MÓJ PIERWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
-
Autor tematu - Posty: 706
- Rejestracja: wtorek, 26 sie 2008, 19:17
- Krótko o sobie: Mówię mało, myślę dużo, czasem coś odpędzę, czasem coś wypiję.
- Ulubiony Alkohol: Wino z własnnej winnicy. Bimber tatusia.
- Status Alkoholowy: Winiarz
- Lokalizacja: Bydgoszcz
- Podziękował: 138 razy
- Otrzymał podziękowanie: 177 razy
- Kontakt:
Kolega Szczub podsunął świetny pomysł
Moja pierwsza destylacja:
Miałem gdzieś około 19 lat. Z kolegą sąsiadem Rudim który jest obecnie niestety w zasranej Anglii z powodów wszystkim znanych, skonstruowaliśmy pseudo-destylator z czajniczka (on jest chyba z KO ) dokładnie tego czajniczka :
Chyba coś wlutowaliśmy (chyba tył od metalowej latarki ( hehe - jaki pomysł) bo pasowało ładnie ) w wylot czajnika, a w tym dziurka i kawałek miedzianej rurki jak widać na obrazku.
Do tego zdobyliśmy już nie wiem skąd ale chyba gdzieś z garażu z pod dachu 80cm rurkę miedzianej 8fi, którą wygięliśmy co najmniej nie profesjonalnie na 3 zwoje
Z czajniczkiem połączyliśmy to wężykiem, jakimś krótkim kawałkiem. W butelce 5L po wodzie mineralnej odcieliśmy dno a w tym niebieskim plastikowym korku zrobiliśmy dziurę na wylot z chłodnicy. Dokładnie to wyglądało to tak:
nie muszę mówić skąd wziąłem ten schemat i dlaczego jest tam gdzie jest
To było zalane wodą którą musieliśmy dość często zmieniać do sie szybko grzała.
Co destylowaliśmy?
Ha, to jest pytanie. Wtedy zajmowałem sie amatorską produkcją piwa które nie wyszło bo za długo stało (tydzień) zanim je zlałem do butelek. No więc piwo miało alkohol który warto było wydobyć ( to była motywacja i to niezła ). Tego piwa było ok 4 litry, zatem dało nam ok "połówkę" czystej pachnącej chmielem wódeczki której zapach pamiętam do dziś:)
Tak to było a potem już z górki
Moja pierwsza destylacja:
Miałem gdzieś około 19 lat. Z kolegą sąsiadem Rudim który jest obecnie niestety w zasranej Anglii z powodów wszystkim znanych, skonstruowaliśmy pseudo-destylator z czajniczka (on jest chyba z KO ) dokładnie tego czajniczka :
Chyba coś wlutowaliśmy (chyba tył od metalowej latarki ( hehe - jaki pomysł) bo pasowało ładnie ) w wylot czajnika, a w tym dziurka i kawałek miedzianej rurki jak widać na obrazku.
Do tego zdobyliśmy już nie wiem skąd ale chyba gdzieś z garażu z pod dachu 80cm rurkę miedzianej 8fi, którą wygięliśmy co najmniej nie profesjonalnie na 3 zwoje
Z czajniczkiem połączyliśmy to wężykiem, jakimś krótkim kawałkiem. W butelce 5L po wodzie mineralnej odcieliśmy dno a w tym niebieskim plastikowym korku zrobiliśmy dziurę na wylot z chłodnicy. Dokładnie to wyglądało to tak:
nie muszę mówić skąd wziąłem ten schemat i dlaczego jest tam gdzie jest
To było zalane wodą którą musieliśmy dość często zmieniać do sie szybko grzała.
Co destylowaliśmy?
Ha, to jest pytanie. Wtedy zajmowałem sie amatorską produkcją piwa które nie wyszło bo za długo stało (tydzień) zanim je zlałem do butelek. No więc piwo miało alkohol który warto było wydobyć ( to była motywacja i to niezła ). Tego piwa było ok 4 litry, zatem dało nam ok "połówkę" czystej pachnącej chmielem wódeczki której zapach pamiętam do dziś:)
Tak to było a potem już z górki
-
- Posty: 1066
- Rejestracja: środa, 10 wrz 2008, 16:28
- Krótko o sobie: Amator alkoholniarz, ciekawy.
- Ulubiony Alkohol: Whiskey.
- Status Alkoholowy: Drinker
- Lokalizacja: Australia
- Podziękował: 82 razy
- Otrzymał podziękowanie: 128 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Miłe wspomnie Qba a zdjęcie... coś jak zdjęcie misia z dzieciństwa. Tak właśnie zaczynają się wielkie romanse - coś malutkiego, skromnego wzbudza ciekawość - najcennniejszą cechę charakteru człowieka.
Dziś popatrz stary: opiekujesz się duchowo tym portalem...
Julek
Dziś popatrz stary: opiekujesz się duchowo tym portalem...
Julek
Moją pasją są suwaki logarytmiczne jednostronne
-
Autor tematu - Posty: 706
- Rejestracja: wtorek, 26 sie 2008, 19:17
- Krótko o sobie: Mówię mało, myślę dużo, czasem coś odpędzę, czasem coś wypiję.
- Ulubiony Alkohol: Wino z własnnej winnicy. Bimber tatusia.
- Status Alkoholowy: Winiarz
- Lokalizacja: Bydgoszcz
- Podziękował: 138 razy
- Otrzymał podziękowanie: 177 razy
- Kontakt:
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Tak J, aż się łezka w oku kręci gdy patrze na to wszystko
A my lecimy dalej Panowie i Panie.
Czekam teraz na wasze zwierzenia
Tak J, aż się łezka w oku kręci gdy patrze na to wszystko
A my lecimy dalej Panowie i Panie.
Czekam teraz na wasze zwierzenia
-
- Posty: 1057
- Rejestracja: środa, 26 lis 2008, 18:47
- Krótko o sobie: Hobbysta :)
- Ulubiony Alkohol: kazdy z polki "zrob to sam"
- Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Lokalizacja: Las nad Pilica
- Podziękował: 15 razy
- Otrzymał podziękowanie: 158 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Jakbym widzial jeden z moich pierwszych sprzeciorow.
Szkoda, ze fotografia wtedy byla wieksza alchemia niz psocenie
Zaluje, ze nie mam dokumentacji z tamtych czasow.
Pozdrawiam
Calyx
O tak, tak (to nie reklama telefoni komorkowej )Qba pisze:..Tak J, aż się łezka w oku kręci gdy patrze na to wszystko...
Jakbym widzial jeden z moich pierwszych sprzeciorow.
Szkoda, ze fotografia wtedy byla wieksza alchemia niz psocenie
Zaluje, ze nie mam dokumentacji z tamtych czasow.
Pozdrawiam
Calyx
Kiedy fikam, to jestem grafikiem, kiedy psocę, to jestem psotnikiem
-
Autor tematu - Posty: 706
- Rejestracja: wtorek, 26 sie 2008, 19:17
- Krótko o sobie: Mówię mało, myślę dużo, czasem coś odpędzę, czasem coś wypiję.
- Ulubiony Alkohol: Wino z własnnej winnicy. Bimber tatusia.
- Status Alkoholowy: Winiarz
- Lokalizacja: Bydgoszcz
- Podziękował: 138 razy
- Otrzymał podziękowanie: 177 razy
- Kontakt:
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Czy urzekła was moja historią
Calyx to może chociaż napiszesz jak to wyglądało ?
Chociaż widzę że już napisałeś w temacie : Ewolucja destylatorów Calyx(a) to spoko tylko wydaje mi się że mógłbym do Bimbrowni tego posta włożyć (?)
A czy ktoś inny nie miał tego "pierwszego razu"
Calyx to może chociaż napiszesz jak to wyglądało ?
Chociaż widzę że już napisałeś w temacie : Ewolucja destylatorów Calyx(a) to spoko tylko wydaje mi się że mógłbym do Bimbrowni tego posta włożyć (?)
A czy ktoś inny nie miał tego "pierwszego razu"
-
- Posty: 173
- Rejestracja: środa, 24 wrz 2008, 23:48
- Ulubiony Alkohol: piwo
- Status Alkoholowy: Student Bimbrologii
- Otrzymał podziękowanie: 6 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Była to piękna grudniowa noc 2008r. Dokładnie w mikołajki, destylowałem zacier 1410. Pamiętam to jak by to było wczoraj .
Specjalnie z myślą o tym temacie prowadziłem notatki
Które chciał bym tutaj zamieścić
Oto ich część
23:03
Ostatnie przygotowania, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Czuje podenerwowanie.
23:17
Zaczęło się, mój pierwszy raz sie zaczął.
23:29
Jeszcze nic się nie dzieje. Wydaje mi sie jak bym siedział to już tu grubo ponad godzinę.
00:02
TAAAAAAK. Zaraz na początku dnia poleciały pierwsze krople. Jak się okazało miałem małą dziurkę w wężyku. Wsunąłem go głębiej w słoik.
1:45
Idzie pięknie. Jestem podekscytowany.
2.09
Zauważyłem dziwny osad na spodzie garnka
2:17
Uszczelnienia z chleba już nie dają rady
2:40
Istna Bimbromotywa Strasznie paruje.
3:02
Pierwsze oznaki zmęczenia i senności
3:58
KONIEC pierwszy raz już za mną. Teraz będzie trzeba wyciągnąć konsekwencje z błędów popełnionych. Za szybko woda uciekała z chłodnicy, za dużo się jej marnowało. Trzeba zmniejszyć wylot. I popracować nad uczernieniem odstojników.
Specjalnie z myślą o tym temacie prowadziłem notatki
Które chciał bym tutaj zamieścić
Oto ich część
23:03
Ostatnie przygotowania, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Czuje podenerwowanie.
23:17
Zaczęło się, mój pierwszy raz sie zaczął.
23:29
Jeszcze nic się nie dzieje. Wydaje mi sie jak bym siedział to już tu grubo ponad godzinę.
00:02
TAAAAAAK. Zaraz na początku dnia poleciały pierwsze krople. Jak się okazało miałem małą dziurkę w wężyku. Wsunąłem go głębiej w słoik.
1:45
Idzie pięknie. Jestem podekscytowany.
2.09
Zauważyłem dziwny osad na spodzie garnka
2:17
Uszczelnienia z chleba już nie dają rady
2:40
Istna Bimbromotywa Strasznie paruje.
3:02
Pierwsze oznaki zmęczenia i senności
3:58
KONIEC pierwszy raz już za mną. Teraz będzie trzeba wyciągnąć konsekwencje z błędów popełnionych. Za szybko woda uciekała z chłodnicy, za dużo się jej marnowało. Trzeba zmniejszyć wylot. I popracować nad uczernieniem odstojników.
"Alkohol pity z umiarem nie szkodzi nawet w dużych ilościach. "
-
- Posty: 1057
- Rejestracja: środa, 26 lis 2008, 18:47
- Krótko o sobie: Hobbysta :)
- Ulubiony Alkohol: kazdy z polki "zrob to sam"
- Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Lokalizacja: Las nad Pilica
- Podziękował: 15 razy
- Otrzymał podziękowanie: 158 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Oczy wiscie (tak powiedzial jeden chlop i powiesil oczy na drzewie )
Jesli uznajesz, ze moje wyp(s)ociny powinny byc w innym miejscu,
to je tam przesun.
Pozdrawiam serdecznie
Calyx
Howk Wodzu forum psocącegoQba pisze:...mógłbym do Bimbrowni tego posta włożyć (?)
Oczy wiscie (tak powiedzial jeden chlop i powiesil oczy na drzewie )
Jesli uznajesz, ze moje wyp(s)ociny powinny byc w innym miejscu,
to je tam przesun.
Pozdrawiam serdecznie
Calyx
Kiedy fikam, to jestem grafikiem, kiedy psocę, to jestem psotnikiem
-
- Posty: 1057
- Rejestracja: środa, 26 lis 2008, 18:47
- Krótko o sobie: Hobbysta :)
- Ulubiony Alkohol: kazdy z polki "zrob to sam"
- Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Lokalizacja: Las nad Pilica
- Podziękował: 15 razy
- Otrzymał podziękowanie: 158 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
stales sie PSOTNIKIEM
Nie ustawaj w dazeniu do SuperPsoty
Pozdrawiam
Calyx
Szczub mozemy Ci tyko pogratulowac. NIe jestes PRAWICZKIEM,szczub pisze: 23:17
Zaczęło się, mój pierwszy raz sie zaczął...
stales sie PSOTNIKIEM
Nie ustawaj w dazeniu do SuperPsoty
Pozdrawiam
Calyx
Kiedy fikam, to jestem grafikiem, kiedy psocę, to jestem psotnikiem
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Moja przygoda z bimbrem rozpoczeła się około 1944 - 1945 roku, jako mały chłopiec wychowywany przez Babcię na wsi w okolicach Warszawy (rodzice zgineli w powstanie),obserwowałem i bawiłem się w bimbrowni mojego stryja.Był tam tzw. parnik z 200 l. beczki, gdzie wytwarzana była para, za pomocą której następnie w tzw. brejniku, ( Też z beczki 200 l.) odgotowywany był zacier, opary skraplane były w trzeciej (200 l.) beczce, gdzie wiadrami wymieniano wodę. Parnik opalany był drewnem. W izbie gdzie była bimbrownia, stały beczki w których zacierano śrutę żytnią - fermentacja trwała około dwie doby, na drożdżach piekarniczych, ( zacier robiono bez enzymów, bo ich nie znano). Wydajność pewnie nie była duża, ale to było przedsięwzięcie biznesowe więc musiało być opłacalne. Uzyskaną wódkę oczyszczano na kolumnie z węglem aktywnym, z niemieckich masek p.g. Z częśći wódki - surówki, na kolumnie w postaci stosu metalowych talerzy, odpędzano spirytus. Produkty z tej "manufaktury" w 10 litrowych kankach na mleko, transportowano konnymi wozami do warszawy (około 30 km). Bywało tak że bimbrownię przenoszono w zarośla nad pobliską rzeczkę, gotowano wtedy nocami żeby nie było widać dymu. Zdarzały się i wpadki, po wojnie prrzybywała tzw. akcyza i zazwyczaj po "degustacji" i łapówce, poprzestawali na zniszczeniu urządzeń, poprzez dziurawienie siekierami oraz strzelaniu z "pepesz" do beczek. Bywali jednak "ludzie porządni", nie przekupni, i wtedy szło się do paki - spotkało to w końcu mojego stryja, dostał cztery lata. Zdarzały się nieszczęśliwe wypadki - rozerwanie parnika, poparzenie, a czasami i śmiertelne upojenie.Proceder ten był dość powszechny, bywało że w jednej wsi było kilku "producentów", nie mówiąc o tych co pędzili na własny użytek. To był okres z mojego "bimbrownictwa" w którym uczęstniczyłem w charakterze obserwatora.Do "tematu" wróciłem w wieku 17 lat; nastawiłem zacier z cukru, kotłem był czjnik, a chłodnica z igielitowej rurki - wyszedł okropny śmierduch, nie piłem go i na tym poprzestałem. Renesans nastąpił gdy się ożenłem, okolice skąd pochodzi żona, podtrzymywały tradycje ojców, na weselu oczywiście był bimber, którego napędził szwagier. Po weselu, chciałem pokazać szwagrowi że rzemiosło to, to ja wyssałem z mlekiem (babci), i tak się zaczęło. Najpierw była 20 l. bańka na mleko, i prosta chłodnica z rurki miedzianej. Z zaopatrzeniem materjałowym nie miałem problemu - pracowałem jako kierowca w firmie transportowej handlu, bywałem w różnych zakładach, zbrojeniowych także.Mając wsparcie stryja zbudowałem namiastkę kolumny, w postaci sztangi rury ocynkowanej (o zgrozo) leżącej z lekkim pochyleniem wypełnionej grubym żwirem.Póżniej były odstojniki ze słoików 0,9 (9 szt.) Przełomem było przeczytanie książki pt. Technologia Chemiczna, Gorzelnictwo i Drożdżownictwo, Aparaty przemysłu Chemicznego i wiele innych żródeł. Powstała kolumna z refluksem wewnętrznym, którą z niewielkimi zmianami użytkuję do dziś. Będę samochwałą ale przytoczę wypowiedż gościa na chrzcinach mojej córki w 1967roku " nie mogłeś mi powiedzieć, to bym Ci nagotował, atak to tyle się wykosztowałeś na tą monopolową gorzałę" Od tamtej pory nie używam w stosunku do swich wybryków słowa bimber, to jest destylat.Ja odmiennie od swojego nauczyciela (stryja) nie sprzedawałem i nie sprzedaję swoich wyrobów to jest moja pasja. Pić,też mało piłem, a teraz tyle co dla koniecznej degustacji, Robię bardzo dużo rozmaitych nalewek, mam ich kilkanaście,a może kilkadziesiąt smaków, zestawiam też wódkę czystą dla kogoś z rodziny, na tzw.wiejski stół weselny, i wtedy "dosmradzam" ją żeby goście czuli że piją bimber. Wszelkie nalewki robię na tzw. smak, nie trzymam się żadnych receptur. Śledzę wszelkie dostępne mi wypowiedzi dotyczące tego hobby, czasami bardzo mądre, czasami naiwne,często śmieszne, a nieraz irytujące, bo np. ktoś dostał olśnienia, i ogłasza na jakimś tam forum, że można zrobić lejek z butelki PET, ktoś inny jak Rejtan twierdzi że np. węgiel to jest dobry tylko od "YY" a reszta to badziewie. Często, by nie powiedzieć bardzo często, wypowiedzi na różnych forach idą na ilość a nie na temat. Cieszy gdy widzi się że młodzi ludzie chcą podtrzymywać tradycje ojców,a jeszcze bardziej cieszy wiara, że to traktowane jest jako prawdziwe hobby. Smuci czasem wypowiedż ze to hobby to musi kosztować, jest to nieprawda, dojechać do celu można Mercedesem, a także Maluchem. Na najprostrzej aparaturze można osiągnąć dobre wyniki. Tym razem kończę to ględzenie, jeśli nie dostanę zbyt wielkiej bury to napiszę coś o pędzeniu w stanie wojennym. To był mój pierwszy raz, podobno za pierwszym razem jest najlepiej, w moim przypadku to było tak dawno...Pozdrawiam.
-
- Posty: 1057
- Rejestracja: środa, 26 lis 2008, 18:47
- Krótko o sobie: Hobbysta :)
- Ulubiony Alkohol: kazdy z polki "zrob to sam"
- Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Lokalizacja: Las nad Pilica
- Podziękował: 15 razy
- Otrzymał podziękowanie: 158 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Zawsze interesowal mnie ten sposob wycisniecia smakoty z zacieru.
Gestosc wspomnianego wyzej zawsze powodowala niebezpieczenstwo
przypalenia i wprowadzenia niepozadanych posmakow do psoty.
Moi protoplasci praktykowali odcisniecie zatartego ziarna na prasach podobnych
do tych co dzis sie moszcz winny przygotowuje.
Czesto tez w garach do gotowania stosowano slomiana przekladke
dla zlikwidowania przypalen. Na dzien dzisiejszy pewnie stosowanie
plaszcza grzejnego wodnego czy olejowego tez jest rozwiazaniem.
Tym nie mniej stara metoda destylacji przy pomocy grzania zacieru
przy pomocy pary wodnej nie daje mi spokoju.
Tak naprawde to tylko jest powodem, ze nie psoce zacierow zbozowych.
Myslalem nad polaczeniem rura dwoch kegow.
W pierwszym woda dawala by pare podgrzewajaca zacier w drugim kegu.
Caly uklad oczywiscie otwarty wiec wzrosty cisnienia (chyba) dopuszczalne.
Piszesz o takim sposobie destylacji u stryja.
Zastanawiam sie, czy taki prosty uklad grzania wystarczy.
Czy moc grzania para wodna bedzie wystarczajacy
zeby wybic smakote z zacieru z drugiego kega.
To wszystko dotyczy oczywiscie uzyskania surowki zbozowej.
Druga destylacje puscilbym przez "saksofon" lub "puzon"
Moze kilka slow na ten temat? Wiedze chlone jak spragniony psotnik psote
Pozdrawiam serdecznie
Calyx
@ Longink1longink1 pisze:...wytwarzana była para, za pomocą której następnie w tzw. brejniku, ( Też z beczki 200 l.) odgotowywany był zacier, opary skraplane były w trzeciej (200 l.) beczce, gdzie wiadrami wymieniano wodę...
Zawsze interesowal mnie ten sposob wycisniecia smakoty z zacieru.
Gestosc wspomnianego wyzej zawsze powodowala niebezpieczenstwo
przypalenia i wprowadzenia niepozadanych posmakow do psoty.
Moi protoplasci praktykowali odcisniecie zatartego ziarna na prasach podobnych
do tych co dzis sie moszcz winny przygotowuje.
Czesto tez w garach do gotowania stosowano slomiana przekladke
dla zlikwidowania przypalen. Na dzien dzisiejszy pewnie stosowanie
plaszcza grzejnego wodnego czy olejowego tez jest rozwiazaniem.
Tym nie mniej stara metoda destylacji przy pomocy grzania zacieru
przy pomocy pary wodnej nie daje mi spokoju.
Tak naprawde to tylko jest powodem, ze nie psoce zacierow zbozowych.
Myslalem nad polaczeniem rura dwoch kegow.
W pierwszym woda dawala by pare podgrzewajaca zacier w drugim kegu.
Caly uklad oczywiscie otwarty wiec wzrosty cisnienia (chyba) dopuszczalne.
Piszesz o takim sposobie destylacji u stryja.
Zastanawiam sie, czy taki prosty uklad grzania wystarczy.
Czy moc grzania para wodna bedzie wystarczajacy
zeby wybic smakote z zacieru z drugiego kega.
To wszystko dotyczy oczywiscie uzyskania surowki zbozowej.
Druga destylacje puscilbym przez "saksofon" lub "puzon"
Moze kilka slow na ten temat? Wiedze chlone jak spragniony psotnik psote
Pozdrawiam serdecznie
Calyx
Kiedy fikam, to jestem grafikiem, kiedy psocę, to jestem psotnikiem
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Kol. @ Calyks dziękuje za pochlebstwa, jak to miło jak człowiek jest połechtany,(czyt; uznany, przyjęty, rozumiany, zaakceptowany...). Chętnie podzielę się swoimi skromnymi doświadczeniami, ale myślę że lepiej będzie jak przeniesiemy dyskusję we właściwe miejsce forum, aby nie stwarzać bałaganu.
Serdecznie POZDRAWIAM...
Serdecznie POZDRAWIAM...
-
Autor tematu - Posty: 706
- Rejestracja: wtorek, 26 sie 2008, 19:17
- Krótko o sobie: Mówię mało, myślę dużo, czasem coś odpędzę, czasem coś wypiję.
- Ulubiony Alkohol: Wino z własnnej winnicy. Bimber tatusia.
- Status Alkoholowy: Winiarz
- Lokalizacja: Bydgoszcz
- Podziękował: 138 razy
- Otrzymał podziękowanie: 177 razy
- Kontakt:
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
longink1 - Bardzo piękna opowieść o Twoich początkach, bardzo miło mi sie to czytało, ciężkie czasy były dla bimbrowników, dobrze że mineły, jednak o tej histori nie powinno się zapominać, bo my na tym wyrośliśmy
czekam na więcej takich tekstów
czekam na więcej takich tekstów
-
- Posty: 3
- Rejestracja: piątek, 16 sty 2009, 18:50
- Krótko o sobie: Chce być specem od alkohologii.
- Ulubiony Alkohol: żółtanol
- Lokalizacja: Wrocław
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Dzisiaj przeprowadziłem pierwszą destylację w życiu.
Wykorzystałem do niej:
1. szybkowar 8l
2. rurki silikonowe
3. odstojnik ze słoika
4. chłodnicę ze szkła
5. filtry do kawy
6. węgiel aktywowany
Podczas pierwszej destylacji zrobiłem pełno błędów np. podczas podgrzewania zacieru pokrywa była odkryta, bo chciałem widzieć co się dzieje... W wyniku tego, cały dom zasmrodziło i pełno alkoholu wyparowało. Też było błędem, że na początku destylacji wylałem całą pierwszą szklankę bimbru, bo mi się zapach nie podobał. Potem pojąłem, iż jest to normalne podczas pierwszej destylacji.
Druga destylacja była bardziej udana. Co chwile mierzyłem zawartość alkoholu. Na końcu przefiltrowałem wszystko przez prowizoryczne filtr z węglem aktywowanym.
Bimber rozcieńczyłem do 60%, żeby dało się pić. Mi smakował dobrze i tacie też. Mama powiedziała, że mam tego nie pić, bo się otruje... Nic dziwnego, że ma takie poglądy, bo wychowała się w PRLu. Ucieszyło mnie bardzo, że się pali.
Na koniec mam jeszcze pytanie co do odstojników. Czy drugi, albo trzeci odstojnik dużo da?
1. szybkowar 8l
2. rurki silikonowe
3. odstojnik ze słoika
4. chłodnicę ze szkła
5. filtry do kawy
6. węgiel aktywowany
Podczas pierwszej destylacji zrobiłem pełno błędów np. podczas podgrzewania zacieru pokrywa była odkryta, bo chciałem widzieć co się dzieje... W wyniku tego, cały dom zasmrodziło i pełno alkoholu wyparowało. Też było błędem, że na początku destylacji wylałem całą pierwszą szklankę bimbru, bo mi się zapach nie podobał. Potem pojąłem, iż jest to normalne podczas pierwszej destylacji.
Druga destylacja była bardziej udana. Co chwile mierzyłem zawartość alkoholu. Na końcu przefiltrowałem wszystko przez prowizoryczne filtr z węglem aktywowanym.
Bimber rozcieńczyłem do 60%, żeby dało się pić. Mi smakował dobrze i tacie też. Mama powiedziała, że mam tego nie pić, bo się otruje... Nic dziwnego, że ma takie poglądy, bo wychowała się w PRLu. Ucieszyło mnie bardzo, że się pali.
Na koniec mam jeszcze pytanie co do odstojników. Czy drugi, albo trzeci odstojnik dużo da?
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Witam, Kol. @Alkoholonista, a do czego użyłeś filtra do kawy?, jeśli do odfiltrowania węgla, tzn. że za szybko filtrowałeś na węglu. Odstojniki spełniają swoje zadanie gdy jest ich więcej. Ale jak wspomniał Kol. Calyx, lepiej użyć gotowego deflegmatora. Użycie słoików dobre jest, przy nieco większej aparaturce, i nie mniej niż 3 - 4, i muszą być ocieplone. Ja w swoim "szczytowym okresie odstojnikowym" używałem bateri z 9 - słoików o poj. 0,9 l. Co pewien czas opróżniałem je; zmniejszając grzanie a następnie kładąc na "kociołku" szmatę zmoczoną w zimnej wodzie. Podciśnienie wsysało zawartość słoików do baniaka.
Pozdrawiam longink1.
Pozdrawiam longink1.
-
- Posty: 1896
- Rejestracja: środa, 4 lut 2009, 23:18
- Krótko o sobie: Lekko ześwirowany.
- Ulubiony Alkohol: śliwki i jabłuszka, rzecz jasna. I wisienki...
- Status Alkoholowy: Konstruktor
- Lokalizacja: Droga Mleczna, Lokalna Grupa Galaktyk
- Podziękował: 1 raz
- Otrzymał podziękowanie: 78 razy
Z cyklu "moj pierwszy raz".
Czolem, kompania!
Ych, chwile mnie nie bylo, ale juz jestem.
No to jestem po moim pierwszym psoceniu. Substrat - Grunwald + te babuni, kolumna - fi 40 (dlug. wypelnienia - 1,5 m) wypelniona drobnymi wiorkami z kwasowki. Chlodnica prosta z rurki z kwasowki fi 10 (dlug. 2,20 m) otoczonej plaszczem wodnym w rurze Cu fi 22.
Szlo bardzo fajnie. Najpierw pol litra wlasciwie czysciutkiego - krystalicznie, jak woda destylowana - azeotropu (organoleptycznie sprawdzilem, nie mam aerometru), _delikatnie_ pachnacego szlachetnym ksiezycem. Oczywiscie pierwsza setke wlalem do butelki z napisem "rozpuszaczalnik". Potem probowalem eksperymentowac - zwiekszylem refluks (mam wewnetrzny, z niezaleznym przeplywem wody) i sila palnika. Okazalo sie, ze temperatura zaczela swirowac a z rurki pociekla zwyczajna siwucha i kilka wiorkow wypelnienia. Chyba zalalem kolumne. Nic to, zmniejszylem refluks, obnizylem grzanie tak, zeby temperatura spadla solidnie, zrownowazylem kolumne i ostroznie ruszylem. Tempo - litr na godzine. Z 20 litrow zacieru dostalem ok. 2 litry psotki + to co doszlo do niej przy zalaniu kolumny.
Potem wystudzilem uklad, wylalem zawartosc bojlera, wyplukalem go, wlalem do pustego psotke i jakies poltorej litra czystej kranowy. Jazda, tym razem bez zalewania kolumny. przez 2 nastepne godziny (palnik tylko na aby - aby) szlo cos, co zaledwie z trudem mozna bylo skojarzyc z ksiezycem i psocilem do temp. jakies 82 stopnie. Potem z ciekawosci psocilem dalej, ale juz oczywiscie do nowego odbieralnika. Cos tam sie napsocilo, do temp. jakies 90 stopni. Sprobowalem. Nie lyknalem, natychmiast wyplulem. O Boziu! Wrogowi bym tego nie nalal! Fuzle jakies szajsy potworne, smak - OCHYDNY. Plulem do zlewu jeszcze jakis czas. W misce sie ten szajs jeszcze palil. Wlalem go do flaszki "rozpuszczalnik" a szlachetna psotke mam w 2-ch duzych butelkach po jakiejs szkockiej .
Mysle, ze przefaksowanie jej przez wegiel drzewny by ja juz na sicher wyprostowalo. Na razie nie mam aktywnego wegla drzewnego, ale nie spieszy sie, powolutku.
Czy warto organizowac wiorki miedziane, zeby to przez nie przepuscic? To cos da?
Po robocie wpadl przyjaciel - sasiad w odwiedziny... Kochani. To naprawde jest cos - degustowac swoj wyrob i widziec w oczach sasiada wyraz entuzjastycznego uznania. Choc i tak mojej robocie jeszcze troche pewnie brakuje. Mam maly przeglad... Ale spokojnie, uczymy sie dalej.
Idzie sezon na wisnie, maliny, zielone orzechy... No, nie mozna pozwolic, zeby takie dary natury sie zmarnowaly! A do zagospodarowania tych darow Bozych potrzeba...
No, ale ja juz mam rozwiazanie. Nic sie nie zmarnuje i bedzie cieszylo i radowalo swoim rozgrzewajacym smakiem w dlugie, zimowe wieczory.
Wnioski - bo one sa najwazniejsze w pracy naukowej - wiorki z kwasowki, jakkolwiek UPIERDLIWE w przygotowaniu - sa wysmienitym wypelnieniem. Oplacalo sie.
Cienka i dluga kolumna - powolny proces, latwo ja zalac, ale za to produkt jest dobrej jakosci.
Te od babuni - zasdadniczo sa OK. Tanie, dostepne i robia skutecznie swoje.
Chyba na sam koniec przydalaby sie szklana aparaturka - do ostatecznego "wykonczenia" wyrobu...
Uszczelnienia mialem z korka, takiego klejonego w arkuszach. Fizycznie wytrzymal, ale to sa jednorazowe uszczelnienia. Zasadniczo nawet chyba guma z detki rowerowej bylaby lepsza.
Dluga, prosta, pochylona wylotem w dol, chlodnica dziala rewelacyjnie - psotka kapala o temperaturze pokojowej. Ani troche ciepla.
Ojciec moj spodziewal sie, ze "etos" powstajacy przy robocie rozejdzie sie po calej okolicy, ale aparature mialem po prostu szczelna i "etos" pozostal tylko w mojej piwnicy.
Pozdrawiam bojowniczo,
Pokręć.
Ych, chwile mnie nie bylo, ale juz jestem.
No to jestem po moim pierwszym psoceniu. Substrat - Grunwald + te babuni, kolumna - fi 40 (dlug. wypelnienia - 1,5 m) wypelniona drobnymi wiorkami z kwasowki. Chlodnica prosta z rurki z kwasowki fi 10 (dlug. 2,20 m) otoczonej plaszczem wodnym w rurze Cu fi 22.
Szlo bardzo fajnie. Najpierw pol litra wlasciwie czysciutkiego - krystalicznie, jak woda destylowana - azeotropu (organoleptycznie sprawdzilem, nie mam aerometru), _delikatnie_ pachnacego szlachetnym ksiezycem. Oczywiscie pierwsza setke wlalem do butelki z napisem "rozpuszaczalnik". Potem probowalem eksperymentowac - zwiekszylem refluks (mam wewnetrzny, z niezaleznym przeplywem wody) i sila palnika. Okazalo sie, ze temperatura zaczela swirowac a z rurki pociekla zwyczajna siwucha i kilka wiorkow wypelnienia. Chyba zalalem kolumne. Nic to, zmniejszylem refluks, obnizylem grzanie tak, zeby temperatura spadla solidnie, zrownowazylem kolumne i ostroznie ruszylem. Tempo - litr na godzine. Z 20 litrow zacieru dostalem ok. 2 litry psotki + to co doszlo do niej przy zalaniu kolumny.
Potem wystudzilem uklad, wylalem zawartosc bojlera, wyplukalem go, wlalem do pustego psotke i jakies poltorej litra czystej kranowy. Jazda, tym razem bez zalewania kolumny. przez 2 nastepne godziny (palnik tylko na aby - aby) szlo cos, co zaledwie z trudem mozna bylo skojarzyc z ksiezycem i psocilem do temp. jakies 82 stopnie. Potem z ciekawosci psocilem dalej, ale juz oczywiscie do nowego odbieralnika. Cos tam sie napsocilo, do temp. jakies 90 stopni. Sprobowalem. Nie lyknalem, natychmiast wyplulem. O Boziu! Wrogowi bym tego nie nalal! Fuzle jakies szajsy potworne, smak - OCHYDNY. Plulem do zlewu jeszcze jakis czas. W misce sie ten szajs jeszcze palil. Wlalem go do flaszki "rozpuszczalnik" a szlachetna psotke mam w 2-ch duzych butelkach po jakiejs szkockiej .
Mysle, ze przefaksowanie jej przez wegiel drzewny by ja juz na sicher wyprostowalo. Na razie nie mam aktywnego wegla drzewnego, ale nie spieszy sie, powolutku.
Czy warto organizowac wiorki miedziane, zeby to przez nie przepuscic? To cos da?
Po robocie wpadl przyjaciel - sasiad w odwiedziny... Kochani. To naprawde jest cos - degustowac swoj wyrob i widziec w oczach sasiada wyraz entuzjastycznego uznania. Choc i tak mojej robocie jeszcze troche pewnie brakuje. Mam maly przeglad... Ale spokojnie, uczymy sie dalej.
Idzie sezon na wisnie, maliny, zielone orzechy... No, nie mozna pozwolic, zeby takie dary natury sie zmarnowaly! A do zagospodarowania tych darow Bozych potrzeba...
No, ale ja juz mam rozwiazanie. Nic sie nie zmarnuje i bedzie cieszylo i radowalo swoim rozgrzewajacym smakiem w dlugie, zimowe wieczory.
Wnioski - bo one sa najwazniejsze w pracy naukowej - wiorki z kwasowki, jakkolwiek UPIERDLIWE w przygotowaniu - sa wysmienitym wypelnieniem. Oplacalo sie.
Cienka i dluga kolumna - powolny proces, latwo ja zalac, ale za to produkt jest dobrej jakosci.
Te od babuni - zasdadniczo sa OK. Tanie, dostepne i robia skutecznie swoje.
Chyba na sam koniec przydalaby sie szklana aparaturka - do ostatecznego "wykonczenia" wyrobu...
Uszczelnienia mialem z korka, takiego klejonego w arkuszach. Fizycznie wytrzymal, ale to sa jednorazowe uszczelnienia. Zasadniczo nawet chyba guma z detki rowerowej bylaby lepsza.
Dluga, prosta, pochylona wylotem w dol, chlodnica dziala rewelacyjnie - psotka kapala o temperaturze pokojowej. Ani troche ciepla.
Ojciec moj spodziewal sie, ze "etos" powstajacy przy robocie rozejdzie sie po calej okolicy, ale aparature mialem po prostu szczelna i "etos" pozostal tylko w mojej piwnicy.
Pozdrawiam bojowniczo,
Pokręć.
ポーランド語が書けますちょっと。
得意は満月の仕業の酒です。
Spécialité: Chateau de Garage, serie: La Lune Pleine
Lux Lunae luceat nos!
Disclaimer: Moje uczestnictwo w tym forum ma charakter czysto edukacyjno poznawczy.
得意は満月の仕業の酒です。
Spécialité: Chateau de Garage, serie: La Lune Pleine
Lux Lunae luceat nos!
Disclaimer: Moje uczestnictwo w tym forum ma charakter czysto edukacyjno poznawczy.
Re: Z cyklu "moj pierwszy raz".
No no!
I mówisz że jakoś poszło!
I mówisz że babumi ok.!
I mówisz że chyba zalałeś kolumnę,-
na pewno zalałeś.
Nie wiem dlaczego, ale u mnie, przy
odbieraniu pogonu psota nawet przy temp.
95 st. pachnie oczywiście pogonem, ale nie
tak, żeby śmierdziała, bardzo i żeby nie można
było jej przełknąć.
No to co wstawiaj kolejny nastaw.
I mówisz że jakoś poszło!
I mówisz że babumi ok.!
I mówisz że chyba zalałeś kolumnę,-
na pewno zalałeś.
Nie wiem dlaczego, ale u mnie, przy
odbieraniu pogonu psota nawet przy temp.
95 st. pachnie oczywiście pogonem, ale nie
tak, żeby śmierdziała, bardzo i żeby nie można
było jej przełknąć.
No to co wstawiaj kolejny nastaw.
Użytkownik zbanowany od 09.VII.2009r.
-
- Posty: 1896
- Rejestracja: środa, 4 lut 2009, 23:18
- Krótko o sobie: Lekko ześwirowany.
- Ulubiony Alkohol: śliwki i jabłuszka, rzecz jasna. I wisienki...
- Status Alkoholowy: Konstruktor
- Lokalizacja: Droga Mleczna, Lokalna Grupa Galaktyk
- Podziękował: 1 raz
- Otrzymał podziękowanie: 78 razy
Re: Z cyklu "moj pierwszy raz".
Jasne, że nastawiam. Orzechów ma być dużo i poza tym wisienki już mają śliczne pączki. Tym razem chyba po prostu surowiznę pozbieram z kilku "tłoczeń" i ją potem raz hurtem przegonie. Tak będzie szybciej i prościej.
A jesienią jabłuszka, śliweczki... MMMMM!
Pozdrawiam,
Pokręć.
A jesienią jabłuszka, śliweczki... MMMMM!
Pozdrawiam,
Pokręć.
ポーランド語が書けますちょっと。
得意は満月の仕業の酒です。
Spécialité: Chateau de Garage, serie: La Lune Pleine
Lux Lunae luceat nos!
Disclaimer: Moje uczestnictwo w tym forum ma charakter czysto edukacyjno poznawczy.
得意は満月の仕業の酒です。
Spécialité: Chateau de Garage, serie: La Lune Pleine
Lux Lunae luceat nos!
Disclaimer: Moje uczestnictwo w tym forum ma charakter czysto edukacyjno poznawczy.
-
- Posty: 192
- Rejestracja: niedziela, 11 sty 2009, 13:44
- Krótko o sobie: najpierw napisalem o sobie referat, a po przeczytaniu go jeszcze raz stwierdzilem ze szkoda gadac hehe
- Ulubiony Alkohol: Własnoręcznie zrobiony
- Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Podziękował: 1 raz
- Otrzymał podziękowanie: 9 razy
Re: Z cyklu "moj pierwszy raz".
Gratulacje za psotkę. Ja też z niecierpliwością czekam na dary natury, bo na razie mam tylko doświadczenie z cukrem. A ja robię tak. Wlewam zacier do kega, odlewam pierwsze 100 ml do zlewu, później zbieram wszystko aż do momentu kiedy leci mętne 99 stopni - oczywiście w tym gotowaniu nie używam kolumny. Zbieram tego około 45 litrow i wrzucam na filtr węglowy (bardzo krótki 40 cm żeby pozbyć się smrodu, bo to jednak okropnie śmierdzi. Sprawdzam zawartość alkoholu i dolewam wody żeby było około 40 voltów. Czyszczę sprzęt i zalewam kega. Znowu wylewam 100 ml dla pewności, a pierwsze 2 flaszki zostawiam na boku do odzyskania w przyszłości, bo one jeszcze zawierają rożne dziwne związki. Później zbieram serce i przestaje, gdy zaczyna zalatywać. Ostatnie kilka butelek trzymam na powtórne gotowanie. Co do tych pierwszych dwóch to jeszcze nic z nimi nie zrobiłem, bo nie miałem okazji. W tej sprawie muszę się skontaktować z Mima. Pozdrawiam Cie i życzę sukcesów.
Pijmy pijmy bo sie sciemnia
-
- Posty: 253
- Rejestracja: sobota, 15 sie 2009, 15:34
- Krótko o sobie: Grupa krwi +miodowa
- Otrzymał podziękowanie: 47 razy
Re: Nastaw z gruszek
Wreszcie z początkującego teoretyka stałem się początkującym praktykiem – dzisiaj pierwszy raz wypalałem trunek i była to śliwowica.
Jestem strasznie zadowolony, wszystko przebiegło bez niespodzianek (nie ukrywam że dzięki temu forum - które przygotowało mnie do pierwszego wypalania).
Paliłem dwa razy, wszystkiego wyszło około 4 litry - 70 % śliwowicy, jutro przepalę to jeszcze raz.
Smak wyszedł palący i typowo ,,surowy” – aż się prosi o powtórne przepalenie i długie odleżenie, zapach obłęd (teraz jest więcej wanilii niż śliwek).
Teraz to pójdzie z górki. Oj teraz widzę, że wylądowałem w gruszkach a miało być w śliwkach.
Jestem strasznie zadowolony, wszystko przebiegło bez niespodzianek (nie ukrywam że dzięki temu forum - które przygotowało mnie do pierwszego wypalania).
Paliłem dwa razy, wszystkiego wyszło około 4 litry - 70 % śliwowicy, jutro przepalę to jeszcze raz.
Smak wyszedł palący i typowo ,,surowy” – aż się prosi o powtórne przepalenie i długie odleżenie, zapach obłęd (teraz jest więcej wanilii niż śliwek).
Teraz to pójdzie z górki. Oj teraz widzę, że wylądowałem w gruszkach a miało być w śliwkach.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Na początku może się przywitam:
Witam panów
Z góry zaznaczę, że niestety nie mam zbyt wielkich powodów do chwalenia się, ALE mimo wszystko pochwalić się muszę.
najprostszy nastaw 1410, najprostszy sprzęt: garnki + miska, ale mimo tego efekt powyzej moich oczekiwań!
Oczywiście wcześniej czytałem to forum, dużo się nasłuchałem jak to drzewiej się pędziło itp, ale dopóki samemu się nie spróbuje tej zakazanej sztuki to nie wiadomo jak to smakuje.
Z racji tego, że na początku chciałem sam proces produkcji jedynie przetestować to nastawiłem jedynie 4 litry wody + 1kg cukru i 10 dkg drozdzy babuniowych w 5 litrowej butelce, po tygodniu nastaw już smakował odpowiednio [oczywiście brak cukromierza:) ] wszystko zostalo wlane do gara, nakryte nastepnym garnkiem z dziurkowanym dnem, na owe dno poszlo pare skórek z pomaranczy i oczywiscie miseczka zbierajaca psotke no i na wierzch miska do której co chwila trzeba było dokładać śniegu i lodu.
sam proces trwał może 1.5 godziny, w tym czasie niestety nie osiągnąłem maksimum możliwości, cierpliwość nakazywała mi sprawdzać co chwila jak wygląda sytuacja w środku, w trakcie przelewania z miski do miski, a potem z miski do butelki zostalo nieco zawartosci uronione [ ] i co tu ukrywać, podziałało to znacząco na osiągnięcia:(
z owego nastawu osiągnąłem 0.7l nektaru 55% i jeszcze troche 25% zlewek ktorych poźniej nie brałem pod uwage.
tak wiem, że to żadne osiągnięcia, ale liczy się zachwyt na twarzach szwagrów z którymi degustowałem i co najważniejsze, złapałem bakcyla!
następny nastaw będzie zapewne bardzo podobny, metoda destylacji również póki co nie ulegnie zmianie, ale w przyszłości, kiedy minie okres bezrobocia napewno się to rozwinie!
Pozdrawiam wszystkich którym chciało się moje wywody czytać:)
Witam panów
Z góry zaznaczę, że niestety nie mam zbyt wielkich powodów do chwalenia się, ALE mimo wszystko pochwalić się muszę.
najprostszy nastaw 1410, najprostszy sprzęt: garnki + miska, ale mimo tego efekt powyzej moich oczekiwań!
Oczywiście wcześniej czytałem to forum, dużo się nasłuchałem jak to drzewiej się pędziło itp, ale dopóki samemu się nie spróbuje tej zakazanej sztuki to nie wiadomo jak to smakuje.
Z racji tego, że na początku chciałem sam proces produkcji jedynie przetestować to nastawiłem jedynie 4 litry wody + 1kg cukru i 10 dkg drozdzy babuniowych w 5 litrowej butelce, po tygodniu nastaw już smakował odpowiednio [oczywiście brak cukromierza:) ] wszystko zostalo wlane do gara, nakryte nastepnym garnkiem z dziurkowanym dnem, na owe dno poszlo pare skórek z pomaranczy i oczywiscie miseczka zbierajaca psotke no i na wierzch miska do której co chwila trzeba było dokładać śniegu i lodu.
sam proces trwał może 1.5 godziny, w tym czasie niestety nie osiągnąłem maksimum możliwości, cierpliwość nakazywała mi sprawdzać co chwila jak wygląda sytuacja w środku, w trakcie przelewania z miski do miski, a potem z miski do butelki zostalo nieco zawartosci uronione [ ] i co tu ukrywać, podziałało to znacząco na osiągnięcia:(
z owego nastawu osiągnąłem 0.7l nektaru 55% i jeszcze troche 25% zlewek ktorych poźniej nie brałem pod uwage.
tak wiem, że to żadne osiągnięcia, ale liczy się zachwyt na twarzach szwagrów z którymi degustowałem i co najważniejsze, złapałem bakcyla!
następny nastaw będzie zapewne bardzo podobny, metoda destylacji również póki co nie ulegnie zmianie, ale w przyszłości, kiedy minie okres bezrobocia napewno się to rozwinie!
Pozdrawiam wszystkich którym chciało się moje wywody czytać:)
-
- Posty: 112
- Rejestracja: czwartek, 10 wrz 2009, 20:24
- Krótko o sobie: Zbyt wiele szczegółów nie ma co zdradzać. Kocham moją Rodzinę a Przyjaciele są ważni jak moi Krewni. Kiedyś kupię sobie ranczo, wybuduję dom, wędzarnię, ziemiankę i szopę do pędzenia. Kto wie? Może wykopię staw? Posadzę na pewno brzozy. A może dęby i lipy ;-) Świerki i sosny też tam będą. Będę miał kurki i świnki, a kto wie, czy nie będzie tam krówki i konika :-)
- Ulubiony Alkohol: własne wódki i nalewki oraz piwo braciszka Siurka
- Status Alkoholowy: Producent Domowy
- Lokalizacja: Puszcze Mazowsza
- Otrzymał podziękowanie: 13 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Mój pierwszy raz... Robiliśmy to w kuchni. Była Ona, piękna jak wschód Słońca. I nas trzech. Oni, wprawieni, doświadczeni i bezwzględni. Ja - neptek, całkowity laik, ale za to napalony jak młody królik. Zaczęliśmy na stole, przeszliśmy na podłogę, a skończyło się wszystko w salonie.
Ona na stole bełtała wodę z drożdżami, my w ustawionej na podłodze beczce mieszaliśmy wodę z cukrem, a na koniec wszystko żeśmy przenieśli do salonu, bo to najbardziej godne miejsce dla dobrego towaru.
Potem już było za każdym razem lepiej. Nabierałem doświadczenia, mogłem dłużej i dłużej...
Ona na stole bełtała wodę z drożdżami, my w ustawionej na podłodze beczce mieszaliśmy wodę z cukrem, a na koniec wszystko żeśmy przenieśli do salonu, bo to najbardziej godne miejsce dla dobrego towaru.
Potem już było za każdym razem lepiej. Nabierałem doświadczenia, mogłem dłużej i dłużej...
"Picie sklepowej wódki Panu Bogu się nie podoba, ale picie dobrego bimbru to nie grzech. To owoc ziemi i pracy rąk ludzkich".
Pan Piotr, bas kościelny, doświadczony bimbrownik
Ave Księstwo Oświęcimskie
Pan Piotr, bas kościelny, doświadczony bimbrownik
Ave Księstwo Oświęcimskie
-
- Posty: 25
- Rejestracja: niedziela, 14 lut 2010, 21:40
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
- Status Alkoholowy: Bimbrownik
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Miałem chyba 20 lat, rozpracowywaliśmy z sąsiadem sklepową (niestety) wódkę. Kilka uderzeń kijem od szczotki w sufit i przyszedł drugi sąsiad. Przyniósł ze sobą "gratisa". Otóż miał akwarium i rośliny wodne. Aby rośliny dobrze rosły dostarczał im CO2 plastikowym wężykiem prosto z 1410 umieszczonego w 2l butli po Pepsi. Tego dnia akurat cenna pożywka dla roślin przestała się wydobywać z butli co oznaczało że zawartość butli bardziej przydatna jest dla ludzi niż dla roślin. Żaden z nas nie miał pojęcia jak z tej brudnoszarej cieczy wydobyć ducha (spiritus) życia. Jeden sąsiad powiedział o metodzie garnkowej podpatrzonej u wujka, jednak porzuciliśmy ten pomysł na rzecz bardziej wymyślnego sposobu. Zamontowaliśmy w pokrywie garnka rurkę do której podłączyliśmy wężyk z tworzywa (taki jak do spuszczania wina) długości około 4 metrów. Pokrywkę uszczelniliśmy uszczelką gumową od słoika.
Część wężyka była zanurzona w zlewozmywaku napełnionym zimną wodą, koniec wychodził do szklanki. Ciecz skraplała się w wężu i była wypychana przez pary.
Po dwóch zagotowaniach uzyskaliśmy prawie 2 szklanki lekko mętnej cieczy o smaku "bułki drożdżówki umoczonej w spirytusie". Mimo tak barbarzyńskiej metody w smaku nie najgorsze, w mocy nie wiem, nikt nie posiadał alkoholomierza.
Część wężyka była zanurzona w zlewozmywaku napełnionym zimną wodą, koniec wychodził do szklanki. Ciecz skraplała się w wężu i była wypychana przez pary.
Po dwóch zagotowaniach uzyskaliśmy prawie 2 szklanki lekko mętnej cieczy o smaku "bułki drożdżówki umoczonej w spirytusie". Mimo tak barbarzyńskiej metody w smaku nie najgorsze, w mocy nie wiem, nikt nie posiadał alkoholomierza.
-
- Posty: 188
- Rejestracja: wtorek, 16 mar 2010, 12:40
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
- Ulubiony Alkohol: GIN
- Status Alkoholowy: Gorzelnik
- Lokalizacja: Trójmiasto
- Otrzymał podziękowanie: 5 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Witam
Jestem świeżo po pierwszej destylacji ( właściwie po dwóch destylacjach ale to był ten sam trunek więc liczę jako jeden.)
Wrażenia nieziemskie. Piękna, czysta magia, po prostu cudownie.
Ale do początku.
Sprzęt zakupiony na allegro. Zbiorniczek mały bo ledwie 5 l ale nie chciałem kupować większego na początek, bo nie wiedziałem jak się sprawa potoczy. Sprzęt zakupiłem. Miał być za parę dni dopiero i aby nie czekać za długo od razu pobiegłem cały podekscytowany do sklepu po składniki. Umyśliłem "Zacier z wisni" - tak ładnie to brzmiało.
Zacier wstawiłem wszystko pięknie. Czułem się jak średniowieczny alchemik.
Aparatura dojechała. W dniu destylacji 5 godzin chodziłem po mieście szukając wężyków silikonowych- efekt nigdzie nie ma. Zrezygnowany wyposażyłem się w inny gumowy odpowiednik ( tak wiem że źle zrobiłem, zazwyczaj jestem cierpliwy ale tu czekać nie potrafiłem).
Postawiłem, podłączyłem.
Czary rozpoczęte. Najpierw szmer, później lekkie dygotanie, więc zmniejszyłem temperaturę ( parę dni wcześniej opanowywałem trzymanie temperatury). I nagle marzenie mej młodości zaczęło się realizować na mych oczach. Najpierw powoli, później szybciej zaczęły spadać pierwsze krople. Odlałem oczywiście za dużo, czyli około 150 ml-nadgorliwość . Z pierwszego tłoczenia uzyskałem około litra siwej, metnawej cieczy, która nieźle paliła w gardło. Tutaj słowo wyjaśnienia, okazałem się lekko chciwy i gdy przy 80 stopniach zaczęło lecieć mniej, zwiększyłem temp. sądząc iż nic złego się nie stanie- mój błąd i za tą chciwość ilości zostałem pokarany przez Matkę Gorzałkę.
Psota mocno waliła po nosie, i ciężko było pić.
Zdecydowałem się na drugą destylację, już spokojną celem poprawienia wyniku. I tutaj popełniłem mały błąd, który wiele mnie nauczył. Otóż do pierwszego litra wrzuciłem parę goździków- nie wiem co mnie podkusiło chciałem zobaczyć jaki smak będzie.
Przyszło drugi tłoczenie. Znowu czułem magię czynu, ale już spokojniej, rozważniej.
Uzyskałem około 0,6 l napoju spirytusopodobnego. Co ciekawe czuć dość mocno było goździki więc już mam jakieś pojęcie o armoatyzacji ( choć zamierzam się kształcić tutaj zanim będę więcej psocił )
Zaprosiłem 2-kę znajomych. Pierwszy trunek ochrzczono nazwą "Wódka z gwoździem" na część mocno wyczuwalnych goździków.
Już wiem, co stanie się moją drugą wielką pasją w życiu. Nie wiem jak do tej pory mogłem żyć bez tego stalowego cuda, bez magii nocy
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję forum.
Jestem świeżo po pierwszej destylacji ( właściwie po dwóch destylacjach ale to był ten sam trunek więc liczę jako jeden.)
Wrażenia nieziemskie. Piękna, czysta magia, po prostu cudownie.
Ale do początku.
Sprzęt zakupiony na allegro. Zbiorniczek mały bo ledwie 5 l ale nie chciałem kupować większego na początek, bo nie wiedziałem jak się sprawa potoczy. Sprzęt zakupiłem. Miał być za parę dni dopiero i aby nie czekać za długo od razu pobiegłem cały podekscytowany do sklepu po składniki. Umyśliłem "Zacier z wisni" - tak ładnie to brzmiało.
Zacier wstawiłem wszystko pięknie. Czułem się jak średniowieczny alchemik.
Aparatura dojechała. W dniu destylacji 5 godzin chodziłem po mieście szukając wężyków silikonowych- efekt nigdzie nie ma. Zrezygnowany wyposażyłem się w inny gumowy odpowiednik ( tak wiem że źle zrobiłem, zazwyczaj jestem cierpliwy ale tu czekać nie potrafiłem).
Postawiłem, podłączyłem.
Czary rozpoczęte. Najpierw szmer, później lekkie dygotanie, więc zmniejszyłem temperaturę ( parę dni wcześniej opanowywałem trzymanie temperatury). I nagle marzenie mej młodości zaczęło się realizować na mych oczach. Najpierw powoli, później szybciej zaczęły spadać pierwsze krople. Odlałem oczywiście za dużo, czyli około 150 ml-nadgorliwość . Z pierwszego tłoczenia uzyskałem około litra siwej, metnawej cieczy, która nieźle paliła w gardło. Tutaj słowo wyjaśnienia, okazałem się lekko chciwy i gdy przy 80 stopniach zaczęło lecieć mniej, zwiększyłem temp. sądząc iż nic złego się nie stanie- mój błąd i za tą chciwość ilości zostałem pokarany przez Matkę Gorzałkę.
Psota mocno waliła po nosie, i ciężko było pić.
Zdecydowałem się na drugą destylację, już spokojną celem poprawienia wyniku. I tutaj popełniłem mały błąd, który wiele mnie nauczył. Otóż do pierwszego litra wrzuciłem parę goździków- nie wiem co mnie podkusiło chciałem zobaczyć jaki smak będzie.
Przyszło drugi tłoczenie. Znowu czułem magię czynu, ale już spokojniej, rozważniej.
Uzyskałem około 0,6 l napoju spirytusopodobnego. Co ciekawe czuć dość mocno było goździki więc już mam jakieś pojęcie o armoatyzacji ( choć zamierzam się kształcić tutaj zanim będę więcej psocił )
Zaprosiłem 2-kę znajomych. Pierwszy trunek ochrzczono nazwą "Wódka z gwoździem" na część mocno wyczuwalnych goździków.
Już wiem, co stanie się moją drugą wielką pasją w życiu. Nie wiem jak do tej pory mogłem żyć bez tego stalowego cuda, bez magii nocy
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję forum.
-
- Posty: 26
- Rejestracja: sobota, 29 maja 2010, 16:57
- Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
- Lokalizacja: Za rzęką.
- Podziękował: 11 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Temat długo nie był poruszany, ale postaram się go odświeżyć . Moja pierwsza destylacja odbyła się bardzo niedawno.
Ale zacznijmy od Nastawu...
Dosłowna 1410-ka w plastikowych, 5l butelkach.
O pomoc w tej sprawie prosiłem na forum. Po uzyskaniu informacji (przecier pomidorowy) nastaw sfermentował się w 4 dni.
Godzina 22:30 piękny, ciepły wieczór. Szybka akcja z przeniesieniem sprzętu na budowę.
Dom ma już dach, okna i prąd. Ustawiamy wszystko i zaczynamy grzać...
Ok godziny 23:40 zaczyna kapać. Jesteśmy bardzo tym podjarani (Ja, kolega Maciek i Grzesiek) Jako, że wcześniej nie klarowaliśmy zacieru, powstał dziwny zapach.(Nasz pośpiech wynikał z potrzeby alkoholu na imprezę ) Skropliła się "połówka" o nie przyciągającym zapaszku i lekko mętna... Byliśmy zdeterminowani więc nie przejmowaliśmy się tym zbytnio... Powstały produkt został rozmajony z Sokiem Malinowym "Paola" i wodą. Niemiły zapach był ledwo wyczuwalny... Smak (jak na nasze priorytety) był bardzo dobry.
Czas opisać aparaturę i osprzęt:
Szybkowar 5l,
Rurki miedziane łączone rureczkami silikonowymi,
Chłodnica z rurki miedzianej (którą znalazłem w garażu mojego Tatusia, pewnie też kiedyś się tym bawił;)),
Wiaderko (w którym jest chłodnica i woda)
Druga destylacja wyszła o niebo lepiej.
Użyłem jajka do sklarowania i efekty od razu czuć, a w zasadzie nic nie czuć oprócz spirolu.
Tym razem destylowaliśmy 8l Nastawu
Wyszły 2 "połówki" jeszcze ich nie rozmajaliśmy, czekamy na 18-tkę kolegi
I tu nasuwa mi się jedno małe pytanko.
Jeśli Nastaw zrobiłem z 1410 z dodatkiem koncentratu pomidorowego, to nie muszę się martwić o jakieś bardziej niepożądane związki chemiczne?? Dodam, że nie mam ani jednego odstojnika...
Ale zacznijmy od Nastawu...
Dosłowna 1410-ka w plastikowych, 5l butelkach.
O pomoc w tej sprawie prosiłem na forum. Po uzyskaniu informacji (przecier pomidorowy) nastaw sfermentował się w 4 dni.
Godzina 22:30 piękny, ciepły wieczór. Szybka akcja z przeniesieniem sprzętu na budowę.
Dom ma już dach, okna i prąd. Ustawiamy wszystko i zaczynamy grzać...
Ok godziny 23:40 zaczyna kapać. Jesteśmy bardzo tym podjarani (Ja, kolega Maciek i Grzesiek) Jako, że wcześniej nie klarowaliśmy zacieru, powstał dziwny zapach.(Nasz pośpiech wynikał z potrzeby alkoholu na imprezę ) Skropliła się "połówka" o nie przyciągającym zapaszku i lekko mętna... Byliśmy zdeterminowani więc nie przejmowaliśmy się tym zbytnio... Powstały produkt został rozmajony z Sokiem Malinowym "Paola" i wodą. Niemiły zapach był ledwo wyczuwalny... Smak (jak na nasze priorytety) był bardzo dobry.
Czas opisać aparaturę i osprzęt:
Szybkowar 5l,
Rurki miedziane łączone rureczkami silikonowymi,
Chłodnica z rurki miedzianej (którą znalazłem w garażu mojego Tatusia, pewnie też kiedyś się tym bawił;)),
Wiaderko (w którym jest chłodnica i woda)
Druga destylacja wyszła o niebo lepiej.
Użyłem jajka do sklarowania i efekty od razu czuć, a w zasadzie nic nie czuć oprócz spirolu.
Tym razem destylowaliśmy 8l Nastawu
Wyszły 2 "połówki" jeszcze ich nie rozmajaliśmy, czekamy na 18-tkę kolegi
I tu nasuwa mi się jedno małe pytanko.
Jeśli Nastaw zrobiłem z 1410 z dodatkiem koncentratu pomidorowego, to nie muszę się martwić o jakieś bardziej niepożądane związki chemiczne?? Dodam, że nie mam ani jednego odstojnika...
-
- Posty: 97
- Rejestracja: poniedziałek, 2 mar 2009, 00:06
- Ulubiony Alkohol: Redd's jabłkowy - moje nowe bożyszcze
- Status Alkoholowy: Producent Wódek
- Lokalizacja: Gdzieś w okolicach Bydgoszczy
- Otrzymał podziękowanie: 3 razy
- Kontakt:
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Jeśli przecier był pasteryzowany i bez konserwantów to nic nie powinno być. Ja też nie mam odstojników, tylko gar rura i chłodnica. Po drugiej destylacji niemiły smak znika, a zapach siarkowodoru (zgniłe jaja) znika po 2 tygodniach leżakowania z wetkniętą gazą zamiast nakrętki. W ten sposób otrzymuję dobry spirytus >80% bez smrodów i posmaków.
Przecier pomidorowy w cukrówce jest jak turbosprężarka w dieslu
-
- Posty: 80
- Rejestracja: niedziela, 7 cze 2009, 12:48
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
- Status Alkoholowy: Producent Domowy
- Otrzymał podziękowanie: 1 raz
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Opowiem pewną historię z przed paru ładnych lat. Osobiście nie brałem udziału w tej zorganizowanej akcji psotniczo- terrorystycznej. Otóż usłyszałem ją od swojej obecnej dziewczyny jak to jej bracia zaczęli gotować coś co miało być zacierem. Rodzice wyjechali i zostawili ich pod opieką starszej siostry. Chłopaki mieli wtedy 14-15 lat, nie znając się kompletnie na zasadach bimbrologii zaczęli przygotowywać cukrówkę. Siostrze się to silnie nie spodobało więc ją siłą zamknęli w pokoju na klucz a sami wzięli gar, wodę, cukier i drożdże. Wymieszali to wszystko i zaczęli gotować myśląc, że z tego będzie gotowy bimber. W między czasie siostra dobijała się do drzwi a oni skończyli gotować zlali to do słoików i schowali na strych. Gdy wszyscy zjechali do domu wypuścili roztrzęsioną biedaczkę a młodym bimbrownikom zakazano jakichkolwiek prób dalszej produkcji. Tak sie skończyła ich zabawa z bimbrem, teraz jest dużo śmiechu z tego, ale wtedy byli wszyscy przerażeni tym faktem
Picie alkoholu z umiarem, nie szkodzi nawet w największych ilościach.
-
- Posty: 20
- Rejestracja: poniedziałek, 22 lut 2010, 14:25
- Krótko o sobie: Prawdopodobnie baba z jajem
- Ulubiony Alkohol: tequila
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Jakiś rok temu ,po wylewaniu przyakwariowego zacieru do kibla postanowiłam to zmienić.Zaopatrzyłam się w szybkowar,szklaną chłodniczkę i aby wszystko połączyć w wężyki z praktikera.
Efekt był taki ,że prawie wszystko uciekło zaworem bezpieczeństwa,a reszta śmierdziała palonymi oponami.
Efekt był taki ,że prawie wszystko uciekło zaworem bezpieczeństwa,a reszta śmierdziała palonymi oponami.
-
- Posty: 154
- Rejestracja: czwartek, 25 mar 2010, 13:22
- Krótko o sobie: Nie do końca poważnie ;)
- Ulubiony Alkohol: Łycha :>
- Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
- Lokalizacja: Silesia Inferior
- Otrzymał podziękowanie: 3 razy
Defloracja ;)
Właśnie się rozdziewiczyłem i upędziłem cukrówkę
Pierwsza w życiu psota, nie omieszkałem tego oblać, więc mogę pominąć czasem przecinek.
Niestety psota wali z lekka siarkowodorem (w moim mniemaniu), ale to już odczułem przy zlewaniu nastawu. Albo za długo czekałem z psoceniem, albo czymś zakaziłem nastaw przy ostatnim zlewaniu znad osadu. Drugie psocenie obowiązkowe, po drugim rozważam węgiel i trzeci przebieg.
W każdym razie zawsze to jakieś doświadczenie.
BTW żona twierdzi, że czuje jedynie drożdżaki, ja tam czuję wszystko, drożdże, siarkowodór, nawet silikon i wszystko co może być, ale chyba mam zbyt wygórowane oczekiwania co do doznań organoleptycznych
Następny nastaw będzie "winny" tudzież jakiś pseudo zacier na łychę.
Czas pokaże,
wszystkim hehehe
Narazie!
No to ostatni łyczek i do łózia.
Pierwsza w życiu psota, nie omieszkałem tego oblać, więc mogę pominąć czasem przecinek.
Niestety psota wali z lekka siarkowodorem (w moim mniemaniu), ale to już odczułem przy zlewaniu nastawu. Albo za długo czekałem z psoceniem, albo czymś zakaziłem nastaw przy ostatnim zlewaniu znad osadu. Drugie psocenie obowiązkowe, po drugim rozważam węgiel i trzeci przebieg.
W każdym razie zawsze to jakieś doświadczenie.
BTW żona twierdzi, że czuje jedynie drożdżaki, ja tam czuję wszystko, drożdże, siarkowodór, nawet silikon i wszystko co może być, ale chyba mam zbyt wygórowane oczekiwania co do doznań organoleptycznych
Następny nastaw będzie "winny" tudzież jakiś pseudo zacier na łychę.
Czas pokaże,
wszystkim hehehe
Narazie!
No to ostatni łyczek i do łózia.
Pozdrawiam,
Kerry
omnia mea mecum porto
Kerry
omnia mea mecum porto
-
- Posty: 407
- Rejestracja: niedziela, 8 lis 2009, 18:47
- Krótko o sobie: Majster
- Ulubiony Alkohol: Nalewka aptekarska i polskie krafty
- Status Alkoholowy: Konstruktor
- Podziękował: 1 raz
- Otrzymał podziękowanie: 8 razy
Re: Defloracja ;)
Gratulacje .
Na siarę wiesz co dać... Miedź, miedź, miedź! Gonienie dwa razy to podstawa, ale, prawdę mówiąc, dopiero po trzecim (jak dla mnie) trunek nadaje się do picia.
Na siarę wiesz co dać... Miedź, miedź, miedź! Gonienie dwa razy to podstawa, ale, prawdę mówiąc, dopiero po trzecim (jak dla mnie) trunek nadaje się do picia.
"Nigdy nie polemizuj z idiotą. On najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a potem pokona siłą własnych argumentów."
-
- Posty: 154
- Rejestracja: czwartek, 25 mar 2010, 13:22
- Krótko o sobie: Nie do końca poważnie ;)
- Ulubiony Alkohol: Łycha :>
- Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
- Lokalizacja: Silesia Inferior
- Otrzymał podziękowanie: 3 razy
Re: MOJ PIREWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Zgadzam się.
Po drugim gonieniu różnica spora, ale węgiel zastosuję na pewno i przegonię po raz trzeci. Chyba zastosuję metodę "moczenia" węgla, bo rura to kolejny klamot Kiedy okaże się, że produkt szybko zniknie i/lub będą chęci na kolejne eksperymenty, pewnie i na rurę się znajdzie miejsce . Jestem zdecydowany także wymienić rurkę silikonową na szklaną/miedzianą, aby kontakt z silikonem był jak najmniejszy. Chyba jestem uwrażliwiony na pewne zapachy
Coś więcej...
Po pierwszym gonieniu wszystkiego było 5l około 55%.
Urobek, rozcieńczony do ok 40%, wrzuciłem na ten mój nieszczęsny, glin(iany) garnek. Nie mam termometra przy alkoholomierzu, ale destylat był mocno schłodzony (woda w kranie lodowata), więc areometr raczej nie zawyżył (sprawdzałem go jedynie na wódce 40%). Małe to to, do 80%. Wiem, wiem, pędem nabędę porządny.
Wierzcie lub nie, z zapisków mam (kapało do 700ml słoika):
Całość zlałem do gąsiorka, optycznie mniej, zawartość mocy 67%.
Tak to wyląda.
Po drugim gonieniu różnica spora, ale węgiel zastosuję na pewno i przegonię po raz trzeci. Chyba zastosuję metodę "moczenia" węgla, bo rura to kolejny klamot Kiedy okaże się, że produkt szybko zniknie i/lub będą chęci na kolejne eksperymenty, pewnie i na rurę się znajdzie miejsce . Jestem zdecydowany także wymienić rurkę silikonową na szklaną/miedzianą, aby kontakt z silikonem był jak najmniejszy. Chyba jestem uwrażliwiony na pewne zapachy
Coś więcej...
Po pierwszym gonieniu wszystkiego było 5l około 55%.
Urobek, rozcieńczony do ok 40%, wrzuciłem na ten mój nieszczęsny, glin(iany) garnek. Nie mam termometra przy alkoholomierzu, ale destylat był mocno schłodzony (woda w kranie lodowata), więc areometr raczej nie zawyżył (sprawdzałem go jedynie na wódce 40%). Małe to to, do 80%. Wiem, wiem, pędem nabędę porządny.
Wierzcie lub nie, z zapisków mam (kapało do 700ml słoika):
- 600 ml 80% (setę wlałem do buteleczki, przyda się do odkażeń)
- 700 ml 77%
- 700 ml 75%
- 700 ml 70%
- 700 ml 55%
- 400 ml 35%
Całość zlałem do gąsiorka, optycznie mniej, zawartość mocy 67%.
Tak to wyląda.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Pozdrawiam,
Kerry
omnia mea mecum porto
Kerry
omnia mea mecum porto
-
- Posty: 10
- Rejestracja: czwartek, 8 lis 2012, 22:54
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
- Podziękował: 2 razy
- Otrzymał podziękowanie: 2 razy
Re: MÓJ PIERWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Witam bractwo.
Moje pierwsze kapanie zaczęło się gdy miałem 17 lat, zobaczyłem u starszego kolegi jak leci bimber. Jego aparatura to gar emaliowany 30l skręcany na metalowe sztaby z uszczelką z dętki rowerowej. Chłodnica rurka miedziana fi15 skręcona w kance. Jego mama zawsze robi nastaw z winogron, jako nieletniemu jego mama dała mi tylko spróbować, no i niebo w gębie. Umówiłem się z nim, że zrobi nastaw z cukru, kupiłem 10kl +drożdże. Przywiozłem mu wszystko, robiliśmy razem w balonie 50l. Cieszyłem się, że poczęstuje kolegów ze szkoły na urodziny, i czekałem 3 tygodnie. Przychodzę w wyznaczonym terminie na pędzenie a tam siedzi 6 typów z moim balonem wypitym prawie do końca. Straciłem cukier i czas. Ale nie zaniechałem procederu i nauczył mnie dziadek, to był rok 1993.
odstępy po znakach przystankowych nie przed!!
Moje pierwsze kapanie zaczęło się gdy miałem 17 lat, zobaczyłem u starszego kolegi jak leci bimber. Jego aparatura to gar emaliowany 30l skręcany na metalowe sztaby z uszczelką z dętki rowerowej. Chłodnica rurka miedziana fi15 skręcona w kance. Jego mama zawsze robi nastaw z winogron, jako nieletniemu jego mama dała mi tylko spróbować, no i niebo w gębie. Umówiłem się z nim, że zrobi nastaw z cukru, kupiłem 10kl +drożdże. Przywiozłem mu wszystko, robiliśmy razem w balonie 50l. Cieszyłem się, że poczęstuje kolegów ze szkoły na urodziny, i czekałem 3 tygodnie. Przychodzę w wyznaczonym terminie na pędzenie a tam siedzi 6 typów z moim balonem wypitym prawie do końca. Straciłem cukier i czas. Ale nie zaniechałem procederu i nauczył mnie dziadek, to był rok 1993.
odstępy po znakach przystankowych nie przed!!
-
- Posty: 126
- Rejestracja: wtorek, 20 sie 2013, 18:58
- Podziękował: 18 razy
- Otrzymał podziękowanie: 15 razy
Re: MÓJ PIERWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Jeżeli chodzi o mój pierwszy raz to akurat miałem szczęście, że trafiłem na to forum . Przyglądałem się trochę jak to dziadek robi na ZP, ale szybko się zorientowałem, że jedyne co mogę przejąć to podstawowe sprawy związane ze składaniem sprzętu i przelewaniem nastawu . Jak zasiadłem do forum to siedziałem kilka dni przed komputerem. Zrobiłem swój nastaw, od razu z grubej rury - 80+120 litrów . Trochę miałem problem z klarowaniem, ale jakoś poszło. Pierwsze psocenie - 92%, później już ponad 95% (na ZP ciężko ze stabilizacją). Było to w wakacje 2013r. Miałem 21 lat .
[MOD - Emotki nie zastępują kropek.]
[MOD - Emotki nie zastępują kropek.]
-
- Posty: 168
- Rejestracja: wtorek, 25 lut 2014, 14:03
- Krótko o sobie: Najważniejsza jest rodzina (żona i córka) To dla nich muszę się starać
- Ulubiony Alkohol: Whisky Szkocka Chivas Regal 12 Year Old
- Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
- Podziękował: 25 razy
- Otrzymał podziękowanie: 9 razy
Re: MÓJ PIERWSZY RAZ - MOJA PIERWSZA DESTYLACJA
Witam,
Pierwszy raz, tak dla łatwiejszego kojarzenia tego wspaniałego dnia wybrałem dzień moich urodzin i było to 28.01.2014r. W 28 urodziny. Trochę może późno zaczynam ale jak to się mówi "lepiej późno niż wcale"
Było to jakieś słabe, kwaśne, porzeczkowe wino. 15l puściłem na "wieszaku" sąsiada. Bez żadnej kompletnej wiedzy na temat psocenia. Sąsiad wytłumaczył co gdzie podłączyć i gaz do oporu. Wyszło uwaga!!! 1l czegoś co można nazwać bez obaw prawdziwym bimbrem. Mocy nie sprawdziłem. Dolalem tylko 0, 5l wody, chwila w lodówce i miałem co pić z kumplami na urodziny. Dało się to pić tylko na zimno (zimny bimber, zimna cola i jeszcze z lodem. Łeb oczywiście bolał. Ale hobby złapałem i przeniosłem się na forum. Mogę powiedzieć że już "coś" wiem o psoceniu. Pozdrawiam wszystkich "fachowców" jak i "pierwszaków"
Wysłane z mojego GT-I9070 przy użyciu Tapatalka
Pierwszy raz, tak dla łatwiejszego kojarzenia tego wspaniałego dnia wybrałem dzień moich urodzin i było to 28.01.2014r. W 28 urodziny. Trochę może późno zaczynam ale jak to się mówi "lepiej późno niż wcale"
Było to jakieś słabe, kwaśne, porzeczkowe wino. 15l puściłem na "wieszaku" sąsiada. Bez żadnej kompletnej wiedzy na temat psocenia. Sąsiad wytłumaczył co gdzie podłączyć i gaz do oporu. Wyszło uwaga!!! 1l czegoś co można nazwać bez obaw prawdziwym bimbrem. Mocy nie sprawdziłem. Dolalem tylko 0, 5l wody, chwila w lodówce i miałem co pić z kumplami na urodziny. Dało się to pić tylko na zimno (zimny bimber, zimna cola i jeszcze z lodem. Łeb oczywiście bolał. Ale hobby złapałem i przeniosłem się na forum. Mogę powiedzieć że już "coś" wiem o psoceniu. Pozdrawiam wszystkich "fachowców" jak i "pierwszaków"
Wysłane z mojego GT-I9070 przy użyciu Tapatalka
Bo pić to trza umić