13642-domowa-wytwornia-debowa/ - moje przygody z piwem.
http://www.piwo.org/topic/13642-domowa-wytwornia-debowa/ - moje przygody z piwem.
-
- Posty: 2591
- Rejestracja: środa, 17 lut 2010, 20:05
- Krótko o sobie: Dłubek -mechanik "złota rączka".
- Ulubiony Alkohol: do 20%
- Status Alkoholowy: Miodosytnik
- Podziękował: 21 razy
- Otrzymał podziękowanie: 260 razy
Re: Problem z fermentacją miodu - brak możliwości restartu.
Podobne sugestie były przy opisie wina z hibiskusa ( http://alkohole-domowe.com/forum/post68395.html#p68395 ), którego napar jest jak dla mnie wystarczająco kwaśny. Każdy robi jak uważa.
Wiem, że ciężko oddzielić informacje przydatne od tych pisanych na ślepo, ale taki jest internet: pisać każdy może, choć nie każdy powinien.
Było: http://alkohole-domowe.com/forum/dylema ... t5888.html , choć są tacy, którzy mimo wszystko ślepo ufają w stare przepisy. Dalej kolega też się przekonał, że lepiej sprawdzać niż potem kombinować: http://alkohole-domowe.com/forum/post58642.html#p58642 .glikol pisze:Przeanalizowanie danych doprowadziło mnie do wniosków, iż moje problemy były konsekwencją ślepego zaufania Cieślakowi.
Podobne sugestie były przy opisie wina z hibiskusa ( http://alkohole-domowe.com/forum/post68395.html#p68395 ), którego napar jest jak dla mnie wystarczająco kwaśny. Każdy robi jak uważa.
Wiem, że ciężko oddzielić informacje przydatne od tych pisanych na ślepo, ale taki jest internet: pisać każdy może, choć nie każdy powinien.
Nie oszczędzaj na specjalne okazje. Dziś jest ta specjalna!