No dobra. Zmielone. Zatarte.
W sobotę przestałem zraszać i co gorsza przewracać. W poniedziałek zmieliłem.
Efekt jest taki, że w ciągu tych dwóch dób "trawniczek" bardzo rozwinął korzonki.
20170327_114551.jpg
20170327_114602.jpg
20170327_114543.jpg
20170327_114547.jpg
Ograniczenia czasowe - powrót żony do "tego syfu" - spowodowały, że zabrałem się z werwą do mielenia.
Tym sprzętem.
20170327_114507.jpg
Już teraz wiem, że maszynka rozmiaru xs to nie jest to oraz, że oczka w sicie są stanowczo za drobne.
Mieliło się całkiem szybko. Przez pierwsze 40 min. No dobra - pół godziny. Po tym czasie uświadomiłem sobie, że nie pójdzie tak gładko mimo tego, że mielenie zielonego słodu porównywalne jest do mielenia, np. mięsa drobiowego.
Zajęcie to zakwalifikować należy stanowczo do sportów wytrzymałościowych.
Kręciłem przez dwie godziny.
20170327_115028.jpg
20170327_131006.jpg
20170327_125302.jpg
Te białe flupy podobne do słoniny to ziarna które nie skiełkowały.
W tzw. międzyczasie próbowałem spacyfikować słód blenderem i napotkałem niespodziewany opór. Noże ślizgały się i dopiero dolanie wody umożliwiło mielenie. Łuska w większości została. wytrąciło się mleczko.
20170327_133715.jpg
20170327_133707.jpg
20170327_133536.jpg
20170327_140508.jpg
Całość poszła w dwie godziny. I tu mamy zagwozdkę, ponieważ słodowaniu poddałem 7 kg jęczmienia.
Zdawałem sobie sprawę, że coś tam nasiąknie, ale nie że aż tak.
Zmielony słód wrzucałem do gara zaciernego i dopiero jak skończyłem zorientowałem się, że nie wiem ile jest go dokładnie więc postąpiłem standardowo czyli 3 litry/ kg = 21 litrów wody na 7 kg zboża.
Całość zatarłem. Po godzinie próba negatywna.
Zapach koszonej koniczyny zamienił się w przyjemny smrodzik PGR'u z dzieciństwa.
20170327_143129.jpg
Potencjalny "straszny syf" to tyle co na zdjęciu poniżej.
Żadnego kurzu, suchych okruchów wbijających się w stopy.
In plus - stanowczo.
20170327_143434.jpg
Po ostygnięciu zmierzyłem w dniu wczorajszym cukier. Wyszło marnie - 10 blg.
Zważyłem też pusty kocioł.
Okazało się, że z 7 kg zboża narobiło się 12 kg mielonki, która ma już w sobie wodę (5 kg).
Do tego moje 21 litrów i marny wynik gotowy.
Wyszło, że zlałem do fermentatora 20 litrów w miarę klarownego, pięcioprocentowego zacieru. Reszta to papka.
Odcedzenie jej zajęłoby wieki.
20170328_132319.jpg
20170328_132330.jpg
Podsumowując.
Wszystko dobrze, schludnie i bezstresowo do momentu zlewania zacieru.
Jestem blokersem.
Słodowałem w blokowej piwnicy - żadnych problemów.
Mielenie jest do przejścia - nie syfi się i dobrze idzie. Jak ktoś ma maszynkę elektryczną to już zabawa.
Zacieranie jest bezproblemowe. Papka stanowi rzadką zawiesinę i moje mieszadło z gwintowanego pręta 6 mm i kawałka płaskownika kręciło bez zająknięcia. Nawet jako po przerwie musiało podjąć pracę .
Problem zaczyna się w momencie próby zlania brzeczki.
Papka zajmuje dużą objętość i dla kogoś, kto ma kocioł z płaszczem to pikuś.
Dla innych - marnotrawstwo i droga przez mękę.
Można dolać mniej wody. Wtedy jednak dostaniemy mniej klarownego zacieru bo papka wchłonie i tak tyle, ile przy większej ilości wody.
Pozbycie się pulpy to także kłopot logistyczny.
Chyba jednak będę słód suszył.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.