Widzę, że generalnie piszemy o tym samym, tylko każdy inaczej ubiera mysli w słowa. Niemniej jednak odniosę się jeszcze do przytoczonych ustępów i spróbuję ten tekst o coś uzupełnić.
Emiel Regis pisze:Myman pisze:Emielu, zgadzam się i z tobą i z Pretenderem, że przy większym rozwodnieniu wsadu wyjdzie czyściej. Upierał się jednak będę przy tym, że niekoniecznie smaczniej.
Przecież tutaj nie robimy spirytusu, nie musi być super czysto.
Piszemy w temacie o metodzie garnkowej, tutaj nigdy nie będzie super czysto.
Jasne, że w tej metodzie nigdy nie będzie czysto, niemniej jednak każda dodatkowa destylacja wydawałoby się (a w sumie też tak jest), że będzie oczyszczała destylat. Kiedyś nawet popełniłem kilka doświadczeń i śliwowicę gotowałem 3, 4 i nawet 5 razy. Każde gotowanie sumiennie ciąłem tak, żeby wyeliminować maksymalną ilość smrodków. Z każdego gotowania zostawiłem po kilka butelek do zestarzenia. Po dwóch latach sięgnąłem do tych zasobów i co się okazało. x3 krotna destylacja praktycznie niewiele wniosła do jakości trunku. x4 była zdecydowanie gorsza a x5 nie dało się praktycznie pić. Trunek kompletnie utracił swoją wyrazistość i "słodycz" na rzecz ostro gryzącego smaku i mało wyczuwalnego owocu. Możliwe że wyważałem otwarte drzwi, żeby się czegoś nauczyć, ale wtedy jeszcze internet był w powijakach i nie było Tego czy bliźniaczego forum, żeby wymienić się doświadczeniami. Teraz ograniczam się do x2 gotowań z tym tylko, że odbiór "dobrego" z x1 gotowania kończę jak już zaczynam wyczuwać początki mydlanego zapachu. Przedgony odbieram kropelkowo i z premedytacją zostawiam jeszcze "śmierdzącą" końcówkę.
Emiel Regis pisze:Myman pisze:Powiem więcej, bimbrowaty charakter surówki wręcz jest pożądany. Po dłuższym czasie leżakowania z dębem ten bimbrowaty odcień znika za to uwypukla się owoc.
Szczerze mówiąc, to nie wiem o czym piszesz. W surówce owocowej (nastaw bez cukru lub z min. dodatkiem)
nigdy nie wyczułem choćby niewielkiego podobieństwa do bimbru, czyli cukrówki z pot stilla.
Jest cała gama dziwnych i nieprzyjemnych zapachów, kojarzących się ze zbutwiałym drewnem, mokrymi liśćmi, starymi szmatami, itp.. ale da się też wyczuć początki aromatu owocu, szczególnie po kilku dniach wietrzenia. Piszę o surówce, czyli efekcie strippingu znad gęstego.
Ten bimbrowaty charakter to taki skrót myślowy, ale tak się dzieje jak się słowami opisuje coś co się wyczuwa nosem. Ja natomiast nie zidentyfikowałem zbutwiałego drewna czy mokrych liści ale Twój zestaw zapachowy uzupełniłbym jeszcze o szmatę do podłogi czy przepocone skarpety
Emiel Regis pisze:Myman pisze:Całkowite wycięcie wczesnej frakcji niekoniecznie poprawia smak trunku, powiem wręcz, że nawet go spłaszcza. I tutaj rozbijamy się o kwestie gustu. Dla mnie śliwowica nie musi mieć laboratoryjnej czystości, preferuje trunek w którym owoc zdecydowanie dominuje nad spirytusem.
Nigdzie i nikomu nie zalecałem całkowite odcięcie 'wczesnej', ani pozbycie się 'późnej' frakcji.
Oczywiste jest, że w nastawach owocowych w tych frakcjach oprócz niechcianych, pojawiają się też interesujące nas smaki i aromaty które, mimo że na początku nic na to nie wskazuje, z czasem potrafią bardzo korzystnie się przeobrazić. Rozcieńczenie wsadu do 20% pomaga odseparować jedne od drugich.
Do większości wpisu nie bardzo mam co dopisać bo się całkowicie z tym zgadzam. Może tylko uzupełnię o to, że wolę przyciąć za dużo z tyłu, niż zostawić za mało z przodu. Nie lubię jak trunek ma nawet lekko "gryzący" charakter. Znów mam kłopot z oddaniem na piśmie tego co uważam za "gryzące". Z ostatnim zdaniem też się generalnie zgodzę, ale podobny efekt uzyskuję zmniejszając grzanie na minimum przy odbiorze przedgonów. Przy pogonach z reguły jestem mniej upierdliwy bo je tnę dość wysoko, poza tym jak jeszcze leci końcówka serca to zaczynam odbierać w małe pojemniki a później je klasyfikuję na nos.
Na koniec zostawiam te 20% lub mniej. Przyznaję, że nigdy nie robiłem doświadczenia na tym samym wsadzie przy rozcieńczeniu go do różnych % i powtórnej destylacji. Pod pojęciem "tym samym" rozumiem produkt z jednego sezonu. Niemniej jednak na początku przygody wysokooktanowej rozcieńczałem do dość niskich woltaży, ale poniżej 20% nie schodziłem. Później spróbowałem >30% i już tak zostało. A dlaczego? Ano dlatego, że mi ten produkt bardziej smakuje w przeciwieństwie do poprzednich, które w mojej opinii były mniej wyraziste. Na jakość końcowego produktu miała też wpływ ilość cukru dodawanego do śliwek, którą z roku na rok zmniejszam, co też mogło wprowadzić pewne zaburzenie w ocenie jakości końcowego produktu. W tym roku mam wystarczającą ilość z pierwszego tłoczenia, więc będę w stanie porównać jakość przy różnych rozcieńczeniach bazując na tym samym surowcu wyjściowym. Może się zdziwię a może nie, zobaczymy
Z pewnością opiszę te doświadczenie za jakiś czas.
A czy Ty robiłeś taki test bazując na tym samym materiale, tylko rozcieńczanym do różnych % przed x2 tłoczeniem? A może ktoś inny ma spostrzeżenia z własnej praktyki?