Ogromne dzięki za wszystkie informacje i wyjaśnienia. Ostatecznie jednak dodałem trochę cukru i nowych drożdży, bo stare pewnie nie przetrwały pirosiarczynu, i zabutelkowałem. Dam znać, co z tego wyjdzie.
A póki co nauczką podstawową jest jeszcze bardziej dbać o higienę. Wydawało mi się, że o wszystko zadbałem, a jednak infekcja się pojawiła i przez to musiałem kombinować.
Wesołych Świąt i samych udanych nastawów w Nowym Roku
Cydr z soków z kartonu - dziwny nalot na powierzchni
-
- Posty: 26
- Rejestracja: poniedziałek, 14 lis 2016, 20:54
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem:)
- Status Alkoholowy: Producent Domowy
- Podziękował: 11 razy
Re: Cydr z soków z kartonu - dziwny nalot na powierzchni
Miałem podobną sytuację kilka miesięcy temu z winem wiśniowym. Woltaż ciut wyższy, ale problemy zbliżone. Odessałem świństwo z powierzchni rurką i przywaliłem poczwórną dawkę siary. Niedobitki znów odessałem. W pierwszy dzień świąt ojciec zbluzgał moim zdaniem nie najgorsze wino mołdawskie mówiąc że dobre wino to właśnie to wiśniowe.... nie wiedział o poczwórnej siarce.... he, he... Tak więc jeśli jeszcze nie poszedł do klopa, to zbieraj rurką brud, siaruj solidnie i poczekaj trochę. Nie gwarantuję, ale za 2-3 miechy masz szansę na fajny trunek
Pozdrawiam
meping
meping
Re: Cydr z soków z kartonu - dziwny nalot na powierzchni
Otworzyłem dziś, po tygodniu od butelkowania, pierwszą flaszeczkę. Niestety, nie nagazował się w ogóle. Brałem pod uwagę taką możliwość, bo miał wiele przejść za sobą, natomiast co mnie zdziwiło, to fakt, że nie jest za słodki i nie czuć drożdży, a jednocześnie się nie nagazował. Liczyłem się z tym, że refermentacja może nie wystartować i bałem się, że w takim przypadku cały dosypany przed butelkowaniem cukeir zostanie, drożdże zostaną, więc będzie niegazowany, za słodki i drożdżowy. Ale nie - jest dobry.
Nawet bardzo dobry moim skromnym zdaniem, choć zupełnie nie gazowany. Trochę jakby refermentacja się odbyła, ale CO2 w magiczny sposób wyparowało z zakapslowanej butelki.
Spróbuję tego przepisu jeszcze raz, może uda się uniknąć infekcji i może wtedy się nagazuje. Póki co cieszę się tym co mam, bo choć pewnie dalekie od ideału, to pije się bardzo przyjemnie. W załączniku zdjątko.
Na zdrowie!
Nawet bardzo dobry moim skromnym zdaniem, choć zupełnie nie gazowany. Trochę jakby refermentacja się odbyła, ale CO2 w magiczny sposób wyparowało z zakapslowanej butelki.
Spróbuję tego przepisu jeszcze raz, może uda się uniknąć infekcji i może wtedy się nagazuje. Póki co cieszę się tym co mam, bo choć pewnie dalekie od ideału, to pije się bardzo przyjemnie. W załączniku zdjątko.
Na zdrowie!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Posty: 2896
- Rejestracja: niedziela, 14 lis 2010, 22:18
- Krótko o sobie: Jestem fajnym człowiekiem, który ma więcej radości z dawania niż z brania.
- Ulubiony Alkohol: niepospolity i najlepiej bez banderolki; poszukiwania ciągle trwają...
- Status Alkoholowy: Amator Domowych Trunków
- Lokalizacja: Puszcza Goleniowska
- Podziękował: 159 razy
- Otrzymał podziękowanie: 298 razy
Re: Cydr z soków z kartonu - dziwny nalot na powierzchni
Tak, mam oryginalną kapslownicę i wiesz co... chyba masz rację, że tydzień to po prostu było za mało. Otworzyłem teraz (po 2 tygodniach) i już słychać wyraźne syknięcie przy otwieraniu. Nagazowanie jest jeszcze sporo mniejsze, niż bym chciał, raczej bym to nazwał musowaniem, jak szampan, ale rzeczywiście jest, a tydzień temu go nie było. Czyli wygląda na to, że ten stwór na nagazowanie potrzebuje ze 3 albo i 4 tygodnie.
Re: Cydr z soków z kartonu - dziwny nalot na powierzchni
Pozwolę sobie na małe podsumowanie - może gdy ktoś kiedyś prześledzi ten wątek, bo będzie w podobnej sytuacji, to mu się przyda.
Cydr wyszedł bardzo dobry - zarówno w ocenie mojej jak i częstowanych mimo, że najwyraźniej powstawał w niezbyt dogodnych warunkach. Na początku POTĘŻNY smród zgniłych jaj (siarkowodór) - teraz robię drugi nastaw i smród był znacznie słabszy i znacznie krócej, a świadczy o zestresowanych drożdżach, wiec im go mniej tym lepiej. Do tego nalot, jak to powiedziała moja partnerka "lilie wodne" - jakaś infekcja. Pojawiały się głosy, by wszystko wylać, ale zasiarkowałem i wszystko jest ok. Żadnych zgłoszeń o zatruciach nie odebrałem. Niemniej jednak "lilie" faktycznie są objawem infekcji, wiec faktycznie w którymś momencie czegoś nie dopilnowałem i się zakaziło. Mea culpa, ale lekcja jest taka, żeby nie panikować, tylko zasiarkować.
Ostatnia rzecz, to gazowanie. Po tygodniu było zerowe, po dwóch cydr był lekko musujący, po 3-4 był należycie gazowany.
W tej chwili robię drugi identyczny nastaw. Fermentacja trwa już 13. dzień, a więc znacznie dłużej niż poprzednio, ale też przebiega znacznie delikatniej (mniej siarkowodoru), a więc chyba lepiej. Już się kończy, bo bulgniecia są pojedyncze i rzadkie. Jutro zmierzę BLG.
Cydr wyszedł bardzo dobry - zarówno w ocenie mojej jak i częstowanych mimo, że najwyraźniej powstawał w niezbyt dogodnych warunkach. Na początku POTĘŻNY smród zgniłych jaj (siarkowodór) - teraz robię drugi nastaw i smród był znacznie słabszy i znacznie krócej, a świadczy o zestresowanych drożdżach, wiec im go mniej tym lepiej. Do tego nalot, jak to powiedziała moja partnerka "lilie wodne" - jakaś infekcja. Pojawiały się głosy, by wszystko wylać, ale zasiarkowałem i wszystko jest ok. Żadnych zgłoszeń o zatruciach nie odebrałem. Niemniej jednak "lilie" faktycznie są objawem infekcji, wiec faktycznie w którymś momencie czegoś nie dopilnowałem i się zakaziło. Mea culpa, ale lekcja jest taka, żeby nie panikować, tylko zasiarkować.
Ostatnia rzecz, to gazowanie. Po tygodniu było zerowe, po dwóch cydr był lekko musujący, po 3-4 był należycie gazowany.
W tej chwili robię drugi identyczny nastaw. Fermentacja trwa już 13. dzień, a więc znacznie dłużej niż poprzednio, ale też przebiega znacznie delikatniej (mniej siarkowodoru), a więc chyba lepiej. Już się kończy, bo bulgniecia są pojedyncze i rzadkie. Jutro zmierzę BLG.